Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2018, 11:10   #72
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Bi'amr min alShaykh, yjb Taslim aleubayd althlatht li'Akhih – szybko przetłumaczył wyciągnięty z celi więzień.

Ceremonia dobiegała końca, co oznaczało, że już wkrótce w pałacu zaroi się od ludzi. Pojmany strażnik niósł Zahiję, a Cedmon Ghagankę. Jego plan, żeby wykorzystać niewolnika niestety spalił na panewce, gdyż negra nie było w miejscu, w którym posłusznie miał czekać. Na szczęście, umorusany więzień, który już zdążył się przedstawić jako Fahd bin Malik, dobrze znał pałac. Najpierw, po wyjściu z lochów poprowadził, wzbudzając u Ianusa pewną dozę nieufności, gdzieś w głąb rozległego budynku. Pewnie wszedł w jedne z kilkudziesięciu zwyczajnych, niczym nie wyróżniających się drzwi i szeroko powiódł wokoło ręką.

- Tutaj można przebrać ubrania – oświadczył. Znajdowali się w jakimś składzie. Pachniało ługiem, a powietrze było przesycone parą. – Obok pralnia – wyjaśnił i gdy już wciągnęli na siebie nowe ubrania, poprowadził w stronę wspomnianego pomieszczenia. Z drzwi buchnęło parą, tak że przez moment wszyscy utracili zdolność widzenia. Podłużną salę wypełniały wypełnione wodą koryta i balie. Niemal nagie, odziane jedynie w mokre przyklejone do wilgotnej skóry opaski na udach i piersiach kobiety, szorowały wszelkiego rodzaju pranie. Niemal natychmiast po wkroczeniu do środka uzbrojonego Ianusa z gladiusem w dłoni i podążającej za nim dziwacznej kompanii, praczki pisnęły jednym głosem i rzuciły się do ucieczki. Zapanował chwilowy chaos, uciszony dopiero przez Fahda, który wywrzeszczał kilka słów. Przeszli bez przeszkód, wprost na dziedziniec, gdzie na sznurach i stojakach suszyło się pranie. Gdzieś w głębi pałacu ktoś krzyczał…

- Huna! Huna! – ponaglał więzień, przedzierając się między wiszącymi thwabami. Wbiegł pod arkady i zniknął w ciemnym przejściu. Zahija na plecach jeńca jęczała coś. Enki niesiona przez Cedmona klęła w swoim języku niemal przy każdym kroku Gmanagha, podskakując na jego plecach. W korytarzu czuć już było woń koni i wielbłądów z pałacowej stajni. Nagle, niemal u wylotu korytarza Fahd zatrzymał się gwałtownie. Na dziedzińcu wiodącym do stajni stało dwóch rozmawiających ze sobą strażników. Rusanamani spojrzał pytająco na Ianusa.


Jak okiem sięgnąć, we wszystkich kierunkach rozciągał się jednolity ocean zielonoburej trawy. Za plecami dwójki podróżnych została wystająca z równiny ostroga skalna, na której wzniesiono Yarakan, a daleko z przodu rozciągała się linia wzgórz znacząca południowy skraj Res Horab. Pomiędzy tymi dwoma wyróżniającymi się elementami trzeba było szukać Osama. Zadanie niemal beznadziejne, szczególnie dla ludzi, którzy nie znali okolicy.

Wysoko na niebie, nieco na wschód od miejsca, w którym się obecnie znajdowali, szybował ptak. Zataczał szerokie kręgi, stopniowo obniżając lot. Po jakimś czasie można było usłyszeć jego krzyk, wibrującą nutę przecinającą targane wiatrem stepowe powietrze. Poza skrzydlatym drapieżcą, w zasięgu wzroku nie było nic, co by się poruszało. Szlak był pusty, nikt nie kierował się ku miastu. Nie było też śladu żadnych stad zwierząt, które żyły dziko lub wypasano je w okolicach miasta.
 
xeper jest offline