Lavina po dobrze przespanej nocy, usypiana opowieściami Urgrima, zerwała się przed świtem jak tylko jej poranny chłód przeszył jej ubrania i dotknął skóry. Pamiętając, że przez następne dwa dni będą głównie iść i nie będzie czasu na postoje zarobkowe w mniejszych wsiach, postanowiła zmienić ubiór.
Swoją sukienkę spakowała do plecaka i ubrała się zapasowe spodnie, ciemno-zieloną koszulę i skórzany kaftan. Nadal wyglądała na kogoś lepiej urodzonego, ale też kogoś kto spędzał więcej czasu na szlaku, a przede wszystkim było wygodniej iść.
Dzieciaki spotkała poprzedniego dnia i wyrobiła sobie o nich wstępna opinię. Łatwo było być dla nich miłym i się uśmiechać. W końcu sama była sierotą znalezioną w szczątkach karawany. Większość trupy cyrkowej w której się wychowała były to znajdy, sieroty i uciekinierzy. Dawała dzieciom przestrzeń tylko obdarzając je ciepłym uśmiechem kiedy akurat idąc zrównywała się nimi idąc koło wozu. Nawet kruczowłosą, której “piekna” próba zabłyśnięcia przed ratajem wydała się blondynce zabawna w swoim braku subtelności.
Na widok samotnej postaci Lavina zwróciła się do jadących za nią konno mężczyzn.
- Któryś z was podejdzie i sprawdzi to zawczasu? - Spytała podkreślając słowo ‘to’ wskazując na postać ręką.