Sigrun biegła. Znowu.
Nie miała zbyt wielkiej nadziei na naprawienie pociągu, toteż rozstała się z żelastwem bez większych wyrzutów do samej siebie. Fakt, że odpaliła stary pociąg po ciemku sam w sobie był już czymś. Pamiętała, że kiedyś, kiedy kompletnie schlana po paru zgrzewkach kiepskiej jakości piwa, prawie po ciemku wymieniała koledze uszczelniacze zaworowe w silniku. W gruncie rzeczy, zabawa z wajchami pociągu nie była bardzo od tego różna.
Wyglądało na to, że coś, co ich ścigało było niemal jakimś zjawiskiem atmosferycznym: ścigało ich bez zmęczenia, stale.
- Te, mistrzu, słyszysz to?
Sigrun nie czuła się zbyt dobrze. W gruncie rzeczy, jeśli o stanie rzeczy miałaby przemówić sama Sigrun, to rzekłaby, że rzeczy były zjebane, rozpierdolone, rozrzygane i rozesrane jak menel po całym zapiątku tankowania. Byłoby bardzo śmiesznie, gdyby nie fakt, że mogli niedługo stracić życie.
- Muszę znaleźć miejscówkę, żeby złapać oddech. Jak to gówno mnie złapie, dam ci giwerę i strzelisz mi w łeb. Jak umieram, to na swoich warunkach, kurwa, no.
Dotknęła Glocka, który znajdował się przy pasie. Zimno broni, jak zwykle, dodało jej otuchy.
- Nazywa się Gawron. - dodała. - Gawron umie przypierdolić, no. Jak przyjdzie co do czego, to dasz mi tym w czerep, rozumiesz? Mam na myśli, pociągniesz za cyngiel.
Póki co, żyła. Jeśli tylko coś, co ich właśnie ścigało miało sobie dać spokój z tym na nieco dłużej, mogła ogarnąć się i odpocząć.
Muzyka przyciągała uwagę Szwedki. Zawsze tak było. Oczywiście, tutaj, w podziemiach tego, co kiedyś było metrem, trudno było oczekiwać jakiejkolwiek dobrej muzyki, szczególnie takiej muzyki, której Szwedka zwykła słuchać. Jednak muzyka to muzyka. Wytwór ludzki, a nie dzikich bestii i zapewne nie coś, co mogłyby wytwarzać kreatury, które właśnie spotkali. Jeśli tak było, miało się to okazać wyjątkowo ponurym żartem.
- Idziemy tam, skąd dobiega muza - postanowiła Sigrun. - Pierdolę, jeszcze parę godzin takiego marszu, i zejdę. Mam dość uciekania. Jak mają samograja, znaczy się, że wiedzą, jak się schować przed wilkami i cholernymi świecącymi meduzami. Chyba, że masz lepszy pomysł od tułania się po opuszczonych dziurach po ciemku. W takim wypadku zamieniam się w słuch.
Sigrun przystanęła na chwilę. Nie dostrzegała za sobą łuny, która dotychczas towarzyszyła im. Dawało to nadzieję, że być może zgubili dziwnego stwora, jednak wolała dmuchać na zimne. Zapewne w ciemności mogło być coś znacznie gorszego.
Co mogło być znacznie gorszego cichego stwora, który pełznie w ciemności i nie odczuwa zmęczenia? Sigrun przeczuwała, że z czasem zdołają się przekonać.