Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2018, 10:15   #286
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Po wyjściu Jorisa z domu, Tori jeszcze chwilę stała w oknie, odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Poradzi sobie prawda? Nie jechał daleko i miał przyjaciół do pomocy. Nic mu nie będzie. Uratuje druida, odwiedzi kopalnię i sprowadzi Garaele bezpiecznie do wioski.
Tak. Tak właśnie będzie…
albo i nie.

Posępne rozmyślania kapłanki przerwało ciche „koko”szenie Kurmaliny, która z majtkami na szyi, maszerowała po kuchni, dumnie tupiąc opazurzonymi łapkami o klepkę. Półelfka spłonęła rumieńcem na ten widok i zabrała się za sprzątanie pomieszczenia, zbierając rozrzucone chaotycznie części ubrań.
Kobieta zaprosiła myśliwego chcąc dać mu wyprawkę na podróż. Chleb, pomidor, kawałek sera i kiełbasy… a skończyła tak jak kończyły wszystkie (nie tylko ona) zakochane młódki. Ze swoimi majtkami na uciekającym drobiu.
Ups.

Dalsza część dnia została spędzona na sprawdzaniu kapłańskiego inwentarza i spisywaniu pokaźnej listy zakupów. Brakowało syropu na kaszel, maści na bolące stawy, ziółek na ból gardła, czy zatkany nos. Melune była pod wielkim wrażeniem (i trwogą) jak szybko zapasy schodziły, a przecież jesień dopiero się zaczęła! Co będzie w zimę?!
Czy spadnie śnieg? Taki biały i puszysty? No chyba… no musi, bo jak to tak na Północy bez śniegu? Dla selunitki będzie to jej pierwszy śnieg w życiu i wprost nie mogła się go doczekać, choć z drugiej strony bardzo się go obawiała. Zdążyła się nasłuchać o zaspach odcinających ludziom drogę z domu, odmrożeniach i morderczych soplach spadających na głowę. Były jeszcze lawiny, lecz wysoko w górach, no i powodzie jak całe to białe tatałajstwo zacznie topnieć, ale to dopiero na wiosnę.

W Składzie Barthena zamówiła potrzebne medykamenty oraz poprosiła o sprowadzenie ciepłej, zimowej odzieży, która pozwoli przetrwać jej pod lodem nawet i sto dni. Sprzedawca popatrzył na nią jak na wariatkę, bo przecież ledwo co przywitała ich jesień, która wcale taka zimna nie była, a i chodziły słuchy, że sama zima… może nie być aż tak sroga jak wyobrażała to sobie kapłanka. Obiecał jednak, że zakupi jej kilka szpargałów i to w dodatku w ładnych kolorach takich jakie lubi, choć wcale nie wiedział jakie lubiła, ale pamiętając w jakim stroju do nich zawitała po raz pierwszy… musiała kochać wszystko co pstrokate.

Zadowolona kobieta wróciła więc do domu, ale nie wysiedziała w nim zbyt długo. Wizja śnieżnej zawieruchy oraz zagilowaconych nosów berbeci szybko wygnała ją w pochmurny i wilgotny las, gdzie do zmroku zbierała resztki ziół.
Wszystkich jak leci, bo a nuż się przydadzą! Rudopióra kura, która mocno stęskniła się za swoją panią, nie odstępowała jej na krok, wesoło pogdakując i przyglądając się jej poczynaniom z wyraźnym zaciekawieniem. Każdy krzaczek, który półelfka wyskubała z listków, oglądała dwa razy w nadziei, że znajdzie coś dobrego do jedzenia.
Pod koniec całej tej wyprawy obie „panie” dotarły w okolic dworku, ale zanim zdążyły się rozejrzeć to trzeba było już w wracać. Na szczęście robotnicy nie wyglądali jakby byli do pracy przymuszani, a postępy posuwały się powoli. Strażnicy jednak wyglądali na takich co to może i batem nie smagają, ale na pewno swym ponurym wyglądem potrafią „zmobilizować” chłopów do jak najszybszego ukończenia roboty.
Po drodze do domu Rika napotkała kilka starszych kobiet z koszami grzybów.
Okazało się, że na Północy w przeciwieństwie do Południa zwyczaj grzybobrania jest powszechny i lubiany. Kobiety chwaliły się smardzami, kozakami, borowikami szlachetnymi, borowikami piaskowymi, siniakami, osakami, gołąbkami, kaniami, kurkami, podgrzybkami, sarnami…

„Na wszystkich bogów… czy my mamy coś na zatrucie grzybami??!!”
Melune pobladła w przerażeniu gdy uświadomiła sobie, że takiej ewentualności nie przewidziała i że w swoim składzie nie miała potrzebnych medykamentów. Musiała czym prędzej wrócić i zamowić o kupca kolejne specyfikaty, ale by nie wyjść na niemiła lub tym bardziej jeszcze dziwniejszą niż była, dreptała wraz z babuniami głównie słuchając, ale i czasem podpytując o to co działo się gdy ich nie było.
Czy Omar traktował ich dobrze? Czy nikogo więcej nie torturował? Jak to się stało, że tak szybko ruszyły prace odnowy zameczku? Co na to wszystko burmistrz?

Gdy już wszystkiego się wywiedziała i dotarła do Phandalin, dostała dwa talerze kani aka sów, które miała sobie usmażyć na kolację. Torikha grzecznie podziękowała, choć na jej rozum to właśnie dostała jakieś dwa super trujące muchomory, które pewnikiem ją w nocy ukatrupią. Odmówić jednak nie potrafiła, bo nie chciała robić sąsiadkom przykrości.

Na zewnątrz zaczęło robić się zimno i wilgotno, niezbyt lubiana aura przez selunitkę, toteż resztę nocy spędziła w domu pilnując ognia w piecu. Ostatecznie… usmażyła grzyby i zjadła je na wieczerzę, bo nic innego w spiżarni nie było. Jeśliby miała jednak od nich umrzeć, zostawiła kawałek spieczonej czubajki, żeby ci co znajdą jej ciało wiedzieli od czego padła.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 05-10-2018 o 13:22.
sunellica jest offline