Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2018, 08:50   #141
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Po krótkim incydencie, nic więcej już nie nastąpiło tej nocy. Zamaskowany mężczyzna ulotnił się gdzieś, choć przez moment Cathelyn chciała na niego puścić Bonesa. Ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. To było jedyne stworzenie, do którego czuła jakieś przywiązanie. Nikt nie wiedział natomiast kim był tamten i co mógł zrobić, gdyby został przyparty do muru.
Cały czas opatrywała rany maściami, regularnie jednak rozglądając się po okolicy. Nad rankiem mogło wydawać się już, że noc spędzili bezowocnie, lecz wtedy wyszło, że kolejne kradzieże chwilowo ustały. Mógł to być zwykły przypadek, choć Crossman osobiście tak nie sądziła.
Kiedy byli w mieście, uznała że tym razem nie będzie zwlekać. Poranek był najlepszą porą, aby uniknąć przesadnie wielu spojrzeń. Ruszyła na cmentarz, dając czas Abelardowi, aby poszedł pierwszy. Gdy dogoniła go wreszcie, okazało się, że dzień przywitał akolitę nowym zmartwieniem.
Wyrastający za jego plecami, kościsty kształt chrząknął cicho.
- Chyba ktoś za bardzo lubi kiepską sztukę sakralną - powiedziała cicho, ze wzrokiem utkwionym we wnętrzu kaplicy.
 
Caleb jest offline  
Stary 11-10-2018, 10:52   #142
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
***
Vermin wrócił do stróżowania i od Drago dowiedział się o kolejnym incydencie, gdy to pijany Magnus Dunn zaczął krzyczeć o mordercach, a tajemnicza postać, którą chwilę później zauważyli umknęła przed kuszą nadgorliwego Borysa. Szczurołap się cieszył, że tym razem nikomu nic się nie stało, choć z opowieści przyjaciela wynikało, że gdyby broń grabarza nie zawiodła go w ostatniej chwili, to mieli by kolejnego trupa z bełtem w plecach.
- Mówię cię, akolicie aż się oczy świeciły na samą myśl, że znów opróżni czyjąś sakiewkę – relacjonował Drago choć Vermin wątpił, by akurat ta część historii była prawdą. Zaczął utwierdzać się jednak w przekonaniu, że ma do czynienia z osobnikami dążącymi do zwady za wszelką cenę, potrafiącymi bez zadawania pytań i osądzenia o winie wpakować bełt w plecy obcemu człowiekowi.
Kiedy udali się do łowcy po wypłatę, Vermin z pomocą Drago zamierzał przekazać mu, że kończy z pilnowaniem bydła. Nie był jednak w stanie podjąć tematu, władczy ton Dietera nieco zbił go z tropu i szczurołapowi było głupio odmawiać. W końcu uznał, że do trzech razy sztuka. Oby nie żałował, że w porę się nie wycofał.

***
Vermin odsypiał noc, kiedy usłyszał jak drzwi do baraku się otwierają. Zerwał się na równe nogi. Lata spędzone samotnie w górach nauczyły go ostrożności. Przypuszczał, że nigdy już nie zaśnie głębokim snem. Odetchnął z uglą gry w progu zauważył Drago. Stajenny w ręku trzymał w ręku worek, z którego wyciągnął zwój pergaminu i przybory do pisania. Szczurołap popatrzył na niego pytająco.
- Napiszemy list – wyjaśnił przyjaciel – Siadaj.
Drago, chodź od dziecka wychowywał się w Kreutzhofen był niepiśmienny. Vermin do wioski trafił jako zdziczałe dziecko miał jednak szczęście zaprzyjaźnić się z Adelaidą, która nauczyła go prawie wszystkiego prócz ludzkiej mowy.
Szczurołap zamoczył pióro w inkauście a stajenny zaczął dyktować.
- Drogi panie Boulangier. Zawsze miałem pana za człowieka pracowitego i do cna uczciwego. Z podziwem patrzyłem jak dba pan o rodzinę i gorliwie modli do naszego umiłowanego Sigmara. Dla mieszkańców Kreutzhofen jest pan wzorem cnót, jednym z najbardziej szanowanych obywateli – Drago wziął głęboki oddech - Czy przystoi zatem panu chędożyć młodziutką pannę Stolenberg?
Vermin oderwał końcówkę pióra od pergaminu i uniósł brwi.
- Pisz dalej – polecił Drago, ale szczurołap pokręcił głową, domagając się wyjaśnień.
- Wiesz ile rocznie zarabia taki piekarz? Trafiła nam się okazja, dlaczego z niej nie skorzystać? Całe życie zamierzasz łapać szczury albo mrozić tyłek w lesie?
Vermin przytaknął twierdząco.
- No sam przyznaj Ver, że łachudrze należy mu się nauczka. Nie zbiednieje, a nam się przyda trochę pieniędzy. Pomóż mi tylko napisać list, a ja się zajmę całą resztą. Zobaczysz, że nie pożałujesz.
Szczułopał odmówił. Nie miał zamiaru brać udziału w kolejnym szalonym pomyśle swojego przyjaciela.
- Gdybyśmy zdobyli fundusze, pojechalibyśmy w końcu do Nuln. Odwiedziłbyś Adelaidę…
Poczuł jak jego serce bije szybciej a oddech staje płytszy. Drago patrzył na niego wzrokiem cyrkowego hipnotyzera.
- Nie oszukujmy się Ver. Nie dorobisz się na zabijaniu szkodników. Zestarzejesz się w tych barakach. Adelaida to siostrzenica hrabiego. Myślisz, że spojrzy łaskawym okiem na takiego gołodupca jak ty? Co ty jej możesz zaoferować? Futro ze szczura?
Vermin zagryzł wargę. Wahał się.
- Nie robimy nic złego. Łajdak zapłaci za swoje kłamstwa i następnym razem będzie trzymał kuśkę w spodniach a nie w Stolenbergównie. Kto wie, może nasza sprawa przysłuży się jego małżeństwu?
Chłopak złapał za pióro i skinął na znak, że jest gotowy pisać dalej. Drago uśmiechnął się i zaczął dyktować. Vermin naskrobał całą stronicę pełną subtelnych gróźb dotyczących ujawnienia tajemnicy piekarza.
- Pięćdziesiąt złotych koron, zostawi pan dziś o północy w lesie, w miejscu gdzie oddawaliście się ze panną Stolenberg miłosnym uciechom. Koniec.
Szczurołap odłożył pióro i wytarł ubrudzone atramentem palce o spodnie. Drago chwycił za pergamin i cmoknął z zachwytem.
- Nie pożałujesz tego przyjacielu!
Stajenny wybiegł z baraku cały w skowronkach. Zapewne mina by mu zrzedła, gdyby wiedział, że Vermin zmienił treść listu i słowem nie wspomniał o pięćdziesięciu złotych koronach, które chutliwy piekarz miał wypłacić szantażystom.

***
Wieczorem, gdy szczurołap skończył zlecenie w gospodzie, wyruszył do lasu na kolejne stróżowanie.
 
waydack jest offline  
Stary 11-10-2018, 11:31   #143
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Abelard usłyszał kobietę za sobą. Rozpoznał ją po głosie, choć niewiele do tej pory mówiła. Tak, pamięć, pamięć miał dobrą. Spojrzał na nią przez ramię i delikatnie się uśmiechnął. Cóż, ta kaplica, miejsce Morr'a, miało swoje najlepsze czasy za sobą.

- Nieszczęśliwie, jest to jedyne i jak najbardziej zaniedbane miejsce kultu w tych stronach
. - powiedział z lekkim smutkiem i gestem dłoni wskazał na pobliską, na wpół zapadniętą ławę. Ruszył w jej kierunku zamierzając na niej usiąść.
- Te ziemie trawi choroba, a ludzie nie mają bogów w sercu, kto wie jak długo przyjdzie mi jeszcze żyć... - usiadł na ławie, a drewno zaskrzypiało. Gestem dłoni zachęcił ją by do niego dołączyła - ...jako jedyny przedstawiciel panteonu rzucony na pastwę wygłodniałych wilków w mrocznym i zakazanym lesie... lecz nie o tym chciałaś rozmawiać. W czym mogę pomóc?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 11-10-2018, 18:06   #144
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Robin, która wczoraj wieczorem została zaczepiona przez Rudolfa przełamała wreszcie tremę i zapytała Wolfganga:
- Wolfgang, wiesz skąd garnizon bierze strzały? A może mógłbyś zapytać ojca...
Bednarz wspomniał jeszcze o myśliwym, ale na wędrówkę do Weilerbergu nie bardzo miała czas, a poza tym mogłoby to zostać odczytane jako próba ucieczki. Może była nieśmiała, ale nie głupia, wolała nie ryzykować.

Postanowiła się za to wyspać i ładnie ubrać do sądu. Nie za ładnie oczywiście, ale by nie wyglądać na kogoś, kto z nudów morduje bogom ducha winnych spacerowiczów. Więc także bez broni. Ale żeby dzień nie był zupełnie zmarnowany, wcześniej porozkładała wnyki. Oczywiście, w dozwolonych miejscach i tak, by tylko drobna zwierzyna mogła się w nie złapać, a nie sędzia, na ten przykład.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 11-10-2018, 21:18   #145
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Poprzedniego dnia (drugiego)


- Nie miałem okazji, żeby Ci jeszcze podziękować za pomoc w walce - zwrócił się Rudolf do Robin. - Nie jestem wojownikiem, ale cieszę się, że mam w Tobie wsparcie w takich momentach. Słyszałem, że strzały teraz są strasznie drogie, a Ty wczoraj pewnie część straciłaś. Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy razem poszukać nowego tańszego źródła. Dla Ciebie i na handel. Zyskiem podzielilibyśmy się po równo. Co Ty na to?

- Ja też nie jestem wojownikiem. Ale przecież nie mogłam uciec
- zaczęła nieśmiało - strzały podrożały przed turniejem, niedługo znów będą tańsze. Ale zawsze to lepiej mieć własne. Znasz się na drewnie, prawda? Bo pióra na lotki to mogę załatwić. I ścięgna, żeby połączyć jedno z drugim. Zgoda, pół na pół - uśmiechnęła się przyjmując propozycję.

- Hm… - zafrasował się Bednarz. - Nie wiem, czy sama znajomość drewna tu starczy. Myślałem raczej o poszukaniu innego źródła. Ja się znam na handlowaniu, Ty na strzałach. Chyba wszyscy u jednego kupca się nie zaopatrują? Pytałem już Dietera, ale nie chciał zbytnio ze mną gadać na ten temat. Ale tak myślę jeszcze, że garnizon musi skądś strzały brać. Możnaby Wolfganga zapytać, albo samego kapitana? Albo ten myśliwy z Weielbergu? Myślałem też o Gerigu, ale chyba sobie odpuszczę. Wątpię, aby przy współpracy z nim dało się cokolwiek zarobić. Ale w sumie podsunęłaś mi pomysł. Jest taki jeden, złota rączka. Pójdę jutro dowiedzieć się, czy on by się coś znał na strzałach. A jeżeli nie, to faktycznie spróbuję, czy dam radę je zmontować. Groty też byłyby potrzebne, czy bez grotów? A Ty byś z myśliwym i z wojskowymi porozmawiała, gdzie oni się zaopatrują? A ja jeszcze pójdę porozmawiać z Thomasem Schutzem, on będzie wiedział, czy ktoś z przepływających nie ma strzał na zbyciu. Mamy umowę?
- Przepraszam, źle Cię zrozumiałam - odezwała się zawstydzona dziewczyna - Pogadam z nimi. A gdybyśmy mieli sami tworzyć strzały, to groty też są potrzebne, ale to każdy kowal może zrobić.
- Świetnie. To gdy już się rozmówisz z tymi dwoma, wdepnij do mnie do warsztatu, wymienimy się informacjami. Teraz chyba już czas nam się z resztą zbierać do lasu, ciemno już.


 Ranek dnia trzeciego

Rudolf od razu zabrał się do dzieła i ruszył nad most.
- Witaj, Thomasie. Jak tam ruch w interesach?
- A witam, witam
- wyciągnął dłoń.
- Mam pomysł, jak parę grosza wspólnie moglibyśmy zarobić. Za przepuszczenie łodzi srebro jedno bierzesz. A gdybyś tak proponował, że zamiast srebra to 3 strzały weźmiesz? Ja Ci za te 3 strzały 2 srebra bym płacił. Jedna moneta do kasy miejskiej by była, a druga dla Ciebie. Co Ty na to?
- Eeee
- mężczyzna musiał chwilę się zastanowić. - Niech będzie, spróbować mogem.
- To super. Ale nie więcej niż kopę strzał, żeby mi pieniędzy nie zabrakło. Jak skończysz robotę, to zajrzyj do mnie, będę albo w warsztacie, albo Pod Orłem. To na razie
- Rudolf wyciągnął dłoń to strażnika.

 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 11-10-2018 o 21:33.
Gladin jest offline  
Stary 11-10-2018, 23:19   #146
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Noc z dnia drugiego na trzeci warta
Borys siedząc w lesie na warcie podszedł w końcu do Wolfganga. Widać było w tym podejściu spowolnienie. Swego rodzaju wahanie. Gdy jednak Bogdanov się przełamał rzekł.
- Panie Wolfgang głupio było pytać o to wczoraj. Rannych opatrywałem, zabity był. Takie przypadkowe spotkanie na drodze. Teraz jednak chwila jest, niebezpiecznie może być. Muszę wiedzieć kogo pilnować szczególnie. Czy nie jesteście czasem bratem panny Sary?
- Jaki tam Panie. - powiedział żołnierz. - Mów mi po imieniu. Wolfgang Baderhoff, ten najbardziej wyluzowany z rodziny. - dodał mężczyzna wyciągając rękę. - Co brzmi dziwne mając do czynienia z aktywnym zawodowo żołnierzem. Sara to moja starsza siostra.
- Dobrze zatem dla mnie Wolfgang, że ciebie pierwszego poznaje. Sara i ja... Mówiąc po żołnierskie bliscy sobie jesteśmy i zaręczeni. Choć jeszcze z twoim ojcem nie rozmawiałem.
- To wszystko jeszcze przed Tobą… - zaśmiał się żołnierz. - Mój ojciec, po naszemu, ma kij w dupie, jak niemal każdy oficer w naszej kochanej armii. - dodał cicho jakby jego przodek mógł się czaić gdzieś w zaroślach. - Do spraw zaręczyn podchodzi raczej tradycyjnie czyli dla swojej ukochanej, jedynej córeczki, na której studia wydał ogrom oszczędności, chciałby księcia z bajki. - zastanowił się chwilę Baderhoff.
- Ja jednak jeszcze Ciebie nie znam i osądów wydawał nie będę. Jednak na wszelki wypadek gdyby moja siostra została z brzuchem i złamanym sercem wiedz, że…
- Znajdziesz mnie gdzie bym się nie ukrył. - dokończył za żołnierza Borys. - Co i ja bym uczynił będąc na twoim miejscu. - balsamista odpowiedział ze śmiechem. - Chce dla niej tego co najlepsze. Przyjechałem tu za nią zgodnie z obietnicą. Choć wiele innych kierunków było lepszych finansowo. Żaden jednak nie był tak bliski memu sercu jak ten. No - powiedział Borys sięgając do małej piersióweczki - generalnie nie pije ale za poznanie się. Wręczył Wolfgangowi alkohol do skosztowania.
- Dziękuję. - powiedział żołnierz i wypił nieco alkoholu. - Bardzo dobry rocznik. - powiedział i oddał naczynie. - Nie mam jednak w zwyczaju pić więcej na robocie. Możemy kontynuować wraz z opijaniem sukcesu kiedy złapiemy tych bydłokradów.
Borys pociągnął malutki łyczek zaraz po Wolfgangu.
- Oczywiście - schował za pazuchę piersiówkę - będę cię osłaniał. - powiedział klepiąc kuszę - Jakieś porady przed spotkaniem z twoim ojcem i matką. Jeszcze się im nie zapowiedziałem ale jutro zamierzam to zrobić. - kislevczyk zapytał o wskazówki.
- Matka wbrew pozorom jest kluczową postacią. - powiedział żołnierz.
- Tacy twardziele jak mój ojciec w przerażającej większości bardzo słuchają opinii swoich żon. On będzie mógł prężyć się i szukać u Ciebie czegoś podejrzanego jednak kiedy matka będzie miała dobre przeczucia powinno pójść dobrze. - wojownik się zastanowił. - Najbardziej z tego wszystkiego Ciebie mi szkoda. Moja siostra bywa bardzo zarozumiała i nie wiem czy długie nogi i bardzo symetryczna twarz to wynagrodzą. - zaśmiał się Wolfgang.
- Dziękuję za poradę. W zasadzie wręcz za strategię godną żołnierza. Skorzystam z pomocy z chęcią. Co do siostry twej. Każdy ma jakieś przywary. Ja i ona także. Jednak gdy znajdziemy bratnią duszę stajemy się dla niej lepsi. Miejmy nadzieję, że tak zostanie.
- Obym kiedyś i ja spotkał taką miłość chociaż póki co jedynie wojowanie i hulanie mi w głowie. - powiedział szczerze żołnierz. - Mój ojciec zawsze uważał, że marnowanie czasu na kości nigdzie mnie nie zaprowadzi i przez to gry wszelakie podobają mi się jeszcze bardziej. Długo zamierzasz w tych stronach siedzieć? Macie jakieś plany z Sarą?
- Na wszystko jest czas i miejsce Wolfgang. Stąd jest na zabawę i hulanki. Po czym przyjdzie i na sprawy sercowe. Zamierzam tu osiąść. Sara jest bardzo związana z rodziną. Nie chciała słyszeć o wyprowadzce. Mi natomiast pewnie lepiej i łatwiej żyłoby by się w dużym mieście. Nie zamierzam jednak narzekać. Miasto wygląda na spokojne i znajdę zajęcie i tu. Sprawnie poruszam się w leczeniu, zielarstwie i aptekarstwie. Studia zdaje się na coś się przydadzą dla takich jak ja zawsze coś się znajdzie. Szczęście Sary stawiam na pierwszym miejscu. Największym wyzwaniem prócz zdobycia przychylności twych rodziców… Będzie ślub i wspólne mieszkanie. Poradzimy sobie jednak z czasem i z tym.
- Brzmi naprawdę poważnie. - powiedział Baderhoff po chwili zastanowienia. - Przy odrobinie szczęścia będę przy spotkaniu Twoim i rodziców i postaram się nie dopuścić aby ojciec zbyt surowo Cię potraktował. Chociaż Sara pewnie w tym będzie przodowała. W sumie możliwe, że na nasze stosunki też podziałasz jak gałązka oliwna. Nie zawsze się dobrze dogadywaliśmy.
- Postaram się nie być gałązką ale wcielić się czynnie w gołębia.. pokój przynoszącego. - zaśmiał się łyczek gorzały dodał mu trochę humoru.
- Kto ma rodzeństwo wie o skomplikowaniu relacji rodzinnych. - pokiwał głowa. - Wczoraj to co właściwie się stało? Ranni byli i zabici.
- W sumie grupa ludzi, ponoć przemytników, szła lasem i kiedy nas spotkali podczas dialogu nagle zaatakowali. - powiedział Baderhoff.
- Najmocniej oberwał akolita, bo stał najbliżej i nie spodziewał się zdradzieckiego ciosu. Dzisiaj rano wszyscy byliśmy przesłuchiwani.
- Najmocniej oberwał jeden z przemytników. - uzupełnił Borys - ten martwy. Nie dziwię się wam jednak i cieszę, że mogłem pomóc. Abelard mówił, że jesteście jego oddziałem. Prawda to? Bo ja się na dziś nająłem tak no… powiedzmy normalnie. I nie widzę w tej grupie samych zawodowców. Rozumiem, że bajki opowiadał?
- Pewnie, że tak. - odparł Wolfgang. - Jeżeli jest dowódcą to samozwańczym chociaż jego decyzje nie są wcale takie nieprofesjonalne. Wydaje mi się, że wziął to na siebie, bo nikt się nie przemógł. Ja, na przykład, w dupie mam dowodzenie. To nie wyszkolony żołnierz aby było kim dowodzić. - dodał wojownik. - Jedni boją się walczyć, inni robią to zbyt pochopnie. Nie narzekam jednak. Mogliśmy trafić wiele gorzej. - uśmiechnął się Baderhoff.
- Rozmawiałem z nim. Uważaj na niego. Ma się za nie tylko za samozwańczego dowódcę. Zachowywał się w rozmowie ze mną niczym jakiś Inkwizytor. Z rozmowy o pracy, zeszło na darmową pomóc bez pytań. Bo to on jest od ich zadawania. Prosił mnie o dziwne rzeczy - widać było że Borys skrzywił się przy tym. - Normalnie bym siedział cicho ale mamy być rodziną. Po prostu nie ufaj mu i miej na oku. Czuję, że będę z nim kłopoty.
- Akolici bywają dziwni, ale skoro tak mówisz będę miał się na baczności. - odparł Wolfgang. - Tobie też nie dam krzywdy zrobić. Nie sądzę aby chciał on nam zaszkodzić, ale być może warto zachować nieco ostrożności.
- Też będę o Ciebie dbał. Może żaden ze mnie wojak. Znam jednak podstawy i dbam o rodzinę. Ciekawe co dziś wyjdzie z tego stróżowania. O kurde patrz tam ktoś idzie.

Chwilę później ktoś zaczął krzyczeć o mordercy. Tajemniczy jegomość zaczął uciekać. Nie zareagował również na groźbę "Stój bo strzelam". Pech chciał, że kusza Borysa odmówiła posłuszeństwa. Kislevczyk uważał, że miał prawo strzelać. Jeśli po okrzyku o ostrzale ktoś biegnie dalej... robi to na własne ryzyko. Jemu natomiast zapłacono za pilnowanie. Skoro bierze za coś monety , stara się jak może. Chwilę później już był w biegu.

Pościg zakończył się porażką. Biegł w zasadzie tylko Borys i Rudolf który wyraźnie odstawał od balsamisty. Kislevyczk musiałby sam stawić czoła uciekinierowi a ten mógł być zawodowym banitą. Odpuścił i zatrzymał się. Złapał oddech i wrócił w stronę Rudolfa, nadal jednak ciężko dyszał.

- Do dupy taka robota. My latamy a reszta pilnuje drzew. - powiedział Borys do Rudolfa wyraźnie poirytowany. - Za to im płacą? A co jeśli to był zwiadowca tych bydłokradów? - kopnął kupkę mchu która oderwana od ziemi uderzyła w sąsiednie zarośla.
- Uciekł, cholera - Rudolf sapał jak kowalski miech, opierając się o drzewo i trzymając ręce na kolanach. - Na przypadkowego przechodnia na pewno nie wyglądał - zgodził się z domysłami balsamisty. - Ale po nocy to teraz szukaj wiatru w polu. Daj mi chwilę, by dojść do siebie, wrócimy do reszty - rzemieślnik opadł na leśne poszycie i wyciągnął nogi przed siebie. - Widziałem Twoje ogłoszenia. Masz może jakieś zioła, które sen sprowadzają? Takie, żeby po dodaniu do piwa nie dały się zbytnio wyczuć? - zmienił temat Rudolf, myślami wybiegając do czekającej ich wizyty u Dorfrichtera. Kto wie, jak się ono skończy?
- … Są substancję które uśpią i smakują jak leśne owoce. Do wina łatwo byłoby dodać. Tylko sen nie jest natychmiastowy. To chwilę zajmie. Od ręki takich nie mam. Nigdy nie były mi potrzebne. - zakończył Borys.
- To szkoda. A te rozrywkowe, o których się ogłaszasz, to co one właściwie robią?
Tu Borys nagle się uśmiechnął od ucha do ucha.
- To mój wynalazek doskonalony przez wszystkie lata studiów. Z pomocą moich kolegów i koleżanek - choć nie wspomniał jaka to była pomoc a polegała głównie na zażywaniu jego produktów. - Możesz zapalić zioło które wprawi cię w dobry nastrój. Będziesz bardziej wyluzowany i wesoły. Znacznie lepsze to niż upijać się ze smutku czy dla luzu właśnie. Mam też takie których zażycie spowoduje, że zmęczenie choćby ogromne na jakiś czas odejdzie. Potem jednak trzeba to odespać. Jednak w chwili najwyższej potrzeby dasz radę utrzymać się na nogach. Jest takie które cię wzmocni w walce. Celniej wyprowadzisz cios z większą siłą no i będziesz szybszy w walce. Ba nawet rozmowy jakoś lepiej idą przy takim wzmocnieniu. Człowiek pewniejszy siebie chyba jest. No i jest czwarty specyfik to dla rozrywkowych ludzi. Halucynacje wesołe sprowadza. Niezapomniane przeżycie. Towar dla konkretnej grupy klientów powiedziałbym. Jednak bardzo użyteczny. - Borys wytłumaczył działanie wszystkich specyfików.
- Ciekawe - sapnął Bednarz, gramoląc się na nogi. - No, wracajmy już może. Ile takie zioła kosztują?
- Różnie od złotej korony do nawet pięciu za zioła do walki. Jakbyś chciał na próbę dla kogoś. To mogę dać jakiś rabat. - odpowiedział Borys. - Też się zastanawiasz czemu tylko my pobiegliśmy?
- Jeszcze nie zdążyłem się nad tym zastanowić, oddech łapię.- prychnął Rudolf. - Drago to tchórz to nie dziwota. Abelard dostał cięgi, to teraz ostrożny jest. Kobiety raczej do walki wręcz się nie garną. Kasztaniak pewnie nie zdążył się obudzić. A czemu Wolfgang się nie ruszył, to nie wiem - rzemieślnik rozłożył ręce i zatrzymał się. - A te zioła, to w ognisku się pali, czy jak? Takie na zmęczenie mogłoby mi się przydać, mało sypiam ostatnio.
- Kobiety mogły strzelać. Zresztą mniejsza o to. Pali je się w takich drewnianych fajkach - grabarz wyciągnął jedną i pokazał. - Te na zmęczenie są w tabletkach. Tylko wiesz one są raczej dla imprezowiczów. Wypity albo wymęczony ledwo stoi ale chciałby jeszcze się pobawić. Ewentualnie pokazać przed kolegami co to nie on. Weźmie i jeszcze pociągnie spół doby. To nawet przyćmi sporą część alkoholu gdyby go miał w sobie. Tak na zwykłe zmęczenie jako medyk i twój towarzysz polecam sen. - Borys starał się wytłumaczyć wszystko dokładnie.
- Pewnie, że sen najlepszy - westchnął. - Ale czasem mogłoby się przydać. Ile taka piguła kosztuje? A próbowałeś kiedyś palić te rozrywkowe zioła w ognisku - zainteresował się.
- Pigułka kosztuje trzy złote korony. Mam jednak na nią już kupca. Pewien pan potrzebuje wzmocnienia podczas zaplanowanej imprezy z kolegami przed ślubem. Chce wyjść jak mówił na kozaka. Ciekawe czy wiedział, że jestem z Kislevu - uśmiechnął się na koniec Borys. - Co do palenia tego w ognisku. Na otwartej przestrzeni to się rozejdzie bez efektu. Tym się trzeba inhalować. Zamknięta przestrzeń duża dawka. Wtedy może… Tylko wiesz to za drogie dla mnie żebym testował takie rozwiązania kiedykolwiek. A Ty Rudolf co tak właściwie robisz?
- Beczki. Beczki, skrzynie, kufry. Kufle. Czasem inne rzeczy. Na drewnie i na metalu się znam, browar obok stoi, to i zapotrzebowanie jest.
- Rozrywka jak alkohol to pewny i dobry biznes. Więc praca dla nich choć proporcjonalnie mniej niż sama produkcja pewnie też. Te zióła na sen o smaku leśnym. To rzadkość. Miesiąc trzeba czekać na etapie produkcji. Nie wspominając o znalezieniu. Cena koło ośmiu koron. - wygrzebał w końcu z pamięci Borys odpowiednie fakty.
- A… - Rudolf machnął ręką. - Zostaniemy przy starym dobrym alkoholu. Taniej wychodzi - uśmiechnął się.
- Oczywiście - Borys uśmiechnął się również nie spodziewał się ubić interesu na czuwaniu.
- Dobra też złapałem oddech. Wracamy do reszty? - zakończył ich rozmowę bednarz i powoli zaczęli wracać. Rozglądając się na boki.
 
Icarius jest offline  
Stary 16-10-2018, 11:28   #147
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
 W poszukiwaniu pomocnika

- Dzień dobry Panie Schmidt. Znajdzie Pan dla mnie chwilę na rozmowę?
- Witam. W czym mogę pomóc?
- Wiem, że z Pana człowiek zdolny i robotny. Potrafiłby Pan strzały zrobić?
- A pewnie bym i potrafił. Ino nigdy nie robiłem. Szczerze, pewnie nie będą najlepsze, ale coś na pewno polecą.
- Na początek dobre i to, warto spróbować. Muszę najpierw materiały zorganizować, ale od jutra moglibyśmy spróbować. A nie chcielibyście, panie Schmidt, stałej roboty? Robię teraz zlecenia dla hrabiego i przydałaby mi się pomoc w warsztacie, bo mi czasu brak.
- Chętnie
- skinął głową. - Powiedzcie tylko od kiedy.
- Nie ma co czasu marnować. Dziś rozprawa w sądzie, na którą stawić się muszę, a potem nockę odespać mi trzeba, to od dziś nie, ale od jutra rana możecie? Dam wam uczciwą złotą monetę za każdy tydzień pracy, nawet jeżeli będziecie dopiero się uczyć nowych dla siebie rzeczy. Pasuje wam?
- Za czasu pracy dziennie ile?
- Ano normalnie, jak to w robocie. Wstajemy rano i do wieczora trzeba popracować. Żeby odpowiednią ilość beczek zrobić.
- Heh
- uśmiechnął się przyjacielsko. - To podziękuję za propozycję, przy obecnym zajęciu pozostanę. Ale powiedzcie może od razu, ile tych strzał chcecie i za zrobienie tych strzał proponujecie, by później nieporozumień między nami nie było.
Rudolf potarł zarost, którego nie golił już dwa dni.
- Szkoda panie Schmidt. Więcej wam zaproponować nie mogę, bo na bednarstwie aż tyle nie zarabiam. Strzał gdybyście tuzin na próbę zrobili, dałbym je koleżance do przetestowania. Zapłacę za nie 2 srebrne niezależnie od wyniku, a jeżeli będą dobre, to dorzucę ekstra. A co do tej pracy, o której mówiłem. Jeżeli to dla was za mały zarobek, to mam inną propozycję. Jak nie będziecie mieli akurat zajęcia, to mnie pomoc i tak się przyda. Może być na pół dnia, może na cały dzień. Dam srebro za pół dnia albo 3 srebra za cały dzień pracy. Jak akurat nie będziecie mieć nic innego do roboty, to parę monet wam się nada, a i ja trochę lżej w robocie będę miał. A i to zobaczylibyśmy, jak się nam pracuje i jakie efekty tego. Może za miesiąc by się okazało, że o innych pieniądzach porozmawiać możemy. Jak wam się to widzi?
- Dwie srebrne za tuzin więc -
wyciągnął dłoń do Rudolfa. - A do warsztatu sobie jakiegoś młokosa na przyuczenie poszukajcie - zaproponował.
- Też nad tym myślałem, jeno więcej czasu potrzeba, zanim jaki pożytek będzie. A znacie może kogoś, kto by się nadał?
 
Gladin jest offline  
Stary 18-10-2018, 15:38   #148
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Usiadła obok mężczyzny. Ława w istocie miała chyba zaraz runąć. Abelard nie przesadzał, mówiąc o stanie tego miejsca.
- Ta… to bardzo ciekawe - Cathelyn skomentowała pod nosem wcześniejsze utyskiwania. - W istocie przychodzę tu w innej sprawie. Bones, siad!
Chart krążył wokół niespokojnie i węszył nosem tuż przy ziemi. Dziewczyna zerwała się energicznie. Zręcznie chwyciła pupila za krótką sierść, aby zmierzwić ją i przyciągnąć do siebie.
- Uspokoisz się wreszcie? Wybacz - powiedziała znów do akolity. - Bywa nieznośny, a wtedy trzeba mu przypomnieć kto go karmi.
Ponownie usiadła i strzepnęła z kurty niewidoczny pyłek. Powoli odwróciła głowę tak, żeby wymusić bezpośredni kontakt wzrokowy. Jej spojrzenie było równie zimne, co spękana gleba pod nogami dwójki.
- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, pytałeś co mnie tu przywiało. Jest powód o którym ci nie mówiłam. Jasno dałam wtedy znać, że nie paplam każdemu o swoich sprawach. Teraz sądzę, że możesz mi pomóc. Widzisz, ja sama potrafię być dyskretna, jeśli wiesz o czym mówię. Proszę cię o to samo, nim przejdę do rzeczy.
Spojrzenie akolity z kolei było obojętne, na swój sposób stoickie niczym pobliskie góry. Niczym niewzruszone, a jednak widać było, że ma jego pełną uwagę. Kiedy zaproponowała bogowie wiedzą jaki układ uśmiechnął się, z lekka szelmowsko i powiedział luźno.
- Zgodnie z prawem kanonicznym jestem aplikantem, nie kapłanem, więc myślę, że mogę pójść na układ. Tak, możemy przejść do rzeczy.
Cathelyn wymusiła lekki uśmiech, co tylko nadało groteskowości jej twarzy. Równie dobrze można było rzeźbić młotem w litej skale i oczekiwać, że efekt wzbudzi sympatię.
- Jesteś już tu trochę. Zajmujesz się cmentarzem i jak mniemam wiesz nieco o tym miejscu. Chodzi o ciało pewnego mężczyzny. Nazywał się Volkbert. Muszę wiedzieć gdzie został pochowany.
- Volkbert? - zapytał Abelard w zadumie - Nie słyszałem o nim, nikt nie wspomniał publicznie i przeceniasz nieco moje pobytowanie tutaj. Sam jestem raptem od paru dni. Pomogę Tobie go znaleźć, może na nagrobkach coś znajdę. Niestety, czasy kiedy były prowadzone księgi parafialne dawno minęły, więc wątpię byśmy coś w nich znaleźli… jeśli w ogóle są gdzieś tutaj.
Jego rozmówczyni nachyliła się do charta i położyła dłoń na smukłym pysku. Można było odnieść wrażenie, że myślami jest gdzie indziej. Mimo to, skinęła z lekkim uznaniem.
- Dobrze to słyszeć. Możemy pomóc sobie wzajemnie. Jak widzę, masz tu mały problem z niechcianymi gośćmi, a ja z reguły sporo widzę i wiem.
Omiotła spojrzeniem najbliższe nagrobki, szukając tego, który widziała poprzedniego dnia.
- Udało mi się już coś ustalić. Widzisz tamten kamulec? Jest mocno zniszczony, ale wygrawerowane nazwisko kończy się na ,,berg”. Zdaję sobie sprawę, że to popularny człon. Lecz kto wie? Może właśnie tego miejsca szukam. Wiesz kto tam leży?
- Jak już mówiłem, jestem tu od niedawna. Nie mnie znać dzieje tego miejsca. - odpowiedział mężczyzna - Tym bardziej, że nie znam dziejów jego życia, a mianowicie urodzin i śmierci daty.
Cathelyn przeciągnęła się jak kot. Czuła, że zmęczenie już na poważnie daje o sobie znać.
- Dzięki. Będę zobowiązana jeśli czegoś się dowiesz. Bywaj tymczasem.
Zdawała sobie sprawę, że mało zdziałała, lecz był to już jakiś początek. Mając w głowie, że musi wkrótce odwiedzić grabarza, udała się w kierunku gospody.


Kiedy tylko jej głowa dotknęła poduszki, natychmiast zasnęła. Odpoczynek okazał się jednak niespokojny. Crossman widziała wiele w swoim życiu i część obrazów do niej powracało, nawet jeśli na co dzień spychała je do podświadomości.
Kiedy wstała, było już dobrze po południu. Właściwie, niedługo miał się rozpocząć proces oraz kolejna straż. Dieter zdawał się być pewien, że już każdego dnia będą przychodzić na miejsce. I tak aż do skutku. Nigdy nie składała podobnej deklaracji. Jej plan zakładał zdobycia kilku koron ,,na rozruch” i tyle. Miała z resztą ważniejsze sprawy niż ganianie po lesie za rabusiami.
Doprowadziła swój strój do porządku w możliwym do tego zakresie. Słowem, było na niej odrobinę mniej pyłu i błota niż dnia poprzedniego. Plan na dziś przewidywał wstawiennictwo na postępowaniu, a potem od razu zmierzenie do Weilerberga i miejscowego kopidoła. O ile nikt wcześniej nie miał jej zakuć w dyby za niewyparzony język, na którym już teraz zbierało się parę kąśliwych uwag.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 18-10-2018 o 21:14.
Caleb jest offline  
Stary 19-10-2018, 10:16   #149
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
 *** ROZPRAWA***


Na rozprawę dotarli zmęczeni i wyczerpani. Za nimi druga nieprzespana noc, którą niektórzy przez inne obowiązki, nie byli w stanie odespać. Na najbardziej padniętego wyglądał Rudolf. Nieco, ale tylko nieco, lepiej Abelard. Rudolf wchodząc na salę ponownie zwrócił uwagę na postać w płaszczu z głęboko naciągniętym na twarz kapturem. Już go widział przed wizytą u dorfrichtera. Nie był tylko pewien, czy wcześniejszej nocy był to ten sam mężczyzna. Przed wejściem nieznajomy ściągnął kaptur, Bednarzowi od razu rzuciły się w oczy jego spiczaste uszy. Tajemnicza, dla niego, postać była elfem. Nie mieszkał on w Kretzhofen,

Sala sądowa była jednym z pomieszczeń dworu dorfrichtera. Miała osobne wejście z zewnątrz, drugie było już z wewnątrz siedziby. Przed drzwiami stał ochroniarz Bruno Wachtel. W środku, niedaleko sędziego, siedział skryba Magnus, przygotowany do spisywania wydarzeń rozprawy.

Sam Sigismund Kippel miał ubraną nieskazitelną czarną togę. Jak zwykle dbał o swój wygląd. Gdy wszyscy stawili się na miejscu i zasiedli, rozpoczął…

- Spotkaliśmy się tu, by osądzić w sprawie zabójstwa Gilberta Bernbauma przez Asterelliona Leafdewa. Napaści Siegfrieda Dittricha z kompanami na grupę stróżów najętych przez Hrabiego Theodiusa von Eisenstadta. Oraz przywłaszczenia sobie rzeczy Siegfrieda Dittricha i jego kompanów.

Po przeprowadzeniu śledztwa dużo rzeczy się wyjaśniło. Uzyskałem potwierdzenie, że obecni tu Abelard Nagelein, Cathelyn Crossman, krasnolud Kasztaniak, Vermin, Drago Kutzer, Wolfgang Baderhoff, oraz Robin Haube, pełnili obowiązki stróżów pracując dla Hrabiego. Pozostało mi jednak parę kwestii, które rozstrzygnąć i doprecyzować przed wyrokiem muszę. Musicie być świadom, że oszustwo względem sądu, jak i straży, zostanie przykładnie ukarane. W raporcie wymienieni zostali krasnolud Kasztaniak, Rudolf Bednarz, oraz Drago Kutzer z Weileibergu, jako osoby utrudniające przeprowadzenie śledztwa.

Informuję również, że osądzeni będą mieli prawo, by ponowny proces odbył się w Wusterburgu. W tym wypadku będą musieli opłacić koszty transportu swojego, eskorty, oraz ponownego procesu. Przechodząc do spraw...

Zostało ustalone, iż walkę rozpoczęła grupa, której przedstawicielem był Siegfried Dittrich. Spowodowana ona była naciskiem ze strony stróżów, którzy chcieli sumiennie wykonywać obowiązki, broniąc dóbr Hrabiego, a także nas wszystkich. Zasądza się, że Siegfried Dittrich opłaci koszty leczenia rannych osób, a zostanie to potrącone z zajętych jego na ten moment dóbr. Czy ktoś zgłasza uwagi?
- Żadnych uwag wysoki sądzie. - zwrócił się Wolfgang po żołniersku.
- Zgłaszam uwagę, iż nie zgadzam się z tym, iż utrudniałem przeprowadzenie śledztwa. Wręcz przeciwnie, dołożyłem wszelkich starań, aby je wspomóc. Jeżeli w raporcie stwierdzono inaczej, jest to prawdopodobnie osobiste działanie jednego ze strażników, który próbował mnie zastraszać i odgrażał się, że jeszcze go popamiętam - rozpoczął przemowę Rudolf. - Nie tylko jako jeden z pierwszych zgłosiłem się i szczegółowo podałem informacje o przebiegu zdarzenia, ale pomogłem straży odnaleźć jednego ze świadków, gdy sami nie potrafili go odnaleźć. W trakcie rozmowy ze strażnikami stwierdziłem, że celowo bądź nie przeinaczają oni moje słowa próbując mi wmówić, że zeznałem co innego, niż w rzeczywistości i że wprowadzam ich w błąd. Zresztą sam pan Dorfrichter mnie przesłuchiwał i wie, że odpowiadałem na wszystkie pytania najlepiej, jak potrafiłem.
- W trakcie zeznań Rudolf Bednarz stwierdził, że zabrali rannego do doktora Entesanga, by wraz z krasnoludem Kasztaniakiem postanowić go ukryć. Następnie zarówno Rudolf Bednarz, jak i Krasnolud Kasztaniak, twierdzili, że nie wiedzą gdzie jest. Nerwy żem wtedy stracił, jednak z pewnością nie było to zastraszanie nikogo. Moje działania jednak poskutkowały i Rudolf Bednarz ostatecznie przypomniał sobie, gdzie go skryli, a następnie bezbłędnie zaprowadził nas w to miejsce – zeznał Hugo Becker, dowódca straży. - Łaziłem od jednego do drugiego, gdzie żaden w obliczu strażników prawdy pierwej nie rzekł, więc jakże to nazwać nie utrudnianiem śledztwa? Wskazanie mych osobistych pobudek, gdy próbowałem postępować zgodnie z dobrem śledztwa, jest oszczerstwem ze strony Rudolfa Bednarza, które dowodzi jego stosunku do straży, przeprowadzanego śledztwa, a także sądu.
- Właśnie o tym mówię, panie Dorfrichterze - zwrócił się do Kippela bednarz. - Wcale nie powiedziałem, że to pan Becker działa z pobudek osobistych. Jak to się mówi - uderz w stół, a nożyce się odezwą. Pan Becker do mojej wypowiedzi sam sobie dodał, że mówię o jego osobistych pobudkach. W podobny sposób doszedł do wniosku, że utrudniam śledztwo. Proszę wybaczyć, że mówię o tym tak publicznie - zwrócił się do dowódcy straży - ale muszę dbać o moje dobre imię. Ja rozumiem, że działa Pan pod presją i w stresie. Ale kieruje ją Pan przeciwko niewłaściwej osobie. Prawdą jest, iż zeznałem, iż nie wiem gdzie znajduje się pan Dittrich, gdy mnie o to zapytał pan Becker. Prawdą również jest, iż moim zamysłem było znalezienie panu Dittrichowi bezpiecznego schronienia. Później strażnicy pytali mnie o miejsce pobytu poszukiwanego. Starałem się im wytłumaczyć, że wskazałem krasnoludowi Kasztaniakowi dobre miejsce, gdzie możnaby ulokować pana Dittricha. Od razu zastrzegałem się, że nie wiem, czy w tym miejscu będzie się on znajdował. To nie dłuto, które zostawię i znajdę w tym samym miejscu. Zresztą, rozstałem się z panem Dittrichem po wizycie u lekarza. Niestety, moje tłumaczenie nie spotkały się ze zrozumieniem, wręcz przeciwnie. Wtedy porzuciłem moją pracę w warsztacie i sam osobiście udałem się ze strażnikami odnaleźć pana Dittricha. Nie jest tak, jak mówi pan dowódca, że nagle sobie przypomniałem, gdzie go znajdę. Po prostu udałem się do budynku, gdzie mógł się on znajdować i tam był. Proszę zważyć panie Dorfrichterze - zwrócił się do Kippela - że gdybym strażnikom powiedział, gdzie znajdą poszukiwanego, a oni go tam nie znaleźli, to dopiero wtedy mogliby złościć się na mnie, że utrudniam śledztwo. Proszę więc o rozważenie moich słów, gdyż nie poczuwam się do przedstawianych mi zarzutów. Również mam nadzieję, - zwrócił się do dowódcy - że i pan Becker z czasem zrozumie, że ma we mnie pomocnika, a nie przeciwnika. A wtedy będzie nam się zawsze dobrze współpracowało. Dziękuję - skłonił się w stronę Kippela.
- Sami słyszycie Herr dorfrichterze. Najpierw oczernia, potem mówi że nic nie mówił. Tak samo o poszukiwanym mówił. Nie wiedział gdzie jest, a potem nagle wiedział. W gębie to on dobry, ale pożytkuje to tam, gdzie nie trzeba - zakończył spokojnie Becker.
Rudolf jedynie spojrzał na prowadzącego rozprawę i nic nie powiedział.
- Wysoki sądzie. Jeśli mogę? - zapytał wstając Sigmaryta, a po uzyskaniu zgody w formie skinienia głową kontynuował.
- Jak zapewne zauważyli państwo z akt sprawy wynika jasno, że byliśmy w głębokim lesie i nie było możliwości by byli tam obecni poza nami i przestępcami jacyś inni “świadkowie”. Ręczę, że jeżeli takowi by byli zostali by zauważeni przez kogokolwiek z nas. Herr Bednarz jawnie poświadcza nieprawdę i chciałbym rzucić światło na pewne wydarzenia tamtej nocy, które mogą pomóc określić prawdziwe zamiary herr Rudolfa. Prawdą jest, że zainicjowałem okrążenie przestępców celem dalszego przesłuchania, albowiem ich obecność, klucząca po norach obecność, wydała mi się podejrzana. W trakcie dyskusji z grupą Siegfrieda Dittricha herr Rudolf wtrącił się agresywnie w moją dysputę z nimi. Zapewne to zasiało ziarno podejrzliwości z ich strony, a kiedy podjąłem decyzję bliższej kontroli zawartości worków, pomny iż przyrzekłem im na Panią Verenę i Króla Bogów, że po kontroli ich wolno puszczę, herr Bednarz powstrzymał mnie i szeptem nalegał, by to on prowadził rokowania, na co nie wyraziłem zgody. W trakcie potyczki nawoływał do naszych by zaprzestać walki pomimo jawnej intencji przestępczej grupy skorej nas ubić. Co jednak jest istotne, nadmienić muszę jednak, że dzisiejszej nocy dane nam było poznać radykalnie odmienne oblicze rzemieślnika, albowiem spotkaliśmy uciekającego człowieka krzyczącego o mordercy i postać skrytą w cieniu. Bez żadnego wahania rzucił się w pogoń za “podejrzanym” z bronią w ręku. Nawołując nas przy tym do pościgu, pomimo tego, że nie było żadnych przesłanek co do winy nieznajomego. Nie mnie orzekać, nie znam herr Rudolfa, ale dwie skrajne osobowości które poznaliśmy w ciągu dwóch nocy rzucają cień na jego prawdziwe oblicze. Które zapewne jest głęboko ukryte pod wieloma maskami jak to czynią plugawi kultyści Niszczycielskich Mocy.
- Wysłucham głosu drugiej strony. Proszę o zabranie go Siegfrieda Dittricha.
- Tak jest, oczywiście. Wszystko powiem jak było - rozpoczął Dittrich.To oni nas napadli z zamysłem kradzieży- rzekł bezpośrednim i oskarżycielskim tonem - czego ostatecznie dokonali. Wyskoczyli z ciemnego lasu, okrążyli nas. Mówili, że oni tu prawo stanowią. Ignorowali tłumaczenia, żeśmy zabłądzili, żeśmy głodni, żeśmy zmęczeni. Chcieli tylko naszych rzeczy. Tylko to ich interesowało. Ten nam groził - wskazał na Rudolfa. - Ten prawem się stanowił - wskazał na Abelarda - i naciskał bez przerwy. Glejtu żadnego nie chcieli pokazać. Musieliśmy się bronić, bo osaczyli nas z każdej strony. O życie się baliśmy również, a jak widać po moim przyjacielu słusznie. Panie sędzio, ja powiem wszystko jak było. Współpracować chcę, bo od początku winni nie byliśmy i musicie to ujrzeć - spojrzał na dorfrichtera. - W dodatku ten i ten - wskazał Bednarza i Kasztaniaka - mnie uprowadzili. Strażnik prawdę rzecze, wszystko ten oszust wiedział - wzrok miał odwrócony w stronę Bednarza. - Torturami straszyli. O życie wciąż się bałem. Dobrze, że mnie znaleźliście, dziękuję - skończył patrząc na dowódcę straży.
- Wysoki sądzie? - Abelard powstał z miejsca - Jeśli mogę zadać parę pytań, na które szanowna izba mam nadzieję znajdzie odpowiedź. Jeśli jest tak, jak mówi herr Siegfried… to gdzie są jego pozostali towarzysze? Czy to nie oni powinni zgłosić to co on mówi? Gdzie oni są teraz? W czasie nocnej rozmowy, fakt faktem, twierdzili, że zagubieni. Jednak czy można się zagubić będąc otoczonym przez rzeki i drogi? Świadczyli, że z Bretonii wracali, z handlu z leśnym ludem. Dlaczego jednak zdecydować się podróżować przez głuszę, gdy trakty widoczne? Co chcieli ukryć? A czego nie chcieli pokazać? Trakty prawem Imperialnym bespieczne i strzeżone, czyż nie? Pobożni ludzie z nich korzystają.
Zawiesił głos na chwilę po czym powiedział grobowo.
- Ostatni raz widziałem tego człowieka, gdy go zabierali do miejscowego doktora, więc nie mnie głos zabierać w dziejach po tym… jednakże jeśli by to była prawda…
Po tych słowach zasiadł na swoje miejsce urywając zdanie.
- Gdzie są moi przyjaciele?! Uciekli przed wami mordercy i złodzieje - oburzył się Sigfried. - Ich szczęście! Nigdyś traktem nie szedł?! Nigdyś go nie zgubił, próbując odnaleźć nocą. Herr Frantz znał skrót, jednak okazało się że nie znał, przez co trafiliśmy na was. Mordercy… I złodzieje… I oszuści. Jeden, po drugim, jak widać po tym, jak lawirujecie przed samym sędzią.
- Ucinam dyskusję. Wyrok przedstawiony wcześniej utrzymuję - zadecydował dorfrichter.

- Ustalono iż grupa, do której należał Siegfried Dittrich, posiadała dzieła stworzone przez elfich twórców. W ramach śledztwa ustalono, iż dobytek zajął Asterellion Leafdew. Elfowi nakazuje się zwrócenie zajętych dowodów w terminie jednego dnia. Z braku dowodów, nie zostało stwierdzone, czy był to przemyt, czy nie i zostanie to rozpatrzone ponownie, po dostarczeniu do straży dowodów. W trakcie śledztwa zostały zwrócone i zajęte przez straż sakiewki grupy Siegfried Dittricha. Czy ktoś zgłasza uwagi?
- Żadnych uwag wysoki sądzie. - zwrócił się ponownie Baderhoff.

- W wyniku śledztwa, a właściwie powstałych rozbieżności zeznań w jego trakcie, nie jestem w stanie zasądzić właściwie, kto zabił Gilberta Bernbauma. Z roli oskarżonego zdejmuję jednak Asterelliona Leafdewa, a stawiam w tej roli Robin Haube z zarzutem pozbawienia życia Gilberta Bernbauma. Nieumyślnego i dokonanego w obronie życia swojego, a także jej kompanów. Wysłucham teraz ponownie zeznań w tej sprawie rozpoczynając od oskarżonej.
- Sprzeciw wysoki sądzie! - powiedział głośno akolita wstając z miejsca - Panna Haube nie była jedyną osobą strzelającą z łuku i nie mamy żadnych dowodów na to, że to ona raniła człowieka który razem z kompanami dopuścili się czynnej napaści na grupę stróżów.
- Spokój! - przerwał pewnym głosem sędzia - Prosiłem pannę Haube o zeznanie pierwsze. Swoje, panie Nägelein, przedstawicie po niej. Ochłońcie i rozejrzyjcie się po sali, bo wskażecie elfa i miejscową łowczynię, o których w trakcie zeznań mówiliście.
- To mogłam być ja - płaczliwie potwierdziła Łuczniczka - zaatakowali nas, bałam się że nas pozabijają, strzelałam do nich. Nie wiedziałam, że nie wolno się bronić, dopiero strażnicy mi rano powiedzieli. Ciemno było, nie wiem czy kogoś trafiłam, ale jak upadł to pomyślałam że to ja. Nikogo nie chciałam zabić, ktoś wołał od nas, żeby przestali, ale oni i tak atakowali i chcieli nas pozabijać...
- Macie prawo się bronić - rzekł sędzia. - Ważnym jest jednak, by nie przekroczyć zasadności tej obrony i dobrać jej rodzaj odpowiednio. - Teraz możecie kontynuować Herr Nagelein.
Abelard powstał z swojego miejsca
- Zapewne wszystkim jest jawne jak kometa Sigmara, że niepewność wydarzeń poprzedniej nocy, jak i świadomość popełnienia zbrodni jaką jest zabójstwo, choć w dobrej wierze samoobrony własnej i współ stróżów ciąży pannie Haube na sercu. Niech będzie wszystkim znane, że pierwsza śmierć, zadana, lub nie, odbiła się boleśnie na jej stanie psychicznym. Co więcej, jako jedyna z obecnych na miejscu zdarzenia wyraziła głęboki żal i rozpacz nad ciężkim stanem i w konsekwencji kołataniem do drzwi Morra, przestępcy. Słusznie, czy nie, wierząc, że to właśnie jej strzała utkwiła w jego szyi. Ta ponura świadomość, ta niepewność zostanie z nią do końca jej dni i jest najsroższą karą jaką mogli sprawić jej bogowie, gdyż jak wiemy, Morr strzały nosi. Gołębie serce panny Haube, jaśnie błogosławione przez panienkę Shallyję, doznało krzywdy której nic nie wymaże. Z powodu jej stanu zdrowia, nie ciała, lecz duszy targanej tym okrutnym wydarzeniem, składam wniosek formalny o przyznanie jej trzech złotych koron na poczet zdrowienia ze środków pozyskanych od przestępców, a przekazanych straży miejskiej. Albowiem w tym stanie może nie być w stanie pełnić swoich obowiązków, a co za tym idzie utrzymać się przy życiu. Nie ma szlachetniejszego celu dla którego wcześniej wspomniane monety mogłyby zostać przeznaczone. Co więcej, jeśli panna Haube będzie potrzebować pomocy duchowej, chociaż jestem zaledwie akolitą, moje drzwi dla niej zawsze będą stały otworem i wobec wszystkich tutaj zebranych ogłaszam, że będzie to pomoc nieodpłatna. Liczę, że wysoki sąd przychyli się do mojego wniosku.
- Wniosek zostanie rozpatrzony. Teraz proszę o zeznania zdających się dobrze widzieć i pamiętać sytuację. Panie Leafdew - jego wzrok zatrzymał się na elfie.
- Mężczyznę uśmierciła łowczyni - spokojnym głosem przemówił Asterellion. - Zgadzam się jednak również z przedmówcami, nie chciała ona tego uczynić. Do strzelania z łuku trzeba wprawy, wytrenowania, umiejętności. A w jej przypadku był stres, nerwy, strach. Brak umiejętności powstrzymania takich emocji doprowadził, iż wypuszczona przez nią strzała niechybnie i nieszczęśliwie trafiła w miejsce, przez które upłynęło życie z człowieka.
- A jakich to cech trzeba, by wbić rannemu ostrze w plecy, elfie? Może w tym też Sąd oświecisz? - wyrwało się łowczyni - Wybaczcie wielmożny Sędzio wtrącenie. Jak widziałam, że ten co zginął chce czerep przyjacielowi rozwalić to strzelałam. Rudolf go nie atakował, Wysoki Sądzie, a tamten go próbował zabić. Wielmożny Sąd oceni czy zasadna to była obrona, ale środków innych niż łuk i strzała nie miałam na podorędziu, a słów nie słuchali - może i nie miała wysokiego mniemania o swojej inteligencji i woli, ale nie pozwoliła by jakiś parchaty elf pluł na jej łucznicze umiejętności - Nie chciałam go zabić, naprawdę. Ale oni by nas pozabijali.
- I tu widać tą ludzką krótkowzroczność i oskarżycielskość. Przybiegłem ratować, znając was i wiedząc żeście miejscowi i w tarapatach sporych. Nie pytałem, fakt, raczyć wam pomogłem bez słowa. Ale o tym, to już nie pamiętacie. Ludzkie… I jak zauważyć możecie, ten – wskazał Sigfrieda – żyje i mówi. Ten, w którego panna strzeliła, już nie – odparł spokojnym głosem Asterellion.
- Zaskakujący zbieg okoliczności, nieprawdaż Wysoki Sądzie? - zapytał spokojnie Abelard wstając z miejsca. - Akurat wiedział, że w tarapatach jesteśmy i akurat przybiegł nam pomóc… Bogi wiedzą jakim cudem nas w lesie odnalazł.Co z tego, że od tyłu i zdradziecko wbił ostrze? Widziałem ranę, gdyby była o dwa palce bardziej po lewej stronie to już by herr Sigfried nigdy nie stanął na nogi i czucie by w nich niechybnie stracił. Asterellion, jak na obrazku widać, to elf. Nigdy nie przyzna się, że nasze wstrzymanie w czasie i następnie obrona przyszła mu z pomocą, bo inaczej sam samiutki musiałby o elfie figurki walczyć, by je odzyskać. Typowa elfia pogarda dla “pośledniejszych ras” i klasyczna ich błędnie rozumiana “wyższość”. Wszak w oczach elfiego rodu jesteśmy barbarzyńcami, partaczami i ignorantami jak sam zauważył, czyż nie?
- Wystarczy. Tą sprzeczką i obustronnymi rasowymi animozjami odchodzicie od zadanego pytania - zamknął dyskusję sędzia. Liczę, że kolejne osoby powiedzą teraz więcej, niż w trakcie przesłuchań i przy obliczu powagi sądu lepiej pamiętają wydarzenia wcześniejszego dnia.
- Cat przez większość czasu kiwała z niedowierzaniem głową. W jej rodzinnych stronach jeśli ktoś się bronił przed oprychami w lesie, dostawał od gubernatora parę koron, a nie był wzywany na sąd. Z drugiej strony sprawiedliwość w owej mieścinie odmierzało się zazwyczaj pałką i toporem, więc miała kiepskie predyspozycje, aby oceniać jak powinna wyglądać jurysdykcja.
Kiedy przyszła jej kolej, wystąpiła powoli i podniosła wzrok, z którego wyczytać można było tylko znudzenie całą sytuacją.
- Nie powiem wiele więcej, niż na ostatnich spytkach. Robiliśmy tylko to, co do nas należało. Jeśli ktokolwiek padł trupem, to na własne życzenie. Łatwo wam rozporządzać na ile przekroczyliśmy swoje uprawnienia, kiedy siedzicie tutaj bezpiecznie, w cieple i pod strażą.
Wiedziała, że w tym momencie wbija szpilę w prosto w nadęty tyłek lokalnego wymiaru sprawiedliwości. Nie dbała o to, a przez chwilę była nawet odrobinę ciekawa reakcji.
- Rudolf istotnie zniechęcał nas od walki, co można poczytać za rozsądne. Nie zmienia to faktu, iż mieliśmy prawo się bronić. W ciemnościach trudno ocenić zagrożenie, lecz po naszej stronie stoi fakt, że to nie my rozpoczęliśmy agresję. Gdybym mogła cofnąć czas, sama bym ukatrupiła tych dziadów. Wróciła na swoje miejsce. Była zdziwiona, że potrafi wypowiedzieć tyle słów naraz.
- Wyście rozpoczęli! - niemal krzyknął Siegftried Dittrich.
- Spokój - od razu został zestrofowany przez dorfrichtera. - I do pytania odpowiedzi wrócić.
- Wybaczcie panie sędzio - głos mężczyzny pokornie zelżał. - Ten zaatakował mnie, niezwykle niehonorowo, po elfiemu, od tyłu - wskazał Leafdewa. - Oni zaś - palec jego zawędrował wskazując jednego stróża, po drugim - zabili mojego przyjaciela.
- Dziękuję - rzekł Rudolf, gdy wskazano mu, iż jest to jego kolej. - Czy możliwe jest, abym część z tego, co mam do powiedzenia przekazał panu Dorfrichterowi na osobności?
- Zeznania, które mi osobiście zostały przekazane pamiętam. Teraz chcę, by by były skonfrontowane z innymi. Proszę mówić - polecił sędzia.
- To co chciałbym przekazać, dotyczy zajść późniejszych, niż moje wczorajsze zeznania. Co do wcześniejszych wydarzeń, to nie mam nic nowego do dodania. Jeżeli moje zeznania nie wydają się być zbyt obszerne i precyzyjne, to wynika to z racji tego, iż była noc i trwała walka. Nie potrafię też widzieć w ciemności jak inne rasy. Z całości zeznań jak słyszę potwierdza się dokładnie to, co mówiłem. Napotkana grupa pierwsza sięgnęła po broń i zaatakowała. Zmarły Bernebaum zaatakował mnie mimo, iż cały czas nawoływałem do zaprzestania walki. Broniłem się jedynie, nie wykonując akcji ofensywnych. Widziałem, iż pan Dittrich poważnie ranił Abelarda i chciałem przerwać walkę zanim ktokolwiek zginie. Niestety, moje starania nie powiodły się. Zaraz po skończonej walce poprosiłem towarzyszy o jak najszybsze zabranie rannych do lekarza. Pierwszej pomocy udzielił jeszcze w lesie Abelard. Drugiej pomocy po drodze do Kreutzhofen udzielił napotkany Borys Bogdanov. Niestety, pan Bernebaum już wtedy nie żył. I wreszcie na koniec udało nam się uzyskać - z niemałym wysiłkiem i na nasz koszt - wizytę u doktora Entesanga. Owszem, nie pytaliśmy się rannych o to, czy życzą sobie pomocy i być zabrani do lekarza. W skutek ciężkich przeżyć panu Dittrichowi może się wydawać, iż został przez nas uprowadzony - Rudolf patrzył teraz na przemytnika. - Nie będę teraz starał się tłumaczyć z tego, iż robiłem wszystko co mogłem, aby sprawa nie miała tak smutnego finału. Mam nadzieję, że pan Dittrich szczęśliwie powróci do domu i do rodziny. Że z czasem zrozumie i doceni to, co dla niego zrobiłem. I być może kiedyś nawet mi za to podziękuje. Zaś co do pana Bernebauma. Zaatakował mnie i jak mówiłem, nie zaprzestawał walki mimo moich próśb. Z obawy o moje życie panna Haube przyszła mi z pomocą, która skończyła się tragicznie. Nie widzę jednak tutaj żadnej winy z jej strony. Spośród wszystkich napastników wybrała właśnie tego, który odrzucał moje prośby o zaprzestanie walki. Zrobiła więc to co musiała i w sposób, jakiego wymagały okoliczności. Jeżeli bowiem ktoś nas atakuje i robi to nadal mimo naszych próśb o zaprzestanie, nie widzę innej możliwości obrony własnej jak odpowiedzenie atakiem. Tyle chciałbym powiedzieć, dziękuję za możliwość wypowiedzenia się.
- No to skończymy na Drago Kutzerze, przypominając mu o obowiązku składania prawdziwych zeznań.
Drago wyprostował pierś, odchrząknął i zaczął przemowę.
- Na wstępie pragnę zaprotrostować przeciw stwierdzeniom, jakobym utrudniał śledztwo. Kto jak kto, ale spośród tej zbieraniny to ja jestem tu najuczciwszy Wysoki Sądzie.
Vermin odkaszlnął
- Ja i mój druh Vermin oczywiście. Moje zeznania są o subiektywne, ponieważ w ciemnościach, przepełniony lękiem i obawą, skryty za drzewami nie widziałem dokładnie całej sytuacji. Wiem natomiast, że prowodyrem zajścia był akolita Abelard. Groźbami sprowokował tych nieszczęśników do walki. Rudolf próbował załagodzić sytuację, jednak akolita dążył do zwady za wszelką cenę. Nie twierdzę, że to on trzymał miecz, od którego zginął Bernbaum, źle zrozumiano moje słowa panie, użyłem tylko metafory. Ale jeśli zapytacie mnie czy Abelard jest winny, odpowiem tak, to była zbrodnia popełniona w białych rękawiczkach -
Drago dał się ponieść fali. Gdyby nie prosta tunika i kierpce na nogach, ktoś mógłby pomyśleć, że z Nuln przyjechał jakiś mecenas.
- Wiadomym było nam wszystkim, że Bernbaum i jego wspólnicy nie przyszli kraść bydła. Akolita jednak zobaczył, że niosą worki i to było powodem tej całej awantury. On i ci, których zwiódł lub zaszantażował poczuli się w mocy, by tym biednym ludziom urządzić przesłuchanie. Być może tamci zareagowali zbyt pochopnie dobywając broni, ale proszę postawić się na ich miejscu. O zmierzchu, w lesie banda uzbrojonych obdartusów zaczepia cię i domaga się rewizji osobistej. Czy nie było ich prawem bronić swojego dobytku? Dobytku, do którego ten świętobliwy mąż, prawiący nam wszystkim kazania i straszący stosem dobrał się, nie patrząc już nawet, że krwawi jak wieprz byle napchać swe puste kieszenie? Chciwość, wysoki sądzie, chciwość doprowadziła do tej tragedii! Wiem, że rozprawiacie tu o winie elfa, ale liczę, że protokół tej rozprawy zostanie wysłany do kapłanów, którzy przyjęli na nauki bezwzględnego oprycha. Innych proszę nie sądzić, pan Kasztaniak wszak, cały wieczór spędził w gospodzie i ledwo stał na nogach, żołnierz też nie myślał trzeźwo bo przegrał w karty ukochany miecz, Rudolf dał się stłamsić groźbom akolity, a niewiasty to wiadomo słaba płeć, wyjątkowo podatna na podszepty urodziwych sigmarytów. Dziękuję, to wszystko co chciałem powiedzieć.
Drago ukłonił się i wrócił na swoje miejsce.
Robin wytrzeszczyła oczy. Gadanie głupot to jedno, ale oczernianie Imperialnego żołnierza, Sigmaryty i strażników to proszenie się o kłopoty. Z tego wszystkiego aż ją zatkało, ale po chwili uznała, że może to i dobrze. Gdyby odpowiedziała co myśli o włóczędze, który zarzuca jej jakieś migdalenie się do Abelarda, Sąd mógłby ją uznać za agresywną. A tego wolała uniknąć.
Abelard uśmiechał się lekko z zamkniętymi oczami słuchając przemowy Drago, a kiedy ten skończył otworzył je i wstając powiedział do sędziego.
- Wysoki sądzie, proszę o prawo głosu.
- Proszę - rzekł krótko sędzia dając sobie chwilę, na przetworzenie zeznań Drago.
Akolita miał twardą, surową i kamienną minę, a ogniki gniewu był jasno widoczne w jego oczach.
- Wysoki sądzie, szanowna izbo, wszyscy zebrani… - jego głos był jak stal… zimny i nieugięty - Zapewne wszyscy zdołaliśmy już poznać kim w sercu jest nijaki Drago. Pozbawiony skrupułów, serca i szacunku do władzy świeckiej, oraz szacunku do Bogów. Proszę się przyjrzeć temu człowiekowi, a dostrzeżecie egoistę do samego szpiku. Przesiąkniętego manią wyższości i przekładającego zysk własny nad wszystko inne. Przez lata służyłem Wielebnym Ojcom z Zakony Oczyszczającego Płomienia i niech będzie wszystkim wiadome, że i na północy ramię w ramię walczyłem z nimi przeciwko ukrytym wrogom ludzkości, Kultystom Niszczycielskich Potęg. Ludźmi tylko z ciała, lecz o duszach czarnych i gęstych jak smoła. To co w nim widzę napawa mnie odrazą, albowiem jest to heretyk z krwi i kości. Plugawe nasienie które sprzedałoby własną matkę byleby uszczypnąć coś dla siebie bez względu na wszystko. Nie dajcie się zwieść, ta kreatura chaosu nie czuje litości, współczucia i żalu. Jego egzystencja, ten język wężowy pełen jadu, zagraża nam wszystkim. Naszym nieśmiertelnym duszom. Jedyna nadzieja dla niego i dla nas to jego koniec w Oczyszczającym Płomieniu który oczyści jego duszę, by mogła trafić przed oblicze Morra bez Zarazy która strawiła jego myśli, czyny i zamierzenia. Jest to jedyne i najłaskawsze rozwiązanie. Dla czystości zgromadzenia, która jest zagrożona tak długo jak długo przychodzi mu zanieczyszczać Święte Ziemie Sigmara swoim plugawym oddechem, oraz dla niego jako odkupienia jego win.
Po tych słowach zajął swoje miejsce.
- O tym cały czas mówię Wysoki Sądzie! – krzyknął Drago nie czekając nawet by Sędzia udzielił mu głosu. Vermin wiedział, że jego przyjaciel z każdym słowem się pogrążą coraz bardziej i próbował nim szarpnąć by usiadł z powrotem na miejsce, ale za późno – Bez przerwy rzuca groźbami, oskarża, szantażuje! Kto mu się sprzeciwi od razu staje się plugawym nasieniem! Niby służył Wielebnym Ojcom, walczył z Kultystami, ale nie przeszkadzało mu to okradać trupy! Co akolito, zaprzeczysz? Wyprzesz się, że jesteś rabusiem i przywłaszczyłeś sobie cudze rzeczy? Przysięgnij na Sigmara, jeśli jesteś niewinny!
Abelard siedział. Niewzruszony, tak, jakby nic się nie stało.
- Mam wrażenie, że wysoki sąd ma już wszystkie dowody. - powiedział spokojnie.
- Tak, mam już wszystko doskonale zarysowane, więc wracając do punktu rozprawy, uznaję Robin Haube winną spowodowania śmierci Gilberta Bernbauma. Przychylam się jednak do tego, iż uczyniła tego w obronie życia własnego, przy walce, jak już ustalono, sprokurowanej przez samego Bernbauma. Nie przyznaję sugerowanej rekompensaty pieniężnej Robin Haube, jednak nie obciążam jej żadnymi dodatkowymi kosztami, ani też dodatkową karą.

Ale mam też jeszcze kolejny punkt do poruszenia. Stała się dziś kolejna dziwna i jeszcze nie rozwiązana, bo świeża, sprawa. Ot, jak zgłosił dziś Abelard Nägelein, zwłoki Gilberta Bernbauma zostały skradzine z cmentarzowej kaplicy. Nie znany nam jeszcze jest ten porywacz zwłok, a niebezpieczną rzeczą jest mieć takowego w okolicy, więc z chęcią wysłucham każdego, kto ma wiedzę w tej sprawie. Pomoc w rozwiązaniu jej może załagodzić inny potencjalny wyrok. Ale zacznijmy od Herr Nägeleina, który zdawał się być ostatnią znaną osobą, mającą że tak powiem, kontakt ze zmarłym Bernbaumem. Powiedzcie, co wiecie.
Abelard powstał z miejsca jak to zawsze czynił gdy przyszło mu zeznawać.
- Ciało zmarłego do kaplicy pomógł mi zanieść człowiek który przedstawił się jako Borys. Człowiek o jawnie kislevickiej krwi, w mowie, myśli i wierze. Kiedy ciało zostało złożone na stole wdałem się z nim w dyskusję. Rozmawialiśmy o sprawach bogów i kiedy dostrzegłem, że nie ma w nim poszanowania dla Sigmara i Bogów, oraz to, że interesuje go jedynie moneta za świadczone usługi wszelakie… które wszyscy widzieliśmy na słupie ogłoszeniowym… pognałem go z miejsca przeznaczonego szancunkowi zmarłym i ich Boskiego Opiekuna. Świętokradztwa i profanacji mógł dokonać każdy, i nie mam podejrzanych. Droga do kaplicy jest na otwartym terenie więc jest łatwo dostrzec kto i kiedy tam zmierza, lecz pod osłoną nocy z racji na odległość od miasta staje się to trudniejsze. Mój błąd, że nie czuwałem przy zwłokach, czego z całego serca żałuję. Dokonam starań, by ten błąd się nie powtórzył, lecz, nieszczęśliwie, i o żołądek dbać muszę, a kaplica wymaga remontu.
- Zatem nic tu dziś nie wyjaśnimy i sprawa będzie przedmiotem dalszego śledztwa straży - podsumował Kippel.

- Kończąc dzisiejszą rozprawę, poza powyższymi wyrokami, zasądzam. Karę pienieżną dla Krasnoluda Kasztaniaka w kwocie pięciu złotych koron oraz dla Rudolfa Bednarza w kwocie dziesięciu złotych koron. Niepokojące jest to, co słyszę o młodym Bednarzu, kilka źródeł potwierdziło jego nieprawdomówność przed sądem, oraz miejscową władzą, których to instancji zdaje się nie uznawać. Równie niepokojący jest mocno widoczny zapał Abelarda Nägeleina do oskarżania oraz chęci posiadania i ukazywania władzy. Pozycja i prawa Nägeleina muszą zostać wyjaśnione z jego przełożonymi kapłanami. Po rozprawie Herr Nägelein zgłosi się do straży i poda wszelkie potrzebne dane świątobliwych, z którym to się skontaktujemy - zawyrokował sędzia, po czy wstał i opuścił pomieszczenie.
- Rozprawa skończona. Proszę się rozejść - zawołał ochroniarz Bruno.


 *** PO ROZPRAWIE***



*** Wszyscy ***
Po zakończonej rozprawie, rozeszli się zajmując się swoimi sprawami. Część postanowiła odpocząć przed kolejną nocką. Ci co postanowili udać się do karczmy, dowiedzieli się, że Bestia z Gór Szarych ponownie zaatakowała. Wczoraj znaleziono zmasakrowanego jednego z górników i to na pewno jej sprawka!

W karczmie też zawitali dziś nowi przyjezdni. Zrobiło się bardzo tłocznie i głośno, gdyż była to grupa kilkunastu krasnoludów. Wśród nich była jedna krasnoludzka niewiasta. Mieli dziwny akcent, musieli być więc z daleka. Byli głośni i, co cieszyło karczmarza, bogaci. Rozpytywali między innymi o drogi w górach.

*** Drago***
Udał się w miejsce, gdzie spodziewał się znaleźć pakuneczek od piekarza. Nic tam jednak nie było… Wrócił po tym do reszty grupy.

*** Cathelyn ***

Jak wszyscy udała się do Weilerbergu. Jednak zamiast zgłosić się na czuwanie do łowcy, zawitała u grabarza.
- Co chciała?! – przywitał ją „przyjaźnie”.

*** Wszyscy poza Cathelyn ***
- Jeszcze ich nie złapaliście?! - usłyszeli wściekły głos hrabiego. - Ja wam powiem! Ja wam powiem dlaczego! W zmowie żeście z nimi! Powiesić kilku, to może reszta zrozumie! - wrzasnął do Dietera, po czym mocno zdenerwowany, wymachując rękami, odszedł.

Czuli się bezradni. Ciężko złapać złodziei, nie widząc złodziei. Ale tak samo pewnie czuła się każda z zatrudnionych grup. Hrabia tego, jednak nie rozumiał, ale wszystko też przez nerwy , jakie miał przed jutrzejszą wizytą. Łowca wysłał ich dziś w nowe miejsce, bardziej w głąb lasu.

Kolejna noc przebiegała tak samo, złodziei ponownie nie było… Tym razem było jednak też ciszej, bo i idąc bardziej w głąb lasu, nie było też tu miejscowych. Poza nimi zdawało się, że w lesie są tylko zwierzęta.

Postanowili zmienić miejsce. Idąca jak zwykle przodem Robin, zauważyła mężczyznę, który za drzewem „oddawał hołd naturze”.
 
AJT jest offline  
Stary 19-10-2018, 12:00   #150
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
[indent][justuj]
***

Drago udał się na nocne stróżowanie w wybornym nastroju. Vermin wiedział dlaczego. Mimo głupot wygadywanych przed Sądem, nie został ukarany nawet grzywną. Gdy Abelard dostał słowne upomnienie od Kippela na twarzy stajennego pojawił się grymas, który Vermin miał nieszczęście parę razy widzieć, gdy stajenny zabawiał się na sianie z dziewkami. Nie przypuszczał, że jakiekolwiek słowa mogą spowodować u kogoś szczytowanie, a jednak, tak to właśnie wyglądało.
Humor przyjaciela popsuł się dopiero, gdy wrócił bez okupu. Okupu, który chutliwy piekarz miał zostawić w umówionym miejscu. Wściekły, odciągnął Vermina na bok, po za zasięg oczu i uszu towarzyszy.
- Nie zapłacił, uwierzysz Ver!? Łajdak położył na nas lagę! – trząsł się z oburzenia. Chłopak wzruszył ramionami, próbując nie dać poznać, że to jego sprawka – Napiszemy jutro jeszcze jeden list! Ale tym razem zapłaci dwa razy więcej!
Szczurołap pokręcił głową. Pokazał za pomocą gestów, że więcej żadnych listów pisać nie będzie i niech Drago da sobie spokój z piekarzem. Zanim przyjaciel zdążył odpowiedzieć, ten odwrócił się na pięcie i wrócił do reszty. Miał teraz inne problemy na głowie. Hrabia, wprost oskarżył strażników, że współpracują z bydłokradami. Vermina jego słowa dotknęły szczególnie. Darzył wuja Adelaidy nabożnym szacunkiem, traktował niemal jak ojca, choć twarzą w twarz spotkał się z nim dosłownie parę razy w życiu. Nie mógł znieść, że rodzina jego ukochanej przyjaciółki może mieć o nim tak okropne zdanie. Dziś nie zamierzał bezczynnie stać w lesie i czekać na kolejną rozróbę. A taka się szykowała, gdy zauważyli pod drzewami postać. Nie sądził, by jeden człowiek stanowił dla kogoś zagrożenie, więc oddalił się w stronę pastwisk. Przez moment wahał się czy nie zabrać ze sobą Rudolfa, ale nie był pewien czy pasibrzuch zdoła pozostać niezauważonym.
Skulony zakradł się w pobliże stada i położył w trawie między krowami. Zamierzał spędzić tu noc, obserwując zwierzęta z bliska. Nasłuchiwał.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 21-10-2018 o 21:58.
waydack jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172