Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2018, 12:05   #94
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Pobiegli


Łowca gnał co sił w nogach niemal gubiąc swoich towarzyszy. Rycerz i najemnik choć nie byli od niego słabsi nie czuli tak silnej motywacji co on. Labirynt jednak jak uparty nie chciał skręcić tam gdzie zniknęła porwana dziewczynka. Ściana twardo rosła nieprzerwanie i bez wyrw. Mijali kolejne odnogi w prawą stronę, ale żadnej w lewo, gdzie wywiało Izabellę. Wydawało się, że w tym śnie nie braknie im sił, bo czas mijał a oni biegli i biegli nie zatrzymując się nawet na moment. Mgła, którą widział wcześniej Esmond została daleko za nimi. Nie mogli powiedzieć czy się zgubili, czy nie. Droga niby prosta, ale żaden się nie oglądał za plecy. W końcu ich umysły musiały zrozumieć, że w ten sposób nie dogonią siły, która wtargnęła do umysłu magini.

- Ten labirynt nie ma końca - zawołał w końcu Gveir. - Przystańmy, pościg nie ma sensu.

Głos najemnika od czasu paktu z demonem był nieco inny. Była to ledwo wyczuwalna zmiana, jednak Gveir z pewnością razem z częścią swojej pamięci utracił także część siebie. Jego głos miał w sobie teraz nieco więcej wahania i, zdawać by się mogło, więcej gniewu. Zdawać by się mogło, że Gveir wyglądał na ciut młodszego - ale być może była to iluzja snu lub niespodziewana utrata pamięci. Zdawał się być także bardziej zniecierpliwiony.

- Magia pana tego labiryntu płata figle na naszych umysłach - rzekł najemnik. - Musimy znaleźć inną ścieżkę lub wyrąbać ją sobie sami.

Wyrzekłszy to, przystanął. Rozejrzał się wokół - czy obok było coś poza ścianami labiryntu? Wyglądało na to, że znowu będą musieli wyrąbać sobie ścieżkę.

Esmond skinal glowa i dobył miecz by pomóc najemnikowi. Był zły w równej mierze na labirynt i na siebie, jako że pozwolił by “On” porwał Izabelę. Ściany skutecznie uniemożliwiały zarówno prowadzenie pościgu jak i rozeznanie w terenie. Spojrzał w górę by ocenić ich wysokosc.

-Podsadzcie mnie- zaproponował- może z góry znajdziemy drogę

- To przecież sen, koniec końców - zauważył najemnik. - Czy nie możemy po prostu dostać do środka labiryntu… Po prostu myśląc o tym? - zastanowił się.

Spojrzał na pulsujące ostrza. Pamiętał pakt z demonem. Czy rzeczywiście po tym wszystkim wydostanie je z tego snu? Miał taką nadzieję. Miał także nadzieję, że cokolwiek właśnie zapomniał, nie było niczym ważnym. Postanowił się jednak skoncentrować na misji, którą mieli przed sobą.

Skoro to był sen, to być może mógł więcej niż w świecie rzeczywistym. Spróbował, na próbę, wyobrazić sobie przejście w żywopłocie. Pomimo tego, że było to pewnie głupie, w ostatnich czasach zdarzało mu się doświadczać bardziej szalonych rzeczy.

Żywopłot… labirynt… labirynt żywopłotów. Jeszcze na domiar złego zgubili się. Najgorszy koszmar utopca właśnie się ziścił. Nie mogło być gorzej. No może gdyby coś zaryczało za rogiem…

- Biec, czy wyrąbać sobie drogę… co to za różnica, skoro i tak nie wiemy gdzie? - zapytał. - Poza tym… to nie jest do końca sen. Jesteśmy w jej umyśle. To chyba nie to samo.

Rycerz rozejrzał się dookoła uświadamiając sobie, jak źle to świadczy o umyśle magini. Wegetatywny labirynt.

Nim Esmond otrzymał pomoc minęła dłuższa chwila wypełniona usilnymi próbami Gveira wyobrażenia sobie przejścia, oraz niezręczną ciszą jaka zapadła po wypowiedzi utopca. Przejście się nie pojawiło, pomimo najgorętszych chęci najemnika. Niejako była to odpowiedź na niezadane pytanie utopca. Gdyby tylko panowie potrafili słyszeć własne myśli…

W końcu trzeba było się zreflektować i pomóc łowcy. Mężczyzna został posadzony. O dziwo żywopłot, po złapaniu za krawędź zdał się na tyle stabilny aby się podciągnąć. Ostrożnie Esmond znalazł się na górze. Widok był niesamowity a zarazem przejmujący. Otwierała się przed nim połać zieleni. Pasy żywopłotu ciągnęły się i zakrzywiały. Rozwidlały i łączyły. A to wszystko ginęło gdzieś za horyzontem. Ten zaś przez moment zdawał się płaski, a potem jakby Esmond rósł, albo otoczenie malało zaczął się zakrzywiać… do góry. Po chwili łowca zrozumiał iż patrzy na wnętrze kuli wypełnione labiryntem. Niebo już nie było dla niego niebieskie, a również pocięte przez kolejne pasy zieleni. Zrozumiał gdzie została zabrana mała Izabella. Cel miał przed oczyma, choć musiał zadzierać głowę do góry.

Choć widok zrobił na nim wrażenie, Esmond nie miał czasu by się nim zachwycać.

- Sądzę że możemy spróbować przemieszczać się po ścianach. Zdają się być stabilne- zasugerował, wyciągając dłoń w stronę znajdujących się niżej towarzyszy- zaoszczędzimy sporo czasu, co więcej nie będziemy musieli maszerować na ślepo.

Gveir podał Esmondowi dłoń i zaczął gramolić się do góry.

Z małym trudem najemnicy również stanęli na krawędzi żywopłotu. Obaj przeżyli to samo wrażenie co łowca. Utopcowi tylko zakręciło się od tego w głowie gdy jego umysł ogarnął jego najgorszy koszmar - zamknięcie w kuli labiryntu. Bez ostatecznego wyjścia, pełen żywopłotu.

Łowca był mniej więcej w stanie określić dokąd została porwana mała Izabella. Choć musiał do tego dodać jeszcze krzywiznę terenu, był przekonany dokąd powinni się udać. Wędrówka górą była odrobinę wolniejsza. Mając węższą ścieżkę mężczyznom wydawało się, że zaraz mogą spaść. Tutaj najemnikowi szło najsprawniej. Niczym kot spacerujący po płocie miał w głębokim poważaniu grawitację… o ile ona faktycznie tutaj działała. Póki co wyglądało na to, że tak.

Esmond prowadził drużynę. Labirynt wydawał się nudny. Niekończące się pasy zieleni, brudno brązowa ziemia, niebo bez nieba. Tyle widział łowca skoncentrowany na zadaniu. Najemnik i rycerz widzieli więcej. Wydawało im się, że czasem cień zalegał pomiędzy ścianami. Coś się tam poruszało. Słyszeli też głosy. Słyszeli jak dorosła Izabella rozmawia. Wrażenie zaraz znikało, ale w jego miejsce pojawiało się nowe. Zauważyli też, że pomimo tego co stało się na początku nie mogli dostrzec innego rodzaju pokoju, przestrzeni takiej w jakiej była mała magini. Ścieżki labiryntu były puste.
- Posłuchaj mnie ty stary zgredzie! - usłyszeli nagle i bardzo wyraźnie. Nie było jednak nikogo poza nimi trojgiem.
- Narażasz młodych uczniów swoimi decyzjami! Nie pozwolę ci na to!” - głos tak jakby… dochodził spod ich stóp.

Gveir szedł. Choć widok był dla niego niesamowity, jakoś zlał się z wydarzeniami ostatnich tygodni - brakiem pamięci, mówiącą Karhu i rytuałem. Co gorsza miał wrażenie, że pomimo tego, że sen był z umysłu magini, wkrótce te wizje mogły ujawnić coś strasznego dla niego. Niego i Izabelli i Esmonda. Próbował jednak zdławić uczucie rosnącego niepokoju, którego wcale nie polepszał fakt, że zapomniał… Coś.

Przystanął. Spojrzał pod siebie. Dobył ostrza na łańcuchu w dłonie i szpicem jednego z nich wskazał, dokąd dochodziło źródło tego dźwięku.

- Kto tu? - zapytał groźnie.

Odsunął dłonią gęsty żywopłot, zastanawiając się, czy pod nimi nie było przejścia.

- To jej wspomnienie - wymamrotał utopiec. - Ten labirynt tętni nimi.

Wbrew powszechnej opinii dłuższe obcowanie ze źródłem strachu nie pozwoliło rycerzowi oswoić się z nim. Niepokój nie malał, a rosła pewność że nigdy nie znajdą wyjścia. Jedynie cel… Odnalezienie Izabeli, która byłaby w stanie rozwiać labirynt… utrzymywał Hektora przy trzeźwości myśli.

- Może powinniśmy pozwolić jej zauważyć nas? Może spróbujemy się wedrzeć w jedno z jej wspomnień, by nas… “pamiętała”?

Hektor wypowiedział te słowa niepewnie. Nie z uwagi na abstrakcyjność pomysłu, a raczej ze względu na to co ze sobą niósł. Zwłaszcza dla niego wspomnienia były czymś intymnym. Naruszanie ich wydawało się zakrawać o… gwałt.

Idący z przodu Esmond obejrzał się za towarzyszami dopiero teraz zdając sobie sprawę o czym mówią.

- Ingerencja w jej wspomnienia?- zapytał, a zwątpienie w jego głosie sugerowało, że ma podobne odczucia co utopiec - zdaje się, że takie działanie może być ryzykowne… a z całą pewnością nieetyczne.

- Musimy znaleźć drogę, aby uwolnić Izabellę - ponaglił Gveir. - Wspomnienia lub nie, jeśli nie dowiemy się, gdzie ją zabrano, już na zawsze pozostaniemy w tym labiryncie. Być może będziemy mogli znaleźć jakiś ślad, dzięki czemu będziemy mogli ją wytropić..

Aby otworzyć wyrwę w żywopłocie trzeba było ponownie zejść na ziemię. Senna broń najemnika nie miała problemu z rozcięciem liści i wycięciem sobie drogi do “środka”. Tak samo jak wcześniej Esmondowi Gveirowi ukazało się wnętrze pomieszczenia. Tym razem było ono kamienne i zdobione. Dorosła Izabela stała przed drewnianym biurkiem. Za nim w drewnianym fotelu obitym skórą siedział siwy mężczyzna, człowiek, w szatach podobnych do tych co nosiła magini. Ściany były zastawione przez półki z księgami oraz fetyszami. Na jednej widniało wymalowane wielkie oko. Był dzień, ale przez okna nie dało się zobaczyć co było na zewnątrz.

Gveir przystanął. Przypatrywał się scenie przez chwilę, wahając się. Chciał wywiedzieć się co nieco o tym wspomnieniu, zanim w nie wejdzie. Nie był pewien, w jaki sposób mógł wykorzystać wspomnienie Izabelli po to, by dostać się do środka labiryntu, aby ją w końcu odnaleźć. Czy było to tak proste, jak wkroczenie do jej wspomnień?

Do najemnika dołączył Hektor zeskakując również z żywopłotu. Esmond został na górze.
- Słuchaj mnie! To są jeszcze dzieci, oni nie wiedzą jak walczyć a ty ich chcesz posłać na front? Tam będą demony! Zastanów się! - Izabela uderzyła dłońmi o blat. Mężczyzna pozostał niewzruszony.
- Posłuchaj mnie… żadne ćwiczenia nie przygotują uczniów do walk. Mamy obowiązek służyć. To gdzie ich przydzielą zostawiam taktykom. Z reszta młoda Lily ewidentnie pali się do walki. Potejamnie Ristoff ją uczył walki bronią.
- To jest JEDNA osoba... - zauważyła magini. Mag odniósł dłoń powstrzymując ją od dalszej przemowy.
- Iluzja nie jest tylko do pomocy i dobrze o tym wiesz. Każdą magię można różnie zastosować. Ci co zostaną posłani zdecydowanie wykazują chęć do agresji i walki. Podobni tobie przydadzą się również… po walkach.

Gveir przysłuchiwał się wspomnieniu przez pewien czas. Zamiast treści samego wspomnienia, interesowało go wnętrze pokoju, a także sama Izabella. W końcu, po krótkiej chwili wahania, zniecierpliwił się i wkroczył do wnętrza pokoju, czekając na reakcję magini i kogoś, kto wydawał się jej być mistrzem.

Esmond zeskoczył z żywopłotu by lepiej widzieć wspomnienie. Zaciekawił się, słysząc imię dawnej towarzyszki. Jednak w przeciwieństwie do Gviera, nie zamierzał ingerować.

- Lily? - wyrwało się Hektorowi z ust wraz z gardłowym bulgotem.
Czuł się jak podglądacz… ale mleko się rozlało. Wolał uczciwość od potajemnego szpiegowania. Również wkroczył do pokoju, mając nadzieję, że to wystarczy by Izabela ich ujrzała, albo uświadomiła sobie że są w jej głowie.
- Pilnuj wyrwy Esmondzie - dodał trzeźwo pamiętając że właśnie przez taką wyrwę, wcześniej Izabela została porwana sprzed ich oczu.
 
Santorine jest teraz online