Potyczka dobiegła ostatecznie do końca.
Po dokładnym obejrzeniu okolicy, przeszukaniu ciał zabitych i po opatrzeniu rannych - a dokładnie jednego rannego - oraz po rekonesansie wykonanym przez
Milo doszli do kilku wniosków.
Rzeczywiście nie powinno się zostawiać wrogów za plecami, a w każdym bądź razie jest to dość mocno nierozważne.
Nic też nie powinno się stać jeżeli do Phandalin dotrą nieco później niż było to zaplanowane.
No i do wyobraźni poszukiwaczy przygód rzeczywiście przemówił głos “nierozsądku” -
ŁUPY.
Ruszyli powoli po śladach, które wytropił łotrzyk. Zjechali więc z traktu i po chwili zniknęli całkowicie z widoku. Po jakimś czasie znaleźli po drodze małą leśną polankę, tak dobrze otoczoną zaroślami i drzewami, że gdyby nie było z nimi łotrzyka to przeszli by obok niczego nie zauważając.
Zatrzymali się tam na krótki odpoczynek w trakcie, którego ustalono, że jest to bardzo dobrze miejsce na pozostawienie tu zabezpieczonego wozu do czasu sprawdzenia przez drużynę goblińskich tropów. Zjedli też skromny posiłek.
Mieli tylko nadzieję, że nie popełniają błędu i po powrocie zastanów wóz z dobytkiem na swoim miejscu. Doszli też do wniosku, że szanse na to są spore dopóki wiedzą gdzie z grubsza znajduje się ich wróg.
Jeszcze raz uprzednio sprawdziwszy czy polana jest dobrze zamaskowana i po dokładnym sprawdzeniu oraz poprawieniu ekwipunków ruszyli w szyku bojowym.
Na przedzie szedł
Milo i
Ferna, po środku szła
Milena z
Aldrikiem, a całość zamykał
Worick.
Dobrze, że jednak mieli w drużynie łotrzyka. Ślady nie były trudne to wytropienia, gdyż gobliny ani nie należały do istot zbyt dyskretnych ani też chyba zbytnio nie zależało im na ukrywaniu swojej bytności w okolicy. Mogło to też świadczyć o tym, że czuły się zbyt pewnie.
Dobrze, że jednak mieli w drużynie łotrzyka. Tak jak tropy mógł czytać pewnie pierwszy lepszy średnio rozgarnięty tak już do wyszukiwania ewentualnych pułapek potrzebny był specjalista.
Milo natomiast był odpowiednią osoba na odpowiednim stanowisku. Sidła, w które mógł wpaść nieuważny wędrowiec były w miarę łatwo zauważalne. Przypuszczalnie miały służyć bardziej jako urządzenie alarmowe niż pułapka. Jednak wilczy dół, który w porę wykrył Milo był już na poważnie. Sześć stóp szerokości i dziesięć stóp głębokości, a dno najeżone zaostrzonymi palami.
Na szczęście mieli w drużynie łotrzyka.
Ominąwszy bez większych przygód niebezpieczeństwa ścieżki dotarli do miejsca gdzie teren dość wyraźnie zaczął się wznosić. Z niewielkiej odległości w wyższej części wzgórza, na które powoli wchodzili dostrzegli wejście do jaskini. Brakowało jedynie szyldu wskazującego to miejsce z napisem “Kryjówka Goblinów”, ale nie było wątpliwości, że że znaleźli to czego szukali.
__________________
There can be only One Draugdin!
We're fools to make war on our brothers in arms.