Major Baker dokonał oficjalnej prezentacji. A groźba, która padła z ust byłego wojskowego wywołała uśmiech na twarzy Dot.
- Och byłam niegrzeczną dziewczynką.- Powiedziała gardłowym głosem. - Ukarz mnie.- Jęknęła przy tym.
Baker skrzywił się tylko, pokręcił głową, i zajął swoimi sprawami.
Dorothy wróciła do grzebania w swoich rzeczach. Pomysł zmiany ubioru tu i teraz porzuciła. Pięć minut to było za mało na przebranie się i wykopanie rośliny.
- Ma ktoś może łopatę? - Spytała głośnio gdy uświadomiła sobie, że nie zabrała ze sobą żadnego przedmiotu umożliwiającego kopanie.
Chwilę później przed jej oczami pojawiła się saperka. Trzymała ją Cooke.
- Dziękuję. - Powiedziała rozradowana Lie chwytając oferowany przedmiot.
- Pani doktor, - wróciła się do Sary Elsworth. - czy zechce mi pani towarzyszyć?
Elsworth kiwnęła głową na znak, że się zgadza i ruszyła razem z Lie, Cooke i Kaaim.
Dorothy chciała jak najszybciej wrócić do swojego znaleziska. Szybko jednak została sprowadzona na ziemię.
- Powoli. - Hawajczyk zastąpił jej drogę. -Najpierw ja.
Dot pozwoliła mu prowadzić, ale wyraźnie była niezadowolona.
- Wygląda jak przedstawiciel Passifloraceae. - Relacjonowała podniecona Dorothy Lie pod drodze. - Coś niesamowitego, że w tych warunkach rośnie...
I rzeczywiście było to coś niesamowitego, co przyznała doktor Elsworth gdy dotarły na miejsce. Obie uklękły przy roślinie, wymieniając się spostrzeżeniami i uwagami używając przy tym wyszukanego i niezrozumiałego dla zwykłego śmiertelnika słownictwa. .
Dwoje najemników obserwowało poczynania pań naukowców ze znudzeniem. Ale tylko przez chwilę.
Dobiegające gdzieś z dżungli “Pomocy! Pomocy!” sprawiło, że stali się… jak dla Dorothy poddenerwowani. Wyczuwało się, że aż rwą się by pobiec na ratunek mężczyźnie, bo głos był z pewnością męski. Jednak poczucie obowiązku, zatrzymało ich na miejscu.
Najemnicy metodycznie i z wyuczoną dokładnością rozglądali się dookoła z odbezpieczoną bronią, a Dorothy nerwowo grzebała w ziemi chcąc wyciągnąć roślinę w nienaruszonym stanie.
Jeszcze bardziej nerwowa zrobiła się gdy padły pierwsze strzały. “T” i Marcus natychmiast przypadli do naukowców starając się zasłonić ich.
- Kurw…!- Syknęła Dorothy, ale zamilkła gdy padły kolejne strzały.
W dłoni pani Elsworth… pojawił się rewolwer. Ona również, podobnie jak pozostali, zaczęła się rozglądać nieco nerwowo.
- Chyba trzeba się streszczać… - Sara odezwała się spokojnym głosem do Dorothy.
- Meldować co się dzieje! - “T” warczała do swojego komunikatora. Spojrzała na kobiety klęczące przy roślinie.
- Ruszać się, wracamy do reszty. Już - Zdecydowała.
Jeszcze dwa machnięcia pożyczoną saperką i cudowny, nieznany kwiat znalazł się w rękach Dorothy.
Wracali w tak samo jak tu przyszli. Może tym wyjątkiem, że to Cooke prowadziła, a Hawajczyk osłaniał tyły.
- Co wy? Na słonie polujecie?- Spytała lekko ironicznym tonem Lie gdy dotarli do pozostałych.
Saperkę zwróciła właścicielce, a cel swojej małej wyprawy umieściła w odpowiednim pojemniku.
- Tylko ty i ja. - Powiedziała spoglądając na roślinę.- Co ty na to mój skarbie?
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |