Administrator | Peter z odrobiną zainteresowania obserwował działania lekarki.
- Nie wystarczy usiąść? - Ściągnął plecak, po czym spojrzał na Kim.
- Skóra nie powinna być naprężona... a i na siedząco będzie po 5 minutach nam niewygodnie - odpowiedziała lekarka.
- Nam...? - Peter przeniósł wzrok z Kim na Lyssę i z powrotem. - Nie jest ze mną aż tak źle - stwierdził, ściągając kurtkę i koszulę i rzucając je na trawę.
- No tak, nam...Tobie, mnie, Lyssie? - Tym razem Kim się zdziwiła - Skoro ty chcesz siedzieć to my musimy kucać, a jak się położysz na kocyku to my usiądziemy obok. - Blondyneczka wzruszyła ramionami. Chyba nie spodziewała się takich oporów “pacjenta” przy tak prostych czynnościach…
Azjatka sama zdziwiła się, że rozkładają mężczyznę na ziemi, tu w tych warunkach, ale ona przecież nie jest medyczką więc dyskutować z profesjonalistką nie będzie. Gdy Curran na nią spojrzał, uniosła tylko dłonie w geście jakby chciała powiedzieć “To nie był mój pomysł, przysięgam!”.
- Kim jesteś pewna? Nie znam się na leczeniu. - Zapytała troszkę nerwowo przy ich pacjencie, a gdy rzucił ubraniem postanowiła że zbierze je z ziemi. - Chcesz by coś Ci tam wlazło? Lepiej damy je komuś potrzymać. - Powiedziała miękko, próbując powstrzymać się od błądzenia wzrokiem po ich pacjencie.
- No to ktoś będzie miał kolejny okaz do badań, tym razem mniejszy niż to coś - odparł Peter, wskazując na resztki drapieżnej rośliny.
Ale położył kurtkę na plecaku..
- Podasz wacik albo plaster, tu przytrzymasz, tam dociśniesz… - Wyjaśniła Kimberlee Azjatce z wesołym uśmiechem - Może zostaniesz moją pełnoetatową asystentką? - Dziewczyna zachichotała.
- Z tym chyba sobie poradzę.. - Odpowiedziała dość nieśmiało Lyssa, ale już na część z asystentką nie, zbyt skupiona na tym by czegoś nie schrzanić. Odłożyła ubrania Petera tam, skąd je wzięła. Jeśli tego właśnie chciał, uszanuje jego decyzje - pomyślała i usiadła blisko, poprawiając maczetę, która raczej do leczenia nie będzie potrzebna, a za to nie była zamocowana z myślą o siadzie. Odgarnęła włosy i złożyła grzecznie dłonie na udach, czekając.
- Postaram się być delikatna Peter.. bardzo bolą plecy? - Zapytała troskliwie.
- Miło mi to słyszeć - odparł. - Dobrze, że nie powiedziałaś "to nie będzie bolało" - zażartował.
Na te słowa Lyssa roześmiała się krótko i troszkę rozluźniła.
- Bo będzie. - Rzuciła bezceremonialnie, a po krótkiej pauzie dokończyła. - Myślisz że czemu Kim na asystentkę wybrała specjalistkę od sztuk walki? Będę w stanie cię utrzymać, nawet jak w adrenalinie naprężysz muskuły próbując się wyrwać..
Przez moment Japonka próbowała utrzymać poważny wyraz twarzy, ale w końcu zaśmiała się pod nosem, starając nie uśmiechać gdy patrzyła w oczy Petera.
- Jak chcesz, możesz nawet na mnie usiąść... chociaż nie sądzę, byś ważyła więcej, niż piórko lub dwa - odparł. - Ale spróbuję nie stawiać oporu, jak mnie będziecie do spółki szyć i kroić...
- Na tym polegają sztuki walki, by wiedzieć gdzie złapać i jak chwycić.. by.. eee.. - Twarz Kiku zalała się czerwienią gdy zorientowała się jak musi brzmieć to co mówi. Zająkała się zawstydzona, aż w końcu udało jej się, mozolnie dokończyć zdanie. - Pokonać silniejszego od siebie przeciwnika.. - Spojrzała na Kim, jakby szukała ratunku, unikając wzroku ich półnagiego pacjenta.
Peter udał, że nic się nie stało.
- Masz w tym wprawę…? - spytał, nie precyzując, jakiego fragmentu wypowiedzi dziewczyny dotyczy to pytanie.
Prażące ciepło rozlało się po twarzy Kiku, aż ta nabrała koloru buraka. Chciała nawet coś odpowiedzieć o tym jak to ona zajmie się tym krojeniem, ale słowa utknęły jej w ustach. Nie spodziewała się po nim takiego tupetu i wtedy z pomocą przyszła jej Kim.
- Ten… no… jak już skończyliście to możemy w końcu te plecy obejrzeć? - Kimberlee uśmiechnęła się do obojga, choć była chyba minimalnie tą rozmową zawstydzona? A przynajmniej na taki stan wskazywały lekkie rumieńce na jej policzkach.
- Miałem nadzieję, że to element terapii... By rozluźnić pacjenta... - powiedział Peter, grzecznie się kładąc na wskazanym miejscu.
- Tak też można… - Dodała blondyneczka już na granicy słyszalności, po czym wreszcie przystąpiła do opatrywania pleców najemnika, a Azjatka przysiadła się bliżej by jej pomóc.
- Kim, masz coś żrącego by uniknąć zakażenia? - Z lekką złośliwością zapytała surowym, opanowanym głosem, tak by Peter dobrze usłyszał.
- A więc nie mlekiem i miodem, a siarką i żelazem chcesz mnie potraktować? - Peter, jak na razie, nie wydawał się przejmować tą ewidentną groźbą. - Nie ma to jak delikatne rączki współczesnej niewiasty... Myślałem, że medycyna zrobiła pewne postępy od czasów mrocznego średniowiecza... A umyłaś chociaż rączki? - Obrócił głowę, by spojrzeć na Lyssę.
W odpowiedzi, dziewczyna sięgnęła do leżącej pośród asortymentu Kim paczki nawilżonych środkiem dezynfekującym chusteczek i przekręcając lekko głowę starannie wytarła dłonie utrzymując kontakt wzrokowy.
- Nie ufasz w naszą troskę? I wybacz, ale mleko już się skończyło. - zażartowała, mimo wszystko uśmiechając się nieco, bo Curran wydał się jej zabawny.
- Ależ ufam, ufam... - Trudno było ocenić, czy Peter mówi prawdę, czy też mija się z nią szerokim łukiem. - Wszak w innym przypadku już by mnie tu nie było - dodał. - Na mnie wszystko się dość łatwo goi.
Trudno było orzec, czy parę blizn, które zdobiły (lub nie - rzecz gustu) jego ciało było tego dowodem, jako że świeże bynajmniej nie były.
- O, a to co?? - Powiedziała nagle Kim, spoglądając gdzieś wzrokiem w dal...a po dwóch sekundach, i w momencie gdy Peter (i Lyssa również), tam spojrzeli, najemnik dostał zastrzyk w okolice prawego pośladka! Oj trochę zabolało.
- No najgorsze za tobą - Odezwała się ponownie lekarka z przepraszającym uśmiechem - Przepraszam za podstęp… to na tężec było, tak w razie czego. Wybaczysz? - Spojrzała na mężczyznę tymi swoimi słodkimi, niebieskimi oczkami.
- Ze względu na obecność kobiet nie powiem, co myślę o takich podstępach - odparł Peter. - Ale nie jest dobrze, gdy kto przestaje wierzyć lekarzowi, bez względu na jego płeć. - Wzrok "rannego" przesunął się z oczu Kim nieco niżej... po chwili Peter ponownie spojrzał w oczy lekarki. - Nie ma o czym mówić, ale więcej się w taki sposób nie baw.
Kiku też dała się nabrać i aż podskoczyła na widok znienacka wbijanej igły. Zdało się że lekko pobladła, bo z pewnością nie chciałaby sama być tak potraktowana. Sięgnęła po jakąś gazę i nasączyła ją środkiem do dezynfekowania ran, nic nie mówiąc. Jedną dłoń oparła miękko o ramię Petera, a drugą delikatnie i troskliwie zaczęła przecierać drobne rany na jego plecach. Chyba najemnik nie miał ochoty na więcej żartów.
Kim zrobiła markotną minę, odkładając strzykawkę.
- Myślałam, że najemnik… w szpitalu czasem tak robimy… przepraszam… - Wymamrotała.
- Nic się nie stało - zapewnił ją Peter.
Dziewczyna jednak w milczeniu zajęła się czym trzeba z pomocą Lyssy. Tu mały opatrunek, tam większy plaster, w paru miejscach nawet jakiś żel. Po kilku chwilach było więc wszystko już gotowe. Wręczyła tubkę Peterowi.
- Smaruj co dwie godziny te trzy miejsca… - Dotknęła palcem to tu to tam - Nic groźnego na plecach nie ma, ale lepiej dmuchać na zimne. Opatrywanie gotowe - Kim wysiliła się na przelotny uśmiech, po czym odstąpiła od mężczyzny, pakując rzeczy na powrót do plecaka. I jakoś tak unikała wzroku Petera.
- Jeśli nie zdołam dosięgnąć, to się zgłoszę ponownie - zapewnił Peter, podnosząc się z posłania. - Dziękuję bardzo za opiekę - dodał. - Ofiarowałbym z wdzięczności jakiś kwiatek, ale tutejsza roślinność bywa nieprzewidywalna... Może po powrocie się uda.[/i]
Gdy Kim rozmawiała z Peterem, Kiku odłożyła zużytą gazę i usiadła sobie obok, podciągając kolana do piersi i tak z rękoma założonymi na nogach zamyśliła się. Mogła nawet wydawać się lekko przygnębiona, ale wzrok wbity gdzieś w krzaki był skupiony i silny.
- Tobie też dziękuję. - Peter zwrócił się do Lyssy.
- Nie ma za co w sumie.. - Odpowiedziała, zerkając przelotnie i wstała, opierając obie dłonie na biodrach. - Chodźmy, zanim coś nas zeżre.
Gdy dziewczyny po chwili zostały same, Kim przyglądała się dłuższy moment Lyssie.
- Stało się coś? - Spytała w końcu.
- Nie..Tak. Martwię się. Żartujemy sobie, ale ocieramy się o śmierć i mam nadzieję że wszystko się ułoży. Spodziewałam się trochę czego innego.. - Zwróciła twarz na Kim, patrząc dość poważnie.
- A jesteśmy tu dopiero godzinę… - Lekarka pokiwała głową - Ale nie powinno być aż tak źle co? - Kim wysiliła się na pocieszający uśmiech do Lyssy, a ta tylko odwzajemniła się spojrzeniem mogącym znaczyć tyle co wdzięczność za jej troskę.
Ale jednak było. Komunikat z plaży zdecydowanie to potwierdzał. |