Niespodzianka była niezbyt przyjemna... i dość bolesna.
A jakby tego było mało, to jeszcze pojawiło się stadko szkieletów.
Esmond nie miał nic przeciwko szkieletom. Ba, miał nawet 'znajomy' szkielet, który pomagał mu w trudnych sytuacjach. Te jednak nie wyglądały na przyjacielskie, więc decyzja mogła być tylko jedna...
- Zabij, ile się da - polecił sir Erskine'owi, wskazując na szkielety.
Sam posłał garść lodowych pocisków w najbliższego kościotrupa. |