Rycerz ruszył przodem.
“Jak ma strzelać, to lepiej we mnie. Kolczuga powinna wytrzymać choć jeden strzał, a potem tam wbiegnę i wytrzaskam go po dupie, jak jej nie odłoży”, myślał rycerz i świecąc w korytarz za pomocą zaczarowanego wcześniej przez kapłankę diademem ruszył w stronę krasnala.
Elfka ruszyła zaraz za wojownikiem, co jakiś czas spoglądając na jego rany. Zauważyła, że tak właściwie to on jako jedyny otrzymał obrażenia w starciu, które miało miejsce przed chwilą.
- Wszystko w porządku? - zapytała. - Jedno z uderzeń tych stworów wyglądało groźnie. - dodała.
- Tak, drobnostka. Nie ma czasu na takie rzeczy. Zagoi się - machnął ręką paladyn, ale uśmiechnął się, widząc w oczach elfki troskę. Rozumiał to. Kobieta nie była żołnierzem, a dla żołnierza odnosić rany było rzeczą powszednią.
- Drobnostka? Mnie by to zabiło - rzuciła Rayla ze zdziwieniem.
Shayn z uwagą przyjrzał się dziewczynie.
- Trochę cię podkarmimy i wtedy nawet takie ciosy nie zwalą cię z nóg - powiedział z udawaną powagą.
- Spokojnie, w więzieniu zadbają, żebym wróciła do stanu jak w momencie, gdy mnie wypuszczali. Dbają tam o moją figurę - zażartowała z lekką nutką ironii w głosie.
Zaklinacz nie zdążył odpowiedzieć. Weszli do kolejnego pomieszczenia, a tam nie było już miejsca na żarty.