“Siedmiostrunowa Harfa”
Rita w wynajętej izbie na pięterku karczmy, po odświeżającej kąpieli, zabrała się za przegląd swojego ekwipunku, i jego ewentualne czyszczenie, czy tam i konserwację… i w kwadrans była gotowa, choć nieco przybrudziła sobie dłonie w trakcie tych czynności. Westchnęła więc lekko nad tym faktem, po czym ponownie skierowała swoje kroki do balii stojącej pośrodku pomieszczenia. Jedynie umyć rączki…
I gdy stała przy owej balii, jak nie zaskrzypiało, trzasnęło, i pod jej bosymi stopami dosłownie świat się zawalił.
***
Glaiscav zakończył pogawędkę z nowo poznanym jegomościem o imieniu Agray, i właśnie odstąpił od nieco tajemniczego jegomościa, by ten mógł dopić swoje piwo i ulotnić się nim z jakichś powodów zjawi się straż miejska...
Durin drzemał przy stole, po wypiciu sporej ilości procentów, przy tym samym stole siedział i z przymkniętymi oczami
Synarfin, choć Elf to bardziej czynił to z nudów, czy tam i “by oczy odpoczęły”, niż znajdowania się w Elfim transie.
I nagle jak nie pieprznęło w głównej sali, wśród zarywającego się sufitu!
Z piętra spadła balia pełna wody, niszcząc stół na którym wylądowała, rozwalając go w drobny mak. Na wszystkie strony chlapnęło wieloma litrami, poprzewracały się i jakieś ławy, ktoś wystraszony wrzasnął, uniosło się nieco kurzu. Dobrze, że przy feralnym stole nikt nie siedział, inaczej jak nic, miałby teraz głowę wbitą ciężarem balii głęboko w szyję.
Gdy zaś opadł kurz, ktoś z obecnych w karczmie w końcu po pierwszym szoku… cicho zarechotał. W dziurze w suficie, trzymając się jakiś połamanych desek, będących wcześniej podłogą/sufitem wisiała półnaga Elfka, majtając nogami. Rita mająca na sobie jedynie koszulę i majtki, puściła taką wiązankę, że niejeden Krasnolud by się nie powstydził.
A właśnie, propo brodaczy. Durin jedynie łypnął okiem co się stało, uśmiechnął się pod nosem, po czym powrócił do swojej drzemki…
Synarfin za to zerwał się błyskawicznie z miejsca, pędząc na ratunek Elfce. Jakoś ją złapać, byleby nie spadła, jak musi niech już skacze, ale niech on najpierw będzie na miejscu, potem owinąć ją płaszczem, rozkwasić w końcu karczmarzowi nos za stan przybytku zagrażający gościom… mniej więcej w takiej kolejności.
Trzy kroki od miejsca wypadku znajdował się również Glaiscav, również próbujący jakoś odpowiednio do sytuacji zadziałać.
Ale to nie był koniec wariactwa w karczmie.
Dokładnie trzydzieści uderzeń serca od całego tego wielkiego “traaaaaach-buum” z balią, przez główne drzwi “Harfy” do środka tej rudery wpadł wielki, muskularny Półork, łypiący po gościach przybytku.
-
Gdzie on jest? Gdzie Agray?? - Warknął, wypatrując po chwili mężczyznę, który… właśnie otwierał okno, by przez nie chyba uciec.
-
Było się tu pokazywać? Teraz dostaniesz! - Zielonoskóry typek kilka razy trzasnął pięścią o swoją dłoń, wykonując gest, jak to niby przywali Agrayowi...
“Śpiewający Chochlik”
Z racji pory obiadowej, w karczmie nieco przycichło, ale naprawdę tylko nieco… nadal przebywało w niej pełno osób, śmiano się, pito, jedzono, żartowano.
-
Tak! Tak! Tyranów w mordę! - Zawołał ktoś na słowa
Khalima.
-
Dobrze gada! - Dodał ktoś inny.
-
Przymknijcie się trochę przy obiedzie co? - Tym razem z lekkimi pretensjami rozbrzmiał kobiecy głos.
Jak więc było słychać, tutaj raczej nie było “ciemnych typów”, a słowa Zaklinacza spotkały się z lekkim, szeroko pojętym optymizmem… a po kilku chwilach, do stolika gdzie przesiadywał Khalim i
Shargoz, dosiadło się
dwóch typków z półmiskami zupy.
-
To opowiadaj, jak to walczyłeś z czerwonymi - Powiedział jeden z nich.
-
No, właśnie! - Dodał drugi, i obaj zaczęli pałaszować zupę, wpatrując się głupkowato w Sikharira.
~
Kelnerka, z którą wcześniej rozmawiał
Ramas, odszukała go w karczmie, po czym zabrała ze sobą na obiad… który mieli zjeść na parterze “Chochlika”, gdzie panienka zaprowadziła mężczyznę do małej izby z otwartym oknem, skierowanym na tyły przybytku.
Izba wyglądała na mieszkalną, była w niej duża szafa, jakaś komoda, pod oknem spory kufer, do tego jednak pod ścianami aż dwa łóżka. Kelnerka dzieliła więc z kimś te skromne progi? Dla mężczyzny jednak chyba istotniejszym był fakt, iż na stole stało już przygotowane jadło. Zupa grzybowa z pachnącym chlebem do zagryzienia i apetycznie wyglądające udko. Stała oczywiście i butelka czerwonego wina...
-
Sama nie wiem czemu to robię… w końcu się nie znamy... - Odezwała się z lekkim uśmiechem, zapraszając gestem dłoni, by Ramas usiadł przy niewielkim stole.
-
Jak cię w ogóle zwą? Ja jestem Dariris. Nawet się sobie do tej pory jeszcze nie przedstawiliśmy - Zaśmiała się perliście.
~
Znudzony wszystkim
Druid, po… akcie wandalizmu na stole, przyglądał się od niechcenia przebywającym w karczmie. Wszędzie to samo, ludzie i nie-ludzie różnych ras, gadający o wszystkim i niczym, wiodący dosyć trywialne(w jego mniemaniu) życie, z tymi ich mniej lub bardziej błahymi problemami. Nie, nie miał ochoty na poznawanie nikogo bliżej, na słuchanie kolejnych dyrdymał…
-
Siadaj Nerissa zupa już stygnie! - Krzyknął na pół sali jakiś młody mężczyzna.
-
Juuuuuuż - Odpowiedział kobiecy głosik, nawet całkiem miły dla ucha, należący do ??? lawirującej już szybszym kroczkiem między gośćmi “Chochlika” i stołami oraz ławami jakie zajmowali.
Panienka pochwyciła w prawą dłoń fałdki swej sukienki na wysokości biodra, przygarniając je nieco do swego ciała, by chyba czasem w tym małym pośpiechu nie zahaczyć o jakiś stół… od czasu do czasu zwalniając. I właśnie w jednym z tych wolniejszych momentów, gdy była akurat przy stoliku zajmowanym przez Shargoza, jej wzrok przez przypadek natrafił na symbol wyrysowany sztyletem na blacie stołu.
Kruczowłosa zamarła w pół kroku, a przez jej twarz przemknął cień. Wpatrywała się jedynie sekundę w rycinę z zaciśniętymi usteczkami w poziomej kresce, po czym przeniosła spojrzenie na Druida. W jej oczach krył się strach.
-
Nerissa no idziesz?? - Zawołał ją ponownie ten od zupy. Młoda kobieta wysiliła się na naprawdę, naprawdę sztuczny uśmieszek do Shargoza, po czym czym prędzej dołączyła do swojego kompana.
Zupy nie tknęła. Mieszała w niej jedynie łyżką. I to nieco drżącą dłonią.
.