Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2018, 18:57   #61
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe wzdrygnął się czując lepką maź pod palcami. Gdy uświadomił sobie, iż czuje ją na skórze już od jakiegoś czasu, to stanął jak wryty.
Zasnął? Stracił czas? Czuł się, jakby na chwilę odpłynął, lecz jak, skoro nadal szedł na przód?
Powietrze pachniało tu jakoś dziwnie i ta maź... co to było? Miękkie, wilgotne i... Do jego umysłu napłynęły obrazy z dawno zapomnianych filmów z gatunku horror. Przypominająca żelatynową maź, mazia o uroczej nazwie blob, wchłaniała i rozkładała w swym wnętrzu ludzi... Pamiętał jak się bał, nie podczas oglądania filmu, lecz potem, gdy brał prysznic, lub gdy mył zęby i zerkał w mroczną otchłań ścieku, nasłuchując gulgotania w rurach. Cóż... nie miał wtedy nawet dziesięciu lat, nie powinien był oglądać takich filmów.
- Coś tu jest... - szepnął do towarzysza. Włoski na jego karku stanęły dęba, jakby naelektryzowane.
- Chyba czas zapalić światło. - rzekną Marian.
Joe pokiwał potakująco i wyciągnął miękki, gładki i podłużny przedmiot. Przegiął plastik. Bardziej poczuł niż usłyszał, jak pęka szklany pojemnik wewnątrz. Ciecze zmieszały się i już po chwili lightstick rozjarzył się bladą zieloną poświatą.
Pojawiły się szczegóły. Z początku powoli, reakcja chemiczna zachodziła nieśpiesznie. Jednak już po chwili kawałek plastiku lśnił całkiem przyzwoitym światłem. Z mroku wyłoniły się ściany, tory i peron. Tak. Byli tuż przy jakiejś stacji.
Wszystko, dosłownie wszystko: ściany, sufit i cała przestrzeń jak spojrzeć było porośnięte czymś przypominającym mech, jakąś gąbczastą, gęstą wykładziną. Dłonie i rękawy również były oblepione.
Z pewnym obrzydzeniem Joe otarł rękę o but.
W powietrzu wisiała jakaś zawiesina. Jakiś delikatny puch, jakby rozerwane pierze. Cząsteczki wirowały bezwładnie w powietrzu, przy byle ruchu czy podmuchu. Nie wydawało się jednak, by miały spaść na ziemię.
Mężczyźni wytężyli wzrok, spoglądając w głąb stacji.
Im głębiej tym organiczna narośl wydawała się bujniejsza i gęstsza. W pobliżu centrum stacji delikatny dywan z mchu przeistaczał się wręcz w coś przypominające wodorosty, czy liany i korzenie. Organiczne narośle pulsowały i drgały niczym jakiś potworny żywy organizm.
Zawiesina w powietrzu również była tam znacznie gęstsza. Na dodatek można było odczuć wilgotne ciepło bijące od tego dziwnego organizmu.
- To nie wygląda dobrze. - rzekł Joe. Wyciągnął jakąś szmatę i owinął sobie dookoła ust i nosa. Marian zrobił podobnie. Nie wiedzieli co to. A nóż jakieś groźne zarodniki...
Z oddali, gdzieś w głąb stacji, słychać było szalejącą na powierzchni zawieruchę. Wycie wichru co rusz zagłuszały bliższe i dalsze grzmoty. Wydawało się, że stalkerzy mieli rację. Szalała tam paskudna burza.
Marian rozejrzał się za tablicą oznajmiającą na jaką stację natrafili. -Elephant & Castle - przeczytał i zaklął. - Poszliśmy nie w te stronę. Powinniśmy iść w kierunku Kennington -
Mężczyźni przez chwilę omówili opcje. Wychodzenie na zewnątrz nie wydawało się dobrym pomysłem. Podobnie jak dalsze zagłębianie się w obrośniętą dziwacznym organizmem stację.
Zdecydowali się wrócić. Wiedzieli gdzie są. Powinno być teraz łatwiej. Może uda się przy okazji odnaleźć innych?
Joe podszedł jeszcze do ściany po której były poprowadzone kable w odpowiednich plastikowych korytkach.
- Może znów przyjdzie nam poruszać się po ciemku jak ślepcy. Przydało by się zatem mieć odpowiednie laski, co? - stwierdził. A potem oderwał korytka i odciął dwa kawałki, mniej więcej o takiej długości by sięgały im do ramion. Plastikowe korytka, a raczej kątowniki, były wystarczająco elastyczne by się nie złamać i mogły posłużyć za białe laski pomagające odnaleźć się w terenie.
 
Ehran jest offline  
Stary 20-09-2018, 23:14   #62
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Ostatnie uderzenie w leżącego stwora odbiło się echem od ścian ciasnego korytarza. Po drganiach i oporze jakie stawił łom, Koichi wywnioskował, że pogruchotał oponentowi kości. Odruchowo zamachnął się jeszcze raz prowizoryczną bronią, zatrzymał ją gwałtownie a następnie włożył do prowizorycznej pochwy. Dlaczego to coś ich zaatakowało? Zwabione stukaniem rzuciło by się na Mervina. Może ściągnął je w jakiś sposób metalowy łom? Najprawdopodobniej jednak, byli po prostu intruzami na terenie łowieckim zwierzęcia i atak był nieunikniony. Japoński wojownik jeszcze raz przeanalizował w głowie całe zajście, starając się znaleźć jakieś prawidłowości.

-Ko-ichi mocno oberwałeś? - Głos Mervina wyrwał go z zamyślenia.
-Żyję, ale to coś ugryzło mnie w rękę. Musimy wspiąć się na górę. Albo przynajmniej spróbować… - powiedział Azjata łapiąc się za ranną kończynę. –Z tego co mówił nasz przewodnik, to truchło tego czegoś ściągnie tu więcej ratisu, takich jak ten, co pojawił się na suficie w kryjówce.
Dalsze dywagacje przerwało nagłe łupnięcie. Coś spadło z góry a Anglik ponownie został sprowadzony do roli poduszki amortyzującej.
-Mervin-san? W porządku? – zapytał Koichi, zbliżając się do leżącego. Nie słyszał towarzyszącej walce w parterze szamotaniny, więc z dużym prawdopodobieństwem był to ktoś z ich grupy.

-Skoro nas jest już trójka, to spróbujmy wejść na górę. Podsadzając jeden drugiego, albo znajdując oparcie dla rąk i stóp. Ta ściana może nie jest tak gładka jak za czasów świetności Londynu, może ma jakieś pęknięcia, może wysunęły się jakieś cegły lub pojawiły nierówności. Wykorzystajmy je do naszych celów. – zaproponował plan działania Azjata.
-A jak już się stąd oddalimy, to mam prośbę Michael. To coś dziabnęło mnie w rękę. Opatrzysz ranę? Mam gdzieś bandaże.
Koichi podszedł do ściany korytarza i ponownie zaczął wyszukiwać na niej punktów podparcia dla wspinaczki.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 26-09-2018, 21:42   #63
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Michael na pytanie o opatrzeniu ran odruchowo kiwnął głową, dopiero później potwierdził tę oczywistość słowem. Gdy mówił, miał przytłumiony głos, jakby pod maską.

Dobrze, że się odnaleźli.
- Nad nami jest Keira – wytłumaczył cichy, dochodzący do nich kobiecy głos. - Rzućcie jej jeśli macie jakąś linę, jeśli nie, spróbujmy z ubraniami, chyba że znaleźliście coś w okolicy?

Myśli Michaela powędrowały do czegoś, co rzekomo zabił Japończyk. Był ciekaw czym było owe stworzenie. Jeśli dobrze pamiętał ich dawni przewodnicy stosowali ciała poza-światowców jako jakiś środek maskujący... W zasadzie może i dobrze że tego nie widział.

- Poza tym jesteście cali? Ranę trzeba przemyć. Mam trochę prochów. Wejdziemy na górę i pójdziemy dalej tunelem. W końcu dojdziemy do stacji, tam z pewnością znajdziemy apteczkę i może trochę jedzenia i wody. Przypomnijcie mi, żeby rozdzielić prowiant, który mamy. Nie zazdroszczę tym co się zgubili i go nie mają. Dobrze byłoby zostawić im jakiś znak gdzie poszliśmy.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 26-09-2018 o 21:47.
Rewik jest offline  
Stary 12-10-2018, 20:25   #64
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 8 - Odnalezieni i zagubieni

Koichi, Mervin, Michael i Keira




Wykaraskanie się z osuwającej, zimnej, klejącej mazi po ciemku nie było takie proste. Na dłonie i kolana czekały jakieś dawno zapomniane pręty, ostre fragmenty gruzu i cały ten zapomniały, zardzewiały badziew jaki zdawał się tylko czekać by rozerwać albo chociaż skaleczyć ludzkie, żywe ciało. Po wydostaniu się z tej jamy trzeba było jeszcze wydostać się z leja co przypominało próby mrówki wydostania się z dołka mrówkolwa. Ale z mozołem czwórka ludzi, mokra od wody, potu i oblepiona błotem wreszcie wydostała się z powrotem na poziom gdzie dawniej jeździły pociągi metra. Znowu pod sobą mieli chrzęszczący żwir i szyny.

Wokół było nadal ciemno i chłodno. Dochodziły dziwne dźwięki drażniące uszy i duszy. Nie było wiadomo czy to norma czy właśnie zbliża się jakieś zagrożenie. Gdy tak łapali oddech dochodząc do siebie usłyszeli miarowe osuwanie się żwiru. Układające się w zbliżające się kroki. Czegoś lub kogoś. - No i zrobiło nas się mniej. - usłyszeli oschły głos stalkera.

Później poszło nieco łatwiej. Dwójka stalkerów z powrotem zaprowadziła ich do kryjóki jaką opuszczali w takim pośpiechu. Po tak długim pobycie w ciemności nawet łagodne światło świec w pierwszej chwili wydawało się oślepiać. O dziwo wydawała się niezmieniona. Dalej były rozstawione świece, unosił się dziwny dym i kadzidłowy zapach i jedynie pozostawione przez stalkerów plecaki świadczyły, że wcześniej byli tu większą grupą. Wreszcie mogli się zobaczyć. Całą czwórką wyglądali w opłakanym stanie. Brudni, mokrzy, ubłoceni. Para stalkerów wyglądała zresztą podobnie. Nigdzie nie było widać tego dziwnego czegoś co ich wyłoniło się z dymu unoszącego się pod sufitem i przepłoszyło ich z kryjówki.

- To był bąbel. Albo meduza. Różnie na to mówią. Świece i dym na niego nie działają. Zablokowały przed wilkiem złym którego ściągnęły tutaj zagubione owieczki. Dlatego węszył na zewnątrz. A wilk zły ściągnął bąbla bo też jest żywy jak i my. Gdy my odciągnęliśmy wilka złego bąbel namierzył was. No ale teraz zaciukaliście kumpla wilka złego… - Nick pokwapił się z jakimś wyjaśnieniem ostatnich wydarzeń. Zasępił się nad stworem jakiego zatłukł w tunelu cichy Azjata. W końcu zdecydował się wrócić po jego truchło. Może zdążą je zabrać zanim zlecą się inne. Poza tym Abi by miała wtedy pole do popisu. I po tej krótkiej naradzie stalkerzy zniknęli w dymie jaki otaczał wejście i resztę pomieszczenia.

Czwórka hibernatusów mogła się spróbować doprowadzić do porządku. Okazało się, że nie wyszli z tych przygód bez szwanku. Mervin i Keira byli ranni. Niezbyt poważnie. Ale jednak. Musieli jakoś oberwać przy upadku do jamy albo przy próbach wygrzebywania się z niej.




Sigrun i David



Para uciekinierów ze zgrozą mogła zorientować się, że dziwny opalizujący obłok minął rzuconą przez Australijczyka racę kompletnie się nią nie interesując. Oboje próbowali biec i oboje wyrżnęli się przynajmniej raz na zimny, twardy beton peronu. Stwór nie miał takich problemów. Wydawał się być niezmordowany, nieustępliwy i niezawodny w tym pościgu. Jasne było, że na dłuższą metę albo zamęczy dwójkę ludzi tak, że nie będą już w stanie uciekać dalej albo ci sami pozabijają się o jakieś niewidzialne w ciemności przeszkody. Poruszanie się, i to szybkie, w tych ciemnościach groziło złamaniem karku czy innej kończyny.

Ale jakoś udało im się dostać do starego pociągu. Mieli z pół stacji przewagi nad stworem. Materiał nad jakim próbowała po ciemku pracować Szwedka był bardzo oporny. Po omacku trudno było znaleźć właściwy panel a na nim właściwe przyciski. Dłoń stukała na oślep w jakieś przyciski, pociągała za jakieś wajchy i nic się nie działo. A stwór był już ledwo z kilka długości osobówek od czołówki martwego pociągu! Ale coś zawarczało, zazgrzytało, sypnęło iskami, dziabnęło prądem w rękę dziewczyny z irokezem ale chyba się uruchomiło. Jakaś machneria zaczęła zgrzytliwie burczeć w trzewiach pociągu ale i stwór był już tuż, tuż. Dziwne, świetliste macki wystrzeliły przed siebie, bez trudu przechodząc przez materię pociągu, sterówkę i miejsce gdzie przed chwilą stała para zbiegów. Zostawało biec. Biec przez oś pociągu, zderzając się po ciemku z zamkniętymi drzwiami, obijając się o jakieś rurki, przewracając o wyrwane krzesła. Australijczyk gdy się przewrócił i wpadł na jakieś krzesło odkrył, że na nim chyba wciąż coś spoczywało. Może ciało dawnego pasażera, może coś innego, po ciemku trudno było określić ale było wstrętne.

Równie nagle jak wpadli tak dosłownie wypadli z powrotem na żwir i tory gdy po otwarciu kolejnych drzwi pociąg po prostu się skończył. Zostawili za sobą wrak pociągu, dziwnego stwora i jeszcze dłuższy czas słyszeli burczenie czegoś co w nim uruchomiła Sigrun. W końcu umilkło ale nie byli w stanie stwierdzić czy dlatego, że znów się zepsuło czy byli już tak daleko aby tego nie słyszeć. Ale wraz z tym znów wrócili do nerwowej monotonii wszechwładnej ciemności gdy czas i przestrzeń zdawały się zamazywać i tracić na znaczeniu. Była tylko ta ciemność. Znowu nie wiedzieli gdzie idą. Szwedka orientowała się, że kiedyś, z Kennington to patrząc od Elephant szły dwie odnogi. Ale w takiej nerwówie przy tym pociągu nie miała pojęcia którą z nich właśnie wędrowali. Jedna, powinna prowadzić dalej na południe ku Oval, a druga bardziej na zachód ku Waterloo co było już po sąsiedzku z rzeką. No ale tak było kiedyś.

Z kierunku w którym szli, przez chrzęszczący pod nogami żwir, zaczęli wyczuwać jakiś przyjemny zapach. Zupełnie jakby ktoś coś, gotował. Podobnie wśród dziwnych, chrzęczących i trzeszczących dźwięków zaczęli wyławiać te jakie zdawały się wyróżniać na ich tle. Coś jakby głosy? Muzyka? Głośniki? Na razie wydawało się, że są zbyt daleko aby to sprecyzować. Ciemność wokół nich była tylko niezmienna. Za sobą nie dostrzegali tej fosforyzującej chmury która dotąd ścigała ich tak uparcie. Przynajmniej odkąd jakiś czas temu opuścili wrak pociągu. David jeszcze jakoś się trzymał ale Sigrun czuła narastające znużenie i zmęczenie.




Marian i Joe



Przez improwizowane maski zrobione z chustek oddychało się ciężej a dzięki improwizowanym laskom szło się nieco łatwiej. Stukały albo o żwir albo o szyny albo o jakieś porzucone przeszkody, wystające pręty, wyrwane kable i rury jakie chciwie zdawały się czekać by kogoś udźgać albo chociaż przewrócić. Laski pomogły o tyle, że tych potknięć i upadków obydwaj mężczyźni zaliczyli o wiele mniej.

Mimo, że przeszli niedawno ten sam kawałek, tylko w przeciwną stronę, droga jakoś nie wydawała się łatwiejsza czy szybsza. Wszechobecna ciemność wydawała się otumaniać umysły i zmysły. Brakowało punktów zaczepienia więc umysł łatwo zaczynał błądzić po swoich ścieżkach. Trudno było się skoncentrować a gdy się człowiek koncentrował wówczas aż nadto boleśnie zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znaleźli. Gdy wydawało im się, że wśród podziemnych szmerów, szumów i zgrzytów coś zaczynają rozróżniać jakieś inne odgłosy sami też zostali namierzeni.

- Aha. I są nasze zagubione owieczki. No to śmiało, dołączcie do reszty stadka. Wilk zły już sobie poszedł. - usłyszeli gdzieś przed sobą cierpki głos Nicka. Ciepły i przyjazny jak zawsze. Dwójka stalkerów jednak pomogła im wrócić do kryjówki. Abi też była i kazała złapać się pierwszemu z nich za ramię. A drugi miał złapać tego pierwszego i takim szeregiem ruszyli znacznie pewniej. Nie mieli pojęcia jak dziewczyna to robi ale szła na tyle pewnie jakby otaczająca ciemność nie była dla niej przeszkodą. Kilka kroków przed nimi słychać było kroki i oddech Nortona. Po dość krótkim kawałku ciemności, wrócili do już znanego sobie ciasnego korytarzyka i zadymionej sali gdzie była już czwórka ubabranych niemiłosiernie hibernatusów. Okazało się, że Nick przytargał jakieś stworzenie które beztrosko rzucił na stare biurko. Z pierwotnej grupy brakowało dziewczyny z irokezem, Australijczyka i pyskatej czarnowłosej.

- To hellhound. - powiedziała Abi gdy otarła rękawem pot i wodę z czoła przyglądając się znalezisku. Znalezisko zaś wyglądało jak sporej wielkości pies, wilk czy podobny czworonóg. Tylko cholernie zdeformowany, z jakimiś naroślami, kolcami i podobnymi wynaturzeniami które nie wyglądały ani naturalnie ani zdrowo. Przy łbie, i łopatkach widać było ślady miażdżących uderzeń od łoma Azjaty.

- Zrobisz coś z tego? - zapytał stalker patrząc na partnerkę uważnie. Ta wzruszyłą ramionami i przyklękła przy swoim plecaku. Wyjęła z niego małe pudełko podobne do plastikowej, samochodowej apteczki.

- Spróbuję. Jak na tak dużą grupę to mamy za mało środków na taką długą trasę. Może się uda. - westchnęła stalkerka wyjmując z pudełka kolejne przedmioty. Założyła lateksowe jednorazówki na dłonie, na nie kolejne, grube, gumowe rękawice. Na twarz założyła maskę chirurgiczną a na oczy gogle ochronne. Na blacie zaczęła ustawiać jakieś narzędzia chirurgiczne. Skalpele, nożyce, obcęgi, jakieś maści, płyny, kadzidełka i wszystko to razem sprawiało na skrzyżowanie przygotowań do operacji chirurgicznej skrzyżowanej z jakimiś rytuałami voodoo czy czymś podobnym.

- Myślisz, że jak go zaciukali to zlecą się inne? - zapytała Abi zbierając się do zaczęcia operacji. Teraz z kolei Nick wzruszył ramionami z dość obojętną miną.

- Albo się zlecą, albo nie. Bariera powinna nas zamaskować. Może jak tym razem żadna owieczka nie postanowi się zgubić to nic ich tu nie ściągnie. Burza minie to może dadzą se siana. - stalker usiadł na sąsiednim biurku i wyjął ze swojego plecaka termos. Nalał do niego ciemnej cieczy, pobawił się chwilę wpatrując się w nakrętkę a potem wypił jednym duszkiem.

- Idziesz spać? - zapytała Abi zerkając na partnera i trzymając już w dłoni skalpel, gotowa do pierwszego nacięcia. Jej partner pokiwał twierdząco głową i zaczął sobie mościć śpiworowe gniazdo.

- Tak. Jak nie będzie żadnych wyskoków to spróbujemy ruszyć jak burza przejdzie. Myślę, że zaczyna słabnąć. Ale jeszcze trochę potrwa. - odburknął Norton zawijając się w śpiwór.

- A co z tymi co bąbel za nimi poleciał? - dziewczyna prowadziła rozmowę nacinając powłokę ciała gdzieś przy jamie brzusznej.

- A co się dzieje ze świeżynami zwiedzającymi strefę samopas? - Nick wydawał się już senny gdy kończył mościć sobie gniazdo z plecaka i śpiwora.

- Oj Nick noo… - dziewczyna spojrzała przez google z wyczuwalnym wyrzutem w głosie.

- Co Nick? Bąbel za nimi poleciał. Po tak długim czasie albo ich dorwał albo mu jednak zwiali. Jak ich dorwał to zostali w strefie i nie ma po kogo iść. Jak zwiali to są zbyt daleko by po nich zasuwać więc nie ma po kogo iść. Wiedzą gdzie jest meta. Muszą poradzić sobie sami albo zostaną w strefie. Jak przetrwają to może ich spotkamy po drodze. Ale róbcie co chcecie, chcecie zgrywać bohaterów to lećcie za nimi. Poszli na południe, na Kennington. - stalker wydawał się zirytowany sugestią stalkerki i wcale nie zamierzał przerywać swojego planu drzemki. Z krótkiej analizy jaką przedstawił wychodziło, że nie uważa za realne by mogli jakoś pomóc zaginionym którzy mogli już “zostać w strefie”. Po momencie irytacji znowu w ruchy i głos stalkera wdarła się senność. Zresztą chyba wszystkim podziemna wycieczka dała w kość. Czuli się wyrzuci z sił jakby ktoś ich przetargał po poligonie przez pół dnia. - Aha, wy dwaj, Duży i Spluwacz. Opalcie ten syf świeczkami by się cholerstwo nie rozniosło na innych. - mruknął Nick już z pogranicza snu. Stalkera zerknęła na Joe i Mariana znad rozcinanego stwora i pokiwała twierdząco głową zalecenie kumpla.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-10-2018, 09:07   #65
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Sigrun biegła. Znowu.

Nie miała zbyt wielkiej nadziei na naprawienie pociągu, toteż rozstała się z żelastwem bez większych wyrzutów do samej siebie. Fakt, że odpaliła stary pociąg po ciemku sam w sobie był już czymś. Pamiętała, że kiedyś, kiedy kompletnie schlana po paru zgrzewkach kiepskiej jakości piwa, prawie po ciemku wymieniała koledze uszczelniacze zaworowe w silniku. W gruncie rzeczy, zabawa z wajchami pociągu nie była bardzo od tego różna.

Wyglądało na to, że coś, co ich ścigało było niemal jakimś zjawiskiem atmosferycznym: ścigało ich bez zmęczenia, stale.

- Te, mistrzu, słyszysz to?

Sigrun nie czuła się zbyt dobrze. W gruncie rzeczy, jeśli o stanie rzeczy miałaby przemówić sama Sigrun, to rzekłaby, że rzeczy były zjebane, rozpierdolone, rozrzygane i rozesrane jak menel po całym zapiątku tankowania. Byłoby bardzo śmiesznie, gdyby nie fakt, że mogli niedługo stracić życie.

- Muszę znaleźć miejscówkę, żeby złapać oddech. Jak to gówno mnie złapie, dam ci giwerę i strzelisz mi w łeb. Jak umieram, to na swoich warunkach, kurwa, no.

Dotknęła Glocka, który znajdował się przy pasie. Zimno broni, jak zwykle, dodało jej otuchy.

- Nazywa się Gawron. - dodała. - Gawron umie przypierdolić, no. Jak przyjdzie co do czego, to dasz mi tym w czerep, rozumiesz? Mam na myśli, pociągniesz za cyngiel.

Póki co, żyła. Jeśli tylko coś, co ich właśnie ścigało miało sobie dać spokój z tym na nieco dłużej, mogła ogarnąć się i odpocząć.

Muzyka przyciągała uwagę Szwedki. Zawsze tak było. Oczywiście, tutaj, w podziemiach tego, co kiedyś było metrem, trudno było oczekiwać jakiejkolwiek dobrej muzyki, szczególnie takiej muzyki, której Szwedka zwykła słuchać. Jednak muzyka to muzyka. Wytwór ludzki, a nie dzikich bestii i zapewne nie coś, co mogłyby wytwarzać kreatury, które właśnie spotkali. Jeśli tak było, miało się to okazać wyjątkowo ponurym żartem.

- Idziemy tam, skąd dobiega muza - postanowiła Sigrun. - Pierdolę, jeszcze parę godzin takiego marszu, i zejdę. Mam dość uciekania. Jak mają samograja, znaczy się, że wiedzą, jak się schować przed wilkami i cholernymi świecącymi meduzami. Chyba, że masz lepszy pomysł od tułania się po opuszczonych dziurach po ciemku. W takim wypadku zamieniam się w słuch.

Sigrun przystanęła na chwilę. Nie dostrzegała za sobą łuny, która dotychczas towarzyszyła im. Dawało to nadzieję, że być może zgubili dziwnego stwora, jednak wolała dmuchać na zimne. Zapewne w ciemności mogło być coś znacznie gorszego.

Co mogło być znacznie gorszego cichego stwora, który pełznie w ciemności i nie odczuwa zmęczenia? Sigrun przeczuwała, że z czasem zdołają się przekonać.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 15-10-2018, 16:00   #66
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
David żałował jednej rzeczy - że zanim położył się do lodówki, nie trenował maratonu i biegów przełajowych. Jedno i drugie by mu się teraz przydało.
Co gorsza ścigający ich stwór jakby nagle zmienił zainteresowania i miast rzucić się na racę i lampy kontynuował pościg. A David, nie da się ukryć, miał już uciekania powyżej uszu. Podobnie zresztą jak i jego partnerka.
Nie da się też ukryć, że gdzieś w okolicy było jeszcze dużo energii. Problemem było to, że nie umieli do niej dotrzeć. Być może mgiełka nasyciłaby się tym, co by zdołali jej podsunąć pod... pysk?
Ale, mimo wyczerpania, wziął nogi za pas i rzucił się do ucieczki, chcąc znaleźć się jak najdalej od macek polującego na nich stwora.


- Szkoda, że nie mogliśmy pojechać metrem - rzucił, gdy skład pociągu został daleko za nimi, a on zdołał odzyskać trochę oddechu. - Może dzięki tobie to coś tam zabawi w pociągu na tyle długo, że o nas zapomni.
- Może nie trzeba będzie strzelać. Ale w ostateczności możesz na mnie liczyć
- dodał. - A jakby co, to też mam broń.

Obrócił się do tyłu, lecz nie usłyszał (ani nie zobaczył) żadnych śladów pościgu.
- Może się odczepił - powiedział cicho i splótł palce, by nie zapeszyć.


Ciemność, wszechobecna, nie napawała optymizmem.
Z drugiej strony... ciemność oznaczała brak różnych, nieprzyjemnych zazwyczaj stworów. Muzyka zaś... o, to była wielka niewiadoma.
- Znam przyjemniejsze sposoby spędzania czasu w ciemnościach, niż ucieczka przez opuszczone od wieku tunele - odparł na pytanie Sigrun - ale chyba nie na to teraz pora. Na porządne lokum nie mamy co liczyć, więc zobaczmy, dyskretnie, kto urządza balety w opuszczonym przez ludzi metrze. Chyba wolę tę mgiełkę, niż bandę świrów czy zboczeńców. Nie wiem jak ty, ale jak mi się nie spodobają, to spróbuję ich ominąć... jeśli się da. Albo przeczekam burzę, w jakiejś dziurze w ziemi lub ścianie, licząc na cud.

Powoli, ostrożnie, najciszej, jak mógł, ruszył w stronę, skąd dobiegała muzyka.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-10-2018, 10:59   #67
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Mokry i zziębnięty Michael Craven miarowo wypuszczał z ust powietrze. Wilgoć po zetknięciu z zimną powierzchnią skraplała się na szybce skafandra przeciwskażeniowego, tworząc niewidoczną w ciemnościach mgiełkę.
Znaleźli się znów w tunelu metra. Zastanawiał się właśnie czym może być położona niżej przestrzeń. Przeciwzalewowy kanał? Nie znał się nad tym, a szkoda. Żałował, też że nie może przeprowadzić sekcji tego co leżało martwe w dole.

Zamarł w oczekiwaniu, słysząc w równych odstępach czasu kolejne stąpnięcia.

- No i zrobiło się nas mniej.

Michael w pierwszym momencie nie rozpoznał głosu stalkera. Miał wrażenie, jakby znał go, ale ostatni raz słyszał wiele wieków temu.

Our Father in heaven...
give us this day our daily bread,
and forgive us our debts,
as we also have forgiven our debtors.
And lead us not into temptation,
but deliver us from evil.

Oschły głos sprawił, że wzrósł w nim gniew, ale towarzyszyło mu również poczucie bezpieczeństwa, które spłynęło od ściśniętego serca w dół, rozluźniając udręczone od stałego napięcia mięśnie. Nie pamiętał jak to się stało, że znalazł się z powrotem w pierwotnej kryjówce. Tylko zły sen. Gdzie reszta?

Michael bił się z myślami i zmęczeniem, kiedy Abi i Nick rozprawiali o tym, czy nie wrócić się po ciało pozaświatowca. Chciał iść z nimi, ale wreszcie rozsądek zwyciężył. Musiał odpocząć, odprężyć skołatane nerwy. Przymknął oczy pogrążając się w modlitwie. Nie trwało to długo. Zasnął wkrótce po tym. Sen również był krótki, ale zbawienny.

Obudziły go głosy stalkerów komentujących truchło Hellhunda i głosy dwóch pozostałych zaginionych – Joe i Mariana.
- To hellhound. - powiedziała Abi gdy otarła rękawem pot i wodę z czoła przyglądając się znalezisku.

Michael nałożył górę od skafandra, po czym podszedł do martwego ciała i zaspanym wzrokiem ocenił to co widzi.

Hellhund wyglądał jak duży, zdeformowany, pokryty paskudnymi naroślami, kolcami i podobnymi wynaturzeniami wilczur. Był zmasakrowany od uderzeń łoma. Brytyjczyk przyjrzał mu się z zaciekawieniem.

- Zrobisz coś z tego?
- Spróbuję. Jak na tak dużą grupę to mamy za mało środków na taką długą trasę. Może się uda.

Michael odwrócił wzrok od fascynującego swą grozą stworzenia i zerknął na narzędzia wyciągane przez Abi rozmawiającą z Nickiem. Cała sytuacja sprawiła, że poczuł się jakby w transie, jawie przemieszanej z fikcją, realnym śnie, koszmarze. Ciężko było to nazwać. Uczucie znajome, a jednocześnie tak bardzo obce. Tak jak wiele dni w przeszłości stał nad stołem operacyjnym, lecz koszmar przebijał się do jawy poprzez mroki otoczenia i zniekształconego pacjenta na stole. Pomyślał o młodym owczarku niemieckim.

- Myślisz, że jak go zaciukali to zlecą się inne?
- Albo się zlecą, albo nie. Bariera powinna nas zamaskować. Może jak tym razem żadna owieczka nie postanowi się zgubić to nic ich tu nie ściągnie. Burza minie to może dadzą se siana.
- Idziesz spać?
- Tak. Jak nie będzie żadnych wyskoków to spróbujemy ruszyć jak burza przejdzie. Myślę, że zaczyna słabnąć. Ale jeszcze trochę potrwa.
- A co z tymi co bąbel za nimi poleciał?
- A co się dzieje ze świeżynami zwiedzającymi strefę samopas?
- Oj Nick noo…
- Co Nick? Bąbel za nimi poleciał. Po tak długim czasie albo ich dorwał albo mu jednak zwiali. Jak ich dorwał to zostali w strefie i nie ma po kogo iść. Jak zwiali to są zbyt daleko by po nich zasuwać więc nie ma po kogo iść. Wiedzą gdzie jest meta. Muszą poradzić sobie sami albo zostaną w strefie. Jak przetrwają to może ich spotkamy po drodze. Ale róbcie co chcecie, chcecie zgrywać bohaterów to lećcie za nimi. Poszli na południe, na Kennington.
- Aha, wy dwaj, Duży i Spluwacz. Opalcie ten syf świeczkami by się cholerstwo nie rozniosło na innych.

Michael przeniósł wzrok na Abi, trzymającą skalpel. Z jakiegoś powodu spodziewał się zobaczyć kogoś innego.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytał obcą kobietę ze skalpelem. – Mam za sobą trochę operacji po tej stronie stołu, mogę pomóc... - kolejne słowa wypowiedział z lekkim ociąganiem - tworzycie z ich trzewi świece, amulety?

Falujące za jej plecami płomienie świec, dawały całej scenie niespodziewanego charakteru. Czuł, że tymi słowy raz na zawsze pogodził się z szaleństwem.
 
Rewik jest offline  
Stary 24-10-2018, 23:42   #68
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wyjście z pułapki nie było łatwe. Mervin uważał się za zwinnego i w miarę wysportowanego mężczyznę. Jednak organizm po wybudzeniu nie doszedł do pełnej sprawności. Miał wrażenie, że wykonał trasę na ściance wspinaczkowej, a raczej kilka tras na najwyższym poziomie trudności. W warunkach ekstremalnych, smagany błotem, szlamem i żwirem. Nawet nie liczył otarć, bo w pewnym momencie przestał zwracać uwagę na ból. Wreszcie maksymalnie utrudzony wdrapał się na poziom szyn. W takim tempie nie osiągną wytyczonego celu, padną łupem, choćby napotkanego wcześniej agresywnego stwora, bo zabraknie sił na skuteczną obronę. W przypadku spotkania sfory nie będą mieli żadnych szans. Co mogło ich ocalić? Biolog nie miał wątpliwości, że tylko przewodnicy, którzy zdawali się chociaż w części rozumieć ten świat i prawidła nim rządzące. I stalkerzy objawili się po chwili niczym zbawiciele. Nawet ktoś niewierzący jak Wilgraines mógł zastanowić się nad działaniem jakiejś wyższej istności, która zsyłała pomoc bezbronnym i wyczerpanym. I natychmiast zgasić tę myśl w swoim logicznym umyśle naukowca.

Doczłapał się do miejsca , które niedawno w panice opuszczał wraz z innymi uciekinierami. Wbrew wyobrażeniom było położone całkiem blisko. Chaos podczas ucieczki zrobił swoje, zabrakło im zimnej kalkulacji i oglądu sytuacji w kryzysie. Nic dziwnego, że pogubili się już na początku. Popatrzył na obecnych. Zostało ich czworo. Sponiewierani jak on, po pierwszym kontakcie z niewytłumaczalnym zjawiskiem i ruinami metra. Sprowadzeni do poziomu błota. Już na samym początku zniechęceni, otrzymawszy surową lekcję. A instruktor, ciągle z pozycji mentorskiej, brutalny głos rozsądku, niewzruszony z miną: a nie mówiłem skauci?! Samotnie jesteście skazani na klęskę . Ze mną macie cień szansy. Znikomy jak siła tych płomyków, które chwieją się miotane przeciągiem spod nieszczelnych drzwi. Ponieważ to świat ostatecznie zadecyduje ,czy przetrwacie. „Bąble”, "hell houndy" i inne monstra z apokaliptycznej menażerii. Ta świadomość doskwierała bardziej, niż odniesione rany.

Dotknął ramienia, które stworzyło strup z błota, krwi oraz fragmentów rozciętej kurtki i momentalnie syknął z bólu… Teraz dopiero skumulowało się wszystko: zmęczenie, ból, zniechęcenie. Rana wymagała oględzin. Ten lekarz… chyba Michael. Biolog musiał zmierzyć się ze swoją introwertyczną naturą, przemóc pewna nieśmiałość. Całe życie polegał na sobie, teraz potrzebował pomocy obcych.
- Michael… obejrzysz tę ranę w wolnej chwili? Nie mam bandaża… - wydukał bezradnie. No tak, nie załapał się, gdy „rozdawano” te dobra. Podręczna apteczka byłaby teraz na przysłowiową wagę złota. Pocieszył się, że Koichi wygląda gorzej, a sympatyczna blondynka dostała gratis w postaci błotnego makijażu i chyba też nielicho ucierpiała podczas ucieczki. Uśmiechnął się sam do siebie. Po czym za przykładem Nicka, tylko, że wyjątkowo niezgrabnie ułożył, opierając na najbliższym plecaku do krótkiego snu, który był ucieczką przed złowieszczą rzeczywistością…
 
Deszatie jest offline  
Stary 25-10-2018, 22:49   #69
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Koichi kilka razy zacisnął dłoń w pięść i rozprostował palce. Rana od ukąszenia nie była bardzo głęboka, ale w tak brudnym środowisku nie zamierzał lekceważyć nawet drobnych zranień, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zaczną gnić.
-Czy mógłbyś mnie opatrzyć? – zapytał Michaela, podając mu jeden z bandaży, który miał schowany w kieszeni. –Niby nic poważnego, ale nie wiadomo co ta bestia jadła, zanim próbowała zjeść i mnie.

Z opatrzoną ręką, Japończyk przyjrzał się co Abi robiła z truchłem hellhounda. Nie był specjalistą od chirurgii, ale zawsze interesowało go to co żyje. A właściwie – jak umiera.
-Przypomina psa. Czy ma podobną fizjologię? Serce w tym samym miejscu, miękkie podbrzusze? – zapytał. W korytarzach metra mogło czaić się więcej takich bestii. Wolał być gotowy.

Po zaspokojeniu ciekawości zdjął z siebie mokre ubranie, wyjął przedmioty z kieszeni a następnie dokładnie wyżął wszystko, usiłując pozbyć się jak najwięcej wody. Potem ponownie założył swój strój, powkładał ekwipunek na miejsce, poszukał jakiegoś koca i ułożył się do snu.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 26-10-2018, 19:59   #70
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Michael przeniósł wzrok na Abi, trzymającą skalpel. Z jakiegoś powodu spodziewał się zobaczyć kogoś innego.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytał obcą kobietę ze skalpelem. – Mam za sobą trochę operacji po tej stronie stołu, mogę pomóc... - kolejne słowa wypowiedział z lekkim ociąganiem - tworzycie z ich trzewi świece, amulety?

- To jeden z tych pozaświatowców, czy coś innego?

- Tak? Robiłeś już jakieś operacje? - dziewczyna nieco podniosła wzrok aby spojrzeć na uzbrojonego w skafander ochronny hibernatusa. Zaśmiała się cicho, niekoniecznie wesoło. - No to chodź, czegoś takiego na pewno dotąd nie widziałeś. - zachęciła go gdy znowu wróciła swoim wzrokiem i dłońmi do rozcinania dziwnej istoty.

- Tak, jeden z trików strefy polega na tym że strefa działa w strefie. Dlatego nic z zewnątrz tutaj nie działa albo działa na opak. Żadne skanery, noktowizory, maskowania ani inne takie tutaj raczej nie zadziałają. Więc jak coś ma działać w strefie musi mieć w sobie elementy strefy. - Abi zaczęła tłumaczyć podczas przeprowadzania sekcji. Sama sekcja wydawała się prowadzona na podobnych zasadach jak Michael znał z własnej praktyki chociaż dziewczyna nie przejawiała za grosz delikatności. Gdyby tak rzezała żywego pacjenta przypominałoby to iście średniowieczną medycynę. Ale to nie był pacjent i chyba był nieżywy. A przynajmniej leżał bezwładnie jak na trupa przystało. Stalkera rozcinała stwora z wyraźnym pośpiechem i całkiem sprawnie co świadczyło, że nie robi tego po raz pierwszy.

Michael skrzywił się niezauważalnie. Obserwował chwilę zabieg, który przypominał bardziej pracę w rzeźni, jak operację, by potem przejść do krytycznej analizy tego co widzi.

Wnętrze stwora było dziwne. O ile z zewnątrz na siłę jeszcze istota była podobna do jakiegoś psowatego czworonoga na tyle, że można było go właśnie całkiem intuicyjnie nazywać jakimś psem czy wilkiem to wewnątrz… No wewnątrz coś było. Jakby w jakąś ulepioną, gąbczastą masę powtykano jakieś organy. Jakie to można się było tylko domyślać. Co to było i do czego służyło. Wydawały się ułożone całkiem chaotycznie, być ich zbyt mało i w zbyt zdegenerowanej formie aby utrzymać istotę tej wielkości przy życiu.

- Jedni mówią, że strefa jakoś kopiuje wzorce jakie natrafia. Jeśli natrafi na psa to próbuje zrobić psa. Widzisz co z tego wychodzi. Inni mówią, że to my, ludzie jakoś nadajemy i kształtujemy strefę. Widzimy coś co wydaje nam się psem no to to coś zaczyna być podobne do psa. Chyba nikt nie wie jak jest naprawdę. Jak to mawia Nick, “Wybierz sobie co chcesz i będzie równie dobre”. - stalkerka otarła rękawem pot z czoła i przez maskę chirurgiczną jej głos wydawał się nieco przytłumiony a mimika przez zasłonę tej maski i gogli bardzo zubożona. Popatrzyła na chwilę na śpiącego partnera i po chwili wróciła do pracy. Wyjęła z trzewi hellhounda jakieś organy czy inne ochłapy wydawałoby się dość przypadkowo. Jedne pomijała już w trzewiach stwora, inne wycinała tylko dlatego by dostać się do kolejnych, jedne oglądała sprawdzając je chyba i w końcu część z nich odkładała do tej części która chyba była do niczego nieprzydatna a część na drugą.

- Dlatego Nick pozwala mi łazić ze sobą. Trochę umiem układać te klocki i puzzle. - przez maskę dało się wyczuć delikatny uśmiech stalkerki gdy na chwilę wskazała zakrwawionym skalpelem na śpiącego stalkera.

- A z tego da się zrobić coś. Markery, zasłony i inne takie cuda. Mamy za mało osłon na taki tłum więc pewnie nie wystarczy do lotniska. Musimy dorobić więcej. Trik polega na tym, że każda rzecz, każdy składnik działa na różne elementy strefy inaczej. Więc jeśli coś zablokuje nas przed hellhoundem, że nas zgubi to jest jak światełkiem w ciemności dla czego innego. I tak w kółko. Jedyna nadzieja to to, że coś co na przykład leci na świeczki jest na tyle daleko by ich nie wyczuć. Dlatego nie ma co siedzieć w strefie dłużej niż to konieczne, zawsze trzeba się śpieszyć bo każdy z nas zostawia za sobą okruszki które sprowadzą mu coś na łeb. Nawet my, nawet taki wyga jak Nick a o was to już nie mówię. Jedyne wyjście to jak najszybciej opuścić strefę. - stalkera mówiła równie szybko i pewnie jak i pracowała nad oprawianym stworem. W końcu chyba skończyła bo stęknęła łapiąc wybebeszone truchło i zaczęła z nim iść w kierunku pogrążonych w dymie ubikacji chcąc pewnie je tam zostawić. Na zakrawionym dziwną posoką biurku służącym za improwizowany stół operacyjny zostały jakieś dziwne, wybrane przez nią ochłapy.

Michael pomógł Abi bez słowa przenieść zwłoki.
- Z tego co widziałem, to coś nie ma prawa żyć w ziemskich warunkach, ale te jak ciągle mówicie zmieniły się. Może jednak są jakieś reguły, tylko niezauważone? - bardziej myślał na głos niż pytał. - Skąd wiesz jak w ogóle tego używać? - Skinął na Hellhunda, którego właśnie odstawili - Dlaczego część organów zachowałaś, a inne odrzuciłaś? Zawierają jakąś konkretną substancję?

Dla Michaela, choć nie był głupi, ani niewykształcony świat był całkiem prosty. Rządził się jakimiś regułami, część z nich doskonale rozumiał, inne bardziej przyjmował za fakt, niż starał się zgłębić, ale no właśnie, zawsze była jakaś przyczyna i skutek, reguły, prawa. Jeśli nawet wraz z tymi stworami do świata wtargnęły inne prawa, nawet jeśli zupełnie odmienne, to jednak powinno się z czasem zauważyć jakieś korelacje, a to pomogłoby zrozumieć nowy świat i przetrwać.

- Reguły. - Abi westchnęła z zastanowienia. Ale chwilowo skoncentrowala się bardziej zrzuceniu truchła do jakiejś dawnej ubikacji i zamknięciu drzwi. Otwarła rękawem czoło i lekko uśmiechnęła się do Michaela. - Dzięki. Wcale nie taki lekki. - klęknęła go po przyjacielsku w ramię i dała znać aby wracać do części głównej.

- A reguły. No. Przydałyby się tu jakieś reguły. Przydałyby się jak jasna cholera. - powiedziała smętnie kiwając głową i wracając do zakrwawionego biurka. - Nie nazwałabym tego regułami ale po paru dekadach udało nam się ustalić pewne zależności. - rzekła kładąc dłonie w gumowych rękawicach na zakrwawionym blacie.

- A skąd wiem co i jak? Z doświadczenia. Od Nicka, od innych stalkerow, od tych co byli tu przed nami i udało im się wrócić. Taka stalkerska wiedza. Chociaż nie każdy stalker jest taki sam, ja na przykład jestem techmikiem a Nick to typowy terenowiec. Dlatego pasujemy do siebie i nawzajem się potrzebujemy i uzupełniamy. - Abi popatrzyła na śpiącego partnera opierając się dłońmi na biurku.

- To czym są te “zależności”? - Michael mówiąc i słuchając poprawiał skafander.

- Generalnie przyjęło się uważać, że strefa zbudowana jest ze składników. Albo elementów. Albo jak to mówi Nick “wybierz sobie i też będzie pasowało równie dobrze “. - Abi uśmiechnęła się nieco ironicznie. Spojrzała na zakrwawione dziwną posoką pobojowisko równie dziwnych ochłapów.

- Te mądre terminy z dawnej nauki się tu nie sprawdzają. Dlatego wymyśliliśmy własne. I dlatego każdy z nas nazywa to wszystko trochę inaczej. I dlatego nie można podać jednego, mądrego wyjaśnienia. - stalkerka spojrzała na Michaela i pozostałych hibernatusow przyglądając im się co robią i jak wyglądają.

- A że składnikami to na przykład my, ludzie zwykle uważa się, że strefa “czyta” nas jako coś, żywego, coś ciepłokrwistego, i coś z emocjami. A taki hellhound reaguje na wszystkie te trzy rzeczy. Dlatego jak znajdzie się odpowiednio blisko by nas namierzyć to nas już nie zgubi. Nie pomoże ukrycie się w cieniu, skradanie czy bezruchu. Namierzy cię i dopadnie. Jak pies myśliwski. Dlatego hellhound. - Abi wzruszyła ramionami patrząc teraz na miejsce w dymie gdzie niedawno zostawili truchło dziwnego stwora.

- A świeczki to dym i ogień. - broda wskazała na wciąż palące się jeszcze równie dziwnie świeczki. - Blokują część zmysłów części hellhounda. Dlatego was namierzył w rurach, dlatego kazaliśmy wam się streszczać w schronie i dlatego zgubił was tuż przed kryjówka jak skryła was zasłona że świeczek. Ale wiedział że jesteście blisko więc krążył w pobliżu i ściągnął resztę paskud. Dlatego Nick się tak wściekł na was. Chociaż to właściwie norma, z nowymi zawsze jest podobnie. Dlatego my, stalkerzy, nie przepadamy za nowymi. I chyba z wzajemnością. - kobieta zasępiła się pod koniec ale do sprawy ściągnięcia w okolicę kryjówki stwora nabrała już chyba nieco dystansu. Potrząsnęła głową i wróciła wzrokiem do stołu. Sięgnęła po coś do swojego plecaka i wyjęła małe plastikowe pudełko jak na poręczne narzędzia warsztatowe. Gdy je otwarła ukazał się zestaw fiolek, menzurek, sitek, mały palnik i jakaś maszynka też tam były.

- Nie sądziłem, że kiedykolwiek zapragnę zostać alchemikiem, ale co właściwie zamierzasz zrobić z tego… psa? - Michael tak to właśnie widział, jak jakąś jebniętą alchemię, tyle, że przy tym wszystkim wokół z jakiegoś powodu miało to dlań sens.

Abi zaczęła rozstawiać tą aparaturę i do wkładać wyrżnięte wcześniej ochłapy do owej maszynki. Na dole tej chyba wyciskarki był pojemnik do którego leniwie spływała smołowata, przeniknięta jakimiś jaśniejszymi drobinkami ciecz.

- Hellhound też jest żywy. Na strefowy sposób oczywiście. Więc można użyć jego składników do zrobienia różnych rzeczy. Zrobię z tego bloker. Powinien zamaskować nasze ciepło. - mówiła dziewczyna pracując szybko i bez wahania. - Rozrób to jak możesz. Ma być ciepłe i elastyczne jak ciepła plastelina. - podała Michaelowi jakąś brylke podobną nawet do wosku, kitu albo właśnie plasteliny. Bryła była wielkość przeciętnej pięści.

Lekarz posłusznie zabrał się za wykonanie polecenia Abi. Poświęcił tę chwilę, by rozejrzeć się po tym dormitorium. Jego wzrok napotkał spojrzenie Mervina i wtedy to przypomniał sobie o ranach jego i przede wszystkim Koichi. Była tam Keira, ale ona sama wyglądała jakoś słabowicie.

- Oczywiście jak mawia Nick, “skoro to strefa to musi być jakieś “ale””. Więc coś co działa na hellounda jak bloker czy odstraszacz na inne elementy strefy nie działa w ogóle albo działa jak wabik. A, że nigdy nie wiadomo na co się trafi no to trzeba brać po trochu wszystkiego i zwykle jeszcze dorabiać na miejscu a cała wyprawa do strefy to szycie na gorąco i improwizacja. - Abi wzruszyła ramionami gdy odłaczyla pojemnik że smolistym płynem. Płyn parowal albo dymil wewnątrz tego pojemnika więc granica między cieczą a powietrzem zacierała się.

- Michael… obejrzysz tę ranę w wolnej chwili? Nie mam bandaża… - wtrącił się Mervin

- Na śmierć zapomniałem, wybacz. Zdejmę to z siebie i oczyścimy rany, ale pozwól, że najpierw zajmę się Koichi. Już dawno powinniśmy to przemyć, a może i… wybacz Abi… dokończ sama, muszę się nimi zająć.
 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172