| Rayla nie ograniczyła się do dowcipów i znalazła w jednej ścianie sąsiadującej z zbrojownią tajemne przejście. Po sprawdzeniu czy nie są dodatkowo zabezpieczone udało jej się otworzyć i byliście się w stanie dostać się do zbrojowni od przysłowiowej ‘Z dupy strony.’.
Zbrojownia była małym pomieszczeniem zawierającym stojaki na zbroje, wszystkie w krasnoludzkich rozmiarach. Choć wielu broni i zbroi brakuje, komnata nie jest z oczywistych względów splądrowana. Na stojaku wiszą cztery topory bojowe, dwie kusze i pudełka do nich po 10 bełtów każde. dwie kolczugi, dwie ćwiekowane skórznie i dwie tarcze. Tarcze i zbroje mają wymalowany ten sam znak, ‘młot i kowadło’. - To jakiś ich herb, tak? - spytała elfka, wskazując na symbol. - Ozdobili tym wszystko, co się dało - powiedział zaklinacz, równocześnie usiłując sobie przypomnieć, czy na zastawie również znajdowały się takie znaki. - Pamiętasz pierścień rodowy? Też miał wyrzeźbione młot i kowadło. - Faktycznie… - Elfka przywołała w pamięci obraz sygnetu, który znaleźli. - Nie wiem, czy krasnoludy uznałyby coś zabrane stąd za łup wojenny - stwierdził Shayn. - Szkoda, że nie ma tu jakiegoś poręcznego sztyletu.
Rozejrzał się by sprawdzić, czy, przypadkiem, nie ma tu takiej broni. - A po co komuś rzucającego ognistymi pociskami sztylet? - spojrzała na niego z zaciekawieniem. - Żeby pokroić pieczeń... albo przeciąć linę... albo dla ciebie... - odpowiedział. - Och, to byłoby świetne, ale to byłaby kolejna rzecz, którą musiałabym mieć u kogoś z was na przechowaniu. - Uśmiechnęła się. - Osoba w mojej sytuacji nie posiada niczego. - “W szczególności wolności”, pomyślała. - Lepsze to, niż nic... - odparł Shayn. - Znaczy to, co na przechowaniu - doprecyzował, widząc usta dziewczyny ponownie krzywią się w uśmiechu. - Shayn... może nie składajmy takich obietnic? - Rycerz popatrzył na elfkę. - Wiesz, baron może odpowiednio podziękować komukolwiek, jeśli zobaczy u niej broń. Ją też tym narażasz. To nie jest najlepszy pomysł, aby jej pomóc odzyskać wolność - powiedział cicho do zaklinacza, choć elfka też mogła go usłyszeć. - Powiedziałem "przechowanie" - odparł zaklinacz. - Jak możesz sądzić, że wpadłbym na taki głupi pomysł. Próba wręczenia jej broni, na terenie zamku? Równie dobrze mógłbym jej ten sztylet wpakować w plecy. - Ja sama bym jej chyba nie przyjęła - wtrąciła elfka wbijając wzrok w podłogę. - Nie chciałabym was narażać… W końcu od rozpoczęcia tej misji jesteście moimi towarzyszami, przynajmniej… tak myślę. Baron nie jest normalny, wolę nie myśleć do by wam zrobił, jakby wiedział, że mam od was broń. No a ja pewnie prędko trafiłabym pod topór, czy coś. - Mi raczej nic by nie zrobił - przyznał się Shayn. - Ale nie mam wątpliwości, że dla ciebie źle by się to skończyło. - Zapewne… - odwróciła się do Juliusa. - “nie najlepszy pomysł, aby jej pomóc odzyskać wolność”... A chcecie mi pomóc? - spytała zaskoczona. - Na razie nie chcę cię martwić, ale nie bardzo widzę, w tym momencie, zbyt wielkie na to szanse - uczciwie powiedział Shayn. - Ale jeśli baron będzie z nas zadowolony, to może się zjawi jakaś okazja... - Rozumiem, chociaż ja nie pytałam jak, tylko czy w ogóle chcecie mi pomóc. Bo jeśli tak, to naprawdę za samą chęć jestem wdzięczna, tylko nie rozumiem…. Po co? W więzieniu siedzi wielu takich jak ja - odpowiedziała, doskonale zdając sobie sprawę, że to że ktokolwiek inny niż sam baron, będzie miał ciężko jej pomóc. - Nie znam innych - odparł Shayn, po czym obejrzał elfkę od stóp do głów. - A czy to jest bezinteresowne... Raczej nie. Mam pewne plany... - Taak? - spytała z zainteresowaniem. - A zdradzisz mi jakie, czy to tajemnica? - uśmiechnęła się. - Hmmm... Może trochę później... - Równocześnie spojrzał na kapłankę i paladyna. - No dobrze… - odparła przyglądając się zaklinaczowi z uwagą, tak jakby chciała przedrzeć się przez jego myśli i dowiedzieć się, o co mu chodzi.*
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |