Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2018, 20:28   #29
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Po pierwszym uporządkowaniu plaży, Douglas zarządził przeniesienie całego sprzętu pod linię palm. Nie wiadomo wszak, jak daleko morze wchodzi na plażę podczas przypływu, a sama dżungla miała swoje zielone potwory. Było upalnie i gorąco, więc Douglas pozbył się górnej części munduru. Wrogowie i tak nie mieli broni palnej, a jeśliby został trafiony macką, to cóż… kamizelka raczej niewiele wtedy pomoże. Było tak wygodniej przenosić sprzęt w skwarze słońca.


Gdy już to załatwili Doug podszedł o Alana i zwrócił się wprost.

- Przejrzyj sprzęt jaki obecnie mamy pod kątem ciężkiej broni, wyrzutni rakiet, granatników, miotaczy ognia. Sprawdź też pod kątem paliwa i substancji łatwopalnych wśród naszych zapasów.

Alan nie pamiętał by na stanie sprzętu był tak pokaźny, ciężki arsenał, ale dla świętego spokoju sprawdził ponownie. Nie podobała mu się również wzmianka o substancjach łatwopalnych. Paliwo było im potrzebne. Nie zwrócił na to jednak głośno uwagi.
Po otrzymaniu raportu Marco, przedstawił “Blood’iemu” listę tego co mogło go interesować:

- działko cal.50 zamontowane na łodzi
- wyrzutnie rakiet - brak
- miotaczy ognia - brak (może Miyazaki-san razem z “Zapałką” coś takiego stworzą)
- skrzynka C4 oraz zapasowe granaty
- dwa dwudziesto litrowe kanistry benzyny (reszta eksplodowała)

O dziwo na stanie zapasu znalazła się też z niewyjaśnionych przyczyn skrzynka whiskey.


- Sprawdź czy da się zdemontować to działko i znaleźć mu stabilną podstawę.- ocenił Douglas wodząc wzrokiem po zapiskach. - Z benzyny i pustych butelek zróbcie parę koktajli Mołotowa. Wiecie jak?

Głupie pytanie. Z pewnością musiał wiedzieć. Prostszego w budowie “granatu” ze świecą by szukać.

- Za przeproszeniem “Bloody”. Wiem, że Major pozostawił Cię jako dowódcę, ale mam kilka uwag, co do Twoich sugestii.

- Hmm…?- mruknięcie było połączone ze spojrzeniem blondyna sugerującym potencjalny mord na rozmówcy, co przeczyło ironicznemu uśmieszkowi na jego twarzy.

- Jeśli chodzi o działko to nie ryzykowałbym montowania go teraz na piasku. Zagraża on zarówno samej broni i jej stabilności. Jeśli chodzi o pociski zapalające - paliwo jest nam niezwykle potrzebne. Zapasowe generatory na benzynę dostarczą nam niezbędny prąd dla zasilania światła i sprzętu. Nie wiem jak długo zwykłe akumulatory wytrzymają. Może uda się skompletować jakiś nadmiar spirytusu z zapasów Panny Kimberlee i kosmetyków grupy?

- Działko jest na łodzi, łódź za blisko wody z potencjalnym potworem.
Musimy wiedzieć czy da się zdemontować działko w razie potrzeby. I czy da się go używać w innych miejscach… a co do koktajli. Wątpię by cztery butelki jakoś znacznie uszczupliły nam ilość paliwa, a tutejsza flora jest bardziej agresywna. A choć może okazać się odporna na kulki, to nie znam żadnego chwasta lubiącego ogień. Zresztą jaki to sprzęt elektryczny jest nam niezbędny do przeżycia w dżungli?
- zapytał retorycznie “Bloody”.

- Masz rację - rośliny nie lubią ognia. Tak samo roślinami są palmy rosnące w pobliżu. Zresztą z tamtym kwiatkiem poradziliście sobie całkiem dobrze zwykłą amunicją. Mamy tylko dwa kanistry benzyny - podkreślił Alan.

- Jesteśmy w pasie, gdzie roślinność rośnie w dużych odstępach. Więc jak się spalą niektóre palmy, to cóż…- Sosnowsky wzruszył ramionami i powtórzył polecenie.- Przelać trochę benzyny do paru butelek. Jak nie będziemy musieli jej zużyć na potworki, to się wleje do generatora. Lepiej mieć dodatkowy atut pod ręką niż nie mieć...

Alan westchnął w duchu i wziął uspokajający oddech:
- Zrozumiano. Mam nadzieję, że w przyszłości będę Ci musiał przyznać rację - wyciągnął ramię w stronę blondyna w uniwersalnym geście “żółwika”.

- Miejmy nadzieję, że nie będziesz miał potrzeby.- odparł blondyn i zerknął na wodę. Niby mogli dopłynąć łodzią desantową do statku matki, ale ryzyko było spore. Czyżby utknęli tu na dłużej?

*****

Słońce świeciło wysoko, wskazując na to że było już po południu, choć zdaje się jeszcze wcześnie, gdy reszta grupy wyłoniła się z linii dżungli. Z przypływem adrenaliny którego dostarczyły im ostatnie wydarzenia, wiele osób zapomniało już o zmęczeniu. Śpiesznym krokiem zbliżali się do miejsca gdzie miał stać obóz, jednak niewiele się zmieniło od czasu gdy przybili do lądu. Kiku chociaż powinna stać zaraz przy Kimberlee, wyrwała nieco do przodu, by dowiedzieć się w końcu czegoś więcej. Poprawiła jeszcze spodnie, ale okazało się że póki nie wydziwia, skacze i nikt nie wspina się jej po nodze to dają radę i bez tego dodatkowego zabezpieczenia.

Ledwie towarzystwo znalazło się na plaży, Major wyrwał do dwóch ciał leżących pod brezentem… po przyklęknięciu przy nich, odsłonił twarze mężczyzn, sprawdził ich puls, po czym wbił na chwilę wzrok w ich twarze. Wydawało się, że coś do nich również szepnął… następnie ponownie przykrył ciała, po czym spojrzał na pobladłą Kimberlee i pokręcił przecząco głową.

W tym czasie zmęczony kolejną wędrówką Collins przysiadł na jednej ze skrzyń w prowizorycznym obozowisku, przecierając czoło chusteczką. Obok niego stał Honzo, podając starszemu Inżynierowi manierkę z wodą…

Reszta ekspedycji rozlazła się nieco po plaży, jednak jak nakazano, tak trzymali się z daleka od morza na przynajmniej 10 metrów. Pani Elsworth jakoś tak dziwnie wodziła wzrokiem za Sosnowskim z nagim torsem, od czasu do czasu się nawet uśmiechając pod nosem. Kim z kolei, nadal nieco pobladła, wbiła spojrzenie w wodę…

Dorothy nie odstępowało jej dwóch ochroniarzy-najemników, choć wyraźnie było widać, iż “T” ma ochotę się oddalić i czymś zająć.

*****

Major po chwili porozmawiał z “Sosną”, i do rozkazów wydanych przez blondyna dodał swoje: Curran wraz z “Bearem” mieli wejść na łódź i od strony wody obserwować teren wokół łodzi, na miejsce “Beara” z kolei, odnośnie zabezpieczenia terenu wokół samej łodzi posłał “T”. Do tego wszystkiego, to Collins miał się zająć naprawą radiostacji, a sam Ryo miał wejść również na statek desantowy i zająć się wymontowaniem z niej działka 50 cal.

“Sosna” i van Straten mieli z kolei pojechać razem na 1 quadzie w poszukiwaniu zwiadowcy zaginionego na plaży. Reszta z ekspedycji chwilowo miała “przerwę”.

- Nie wiemy ile czasu będziemy tu bez zapasów ze statku. Musimy zinwentaryzować nasze zapasy, oszczędzać słodką wodę, a może nawet przygotować się na zbieranie deszczówki. Nie wiemy też, czy to co znajdziemy na wyspie jest jadalne.. - Stwierdziła Lyssa i wzięła głęboki oddech, czekając co na to powie reszta.

- Się złotko tak nie unoś... - Odezwał się nagle Honzo, odchodząc od Collinsa - Jesteśmy na wyspie, jest zielono, to będzie i jakaś rzeczka, jeziorko, strumyk, whatever… a i pewnie do żarcia się sporo znajdzie. A zresztą, w tej chwili, to mamy zapasy tu, i statek na wyciągnięcie ręki w razie czego.

- Jaką Ty szkołę skończyłeś? Podstawową? - Teraz dopiero nieco się naburmuszyła w odpowiedzi. - W samej Afryce nie można pić wody z rzek czy jezior bo są tam nie dość że groźne mikroby, to jeszcze pasożyty.. potem ludzie umierają w męczarniach. O tej wodzie nic nie wiemy i nawet jeśli ją przebadamy, nie ma pewności że nie przegapimy czegoś, co najzwyczajniej nie występowało w rejonach świata które znamy. A przy okazji.. w Afryce też żyją małe rybki które mogą wpłynąć Ci do ptaszka podczas kąpieli, radzę uważać może tutaj też takie są. Z tego co słyszałam jedynym lekarstwem jest amputacja na miejscu.

- Skończyłem wiele szkół i mam wiele dyplomów… ale do lania po gębie ich nie potrzeba co? - Mężczyzna wyszczerzył do niej zęby - Wszystko o czym mi mówisz panienko, tak, wiem o tym… może i masz rację, wtedy przytaknę, ale póki co, nie panikuj złotko, mamy sprzęt i zdolności... - Honzo wyciągnął z kieszeni papierosa, po czym sobie zapalił.

- Może, gdy chodzi o zwykłego bandziora spod ciemnej bramy. Firma nie płaciłaby mi tyle, gdybym nie miała kwalifikacji. Jestem poddenerwowana, ludzie zginęli, dziwisz mi się?

- Wiele rzeczy mnie dziwi, ale mniejsza z tym... - Odpowiedział jej Honzo, ale nagle wtrąciła się Sarah Elsworth.

- Nie wiemy, jaki to ma wpływ na florę i faunę - Pani biolog miała na myśli papierosa mężczyzny. Ten jednak jedynie głupkowato się uśmiechnął, po czym wzruszył ramionami. Najwyraźniej miał tą kwestię głęboko w…

- Dobra moje piękne, to ja idę pogrzebać w rupieciach - Zakończył tą rozmowę Geolog z kolejnym, kretyńskim uśmieszkiem, po czym oddalił się do masy skrzyń wyładowanych z łodzi, szukając chyba tym razem guza u Woodsa.

Kiku zaś poszła za nim. Nie po to by dalej męczyć mężczyznę dyskusją, lecz też miała tam prywatną sprawę.

- Alan, masz mój bagaż? - Zapytała, rozglądając się w tej gęstwinie sprzętu za swoimi landrynkowymi walizkami.

Alan odwrócił głowę na dźwięk swojego imienia i omal nie upuścił sobie skrzyni na stopę.

Gdy w jego kierunku zmierzała Lyss'a, w myślach ukazała mu się, jakby w innym świetle

[media]http://www.youtube.com/watch?v=MDF6eQJcx60&feature=youtu.be[/media]

Uśmiechnął się od ucha do ucha i wypalił prawie gubiąc połowę wyrazów.

- Z Waszymi walizkami wszystko w porządku. Tak jak obiecałem mają swoje miejsce w cieniu. Jak wam się udała wyprawa? Zobaczyliście coś ciekawego? To znaczy… ekhm… dobrze, że wszyscy wróciliście cało

Nieco zaskoczona reakcją Woodsa, przez moment spojrzała mu w oczy i usiadła na jakiejś skrzyni obok, podciągając jedno kolano i zapierając się stopą. Sięgnęła do swojej manierki, odczepiła ją i dość łapczywie upiła z niej trochę. W czarnej skórze, na słońcu robiło się dość gorąco i mało komfortowo nawet jej, ale to nie było priorytetem.

- “Coś” zdecydowanie, ale na szczęście nie było tak “ciekawie” jak u was. Co o tym myślisz, i czemu nie odezwałeś się przez radio?

Mężczyzna szybko odwrócił wzrok, po spojrzeniu w oczy azjatki.

- Trochę słyszałem od “Blood’iego”. Wykazałaś się wspaniałym refleksem i dzięki temu uratowałaś komuś życie. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o sobie - spojrzał w kierunku, w którym leżały ciała dwóch martwych pionierów. Westchnął lekko - “Ciekawie” to chyba rzeczywiście najbardziej odpowiednie określenie.

- Nie zwrócisz im życia, ale jest jeszcze dużo osób których życie zależy od Ciebie więc musisz się trzymać. - Odpowiedziała, zeskakując z bagażu na piasek, podeszła i poklepała go i ścisnęła po ramieniu, próbując pocieszyć. Trwało to dość krótko, bo ich relacje nie były najlepsze, ale postanowiła zakopać topór wojenny. Mieli teraz znacznie większe problemy na głowie.

Odwróciła się i schyliła po swoje walizki, wyciągnęła uchwyty niczym na lotnisku i najwyraźniej chciała zabrać swój bagaż.

“To nie o to chodzi…” - pomyślał - “Po prostu nigdy przedtem nie przejmowałem się, gdy ktoś z mojego zespołu ginął”. Oczywiście nie mógł jej tego powiedzieć.

- Potrzebujesz pomocy z tymi walizkami? - zastanawiał się po co chciała je przenieść.

- Nie trzeba. Zaraz tu wrócą. - Odpowiedziała i pociągnęła walizki po piasku nieco dalej, przysiadła przy nich, otworzyła i zaczęła grzebać w zawartości. Wyciągnęła jakieś jeansy, potem strój kąpielowy, ale w końcu niezadowolona schowała je z powrotem. Zdecydowała się w końcu że tylko ściągnie z siebie skórzaną kurtkę, chowając ją do walizy. Z racji żywnościowej która przypominała wojskowe danie, capnęła coś czego nie trzeba było przygotowywać. Miała ochotę coś przegryźć, ale nie wiedziała czy jest teraz czas na gotowanie. Po chwili wciągnęła swoje rzeczy znów tam skąd wzięła, pod oko Alana. Przegryzła batonik i spojrzała na Woodsa. Zdawało się że nie wie za co się złapać i wtedy przyszło jej właśnie do głowy że mógłby jej pomóc. Ukąsiła kolejny kęs batonika.

- Woods..? - Zapytała tajemniczym głosem, przyglądając się mu uważnie.

Kolejny raz usłyszał swoje imię wypowiedziane tym melodyjnym głosem, sprawiającym jednak wrażenie, jakby jedno złe słowo oznaczało skręcony kark.

- Tak? - zapytał niepewnie, nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć.

- Chciałam sobie poćwiczyć, ale przydałby mi się do tego partner. Nie skoczyłbyś ze mną poruszać się w piasku? - Uśmiechnęła się delikatnie, próbując go zachęcić.

Na widok tego pięknego uśmiechu mężczyźnie zrobiło się gorąco.

- Po...ćwiczyć? C… Co masz na myśli? - zapytał odwracając wzrok od jej ciemnych oczu.

Roześmiała się krótko w odpowiedzi, i złapała za kark, wzruszając ramionami nieco speszona. To mogło zabrzmieć jakby chciała się na nim mścić za ostatnie, ale wcale tak nie było.

- Będziesz udawał że próbujesz mnie atakować, a ja się będę bronić.. nic Ci się nie stanie.

Alan zerknął na stertę skrzyń na statku, które jeszcze czekały na rozpakowanie. “Wybacz Marco”. Odrzucił małą skrzynkę, którą trzymał w rękach na bok.

- Jasne. Akurat mam wolną chwilę - odpowiedział z uśmiechem, po czym poszedł za azjatką.

Lyssa pisnęła radośnie i zaprowadziła Alana na względnie bezpieczny, przestronny kawałek plaży na widoku, nie oddalając się od grupy.
 

Ostatnio edytowane przez Koime : 09-10-2018 o 18:50.
Koime jest offline