Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2007, 15:48   #137
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Learion Aylinn

Przez chwilę trwała cisza, przerywana jedynie cichym i silącym się na spokój oddechem gnoma, oraz przytłumionym, nieco rwanym oddechem kobiety.

"Płacze", pomyślał Learion, czując się wyjątkowo podle. W życiu nie sądził, że Fristus po prostu wmaszeruje tak beztrosko na tak ewidentną pułapkę. Frustracja szybko wypełniała pustkę powstałą wskutek szoku wywołanego nagłością śmierci tuż przy nim, frustracja, która powoli zmieniała się w gniew. Oskarżanie samego siebie z pasją nie polepszyło sytuacji, Aylinn był teraz jak napięta struna, gotowa strzelić pod byle dotknięciem.

Fialar najwyraźniej to wyczuł, bo ruszył ku młodemu gnomowi, lecz przystanął w zadziwieniu, kiedy panika wypełniła na moment myśli chłopaka.

"Jeśli podejdziesz, dotkniesz mnie albo zamruczysz, rozryczę się! Jak ostatni zasmarkany dzieciak!"

Wizja, jaka nawiedziła zasmuconego gnoma po tym pełnym pasji wykrzykniku, była jednak rozbrajająca: on sam, stojący w korytarzu i dwa strumienie łez tryskające z jego oczu niczym dwie imponujące fontanny niemal dwa razy wyższe od ich właściciela...

Gnom szybko odwrócił się, bezgłośnie śmiejąc się przez uwolnione teraz łzy, strumieniem cieknące po twarzy; mając nadzieję, że Vilmorgan Sin’Sensereth nie zauważy jego słabości, znajdując w tym pomieszaniu płaczu za zmarłym oraz śmiechu z własnej głupoty - niewielką ulgę, ujście dla zżerającej go frustracji i gniewu i poczucia winy.

Chwilę zajęło gnomowi dojście do siebie, nie było też całkowite. O tym nie było mowy, Learion miał już co prawda do czynienie za śmiercią, ale nadal było to dlań doświadczenie zgoła wstrząsające. On śmierci unikał, o włos, o krok, o jeden obrót przekładnią czy o zamknięte w porę drzwi. Niewiele, ale jednak. Śmierć... w swojej ostateczności, była... zbyt wielka, by można było ogarnąć ją umysłem bez przerażenia. A Aylinn nie miał doświadczenia wiekowego życia, które pozwalało na pewne sprawy patrzeć z dystansem. Mimo swojego wieku, stracona pamięć stawiała go na pozycji zgoła nieciekawej pod tym względem.

Może to właśnie spowodowało, że Vilmorgan uśmiechnęła się smutno, patrząc na drgające od wstrzymywanego płaczu ramiona młodzieńca z Małej Rasy, którego wzrost i młodzieńcza buzia w jej oczach czasem czyniły małym chłopcem.

Nim jednak coś powiedziała, rozległo się mruczenie kota. Fialar nie uznawał za stosowne czekać jakoś szczególnie długo, a kiedy jego towarzysz odwrócił się plecami, kot po prostu podszedł, przycupnął i wspaniałym skokiem wylądował na plecach bądź co bądź niewysokiego gnoma, który cichym jękiem i wygięciem się w łuk skwitował nagłe wyrośnięcie czarnego garba na plecach. Garb utrzymał się dzięki mocno wczepionym pazurom, po czym przemaszerował - przy wtórze nieprzerwanego syku zza zaciśniętych zębów Leariona - na ramię tego ostatniego, gdzie umościł się wygodnie i począł mruczeć.

Gnom bezgłośnie jęknął z bólu, kiedy fala ognia przetoczyła się przez jego poranione plecy, przekomicznie się przy tym krzywiąc. Pospiesznie ocierając twarz chustką, której już nie miał, rozmazał tak pot, który wystąpił mu na czoło, jak i łzy, a raczej ślady po nich. Na koniec wciągnął głośno powietrze i odwrócił ku patrzącej nań z sympatią kobiecie o przepysznych, gęstych, złoto-rudych włosach.

"Gdyby była niższa... straciłbym dla niej serce."

Myśl przemknęła gdzieś w tyle głowy gnoma, jak to tylko myśli potrafią, zaś młodzian począł "rozglądać się" wokół. Mrucząc, kot przekazywał mu obraz lekko kulistego korytarza, o nieregularnym sklepieniu i ścianach. Jedynym obrobionym tutaj kamieniem był ten użyty przy tafli liter, mozaice, która stała się przyczyną zguby niecierpliwego przewodnika.

Brakło czegokolwiek, absolutnie czegokolwiek by móc pochować zwęglone zwłoki. Co nie zostawiało wielu opcji...

- Nie ma nawet kamieni, aby go dobrze pochować... - mruknął pod nosem gnom, nieświadom, że Vilmorgan Sin’Sensereth przygląda mu się z uwagą, że nawet lekko pochyliła się ku niemu, że niemal zaczęła mówić, przez co jej pełne, czerwone usta ułożyły się jakby do pocałunku. Dodatkowo kobieta pochyliwszy się, złożyła ręce na podołku, przez co jej krągłe ramiona obramowały wysokie, jędrne piersi, uwydatniając dekolt i biust kobiety. Fakt, że nijak nie zdawała sobie ona z tego sprawy, spowodował, że kiedy kot przekazał swemu towarzyszowi ten cud-obrazek, efekt tegoż przekazu był wprost niszczycielski: gnom zupełnie stracił kontenans, spuścił głowę, a nawet - ku swemu potwornemu zażenowaniu - zarumienił się.

"Jest... piękna!" - pomyślał z tęsknotą i uwielbieniem - "Jest CZŁOWIEKIEM! Co mi się roi w głowie?!" - pomyślał z zadziwieniem i konsternacją.

Młodzieniec był wstrząśnięty bardziej, niż mu się wydawało, co przy piękności, jaką była Vilmorgan Sin’Sensereth uczyniło go znaczniej bardziej wrażliwym na jej urodę. Fakt zaś, że czuł do niej podziw i wdzięczność powodował, że Learion właściwie balansował już na krawędzi zadurzenia. Młody wiek rządzi się bowiem swoimi prawami a jego elastyczność nawet potędze i majestatowi śmierci potrafi się oprzeć, tak, jak trawa powracając do zwykłego stanu, gdy wicher przestanie nad nią szaleć.

Znacznie bardziej obyta w tych sprawach Vilmorgan przez moment całkowicie zbita była z tropu reakcją ślepego przecież gnoma, lecz jego uwaga o kamieniach była brakującym kawałkiem układanki. Nielicho zaintrygowana, a zarazem mile połechtana komplementem, jakim była reakcja młodzieńca, zapomniała o naglącym ich obojgu mijającym czasie. Lekko wyprostowując się, zapytała, wyprzedzając gnoma:

- Learionie, ty widzisz, prawda?

Zaambarasowanie zbyt pochłonęło młodzieńca by zadał własne pytanie, słowa - Pani, co Fristus lubił? - utknęły mu w gardle pozostając niewypowiedzianymi. Powoli pokręcił głową, zsuwając opaskę. Niebieskie, typowo gnomie tęczówki były całkowicie nieruchome, znacząc martwe oczy ślepca. Jednocześnie Fialar rozwarł szeroko oczy, wpatrując się nieruchomym, intensywnym wzrokiem w kobietę swoimi pionowymi źrenicami w żółtych, kocich oczach.

- Ach tak - szepnęła, nagle rozumiejąc, Vilmorgan.

- Ale tylko czasem - rzekł poważnie Learion, lekko unosząc głowę, tak, by 'patrzeć' jej w oczy, słusznie wywnioskowując z źródła głosu, że się lekko wyprostowała - Pani, co Fristus lubił?

Zmiana tematu lekko zaskoczyła kobietę:

- Lubił? W sensie? - odczuwane zdziwienie zabarwiło altowy timbr jej głosu, lekko uniesione brwi wydobyły jakby nowy odcień jej oczu.

- Kwiaty, może? Ulubiony jego kwiat, jeśli miał jakiś? Albo zapach, który lubił? A może często wychodził przy pierwszym śniegu, lub patrzył nań, siedząc przy oknie? - dodał chłopak przypominając sobie swoją ukochaną rozrywkę z przełomu jesieni i zimy.

- Lubił polne kwiaty. Jego dom leżał na wzgórzach, wśród łąk. Zawsze potrafił zaskoczyć mnie ilością kwiatów, jakie znał i rozpoznawał po zapachu bądź wyglądzie. Czemu pytasz o to?

Nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć, Learion po prostu zmilczał. Odpowiedź "zaraz zobaczysz, pani" nie wydała mu się odpowiednią, "to tajemnica" było wprost durne a wytłumaczenia... pogłębiały jego zażenowanie kiedy o nich myślał, a co dopiero, gdyby miał o nich mówić. Nic więc nie mówiąc, jedynie unosząc palec w górę w geście mającym znamionować coś w stylu "momencik, chwileczkę" przykucnął przy swym niedawnym przewodniku. Fialar zeskoczył i przedefilował, usadawiając się przy głowie mężczyzny, podczas gdy gnom układał ciało tak, jakby Fristus po prostu się zdrzemnął, poprawiając nogi, układając mężczyznę na plecach, a ręce wzdłuż boków, jednocześnie cicho ruszając ustami wymawiając jakieś bezgłośne słowa, co chwila odrzucając potrząśnięciem głowy niesforny kosmyk pszenicznych blond włosów, który z uporem zsuwał się przed oczy, prawie dekoncentrując gnoma. Gdy dotarł do głowy, klęknął, położył sobie poparzoną głowę Fristusa na kolanach, jednocześnie powoli recytując:

Sen co go zmorzył
wieczny.
Koniec to -
ostateczny?


Dłonie gnoma przewędrowały pieszczotliwym ruchem po popalonych włosach zmarłego, przeczesując je delikatnie. Fialar śmignął pomiędzy dłońmi recytującego niczym czarna smuga.

Lecz dokądkolwiek zmierza
niech myśli nasze zabierze
niech one mu drogę wygładzą,
naszą oń troskę przekażą


Głos Leariona troszkę się wzmocnił, nabrzmiały żalem i smutkiem wzniósł się od szeptu do cichego półtonu, ręce przymknęły oczy mężczyzny, wygładziły jego twarz, nadając jej wyraz spokoju i lekki rumieniec osoby śpiącej zdrowym, głębokim snem. Fialar niczym czarna chmura przesunął się nad piersią i brzuchem mężczyzny, lecz to delikatnie gestykulujące dłonie gnoma, długimi palcami rysowały w powietrzu w unoszącej się z ziemi szarej mgle symbole.

Spoczywaj w spokoju,
jak we śnie.
Gotowy by podnieść oczy.
Do domu
od nasz odszedłeś.
Za wcześnie.


Smukłe, długie palce gnoma spoczęły na ramionach Fristusa. Jakby zdjęto zeń spory ciężar, Fristus rozluźnił się, przez moment niemal zdawało się, że odetchnął. Kot, który zdążył okrążyć w tym czasie nogi mężczyzny zgrabnym skokiem wylądował mu na piersi, począł niby wyciągać zeń coś, wciąż sięgając łapami w dół, zaciskając chwyt pazurami i cofając łapy, w rzeczywistości jednak przebierając nimi w powietrzu, niemal muskając ubranie mężczyzny. Wokół ciała zmarłego dał się zauważyć ruch. Spomiędzy palców dłoni, spod łokci, przegubów czy pleców Fristusa, wzrastała trawa. Obejmowała go, rosnąc - jak na trawę - z nienormalną szybkością, widoczną gołym okiem. W połowie następnej zwrotki ciało leżało na grubym zielonym kobiercu. Tenor Aylinna poniósł się korytarzem.

Spojrzyj na zielone wzgórza,
Na trawy, wiatrem przechylane,
Wspomnij dni od trosk wolne
Lata dawno zapomniane

Ostatnie to nasze słowa,
Smutna jest ta rozmowa.
Odejść to jakby umierać,
Pamiętać to rany rozdzierać.


Fialar ułożył się, niczym niepomny poparzeń, owinął ogonem i złożył głowę, jak do snu, mrucząc. Spomiędzy traw nagle rozkwitły kwiaty. Astry, niezapominajki o okrągłych płatkach, dmuchawce, przeradzające się w mlecze, dzwoneczki, o zwieszających się ku Fristusowi kielichach, zieleń traw nagle ożywiła się ruchem rozkwitających kwiatów...

Czas rany winien uleczyć,
Lecz jemu się nigdy nie spieszy.
Nim ból przejdzie w rutynę cierpienia
Się trzeba uzbroić w konwenans.

Wspomnienia popłyną jak rzeka,
Ze źródła co wyschnąć nie umie,
Tamy domeną człowieka,
Co stawiać je musi sam sobie.


... wszystkich w kolorze czarnym. Jedynie po przejściu dmuchawców w mlecze, zmieniały one kolor na biały. Powietrze natomiast wypełniło się wszystkimi zapachami łąki u szczytu kwitnienia, dały się słyszeć cykania koników polnych i bzyczenia pszczół, mimo, że nie było żadnych owadów. Nigdzie nie przelatywał trzmiel, ale charakterystycznego buczenia nie dało się pomylić z niczym innym... To była tchnący życiem, choć dziwnie okaleczony skrawek łąki w środku lata, który rozkwitł nagle w trzewiach Labiryntu.

Fristus - tak brzmi jego
imię
Pamięć o nim -
zaginie?


Wszystkie mlecze rozsypały się, niczym zdmuchnięte, przykrywając Fristusa, Fialara, kobierzec szumiących traw i czarnych kwiatów pokrywą białego puchu. Puch ten zafalował na wietrze by wreszcie unieść się po spirali w górę, zostawiając na ziemi jedynie... Fialara. Siedzącego, patrzącego uważnie na swojego pana i owiniętego własnym ogonem. Gnom powstał, wraz z unoszącym się w górę spiralą bieli, deklamując pełnym, donośnym głosem:

Rotą moją doń te słowa czynię:
Nijak nie, dopóki ja żyję.




Kot podniósł się, by otrzeć się o nogi powstającego gnoma. Ten schylił się i podniósł kota z podłogi, umieszczając go na swoim ramieniu, podwinął rękaw białej koszuli i wypisał palcem ubabranym swoją krwią, na ziemi:

Nie poddawaj się do końca. Fristus Przewodnik.

Oparłszy się o ścianę, gnom zadrżał, czując się nagle bardzo małym i zziębniętym stworzeniem, które bardzo ale to bardzo chce spać. Z trudem zmusił swój umysł do jakiejś aktywności, głównie dzięki mruczeniu zmartwionego o niego kota. Pogłaskał Fialara, uważając, by nie zrobić tego zaciętą ręką i nie poplamić gęstego futra kota krwią. Potem przypomniał sobie słowa kobiety, wypowiedziane hen, przed wiecznością, a jednak zaledwie przed paroma minutami i rzekł, siląc się na rześki ton:

- Zatem, Pocieszycielko, ruszamy dalej?

Jednocześnie podwiązał sobie koszulę opaską zdjętą z oczu, aby i jej nie zabrudzić, wyjął też obie ręce z płaszcza, przez co rękawy tegoż zwisały swobodnie wzdłuż boków. Postawił też kota na ziemi, nie czuł się na siłach obecnie, by go nieść.

Błysnąwszy najlepszym uśmiechem, którym od dziecka przekonywał matkę, że 'wcale nie jest tak źle jak to przed momentem wyglądało', Learion Aylinn postąpił ku pułapce, na której stracił przewodnika i towarzysza... A której rozwiązanie sparafrazował jako swoiste memorandum dla niego tuż obok, na ziemi. Nie zamierzał się poddawać. I to nie był żaden koniec. Ani dla niego, ani dla Fristusa.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline