Jego długi miecz poszybował wysoko odrzucony gołą dłonią opętańca.
„To niemożliwe” – szepnął
Almirith, patrząc jak rana na dłoni demona zasklepia się z niebywałą szybkością. Stał ciężko dysząc, obrona przed takim przeciwnikiem zaczynała go wyczerpywać, a jego wróg wydawał się nie odczuwać zmęczenia. Spojrzał za siebie za falującą masę lian i pnączy, to była jego szansa. Odwrócił się na pięcie i pobiegł wprost w plątaninę nienaturalnych roślin w poszukiwaniu swojej broni, przyjaciół i możliwości pokonania demona, wśród takiego chaosu, jego wojownicze umiejętności być może pozwolą mu uzyskać przewagę nad nadprzyrodzonymi właściwościami opętanego szaleńca. Rzucił się wprost w największą gęstwinę.
*****
-W każdym chaosie jest porządek, jest ukryty głęboko pod powierzchnią szaleństwa rozciągającego się na zewnątrz. Pozwól by twoje ciało i umysł odzyskały spokój, zespól się z otoczeniem, pustka pozwoli Ci się zaadaptować. Wytrwaj w tej chwili skupienia, a szybko odkryjesz wzór, twoje ręce same odnajdą odpowiednie ataki i zasłony, a stopy zawsze będę wiedziały gdzie muszą się znajdować. Będziesz mógł zamknąć oczy i skutecznie walczyć, zmysły podpowiedzą Ci skąd nadejdą ataki. – stary fechmistrz przemawiał spokojnie i powoli tłumacząc zawiłości nowej formy walki swemu głodnemu wiedzy podopiecznemu.
„Ma być Srebrnym Lwem? Dobrze, będzie najlepszym Srebrnym Lwem od wielu stuleci.” – pomyślał z dumą Arem patrząc jak jego podopieczny ściska rękojeści sejmitarów, koncentrując się przed następnym sparingiem.
*****
Wpadł wprost w plątaninę szalejących roślin, białe pędy ściskały i oplątywały wszystko co stanęło na ich drodze. Staną z opuszczonym mieczem w dłoni, wsłuchując się w odgłosy, spoglądając swymi przenikliwymi elfami oczami na zjawiska przed nim. Powoli w jego umyśle rysowały się kawałki układanki, ruchy i ataki rośli układały się w jeden wzór, który pozwolił mu zaatakować.
Szedł wśród pnączy ze spokojem, który był niezwykły w takiej sytuacji. Umykające wzrokowi cięcia miecza torowały mu drogę wśród szalejącej roślinnej zamieci, a fragmenty lian opadały na spękaną ziemię pod jego stopami. Odnalazł odrzucony przez demona miecz, poczuł się o wiele lepiej ściskając w ręku dwa ostrza. Wydał z siebie wojenny okrzyk i ruszył dalej, niczym trąba powietrzna przemierzająca suchy las, a przeciwnicy padali. Wydawało mu się, że pomiędzy lianami zauważył uśmiechniętą twarz Arema.
*****
Zauważył
Sae walczącą z białymi pędami, niziołka szarpała się i próbowała wydostać się z mocarnego uchwytu. Jego miecze wykonały dwa półokręgi, świszczące powietrzem, i kobieta opadła na ziemię, a trzymające ją liany uciekły z sykiem jak niepyszne. Pomógł jej wstać i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu
Maygara. Morze bieli falowało przed nim.
„ Przydał by się Remorant” – pomyślał.