Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2018, 14:55   #307
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Tym razem to Jacob odczekał parę chwil. Najpierw spojrzał wymownie na siostrę Richarda. Zdążył z nią swoje przeżyć. Ratunek na Black Hand Hill koło Rigel, szturm przez objęte kwarantanną miasto, rejs łodzią podwodną... wszystko jednak zaczęło się na dobre od jednego wydarzenia.
- Dlaczego chcieliście zabić Eloizę?
Eliasz przymknął oczy. Sprawdzał starsze raporty - mechanizm za jego plecami znów zaczął pracować na pełnych obrotach. Maszyna wykaszlała parę wysokich dźwięków. Stary miał już coś rzec, gdy w słowo weszła mu Deborah.
- Myślę, że jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - mówiąc to, wetknęła w szparkę ust kolejny zwitek tytoniu i zapaliła go.
Kobieta wyszła dystyngowanie na środek. Każdy krok rozdrabniała na kilka mniejszych. Jej podgardle zatrzęsło się, oczy delikatnie zajaśniały.
- Walker znał wywiad naszej rodziny, wiedział w jaki sposób funkcjonuje. Potrzebowaliśmy kogoś z zewnątrz, aby pozbyć się problemu.
Herszt, który został właśnie mianowany chodzącym kłopotem, zebrał już ludzi i był gotowy do wymarszu. Słuchał siostry bez słowa.
- Jedną z tych osób był Richard - kontynuowała Deborah. - Nie mieliśmy pewności na ile pozostanie lojalny zadaniu. Stąd zaistniała potrzeba dodatkowego atutu. Zabicie Eloizy było ostatecznością. Domyślny plan mówił o porwaniu, aby sir La Croix był posłuszny.
- Zgodziliśmy się na współpracę - pociągnął dalej Eliasz. - Shagreen był przyjacielem Enzo i stanowił potencjalne zagrożenie. W akcie zemsty mógł wyjawić sekrety pochowane razem z nurkiem. Posiadał dobre zaplecze i był w stanie wiele się dowiedzieć. Wracając jednak do Richarda. Udostępniłem część ludzi Kamiennemu Rodowi, aby użyli lady Eloizy jako zabezpieczenia jego roli. Teraz, kiedy obiecaliście Shagreenowi sprawiedliwość, nie ma potrzeby, aby go nadal ścigać. Rodziny La Croix również. Oczywiście, wszystko zależy od waszej słowności i dyskrecji.
Walker tylko zmrużył oczy. Zimny wiatr łopotał resztkami stroju, zwisającymi smętnie z jego wychudzonej sylwetki.
- Jeśli o mnie chodzi… ufam tym ludziom. Jak już powiedziałem, nie zamierzam dalej szukać zemsty. To koniec z mojej strony.
Puentując swoje słowa, najmłodszy Barnes odwrócił się przez ramię i powoli ruszył z resztą zarażonych poprzez kłęby dymu. Korowód umęczonych dusz powoli zniknął w bezgranicznej szarzyźnie.


Młoda croixówna postawiła oczy w słup. Musiała czuć się teraz jak sztuka mięsa, którą można wycenić w konflikcie interesów. Dziewczyna dygotała, ale wiedziała już, że czasem lepiej wstrzymać nawet skrajne emocje. Krzyżowiec rzecz jasna pozostawał niewzruszony. Dla niego były to gołe fakty, elementy konieczne do realizacji planu. Nie wiedział jeszcze, że dostarczył Richardowi kolejny powód dla stworzenia wobec siebie opozycji.
Tymczasem historyk nie tracił czasu. Szybko przeszedł do kolejnego pytania.
- Jak dokładnie wygląda wasze szkolenie i jak dokładnie chronicie umysły? Ta wiedza jest w interesie nas wszystkich. Im lepiej osoby znające prawdę będą potrafiły się chronić, tym mniej siły będzie miała Istota.
- Nie licz na zbyt wiele szczegółów - Eliasz przesunął dłonią po długiej brodzie. - Trening obejmuje lata ascezy oraz medytację. Posiadamy swoje placówki w miejscach daleko stąd. Używając języka powszechnego, można nazwać je czymś na rodzaj klasztorów, choć bez sakralnego kontekstu. Mają tam miejsce również transformacje ciała oraz umysłu, lecz o tym właśnie nie mogę ci powiedzieć.
Cooper musiał się tym zadowolić. Eliasz nie był człowiekiem, którego wolę szło nagiąć grzecznie, lub groźbą. Zamiast nagabywać starego, przeszedł dalej.
- Opowiedz o Starym Świecie, waszych badaniach i odkryciach. Tyle, ile możesz. Coś z pewnością możesz choćby w ramach przestrogi.
Zimne oczy spojrzały gdzieś przed siebie. Eliasz zdawał się słuchać dmącego z dala wichru.
- Nawet my posiadamy jedynie strzępki informacji. Starożytni stworzyli złożoną cywilizację, a mimo to ich dziedzictwo jest bardzo mgliste. Przodkowie budowali ogromne metropolie, gdzie władali elektrycznością oraz przesyłem myśli. Rozwój technologiczny sprawił, że zaniedbali oni swoją duchowość. Mamy podstawy, aby twierdzić, że wróg to wykorzystał. Trudno powiedzieć coś więcej, choć wciąż istnieją ruiny, których nigdy nie zbadaliśmy. Podejrzewamy, iż mogą być równie istotne, co Yarvis. Problemem jest głębokość na jakiej są położone. Żaden z istniejących batyskafów nie wytrzyma podobnego ciśnienia.
Nawet oszczędne informacje o Starożytnych były cennym nabytkiem. Jednocześnie coś nie dawało Starrowi spokoju. Jako znawca ludzkich umysłów, czuł że poznał jedynie skromną część wiedzy Eliasza. Zgodnie ze swoimi przypuszczeniami, Black Cross posiadało znacznie więcej informacji. Nadzieją napawał fakt, że prawda nie była na wyłączność organizacji. Jacob czuł, iż może ją odnaleźć gdzieś indziej - jak świat długi i szeroki. Potrzeba było tylko odwagi, a tego mu nie brakowało.
- Dodatkowo wyjaśnij genezę katastrofy, jaka miała miejsce - konsekwentnie drążył. - Myślę, że wszyscy chcemy jej uniknąć. Wiedza może być niebezpieczna, ale jej brak może być równie niszczycielski. I tak wiemy wiele, więc możemy też przynajmniej dowiedzieć się jakich błędów mamy nie popełniać. Historia przecież toczy się kołem.
- Dawno temu poziom mórz i oceanów nagle się podniósł. To dziś może wydawać się kuriozalne, lecz kiedyś istniały lądy, przy których powierzchnia Corvus jest niewielka. Wszystko to jednak zostało pogrążone podczas ogromnej powodzi. Istoty w głębinach prawdopodobnie kontrolowały całe zjawisko. Nie ulega wątpliwości, że nie powiedziały ostatniego słowa, choć trudno pojąć jakiego rodzaju rozumowaniem się posługują.


Wspomnienie kreatur szybko nasunęło Jacobowi skojarzenie z sektą.
- Jaka jest historia tego kultu?
- Ci szaleńcy musieli funkcjonować jeszcze przed katastrofą. Są przepełnieni wolą wroga, to jego przekaźniki w naszym świecie. Stanowią najlepszy dowód na to, jak niebezpieczne jest obcowanie z plugawymi implantami oraz zakazaną wiedzą. Z resztą, sam dzielę się nią z wami tylko dlatego, że udowodniliście swój hart ducha - nagle Eliasz zakaszlał parę razy i choć dał tym wyraz, że jest już zmęczony, kontynuował. - Jako Black Cross wciąż poszukujemy dowodu na pierwszy kontakt człowieka z wrogim elementem. Możliwe, że gdybyśmy odkryli genezę ów pierwotnego incydentu, dałoby się zrozumieć więcej o naturze tych, którzy spoczywają na dnie.
Cooper czuł, że ich czas się kończy. Na końcu języka miał jeszcze jedno pytanie.
- Czym jest dilithium i skąd się bierze?
- Jak widzisz jest bronią. Niektórzy twierdzą, że sam Noas pozostawił ten minerał, aby posłużył przeciwko zagrożeniu. Osobiście sądzę, że natura nie lubi próżni. Jesteś człowiekiem nauki, więc zapewne zdajesz sobie sprawę z pewnej zależności. Kiedy w danym ekosystemie zaczyna dominować jeden gatunek, przyroda wynajduje sposób, aby zmniejszyć jego liczbę. Zazwyczaj dzieje się to pod postacią choroby, lub jakiegoś drapieżnika. Uważamy, iż tutaj jest analogicznie. Samo dilithium znajduje się na północy, często można je odnaleźć zamrożone w górach lodowych.
Przywódca złożył ręce w piramidkę i skinął na swoich żołnierzy. Ci zaczęli tworzyć wokół grupy ciasny szpaler. Dopiero wtedy starzec spojrzał na wszystkich raz jeszcze, po czym rzekł:
- Nic więcej nie mogę wam powiedzieć. Teraz chcę, abyście opuścili wyspę. Mamy tu jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jeśli tu zostaniecie, uznam was za wrogów.
Eliasz zapewne liczył się z szantażem Jacoba, lecz prócz gwardii, pozostali bynajmniej zamierzali to weryfikować. Poza tym, istotnie natrafiali na informacyjną barierę, którą dało się sforsować już tylko bytnością w Black Cross.
Członkowie grupy, jeden po drugim zajmowali miejsca na sterowcu. Rannych dźwignięto na prowizorycznych noszach. Deborah oraz Patrick dość opornie, lecz usłuchali, gdy kilku gwardzistów znacząco pchnęło ich na trap. Póki nie zdecydowano o szczegółach dalszych planów, mieli trafić do zamykanych cel.
Nie minął kwadrans, jak potężny zeppelin powoli wzniósł się ku niebu. Kiedy wszyscy już odlatywali, pierwsze stosy pogrzebowe uderzały w powietrze stalowym językami. Wkrótce potem obraz mitycznej wyspy zaczął maleć, a drużyna zajęła się swoimi sprawami.
Ten czas wykorzystał Malfoy, aby zaczepić Denisa w zagraconej maszynowni. Arcon nie rozumiał czemu inżynier uśmiechał się do niego jak opity beczką rumu. Odpowiedź szybko pojawiła się w rękach specjalisty.
Con był potrzaskany i w paru miejscach wystawały z niego kable. Jednakże…
- Potrzebuje paru szlifów, lecz będzie na chodzie. Obiecuję ci to - wciąż świecił zębami i nagle uścisnął nurka.
Stali tak chwilę i lurker wyswobodził się dopiero, kiedy zaczęło brakować mu powietrza. Malfoy potarł zroszone potem skronie, zerknął ku wyjściu.
- Dobra, będzie tego. Chodźmy na mostek. Myślę, że czas odbyć ostatnią rozmowę między naszymi. Zapewne czeka nas również kilka pożegnań, ale hej, kiedyś to musiało nastąpić, prawda?
Zostawili sondę w bezpiecznym miejscu, aby ruszyć zaraz technicznym korytarzem. Już z daleka widzieli, że cała reszta również tutaj była. Resztka najemników nerwowo przestępowało z nogi na nogę. Doktor Connor zwiesił na sobie ręce i w ciszy obserwował sytuację. Byli jeńcy trzymali się bardziej z tyłu, a gwardziści zajęli miejsca przy śluzach. Manuel stała obok Richarda, tuż przy Eloize, która nadal trzymała w dłoniach ,,prezent” od Jacoba.
Mogli wracać do domu.

 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 10-10-2018 o 22:20.
Caleb jest offline