Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2018, 22:18   #21
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Co to było? Ano… było duże, zielone, zębate i z pomarańczowym brzuchem. I właśnie ten brzuch Douglas potraktował jako cel ćwiczebny dla swojej serii z kałasznikowa, pakując w tym kierunku kulę za kulą.
- Nie mamy na podorędziu miotaczy płomieni, co?- odparł pomiędzy seriami.
- Nic o tym nie wiem! - Odkrzyknął van Straten, również już strzelając. Strzelał z pistoletu i sam Peter, ciągnięty przez pnącze-mackę w kierunku stwora.

Dwie długie serie z kałacha aż do opróźnienia magazynku, do tego kilka strzałów z M14, i kilka z pistoletu, skutecznie przerobiło roślinę-potwora na drobnicę. To coś, poszatkowane kulami, po prostu rozpadło się na kawałki, i było po wszystkim, Curran był uratowany. Trochę bolała go kostka u nogi, a nieco bardziej zdarte i obite plecy, na których przejechał po ziemi kilkadziesiąt metrów zapoznając się w taki sposób z terenem dżungli.
- Niech ktoś zamelduje reszcie, że po wszystkim? - Powiedział “myśliwy”, po czym podszedł bliżej martwego potwora, przyglądając się resztkom.
- Takie coś nie miało prawa istnieć… - Burknął niby do samego siebie.
- Widocznie na tej wyspie Matka-Natura realizuje różne bzdurne pomysły - powiedział Peter, wstając i otrzepując z siebie liście, gałązki i ziemię. - Dzięki za ratunek - dodał. - Na zjeżdżalni bywało przyjemniej - podsumował całą sytuację, równocześnie uzupełniając naboje w magazynku. - Chyba nie znaleźliśmy się w raju.
Rozejrzał się dokoła, szukając innych przedstawicieli drapieżnych roślinek.
- Wracamy do tamtych? - zaproponował.

W akompaniamencie żwawych hałasów prawie w tym samym momencie zbliżyła się do nich druga część drużyny którą byli David, Lyssa, Kimberlee i Harry. Z początku mogli narobić im stracha bo po ostatnich przeżyciach każde dźwięki szamoczących się krzaków mogą sprawić że ściśnie żołądek, ale że trasa była już nieco wydeptana, szybko zobaczyli ludzkie sylwetki. Kiku po drodze zdążyła wyjąć maczetę, i tak wycinając pospiesznie florę wyskoczyła z przodu. Na widok dziwnego truchła, gdzie jeszcze było widać wielkie zęby, stanęła jak wryta. Zrobiła to tak nagle że biegnący za nią David i Kim wpadli jej na plecy i musiała zrobić kilka kroków na przód, by nie polecieć na ziemię. Rozchyliła usta i przez moment nie mogła nic powiedzieć, aż w końcu szok nieco ustąpił.
- Co to, kurwa jest..? - wyszeptała wulgarnie, w iście amerykańskim stylu, po chwili jednak zerknęła na Petera, z którym się jeszcze osobiście nie poznała.
- Nic ci nie jest?
- Dzięki bogom i amerykańskim producentom broni nic mi się nie stało - powiedział Peter. - No, może trochę plecom się oberwało, ale bywało gorzej.
- Chyba powinniśmy zabrać “To coś” do obozu, by naukowcy mogli to przebadać - stwierdziła Kiku patrząc nieufnie na szczątki.
- Naszyjnik z ząbków na pamiątkę? - Peter spojrzał na dziewczynę, jakby się zastanawiał, jak Kiku wyglądałaby z taką ozdóbką na szyi.
Dziewczyna zerknęła na Petera przelotnie, ale pomijając temat naszyjnika podeszła bliżej i zaczęła szturchać resztki maczetą, sprawdzając czy stwór jest już martwy.
- Tyle w kwestii spokojnego wysypiania się tutaj… - westchnęła zbyt zaabsorbowana dziwnym stworem, by oderwać wzrok w stronę innych.
- Wygląda na to, że jest mięsożerny - powiedział Peter, nie wyglądający na przejętego tym, że miał się stać obiadem omawianej rośliny. - Na dodatek nie czeka biernie, aż ofiara wpadnie mu do paszczy. Ma całkiem niezły zasięg, więc lepiej przypatrzcie się dobrze, jak wyglądają jego mackowate gałęzie. Z pewnością to nie jest jedyny taki egzemplarz na tej wyspie. No i mam wrażenie, że odpada samodzielne bieganie w krzaczki.
- Próbowałem powiedzieć im to samo – wtrącił Frost - ale ten wasz czarny koleżka to…
„Jakiś debil” prawie wyrwało mu się niechcący, w porę jednak ugryzł się w język. Zaczął poważnie zastanawiać się, czy aby na pewno tacy najemnicy jak „Bear” ich obronią. Na razie wyglądało to tak, jakby korporacja mocno pomyliła się w trakcie rekrutacji.
Harry pochylił się nad truchłem rośliny z fascynacją zaglądając w czarną otchłań zębatej paszczy.
- Co to jest? Jakiś mutant? - Przypominając sobie słowa Collinsa o próbach atomowych przełknął ślinę.
- Wyspa, można by rzec, jest nieco nietypowa - powiedział Peter. - Mutant to raczej nie jest. Lokalna roślinność. Pewnie tylko takie ciekawe roślinki tu rosną. A pomyślcie sobie o zwierzakach. Skoro rośliny są takie agresywne, to zwierzęta... Sami sobie wyobraźcie.
- Trzeba będzie rozbić obóz na plaży… łatwiej wypatrzyć coś zielonego, gdy musi gonić po piasku do zwierzyny. I trzeba zadzwonić do obsługi tej wyprawy po napalm i miotacze płomieni - stwierdził obojętnie Bloody i spojrzał po reszcie przybyłych.- A kto został z resztą naukowców?

- Mutant czy nie mutant, nakarmiony ołowiem wyciągnął kopyta… czy tam macki - Podsumował sytuację “Bear”, jakoś tak jednak na dłuższą chwilę dziwnie wpatrując się we Frosta…
- Pogadamy z Majorem - odpowiedział Sosnowskiemu.
- Paskudny - Powiedziała cichutko Kimberlee, stojąc blisko Lyssy. - Ojej - Dodała po chwili, widząc plecy Currana, które wskazała palcem - Tym się trzeba zająć!

I wtedy, daleko w sumie od nich, jednak niosąc się echem po dżungli, rozległy się strzały od strony plaży. Fuck, co tam teraz?

- Chyba ta pomoc będzie musiała poczekać - powiedział z żalem (być może nawet nieudawanym) Peter. - Niech ktoś się skontaktuje z plażą i dowie, czemu im się na strzelaninę zebrało.
- Ktoś ma możliwość, czy musimy się tam udać? Jeśli tak, to po drodze zbierzmy resztę ekipy zostawioną w dżungli. Rozleźliśmy się bowiem jak banda chińskich turystów na bezkrwawym safari - podsumował sytuację Douglas.
 
Kerm jest offline