Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2018, 12:03   #8
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Hassan rąbał drzewo. Jego długie i węźlasto umieśnione ramiona podnosiły drewniane stylisko topora i z każdym sapnięciem, na boki sypały się drewniane szczapy. Wojownik podziwiał za każdym razem swoje dzieło, kiedy masywny obuch żelaznego topora rozłupywał ciężkie klocki, po czym znów kładł kolejny klocek na pocięty ciosami pieniek. Powtarzalność pracy koiła jego nerwy, jak i pozwalała zachować członkom należytą siłę. Pozwalała też nieco zarobić. Młoda i przeurocza Calia Davnos, żona pewnego podoficera w służbie lordów, którego wysłano gdzieś na północ, w stronę Luskan, została sama z tą ciężką i niewykonalną dla jej słabej płci robotą. Hassan, widząc jej czarne loki, przepiękny uśmiech i rozkosznie wypięty dekolt nie wahał się ani chwili.

W końcu, kierowany mocarnymi łapami Hassana topór wylądował na pieńku, a szczapy pofrunęły na boki, prosto w dwie pryzmy drewna. Wojownik chwilę jeszcze pomęczył się z uporządkowaniem bałaganu w ogródku i wkrótce stał podpierając się pod brodę, z zadowoleniem patrząc na dwie, wysokie pryzmy porąbanego drzewa. Odwrócił głowę dopiero wtedy, kiedy w drzwiach do domu stanęła Calia, trzymając w rękach dzban i dwa kubki. Zakharyjczyk uśmiechnął się, łowiąc swoimi szarymi oczami jej rozpalone spojrzenie...


Hassan leżał na rozłożonej na podłodze ogromnej skórze niedźwiedzia, zaplątany w kolorowy koc, i niedbale rozrzucone tu i owdzie fatałaszki. Nie tylko swoje. Wojownik gładził kobiece krągłości wtulonej w jego pierś kobiety, która wcześniej częstowała go winem. Pusty dzban wciąż walał się na podłodze, a kubki zaginęły gdzieś w ogólnym rozgardiaszu, który był jak najbardziej z ich winy. Jej czarne pukle drażniły słodko jego nozdrza swoim ziołowym zapachem. Rozmawiali. O wszystkim i o niczym, zabijając czas słodkim nieróbstwem, prawiąc sobie komplementy i opowiadając niewinne kłamstewka. Hassan jednak popatrzył w pewnym momencie na stojącą nieopodal klepsydrę, a w dodatku pewien zapach przedarł się przez zapach jej rozkosznego ciała
- Kobieto. Niewątpliwie dostaniesz dziś w skórę od swojego męża. Twój piekny tyłek spuchnie, i nie zmieścisz się w suknię – zawyrokował rechocząc.
- Dlaczego? Przecież o niczym się nie dowie – zaśmiała się mężatka – Wiesz.. może dlatego, że zdemolowaliśmy kuchnię? - wojownik popatrzył po pobojowisku, niczym wódź po stoczonej bitwie, potem powęszył w stronę kuchni – a może... już nas oblega ogniem bo czuję spaleniznę. Albo spaliłaś obiad – rechotał kiedy Calia pisnęła i wyskoczyła naga z posłania i zaczęła myszkować nad kuchnią, klnąc pod nosem, próbując ratować resztki strawy. Garnki i rondle klekotały i dzwoniły uciesznie kwitując jej desperackie wysiłki w ogarnięciu bałaganu.

Hassan zwlókł się z posłania, i zaczął wciągać białe, wełniane szarawary i purpurową, jedwabną koszulę, wiązaną z przodu trokami. Potem założył kaftan pikowany, mający gdzieniegdzie zacieki od rdzy i oliwy używanej do konserwacji zbroi. Wciągnął na nogi wysokie prawie do kolan skórzane buty o fantazyjnie wykręconych do góry noskach i cholewach wywijanych na zewnątrz. Potem zadzwoniła wciągana na grzbiet kolczuga, którą wojownik ściągnął w pasie za pomocą troków i rzemieni, aby lepiej się dopasowała. Szorca z płytek poszła w następnej kolejności, klekocząc cicho kiedy Hassan dopinał ją za pomocą pasków do dolnej krawędzi kaftana. Zarzucił na siebie krótki do kolan, czerwony thawb, ściągając go szerokim, nabijanym mosiężnymi guzami pasem, za który zatknął toporki do rzucania, przypasując jednocześnie za pomocą zdobionych rapci długi jatagan o oburęcznej rękojeści. Wziął ze stołu swoją borkę, która przypominała po prostu zgięty w pół rulon białej wełny, spięty za pomocą mosiężnego diademu, założył na głowę, i potrząsnął czarną grzywą i podniósł z podłogi swoją glewię. Podszedł do kobiety, klepnął ją w jej zgrabną pupę, pocałował w szyję, ściskając przez chwilę zgrabną, rozchichotaną gospodynię i rechocząc wyszedł przed dom, kierując się w stronę gospody w której chwilowo kwaterował. Idąc zabłoconą ulicą chłonął nozdrzami wiosenne zapachy gwarnego miasta Waterdeep. Pachniało tą przedziwną mieszaniną zapachów podobną do Huzuz, jednak pierwsze, co mamelukowi rzucało się jako różnica była wszechogarniająca wilgoć. Czuć ją było w powietrzu, od roślin które czasami bujnie zwieszały się z kolorowych balkonów lub okiennic gęsto pobudowanych domów. Dla Hassana jednak, najpiękniejsi byli mieszkańcy tych egzotycznych ziem, patrzący również na niego jak na jakieś zjawisko przywołane z magicznego portalu. Wojownik korzystał z obopólnego zainteresowania i szlajał się po ulicach Waterdeep, szukając przygód, zwady i rozrywek a właściwie zabijając jedynie czas swobodną wędrówką.

***

Wieczór w "Ziejącym Portalu" nie był początkowo ekscytujący. Wojownik nudził się niezmiernie, kosztując niektórych potraw które dozwolone były w jego oświeconej kulturze. Patrzył niepocieszony na swój talerz, pełen zieleniny i ciętego w paski podwędzanego łososia i próbując nie patrzeć na łeb dzika za swoimi plecami. "Jak można spożywać świnie" dziwił się po raz kolejny w duchu mameluk popijając piwo. Picie w towarzystwie było niedozwolone w Zakharze, ale Hassan zdawał sobie sprawę, że już tam nie jest, a kraj północy, miejscami barbarzyński obfituje w możliwości wcześniej absolutnie wojownikowi nieznane. Wychylał właśnie kolejny kufel, kiedy inwektywy dotyczące świń i prosiaków znów zaczęły go drażnić. Tym razem jednak, wyzywano nie jego, ale pewną półorczycę o przyjemnych, atletycznych kształtach. "Rasistowski skurwysyn" przemknęło wojownikowi przez myśl "W dodatku cham i prostak. Kultury go trzeba nauczyć, kurwia jego mać". Potem jednak zrobiło się całkiem zabawnie, kiedy gnom postanowił chyba wykręcić jeden ze swoich zwyczajowych numerów i skończył zaliczając miotłę w czoło.

- Gnom jest moim kompanem! - ryknął wojownik podnosząc z podłogi miotłę której witki ukręcił swoją żylastą dłonią. Uzyskany w ten sposób kij od szczotki zafurkotał niczym ramiona wiatraka. Stanął okrakiem nad nieprzytomnym gnomem broniąc go przed tłumem. Spokojnie oczekiwał ataku z wyciągniętym niczym drzewce glewii trzonkiem kija od miotły.
- Kto następny? - Hassan patrzył spokojnie na uspokajający się tłum, zamierzając poczęstować drewnianym trzonkiem każdego chętnego rozróby

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 03-10-2018 o 18:39.
Asmodian jest offline