Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2018, 20:18   #289
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Joris dorzucił trochę do paleniska i westchnął. Nic dziwnego, że Turmi lubiła dziadygę. Skórą ściągnięta z krasnoludzicy. Nic wprost. Nic by komu życie ułatwić. Jak się nie wie to się nie wie i już. A ten pomyśleć musi... Myśliwy oparł się o ścianę chatynki i czekał więc… Czaromioty… Kto ich zrobił? O czym myślał???
Przez chwilę wpatrywał się w żar w popielniku rozmyślając o kolejnych dniach. I o tym jak dawno już nie był sam na sam w dziczy na jakimś nieśpiesznym polowaniu. Bez naglących takich czy innych spraw. Na szczęście zima szła, a mróz jak to mróz, rozleniwia ludziska i broić im się mniej chce. To i może znajdzie się wtedy chwila… I jeszcze to drewno na domek. Pogłupieli z tymi cenami. Żeby smoczego skarbu nie starczyło na chatki zbudowanie… Ha! Pamiętał jak mu mamuś baje prawiła o smokach i wielkoludach. Co to je pokonać starczyło, by księżniczkę i pół królestwa zdobyć. Księżniczkę znaczy Joris już spotkał. I zdawała się go chcieć i bez pomocy smoka. Ale na chatę to trzeba by chyba całe stado usiec. A i to przeca bez pomocy by się nie obyło. Gdyby nie Shavri… Shavri!
- Shavri! - myśliwy przerwał ciszę - A umiecie ojczulku… no ten… zmarłych ożywiać? Znaczy nie, że truposze, a żeby no wskrzesić.

Nawykły do ciszy druid aż podskoczył po pierwszym krzyku Jorisa zupełnie wytrącony ze swoich rozmyślań. Spojrzał na myśliwego niechętnie.
- Wskrzeszać… - powtórzył drwiąco - I co jeszcze? Może żywiołaki sprowadzać? Choć jednego już chyba sprowadziłem… Żywiołaka głupich pytań…
- Nie umiecie to nie -
machnął Joris ręką - W Neverwinter potrafią, to i was pytam.
- A czy ja ci na kapłana wyglądam? Mi nikt na tacę nie wrzuca… -
Reidoth burknął coś jeszcze pod nosem po czym tonem już bardziej poważnym dodał - Jest zaklęcie… Ziemia potrafi przenieść duszę zmarłego do nowego ciała. Ale wskrzeszony może się stać orkiem, gnollem, niedźwieżukiem, a nawet jak ma pecha, to matka natura i troglodytów miłuje i w niego duszę zakląć może. Nie mówiąc o tym że zostanie babą, czy chłopem jeśli babą ówdziej był. Tego nie wie nikt i na to nie ma się wpływu… Ale to i tak bez znaczenia, bo ja takiej mocy nie mam.
- Szkoooda -
odparł Joris i na powrót pogrążył się we własnych rozmyślaniach.
- Dureń - podsumowała go Turmalina - Hej, kiedy pogadamy o rozwaleniu przybłędów?
- Myślcie panie o tej dzikiej magii w okolicy, czy coś takiego było wcześniej. - przypomniał Trzewiczek, kiedy Joris umilkł.
- Dzika magia, dzika… Ano to by się zgadzało. Dlatego natura w Thundertree nie leczyła się sama, nie odradzała jak gdzie indziej po wybuchu wulkanu, tylko wszystko zdziczałe, zdziwaczałe… I zabraliście toto, mówisz? - spojrzał na Stimiego, a potem na Jorisa. -To dobrze, dobrze, chwali się, teraz pewnie przestanie to wszystko się kłębić i zacznie żyć normalnie… albo nieżyć jak bogowie przykazali. Zajmie to troche, pewno, ale będzie dobrze. Dobrze, dobrze… - zamlaskał. Podumał znów chwilę. -Te magusy w mieście mówili, że minie, tak? - upewnił się z nienacka.
- Noooo… nie za bardzo chcieli mówić co się napewno stanie i chyba nie za bardzo wiedzieli. - Przyznał skwapliwie Joris - Ale zdecydowanie sądzili, że jeśli dzieją się dziwne rzeczy w Thundertree to za sprawą tego kamyka. A powiedzcie nam o tym wybuchu. Żyliście przeca w tych czasach w okolicy. Co za mag zamieszkiwał tę wieżę po środku miasta? Mógłli w to zamieszany być? Bo ten kamyczek to jak nic wpizdu prosto w wieżę trafił…
- Miasto, hyhy. Parę ścian z kamienia i już miasto. Khe… może magia do magii ciągnie, dlatego rypnęło… Chłop był porządny jak na magusa. Osady bronił. Leki warzyć pomagał, swoich utensyliów użyczał, znaczy. Dzieci czasem zabawiał na świętach, choć na codzień nadęty bubek, wiadomo. Ale porządny. Nekromancją się nie parał, oj nie. A wybuch…
- Reidoth spoważniał i jakby zapadł się w sobie. - Znaki były od dawna. Ziemia niespokojna. Żywiołaki niespokojne. Trwało to i trwało. Jak żem nie potrafił powiedzieć czy dziś, czy jutro to ludzie słuchać nie chcieli. Jak góra plunęła ogniem to żem był akurat pod Górami Miecza. Tylko dymy widać było dniami i nocami, las płonął, osady, Neverwinter nawet. Jak do Thundertree dotarłem, tylko popiół i ci, co po lasach się pokryli czy w gościnie gdzie byli. A potem… sami widzieliście. Trupy wstawały wte i nazad, rośliny atakowały, nic się z tym zrobić nie dało. Jak faktycznie się wam udało… [/i] - Reidoth spojrzał na Jorisa z taką nadzieją, że myśliwemu aż gula w gardle stanęla. I dziesięciokrotne wyleczenie z choroby nie znaczyłoby dla druida tyle co uzdrowienie terenu wokół Thundertree.
- Widzisz, jak Ci się opłaciło zratowanie krasnoludki? - ucieszyła się Turmalina - Normalnie dwa kamienie jednym kilofem łupnąłeś. Mówiłam że smoki zabijam na sportowo, to i z klątwą dam radę.
Dyskretnie pominęła fakt że nie nie do końca była to ona. Ale w końcu bez niej by to nie ruszyło, więc się liczy! - I PYTAŁAM KIEDY POGADAMY O ROZWALANIU TRESSADARSKICH PRZYBŁĘDÓW! NIE IGNOROWAĆ MNIE!!!
- Drzesz się jak stare prześcieradło
- z niesmakiem sarknął druid. - Od samego wrzasku się powała zawali, nic więcej nie trza.

- Aaa… - zaczął Joris próbując poukładać sobie w głowie jakieś fakty. Myślami jednak nadal był w Thundertree, które właśnie ogarniała pożoga. Reidoth może i był wrednym dziadygą. Ale jak już zaczynał opowiadać to robił to tak, że się człek łatwo w to wczuwał. Możliwe więc że dlatego nie dotarło do niego żądanie krasnoludzicy. A możliwe, że rzeczywiście ją ignorował, bo i temat południowców przestał być taki pilny dlań - a pomnicie jak się mag ów zwał? Ooo… i jeszcze czy to mieszkańcy je wznieśli? Czy raczej stało tam od zawsze? Jak dajmy na to Studnia Starej Sowy?
- Da się zawalić... - podwinęła rękawy Turmi oglądając strop i uśmiechając się, dla odmiany ignorując pytania Jorisa.
- Jak się zwał… a co to za różnica, skoro nie żyje? - odparł po chwili namysłu druid. - Thundertree nieee, tam wszystko osadnicy pobudowali. Z kamienia, pah! Jakby przyzwoicie w drewnie nie można. I potem macie. Paskudztwo w takich kamiennych budowlach lęgnie, czy to w Thundertree, czy w Studni. Magia magie przyciąga, stwory z innych sfer, aberracje jakieś, dziwactwa co to je magusy potworzyli, albo poprzyzywali… - rozkręcił się.
-... a potem zostawili samopas co by się plątało i zamęt siało - dokończył za dziadka Joris czując do czego ten monolog zmierza i nie za bardzo chcąc go dalej słuchać. Coś się chciało wykluć w jego łepetynie, ale potrzebowało ciszy. Magia magię przyciąga. Toć samo w Przymierzu mówili. A może to Rika pierwsza powiedziała? Już mu się plątało to wszystko, ale czuł, że to diablo ważne i powinni jakoś z tego skorzystać.
- Turmalina… Weź no na chwilę jedną zapomnij o rozwałce i pomóż mi. Przeca ty się magią parasz. Mógłli te kamyczek tak jakby… wyniuchać księgę Bowgentla i dlatego pizgnąć w tę wieżę? To mógłby i resztę księgi wyniuchać! Nie? Stimy, weź zostaw już tę kurę i się obudź...
Niziołek się zapowietrzył.
- Za mało wiemy. Takie gdybanie donikąd nie prowadzi. - powiedział, po czym pomyślał jeszcze:
~ Magia przyciąga magię... To “coś” z jakiegoś powodu wybrało akurat kierunek w głąb rozpadliny. Muszę zejść do podziemi, to oczywiste. Najbliżej mam do kopalni, to najpierw tam.
- Przyciąganie to normalka - wzruszyła ramionami znudzona przyziemnym tematem geomantka, - Jest taka skała co ją zwą magnetyt. Magii w niej nie ma nic, a metale przyciąga. Poza usuwaniem bólu ramion i bezsenności, bo do tego głównie się jej używa. Skały same z siebie troszkę przyciągają. Im większy kamień, tym szybciej kurz na nim osiada. Nawet nie wyobrażasz sobie jak to wkurza, gdy chcesz wyrzeźbić porządną statuę czarnego marmuru. Trzeba ją potem wycierać co pół dnia by odpowiednio wyglądała To kamienie, ale magia przyciągająca magię? Litości, Piryt. Widziałeś kiedyś małżeństwo czarodziejów?
Po chwili Turmalina wywróciła oczami i westchnęła. I dodała z kwaśną miną:
- Dobrze, masz konkret. Ja bym wzięła malutki okruszek tamtej skały, powiesiła na jedwabnej niteczce lub włosie i umieściła pod szklanym kloszem by ni wiatr ni oddech nitki nie ruszył. A potem zobaczyła czy go gdzieś ciągnie. Mogłoby zadziałać, jeżeli księga byłaby bliżej niż okładka. Ale to nuuuuundy! Lepiej wziąść Tressadarów w obroty, My tu się głowimy a oni pewnie wszystko wiedzą. Wstawimy im stópki w ognisko...
- Dotąd myśleliśmy, że napad na szlaku do kopalni mógł być zorganizowany przez Tressendarów, ale w obliczu śmierci Shavriego nie jestem już tak pewien.
- Stimy spojrzał na Jorisa. - Może odzyskajmy dla nich księgi, a następnie spytajmy czy nie mieliby pracy dla kogoś wykształconego w dziedzinie magii? Macie ich zaufanie. Tak też jest szansa wiele się dowiedzieć.
- Iiii tam…
- machnął ręką Joris - Kopalnia ich nie interesuje. Nawet nikogo na przeszpiegi nie posłali. A i do Studni przeca też im śpieszno nie było. Myślałem sobie nad tym i mi wyszło, że to jakieś polityki prowadzą. Placówkę dla sobie podobnych pod Neverwinter abo co. Ale pomysł ze sznurkiem podoba się mnie. Podoba. No ale tak czy inaczej Wy we dwójkę zdaje się do kopalni schodzicie to i sprawa Tressendarów na później schodzi. Odprowadzę Was jutro. Sam też zajrzę co by zapytać czy ciotce Garaele czego nie trzeba… A wy ojczulku… Uczeń by Wam się zdał. Alibo uczennica. Okolica bez Waszej wiedzy zczeźnie. Zajrzelibyście do mnie do Phandalin? Bo może miałbym kogoś. W sam raz pod Wasz charr… e no pod Was.
- Hę? A wiesz… niegłupie to, niegłupie…
- zaskoczony druid, który niezbyt słuchał tych maicznych wynurzeń spojrzał na Jorisa z uznaniem. - W okolicy ani kręgu, ani opiekuna, gdy mnie zabraknie to przecie wszystko wyrżniecie w pień… Hm… - z namysłem zaczął gładzić się po skołtunionej brodzie, dopóki palce całkiem mu się w nią nie zaplątały. Wyrwał je ze złością. -To zajdź jak będziesz wracał, to do wsi pójdziemy.
Druid dopił przygotowany przez Jorisa napój i westchnął chrapliwie. Zwój zwojem, ale wyglądało na to, że nawet taka niewielka aktywność jak omycie się i posiłek wyssały z niego resztki sił. Zresztą na zewnątrz było już zpełnie ciemno, a Reidoth pewnie chodził spać z kurami. Teraz mógł nawet dosłownie. W chatce nie było wiele miejsca, ale po odsunięciu na bok stołu Turmi, Joris i Stimy mogli rozłożyć posłania na klepisku. Nie był to komfortowy nogle, ale lepszy niż w zimnie na zewnątrz, co czekało ich konie.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline