Od wieków setki osób każdego dnia przemierzały mniej czy bardziej zakurzone trakty, łączące mniejsze czy większe osady czy miasta.
To, że jedna z nich pojawiła się na drodze, którą akurat podążali Wilhelm i jego towarzysze, nie było więc niczym dziwnym. Zwykle jednak napotkany podróżny nie rzucał się do ucieczki... chyba że miał coś na sumieniu, lub był nad wyraz ostrożny.
W każdym razie nie wyglądało to na zorganizowaną przez bandytów zasadzkę, więc Wilhelm ze spokojem przyglądał się dalszemu rozwojowi sytuacji. Był pewien, że Reinmar i Limhandil dadzą sobie radę z jedną osobą i przyprowadzą ją do pozostałych, lub zmuszą tamtego, by poczekał na przybycie wszystkich członków podróżującej grupki.