Abelard usłyszał kobietę za sobą. Rozpoznał ją po głosie, choć niewiele do tej pory mówiła. Tak, pamięć, pamięć miał dobrą. Spojrzał na nią przez ramię i delikatnie się uśmiechnął. Cóż, ta kaplica, miejsce Morr'a, miało swoje najlepsze czasy za sobą.
- Nieszczęśliwie, jest to jedyne i jak najbardziej zaniedbane miejsce kultu w tych stronach. - powiedział z lekkim smutkiem i gestem dłoni wskazał na pobliską, na wpół zapadniętą ławę. Ruszył w jej kierunku zamierzając na niej usiąść.
- Te ziemie trawi choroba, a ludzie nie mają bogów w sercu, kto wie jak długo przyjdzie mi jeszcze żyć... - usiadł na ławie, a drewno zaskrzypiało. Gestem dłoni zachęcił ją by do niego dołączyła - ...jako jedyny przedstawiciel panteonu rzucony na pastwę wygłodniałych wilków w mrocznym i zakazanym lesie... lecz nie o tym chciałaś rozmawiać. W czym mogę pomóc?