Najwyraźniej Etelka i Ernst zdecydowali, że warto zaryzykować. Jeżeli poddaliby się, to niechybnie trafiliby w ręce łowców czarownic, a to oznaczało długą i bolesną śmierć. Ucieczka natomiast mogła się udać. Ponadto życie bez ręki lub oka straconego w walce też było możliwe. Stos takiej możliwości nie dawał.
Zerwali się oboje na nogi. Tylko Wolfgang pozostał na górze. Axel i Lothar zbiegali po rampie, a Berni pędził z mieczem od strony przystani. Ernst z grymasem bólu na zakrwawionej twarzy, ponownie chwycił semafornika, zasłaniając się nim. Pracownik wieży krzyczał, wzywając pomocy i błagał by go nie zabijać. Etelka, nie mając za kim się schować, zaczęła biec w kierunku rzeki, chcąc ominąć Zinggera. Swoją szansę dostrzegła w sunącej wolno głównym nurtem barce.
Axel szybko ocenił sytuację. Istniała obawa, że fruwające wszędzie siekańce dosięgną zbliżających się do uciekającej wiedźmy kompanów. Z drugiej strony strzelanie do Ernsta, wciąż ukrytego za zakładnikiem, niechybnie wiązało się z poważnymi konsekwencjami dla tego ostatniego. Podniósł broń i pociągnął za spust…
Huk wystrzału poniósł się echem po rzece, natychmiast przyciągając uwagę marynarzy na barce. Śmiercionośny ładunek garłacza minął niegroźnie Lothara i Bernhardta, przelatując między nimi w kierunku biegnącej Etelki. Chyba tylko szczęściu zawdzięczała to, że śmiercionośny obłok odłamków minął ją o włos. Widząc zbliżającą się barkę, zaczęła wzywać pomocy.
Widząc rozwój wypadków, Ernst postanowił zmienić taktykę. Widział nad sobą Wolfganga gotowego czarować. Widział pędzących za Etelką Lothara i Zinggera oraz wyłaniającego się z obłoku dymu Axela. Nie wiedział, czy poświęcą życie zakładnika.
- Nie zbliżajcie się – warknął, osłonięty mężczyzną, ze sztyletem w okolicach jego gardła. – Ja pewnie i tak zginę, ale to jego będziecie mieć na sumieniu. Pewnie ma rodzinę, dzieci. Osieroci ich, nieboraczków. Chcecie tego? – mówiąc, zaczął wycofywać się ku pomostowi.