04-10-2018, 10:01
|
#127 |
| Chwila w samotności w cieniu drzew, z dala od pozostałych była kojąca. John poruszał się szybko i płynnie przemykając pomiędzy grubymi pniami prastarych drzew i rozrastającymi się paprociami i innymi krzewami, które w tych dziewiczych warunkach rozrastały się do niebotycznych rozmiarów. Pomimo ostrożności i obchodzenia obozowiska, droga nie była długa i po chwili John obserwował już samotną postać siedzącą przy garnuszku. Wszystko wydawało się być w porządku, jednak Doe poczuł na karku nieprzyjemne mrowienie, dodatkowe krople potu i poczucie czyiś oczu. I to nie w tym dobrym znaczeniu. Powoli rozejrzał się trafiając na Folwera. Skurwysyn ruszył za nim, a teraz jeszcze wydawał instrukcje. John już miał zasalutować mu środkowym palcem i ruszyć do przodu, jednak zatrzymał się w ostatniej chwili. Jeśli Fowler jest tu, to kto został z Krzeszewskim i Kimberly?
Westchnął... Spojrzał jeszcze raz na obozowisko i dał ninji zielone światło. Sam wycofał się na polanę. Zanim wrócą, Fowler powinien poradzić sobie z zadaniem. |
| |