Albo Alban tak bardzo kochał swoje koniki, że chlebem je dokarmiał, albo też też przewoził gromadkę dzieci, które wiózł pod opiekę siostrzyczek miłosierdzia.
Co wiózł, to wiózł...
Żywy ładunek co prawda był bardziej kłopotliwy, niż kilka skrzynek, no ale i taki dało się przeżyć. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż to Alban miał je na karku, a nie Wilhelm.
Za to się okazało, że Kessel miał nad wyraz miękkie serduszko. Wilhelm nie miał zamiaru iść w jego ślady. Za dziećmi nie przepadał, własnych nie miał (tak przynajmniej sądził) i jedyne, czego miał zamiar dopilnować, to to, by nie stała im się żadna krzywda. |