Torin nieufnie podążał z koboldami cały czas z dłonią na toporze. Topór ten łączył go z wiarą i tradycją krasnoludzką dodając pewności i siły kapłanowi. Był oburzony traktowaniem czarodzieja i ich wysłanników wioski.
W końcu dotarli do siedziby plemienia. Poprowadzono ich do wodza. Spotkanie niemal upewniło Torina, iż napaści były dziełem niewielkiej grupki odszczepieńców od plemienia walczących z wodzem. Nie wyzbył się jednak wszystkich obaw i cały czas był czujny.
Odprowadzony na kwaterę postanowił dalej zbijać z pantałyku przewodnika.
Thorin uśmiechnął się promiennie.
- Niewiele, potrzeba mi tylko dostępu do kuźni. Jeśli jednak takiej nie posiadacie to wystarczy mi i to ognisko. Sądząc zaś po jakości broni bandytów, którzy nas napadli, kuźni nie posiadacie, a przynajmniej zbrojmistrza potrafiącego wykonywać lepszy oręż.
Kobold spojrzał na niego zaskoczony.
– Kuźnia? A na co wam kuźnia? I to jeszcze teraz, nie lepiej się wyspać?
- Praca w kuźni zawsze poprawia humor, godzinka kuciem młotem przed snem dobrze robi na kondycję. Godzina z rana i mogę się mierzyć z całym światem. - odparł ze swadą.
Xoro dalej patrzył się na krasnoluda dziwnie. Wreszcie pokręcił głową.
– Tak, czy inaczej nie dzisiaj. Nasi współplemieńcy i tak mają pazury pełne roboty przy przygotowaniach jutrzejszej wyprawy. Wy również macie być gotowi o świcie – rzekł, po czym udał się do wyjścia, odsłonił zasłonę i już miał wyjść, lecz zatrzymał się i przez chwilę wpatrywał się w jakiś punkt na zewnątrz. W końcu westchnął i obrócił pysk w kierunku krasnoluda.
– Przyjdę po ciebie nim będziecie wyruszać. Zobaczysz naszą kuźnię, skoro tak ci na tym zależy. Oby Kirkrim się wobec was nie mylił – ostatnie słowa kobolda oraz chłodny ton w jakim je wypowiedział zdradzały jawne uprzedzenia. Czym, by to nie miało skutkować Torin został sam.
Torin wzruszył ramionami z plecak wyjął potrzebne narzędzia. Wiedział, iż może spokojnie poświęcić godzinę na pracę miał całą noc na sen.
Wiedział już jaką kolejna broń będzie poświęcona Moradinowi. Postanowił wykonać korbacza o pięciu bijakach w kształcie kowadła i młota symbolu Moradina. Pięciu bo ta liczba była ulubiona przez Moradina. Po chwili ku już rozgrzane metal, skręcał i ponownie kuł. Wiedział, iż będzie musiał powtarzać tą operację wielokrotnie, nim jakość będzie mistrzowska, jedyna godna by poświecić ją Moradinowi. Tak zapełniał czas w oczekiwaniu na towarzyszy.