Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2018, 16:24   #21
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Przez bywalców karczmy przepychał się w waszą stronę niewysoki, strojny brodacz w miękkim kapeluszu. Kiedy wreszcie przebrnął przez tłum, w trymiga poprawił nakrycie głowy, pogładził wąsy i ułożył długi szal. Spojrzał na was błyszczącymi oczyma pełnym zachwytu...
- Co za pokaz! Pewność siebie, brawura, umiejętności... - zachwalał, patrząc na Shandri, jakby odegrała największą rolę. - Musicie być tą sławną “Czwórką”, prawda? - dopiero po zadaniu pytania policzył was, szepcząc pod nosem liczby. - Nie, nie... Na “Niziołka i spółkę” też nie wyglądacie. Prędzej na “Gnoma i spółkę”... - zawiesił wzrok na gnomie i nagle uderzył się otwartą ręką w czoło. - Przepraszam! Najmocniej przepraszam! “Miecze Leilonu”! Różnej długości i kształtu, ale jednakowo zabójczej ostrości! - zażartował, aby zatrzeć złe pierwsze wrażenie. - Za dużo mam spotkań na głowie ostatnimi czasy... Znajdziemy tu stolik w jednym kawałku? Muszę koniecznie z wami porozmawiać! Napijecie się? Należy się wam! Przyznać muszę, że ostatnio w Waterdeep widzi się dużo krwi i przemocy - mówił, zmierzając w kierunku stołu. - Gorzej niż we Wrotach Baldura!
Volo usiadł, przechylił krzesło na tylne nogi i oparł obute nogi o drugie, czując się jak u siebie w domu. - Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Volothamp Geddarm, kronikarz, podróżnik, czarodziej, autor głośnego ostatnimi czasy “Przewodnika Volo po potworach”... między innymi, rzecz jasna - powiedział dumnie. - A, proszę mnie nie mylić z Marco Volo, nie mającym nic wspólnego z prawdziwym Volo - dopowiedział nieco roztargnionym głosem.
- Mam takiego przyjaciela w Waterdeep, Floona Blagmaara. Znacie go? Słyszeliście o nim? A raczej, czy go widzieliście? - Volo strzelał pytaniami szybciej niż czarodziej magicznymi pociskami. - Taki przystojniacha, zawsze znakomicie ubrany, z trzydzieści lat na karku, o rudych falach na głowie i o zębach bielszych niż śnieg na Grzbiecie Świata. Wiecie, rzuca się w oczy, bo naprawdę ma dużo wdzięku. Za dużo jak na faceta... i więcej niż rozumu, niestety. W “Nocnej piosnce” jeszcze do niedawna pracował. Jak nie aktorzył na scenie, to na drugiej zmianie dorabiał tam w festhallu; stare, dawne dzieje...
- Do rzeczy - Volo przepłukał usta “Cienistym” podanym przez Bonnie - obawiam się, że tym razem tego rozumu mu naprawdę zabrakło...
- Wracaliśmy dwie noce temu z pijatyki. Spotkaliśmy się tak po prostu; nie miałem weny do pisania; potrzebowałem odskoczni. Bawiliśmy się w “Smoku z rożna”, co za nazwa, prawda? Na szyldzie wygląda bardziej na jaszczurkę niż smoka, ale co mieszczuchy mogą o smokach wiedzieć... - powiedział tonem znawcy. - To taka typowa tawerna na rogu Sieciowej i Filetowej w dokach - tu również nie obył się bez tonu znawcy.
- Kilka piw... a przepraszam, w przypadku Floona kilka lampek wina; kilka razy w kości... wieczór jak każdy inny w Waterdeep. Wy to się lepiej potraficie bawić z tego co widzę! - uśmiechnął się i rozejrzał dookoła, nerwowo głaszcząc kufel dłonią. - W końcu wyszedłem i od tamtego czasu mój przyjaciel jakby zapadł się pod ziemię czy wybrał do Niebieskiej Alei... - po długiej pauzie Volo niespodziewanie trzasnął sakiewką o blat stołu. - Czy sześćdziesiąt smoków na obecną chwilę wystarczy, abym mógł na was polegać w potrzebie? Chciałbym żebyście go jak najszybciej odnaleźli. A wtedy każdemu z was dam powiedzmy pięć razy tyle. Umowa stoi? - widać było, że się spieszył i miał jeszcze niejedno podobne spotkanie na głowie.

Alia słuchała, w ich grupie byli inni doskonale nadający się na mówców, drobna wiedźma zajęta była zakładaniem opatrunków swoim towarzyszom oraz kontrolnym zerkaniem na swój plecak, w którym kotłowały się co jakiś czas przebudzone już dwa ocalałe żądlaki. Alii dosłownie w ostatniej chwili udało się wyrzucić wszystko ze swojej torby na blat i schować do niej malutkie i krwiożercze stworzonka. Kobieta będzie musiała szybko znaleźć jakąś klatkę z prawdziwego zdarzenia, inaczej będzie musiała poprosić kogoś by nosił jej szpargały.
Hassan odłożył glewię opierając ją drzewcem o kontuar, po czym poniósł odczepioną od miotły wiązkę witek, znalazł porzucony trzonek od miotły i chwilę spędził, skręcając miotłę ponownie. Chwilę później podszedł do Bonnie i uśmiechając się najładniej jak potrafił, podał ją dziewczynie
- Twoja zguba panienko - Bonnie cicho podziękowała i wzięła się do swojej pracy.
Alia zanotowała w myślach, że Bonnie za kilka tygodni może poszukiwać jej w celu pozyskania “pewnych ziół” na wypadek gdyby na przykład Hassan jednak nie chciał się ożenić i nie przyznawał się do bękarta… oczywiście takiej ewentualności nie można było wykluczyć…
- Żądlaki będziecie tresować? - zagaił Volo, dając wam czas do namysłu nad jego propozycją.

Hassan pokręcił przecząco głową.
Leshana parsknęła wydobywając ze zwłok jednego zwierzaków swoją strzałę. Wytresować to by mogli kilku bywalców tego lokalu. Bydło… do tego agresywne.
Volo wywołał szybkie i nieprzyjemne wrażenie na Gnomie. Śmierdział jak kłamczuch. Gnom miał wątpliwości, czy podróżnik widział walkę, czy wszedł na samym jej końcu, efektywnie gratulując przypadkowej osobie, żeby podlizać się drużynie.
Gdy gnom zdołał dopchać w miarę stabilne krzesło do stołu i się na nie wdrapać, rozejrzał się po sali. Szkody bójki spowodowanej przez jego wybryk mógł zrzucić na stwory z Podmroku. Upiekło mu się. Z tego powodu uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał na Volo. - Dopiero co Trolla posiekaliśmy! - zauważył. - Daj nam na wstępie chociaż setkę, żebyśmy mogli się szybciej po tej bitwie zreorganizować. Albo osiemdziesiąt teraz i czterysta na głowę później. - Właściwie nieważne co zaoferowałby Volo, gnom i tak by się targował. Na tym polegał ten biznes. Anur nie debatował za to samego podjęcia się zadania. Drużyna nie miała nic innego do roboty i niespecjalnie mieli powód być wybrednymi, a jeżeli się myli, to ktoś i się odezwie.
Volo się spieszył, ale kiedy jakiś rozmówca przypadł mu do gustu, nie mógł sobie odmówić krótkiej pogawędki, szczególnie kiedy miał nadzieję na dobrą historię... z której mógłby skorzystać przy kolejnej książce. Zaliczył Anura do właśnie tego grona. Zdjął nogi ze stołu, napił się piwa i bawiąc się jednym smokiem - złotą monetą o kształcie wklęsłego kwadratu - odpowiedział z uśmiechem: - W to nie wątpię! - skomentował uśmiechnięty przechwałki o trollu. - Może “na wstępie” się przedstawisz i powiesz kilka słów o swoich towarzyszach? Na pewno niejedno przeżyliście i dlatego moja oferta wydaje się taka... niesatysfakcjonująca, prawda? - Volo czekał na barwną opowieść, wciąż bawiąc się sztuką złota.

Shandri podziękowała skinieniem głowy. Do stołu zabrała cytrę położyła ją na kolanach i cicho grała jakąś wariację znanej melodii. Świeczka na stole świeciła na zielono w ogniu tym zaś widać było wierzbę targaną wiatrem. Słowa Vola o tresurze wywołały ponownie uśmiech na twarzy druidki.
- Być może, być może. “Quid timetis, nos vincere.” lub prościej "Czego się obawiacie, opanowujemy." - spojrzała na Alię i mrugnęła.
Wiedźma pokiwała głową, Phylundanna miała wbrew pozorom rękę do zwierząt wszelakich, nie tylko mężczyzn…
Wojownik spojrzał na Alię, jakby zdziwiony, po czym wzruszył ramionami.
Shandri przysłuchiwała się chwilę chaotycznym targom Anura nim spokojnie, przy dźwiękach muzyki, zaproponowała. W tym czasie w złocistym ogniu świecy pojawił się obraz strumienia spadających charakterystycznych księżycowych przystani.
- Anurze jak zwykle masz problemy z liczeniem. Zarówno sto jak i osiemdziesiąt trudno podzielić na sześć osób. - przy tych słowach lekko skłoniła głowę ku Volo.
- Pan jak widzę głowę zajętą ma innymi sprawami i najwyraźniej śpieszy się, więc nie chcę przedłużać. Zaproponuje kwotę do jakiej doszlibyśmy po długich negocjacjach, zaczynając od znacznie wyższego poziomu, powoli dochodząc do konsensusu. Na początek po trzydzieści smoków na głowę, gdy zaś odnajdziemy Waszego przyjaciela dziesięciokrotność tej sumy dla każdego. Jako, że i opowieść o tej peregrynacji ma swoją cenę, za sprawozdanie z niej pięćdziesiąt smoków. Mapy jeśli takie sporządzimy od dwudziestu do stu smoków.
Doskonale pamiętała na czym polega handel. W końcu na tym polega dobrobyt rodu Phylund. “Kupić tanio, sprzedać drogo i zawsze się targować”.
- Jesteśmy drużyną Shandrii, nie wszystko musi być do podziału. - sprzeciwił się Anur ze skrzywioną miną.
- I tu masz rację część można przeznaczyć na wspólne wydatki. Zawsze jednak lepiej by dało się łatwo podzielić. - odparła posyłając mu promienny uśmiech Shandri.
Volo odnosił się z należytym szacunkiem do Shandri, ale siedział od niej oddalony, ponieważ chyba nikogo przy stole nie zachęcała strojem wykąpanym w mydlinach i piwie. A że zaczęła grać na cytrze zamiast pójść się wykąpać... No nic, zanim Anur rozpoczął opowieść, na którą podróżnik czekał, odpowiedział jej: - Dobra pani, muszę pani niestety grzecznie przypomnieć, że do sporządzenia mapy i sprawozdania zgodnie z prawem musielibyście wynając kartografa i skrybę z odpowiednich gildii. Szkoda jednak waszego zachodu. Nie musicie łamać dla mnie prawa - zażartował - bo jestem zainteresowany tylko odnalezieniem mojego przyjaciela - potarł nerwowo czoło ręką. - Czas mnie nagli, ale jego jeszcze bardziej!

- Volothampie Geddarmanie zapewne wiecie co mówicie i należycie do gildii skrybów oraz kartografów, by publikować swoje książki. Przypomnę chociażby jedną “Vola wyprawa do Menzoberranzan. Przewodnik po Podmroku.” z kolorowymi mapkami. Myślę, iż by nie łamać praw nie zdamy też sprawozdania, czyli opowieści o naszych przygodach. Znacie nas bo poszukiwaliście konkretnej grupy. Wiem też z pana książek, iż zawsze jest drugie dno, albo i trzecie. I za to też należy się zapłata. Targi pozostawię zatem w rękach Anura, który uprzedzony o tych faktach będzie wiedział jak dalej prowadzić negocjacje. Zapewne teraz negocjacje będą trwały dłużej. Teraz przepraszam wszystkich muszę się umyć. Zdążę się przez ich czas się wykąpać i przebrać. - po tych słowach Shandri wstała zebrał swoje rzeczy i udała się do Durana z prośbą o udostępnienie odpowiedniego miejsca dla ablucji i przebrania się.
Kiedy Shandri odeszła od stołu, na chwilę zapadła krępująca cisza. - Moje książki publikuje Tym Waterdeep. Proszę - wyciągnął z torby jeden egzemplarz, spojrzał na was i po chwili zastanowienia wręczył Hassanowi, jako że wyglądał na nietutejszego. - “Przewodnik Volo po Waterdeep”! Mam nadzieję, że lektura okaże się dla ciebie owocna. W Zakharze mnie jeszcze nie było, swoją drogą... A gdybym się nie bał drugiego, trzeciego czy czwartego dna - nawiązał do słów Shandri - wynająłbym przecież jakiegoś prywatnego detektywa za dwa smoki i nie zawracał wam głowy, prawda? W tym fachu o takich oczywistościach się nie mówi - parsknął śmiechem. - Szkoda tylko, że nie mam pojęcia, co się mogło Floonowi przytrafić. Już po śniegach, więc tyle dobrego, że chociaż nie zamarzł. Chyba że podpadł fanatykom Auril, nigdy nie wiadomo.

Shandri prychnęła jak rozwścieczona kotka. Miała tylko nadzieję, iż Anur wynegocjuje odpowiednią zapłatę. Doskonale wiedział, iż niewiele mniej mogą zarobić przez kilka godzin występów.
Hassan obejrzał przewodnik, nawet otworzył i pobieżnie przejrzał kilka stron po czym włożył do swojej torby, dziękując podróżnikowi skinieniem głowy, jedynie uśmiechając się lekko.
Alia nie widziała potrzeby swojej obecności przy dobijaniu targu, skoro był z nimi złotousty Anur. Wiedźma co prawda marzyła o kąpieli, gdyż włosy lepiły jej się od własnej juchy. Jak na ironię, cerę zaś miała jeszcze bledszą w związku z utratą krwi na rzecz łakomego żądlaka. No tak, żądlaki…
Balia wody musiała poczekać, Alia musiała zajać się sprawą pilniejszą, to jest ocaleniem swojego plecaka. Kobieta czasowo zakwaterowała swoje rzeczy w torbie Hassana i Rad’ghanuza, którzy w czasie opatrywania ran byli zbyt zmęczeni by wypominać to kobiecie robiącej opatrunki.
Githyanki siedział w milczeniu wpatrując się to w Volo, to w monetę, którą się bawił. Nie był najlepszy w targowaniu się, chyba, że robił to z obnażonym mieczem. Wolał więc zaczekać aż bardziej charyzmatyczni kompani dobiją targu i wtedy przejść do zadawania pytań na temat szczegółów sprawy. Myśli Rad’ghanuza na chwilę cofnęły się do momentu bijatyki. Przypomniał sobie głośną rozmowę na swój temat i wzmiankę jednego z dyskutantów o jakiejś ofercie. Nurtowało go co od niego chcieli kim byli ci… ludzie? A może elfy?
- Może byłaby odpowiednia, gdybyśmy właśnie nie byli stratni na bełtach i bandażach. Nie chciałbym zacząć nowej przygody na lewej nodze. - gnom starał się zmazać obraz chciwca, który mogła stworzyć jego sugestia. - Nie jesteśmy legendarni, zresztą, pewnie znalazł nas pan ze swojego zamiłowania do nieznanych opowieści. - przyznał bard, stając na krześle i kładąc swoje skrzypce na stole. Chciał wzbudzić wrażenie bratniej duszy, przeto bardzi sami szukają powieści na swoje przedstawienia. - Ja nazywam się Anur Rasmop Lankur Jepip Zeph Dipple Davner Dimble Kimble Gravyn Albar Merhik Zildri Yosji Gralen Andun. Podróżowałem z mieczami Leilonu jeszcze, gdy mężnie odzyskiwaliśmy artefakty z zapomnianych krypt czarnoksiężników. - “To znaczy, grabiliśmy”, dodał w myślach, “a ja mężnie nosiłem pochodnię i otwierałem zamki” - Byliśmy lokalną grupą osadzoną w tamtej okolicy, więc nasz opowieści nie podróżowały daleko. Za to bagna martwych mężów pełne są odcisków naszych butów i zwłok jaszczuroludzi. - Gnom skrzywił się lekko, doszło do niego, że może przesadnie naginać ich wyczyny jak na niewielką podwyżkę, o którą prosił. - ... To powiedziawszy, nasza kadra zmalała, gdy ci, którzy byli w tym zawodzie dla pieniędzy, swojego już się nasłużyli. Od momentu rozstania jeszcze nie działaliśmy, więc nie mam dla ciebie opowieści z samego Waterdeep. - przyznał. - ale jesteśmy temu fachowi oddani życiem! Shandri, która nas opuściła, jest szlachcianką i jednocześnie druidką, a zamiast operować miejskimi polami, operuje pięściami na pokracznych twarzach bestii, sam zresztą widziałeś! - przypomniał komplement, którego Volo użył na początku. - Leshana jest tak zatwardziałym wojownikiem, że nawet mnie się nie boi! Alia jest tak ponura, że kruki jej służą! W trymiga przetrzęsie całe Waterdeep za twoim przyjacielem! - Uśmiech gnoma rozrastał się powoli. - Hassana tak się bali, że jak szukał partnera do bitki, to się zgubił i trafił aż do nas, a... - Gnom pochylił się do Volo i dokończył szeptem. - Rad'ghanuz to tak naprawdę wampir Nosferatu...tylko wymyśla, że jest jakimś kosmitą, ale widać po twarzy.
- Głupi gnomie! Słyszałem to! - oburzył się gith. - Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem wampirem?
Po tym okrutnie długim wywodzie Anur klapnął na krzesło, oparł głowę o rękę postawioną na stole i z uśmiechem zapytał. - No, nie wiem, czy po tym wywodzie zostało ci dość czasu, aby szukać drugiej ekipy. Inni kandydaci...nie wytrzymali presji. - drugą ręką wskazał na opustoszałą karczmę, którą bójka wymęczyła, a troll solidnie wystraszył. - W tych czasach szybko się umiera.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline