Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2018, 16:35   #184
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Karczma „U Błotnej Mureny” nie była może strzałem w dziesiątkę, ale bardka nie miała czasu narzekać i szukać na wariata kolejnego miejsca. Gamnira zachowywała się gorzej niż zdrewniały tatarak, a Godiva wcale nie była od niej lepsza.
Rozmowy się nie kleiły. Obie panie, w tym jedna udająca pana, wymieniały się zdaniami tak krótkimi, że równocześnie mogłyby rzucać do siebie słowa hasła i wyszłoby na to samo.
Tawaif nigdy nie spotkała tak drętwej i wstydliwej istoty jak tropicielka. Przez dłuższą część wieczoru wpatrywała się w uczennicę jak w wyjątkowo rzadkie zwierzę, a jej zmęczony umysł starał się ogarnąć rzeczywistość.

W końcu złotoskóra zamówiła wszystkim kolejkę białego wina o słodko kwaśnej kompozycji i owocowej nucie, po czym uśmiechając się serdecznie, rozpoczęła pogawędkę.
- Tooo… co robiłaś moja droga przez cały dzisiejszy dzień? Przygotowujesz się powoli do wyprawy do lasu?
- Tak. Wyznaczyłam już trasę, szykuję strzały i sieci. Wybieram raczej bezpieczne regiony, choć im dalej od żywej części miasta tym niebezpieczniej - wyjaśniła łowczyni, sztywniejąc niczym na odpytce u profesora.
Tancerka nawinęła kosmyk włosów na palec, oglądając się czule na czarownika, który starał się udawać niewidzialnego.
- Hmmm… to wspaniale, mam nadzieję, że złapiecie dużo zwierzyny, czy mogłabym złożyć u ciebie zamówienie na pewną rzecz?
- Możesz… jeśli będzie okazja, to spróbuję - zgodziła się z nią myśliwa. - Za odpowiednią cenę. Tym razem w złocie.
- Wydaje mi się, że nie powinnaś mieć z tym problemu… nawet z moim bratem na karku. - Zaśmiała się Dholianka, trącając kolanem w kolano Jarvisa.
~ Przysięgam, że zabije i ciebie i ją, jeśli zaraz nie zaczniecie się zachowywać jak na randce ~ syknęła groźnie, wprost do ukochanego umysłu, zachowując przy tym wdzięk i minę anioła, po czym zacmokała dźwięcznie.
- Ale… nie będziemy tu rozmawiać o interesach. Opowiedz lepiej mi i Kamalowi, czy złapano już tego wielkiego suma ludojada? Mój przyjaciel uwielbia wyzwania i walki z ogromnymi przeciwnikami, jest w tym naprawdę świetny, widziałam jego pokazowe walki. No… nie wstydź się - zagaiła do smoczycy, jak to najserdeczniejszego towarzysza. - ...opowiedz jak obroniłeś mnie przed wężem!
To akurat był dobry pomysł, bo Godiva zaczęła gadać jak najęta, opowiadając jak zaatakowała gada i jaki był duży, walcząc dzielnie, atakując zaciekle swą włócznią podczas gdy on próbował ją opleść.

~ Wybacz… nigdy nie byłem na takiej randce. Takiej grzecznej i układnej. Tym bardziej Godiva nie ma takich doświadczeń ~ wyjaśnił tymczasem potulnie mag, starając się objąć kochankę w pasie.
Chaaya spiorunowała mężczyznę spojrzeniem i tylko ogromną siłą woli powstrzymała mięśnie przed mimowolnym skurczem w grymasie.
~ A JA MAM DOŚWIADCZENIE?! ~ Wybuchła jak wulkan, przyklaskując grzecznie czarnoskóremu kompanowi, jakby jego historia porywała ją w tym samym stopniu co jego. ~ Nie denerwuj mnie nawet… to był twój pomysł i z randką i z Godivą, masz nie zawalić. ~ Fuknęła na koniec, przysysając się do kieliszka z alkoholem, ale… sącząc go niewinnie i leniwie.
- A może ty coś opowiesz o sobie Gamniro, Kamal z pewnością jest zainteresowany twoją osobą - stwierdził przywoływacz z uśmiechem, a skrzydlata przerwawszy swą tyradę rzekła.
- Jestem? A tak jestem bardzo… opowiedz z czym walczyłaś, co pokonałaś, jaki styl walki preferujesz?
- Na pewno nie zabiłam suma ludojada, bo to… bajka którą straszy się naiwnych, natomiast… - Traperka się zamyśliła. - Mantikora była problematyczna…
I tu zaczęła się opowieść o mantikorze i walce z nią, która przyciągała uwagę błękitnosłuskiej, a kurtyzana stwierdziła, że musi się napić czegoś mocniejszego, więc zamachała na służkę.
W między czasie na oczekiwanie przyjęcia zamówienia, przyglądała się w zamyśleniu postawnej kobiecie, sprawdzając ile ta zapamiętała z nauk, wykorzystując wiedzę przy stole.
Uczennica radziła sobie raz lepiej, raz gorzej, niewątpliwie świadomość, że mentorka na nią patrzy, pozwalała jej trzymać nieco fasonu. No chyba, że zapominała się w opowieści na którą to smoczyca żywo reagowała, choć głównie skupiając się na potworze niż na samej łowczyni.
Bardka przerzuciła więc spojrzenia na kochanka, zastanawiając się na jaki temat oni mogliby porozmawiać. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy. Powróciła więc do obserwacji i podtrzymywania dyskusji u pary na przeciwko, odnotowując w pamięci nad czym jeszcze powinna z Gamnirą popracować.

- Smakuje ci trunek? - Z zamyślenia wyrwał ją ukochany, podczas gdy myśliwa kończyła opowieść, coraz bardziej wbijając oczy w stół, bo miała świadomość, że cała trójka się na nią gapi.
Tawaif oparła się w siedzeniu, przekrzywiając głowę na bok, by móc swobodnie patrzeć po wszystkich zebranych, jeśli naszłaby ją taka ochota.
- Może być… a tobie? Pewnie wolałbyś czerwone… - odparła pogodnie, uśmiechając się kokieteryjnie.
- Są wina robione tylko na północy… z lodowych winogron. Te są najlepsze… ale niestety i najdroższe. I najmocniejsze - stwierdził czarownik niczego nie wyjaśniając. - Nawet bogacze rzadko raczą nimi swoich gości.
- Eeee tam… jeśli jest coś mocniejszego od bimbru z bagiennego tataraku, to tylko trucizna - wtrąciła tropicielka.
- Czyyyli… nie smakuje tak? - Spytała ostrożnie Dholianka, posyłając karcące spojrzenie przyjaciółce. - Zawsze możemy zamówić coś innego… i droższego i bardziej mocnego, ale nie powiem… przyjemnie byłoby coś zjeść na początku.
- Nie… to może być. Moc to nie wszystko… liczy się smak - odparł z uśmiechem mag i zapytał. - Na co mamy ochotę?
Skupił wzrok na zamierzającym się odezwać Kamalu. - W kwestii jedzenia.
- Mmm… zjadłabym coś pieczonego. - Rozmarzyła się złotoskóra. - Na przykład rybę, albo… węża. Ooo dawno nie jadłam węża, czy u was w mieście jada się takie mięso?
- Tak.. z dusicieli - potwierdzili niemal chórem Gamnira z Jarvisem i zaczęli wymieniać, na przemian, najlepsze potrawy z wężowego mięsa.
- Och! - Chaaya zaklaskała w dłonie, uśmiechając się cała podekscytowana. - Chcę, chcę spróbować!
- Wszystkiego czy może konkretnej potrawy? - Jeździec zadał pytanie, podczas, gdy znudzona tym Godiva dodała. - Lepiej sprawdzić czy w ogóle w tym przybytku serwują tę gadzinę.
Sundari długo rozmyślała nad odpowiedzią zanim rzekła.
- Chyba… ten… ten duszony w winie i zielonym pieprzu wydaje się… taki… orientalny.
- Pójdę spytać co mają… - stwierdził Kamal, wstając i ruszając ku karczmarzowi. - A wy dalej możecie plotkować o potrawach.
Tancerka odprowadziła go wzrokiem, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do łowczyni.
- I… jak wrażenia? Dobrze się bawisz?
- No… jest… miło… chyba. Właściwie nie wiem co powinnam po takiej randce oczekiwać. - Ta speszyła się, starając wzrokiem wypalić dziurę w stole. - Ani właściwie jak powinna ona przebiegać. Normalnie to bym się spiła i… jakoś by to by było.
- Spokojnie kochana… to tylko spotkanie. Przyszliśmy dobrze zjeść, wypić, trochę porozmawiać. Spróbuj Kamala trochę poznać, opowiedz mu też o sobie, znajdźcie wspólny temat - odparła kurtyzana pocieszająco. - To wasze pierwsze spotkanie… nikt nie oczekuje wybuchu kuli ognistej.
Po dłuższym namyśle traperka zapytała w końcu drugą parę kochanków. - Nie bardzo… wiem jak je szukać… a wy jakie macie wspólne tematy?

Ciałem bardki wstrząsnął nagły dreszcz, jakby została ukłuta przez zmrożoną szpilkę. Spojrzała w kierunku przywoływacza, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Szeroko otwarte w zdziwieniu oczy, zmrużyły się nieznacznie, gdy kobieta uśmiechnęła się tajemniczo do partnera, wyciągając do niego rękę.
- Chodzi ci… o czym my rozmawiamy? - spytała, mając nadzieję, że źle zinterpretowała zamierzenia rozmówczyni. - Czy… jak szukamy tematów do rozmów z obcymi?
Kiedy tawaif zastanowiła się nad wyjaśnieniem pierwszego pytania, poczuła jak strach przyobleka jej złotą skórę o gęsią skórkę i nieprzyjemnie ściska w piersi, zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła próbowała ją powstrzymać przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa.
Owa ręka zaciskająca się na jej gardle, ale nie chciała pozbawić jej tchu i uśmiercić, a jedynie uciszyć, na zawsze… na wieczność.
O czym Kamala rozmawiała z Jarvisem? Jakie mieli wspólne tematy do pogawędek? Co ich łączyło, a co skłócało?

Drobne palce zaciskały się na dłoni mężczyzny w coraz większej panice i przerażeniu.
Gdyby Smoczym Jeźdźcom odebrać wspólną „misję” znalezienia naczynia dla Starca… gdyby pozbawić ich wspólnego gruntu jakim była Kryształowa Jaskinia… gdyby odjąć te wszystkie szalone noce, spędzane wspólnie na poznawaniu swoich ciał… czy było cokolwiek czym mogli się dzielić? Czy dzięki wzajemnej pracy zbudowali most łączących ich oboje?

Drzemiący Starzec wybudził się niespodziewanie, czując dziwną… wręcz obcą prezencję. Jakaś istota na granicy życia i śmierci, mroku i światła, jaźni i niebytu, wpatrywała się w niego parą czarnych i pustych oczu.
Przechodziła przez niego, przeszywała umysł tancerki, jej ciało, karczmę, miasto… i unosiło się coraz wyżej. Ulatywało niczym ptak, aż Ferragus znalazł się w próżni.
Na jedno uderzenie serca był w całkowitej… pustce… lodowatej i wilgotnej samotności... oziębłej i ciasnej grocie z której nie było wyjścia.
Pustka ta, odwzajemniała jednak jego przenikliwe spojrzenie, niczym głęboka, mroczna studnia i w niewyjaśniony sposób przyciągała go do siebie.
Do smoka dotarła nagle wyjątkowo zaskakująca i niesamowicie niepokojąca myśl.
Tu… przez tą jedną sekundę… był jedyną istotą żywą. Tu Sundari... nie żyła. Tu… gdziekolwiek to było, dziewczyna umarła, choć jej świadomość pozostała, a ten mrok, który go otaczał, to było to, co jej martwe oczy widziały.

Srebrzysty śmiech Deewani ściągnął go z powrotem na jego dawne miejsce. Tu… gdzie wszystko wydawało się w porządku. Dholianka dalej panikowała, a każda z masek pogrążona była we własnym świecie marzeń, pragnień i wspomnień, przeżywając, umierając i rodząc się, każda - jak i kiedy chciała.
Chłopczyca przeskakiwała pomiędzy lustrami, rozpraszając go na tyle skutecznie, że nie mógł z powrotem wytropić tego obcego miejsca w którym jeszcze chwilę temu przebywał.
- Interesują nas różne kultury, światy… nowe miejsca i posiłki. Doświadczenia. Mam jeszcze wiele do pokazania mojemu skarbowi. A ona mi też… ma wiele do pokazania - odparł za Chaayę ciepło czarownik, na co Gamnira stwierdziła krótkie - Aha...
- Spróbuj porozmawiać na kilka tematów z Kamalem i sprawdź na który reaguje najżywiej… w ten sposób poznasz co go interesuje, nie pytając się go o to… - wyjaśniła cicho kurtyzana, dopijając swoje wino, by się nieco rozluźnić.
- Walka? Ja tam za dużo nie walczyłam… polowanie to… coś innego. Ubić zwierzynę należy szybko i bez narażania siebie… - wyjaśniła łowczyni, podczas gdy smoczyca wróciła z informacjami o miejscowym menu. - Mają pytona duszonego w winie. Z głową… dla koneserów.
Kurtyzana popatrzyła po zebranych, rozpromieniając się nieco.
- Tooo kto z was ma ochotę na węża? - zapytała beztrosko, ciągle ściskając dłoń przywoływacza.
- Z głową czy bez? - Jarvis rzucił bardce wyzwanie. - Głowa pewnie w całości zamarynowana w winie. Z oczami i mózgiem.
Dziewczyna nadęła policzki, mrucząc cicho.
- Ja się nie br...brzydzę… - odparła bardzo, bardzo cicho, strosząc się jak przepióreczka.
- Ja zjem… jeśli ty zjesz… - stwierdził ze “złowieszczym” uśmiechem magik.
- Zgoda! - Złotoskóra kokietka zaparła się, rumieniąc buńczucznie, ale myśliwa widziała w jej oczach odbicie lęku.
~ Widzisz… mamy coś wspólnego. Wspólne tematy, doświadczenia… jak znalezienie baryłek z winem, jak obserwatorium ~ stwierdził czule Jeździec poprzez telepatię. ~ To drobiazgi, ale znaczące.
- Kamalu… zamówisz nam głowę? - poprosił na głos, a Godiva się zawahała zerkając na Chaayę. - Jak wam nie posmakuje… ja mogę zjeść.
Tancerka uciekła spojrzeniem gdzieś daleko, ni to się dąsając na swojego kochanka, ni wstydząc.. Poprawiła jedynie uścisk, który przestał być już tak spazmatyczny i pokiwała głową na znak, że się zgadza.

To wyzwanie skupiło wzrok tropicielki na parze, a później i skrzydlatej, która przyniosła im łeb węża, gładko rozcięty na dwie połówki wzdłuż kręgosłupa. Kości trzymały tą całą potrawę w kupie. Trzeba było tylko delikatnie zedrzeć skórkę, by dostać się do mięsa, a oko i mózg wybrać łyżeczką.
Tawaif przysunęła twarz bliżej, by móc przyjrzeć się swojemu posiłkowi. Nie wyglądał źle, choć oczy mocno ucierpiały przy obróbce cieplnej. Niemniej choć nieco głodna… kobieta nie rwała się do spożywania, podważając widelcem korpus gada, by obejrzeć go ze wszystkich stron, z niewyjaśnionego powodu omijając głowę.
W końcu popatrzyła cierpiętniczo na czarownika i puszczając jego dłoń, wzięła nóż, którym pomogła sobie dostać się do mięsa, w perfekcyjny sposób unikając wyczekujących spojrzeń całej trójki… czwórki, zebranych przy stole.
- Caaałkiem… dobre - burknęła oględnie, maczając kawałki mięsiwa w winnym sosie.
- Oczy są najlepsze… - odparł Jarvis nożem wyjmując ugotowaną na twardo gałkę oczną i bez zmrużenia oka ją konsumując.
- Ma rację… o ile to są rybie oczy - stwierdziła fachowo Gamnira.
- Ble… nigdy więcej cię nie pocałuję - oświadczyła Kamala, drżąc od obrzydzenia na ten widok.
- Mam wrażenie, że to akurat nieprawda - odparł czule przywoływacz, biorąc się za mięso i zerkając na bardkę. - Chyba się nie boisz spróbować, co?
- Umm… trochę… martwię się… eee… tym, że jak je rozgryzę, to… nie będzie smaczne i już się ohydnego smaku nie pozbędę z języka - mruknęła zawstydzona Dholianka, spoglądając na łypiącze, mętne oczko dusiciela.
- Smakuje trochę jak winne jajko… a smak potrawy da się zabić, mocnym trunkiem lub słodkim ciastem - pocieszył ją konsumujący mężczyzna. - No jeszcze móżdżek został i ten dziwny gruczoł pod nim.
Chaaya nałożyła oko na łyżeczkę i ponownie się mu przyjrzała.
- A mogę oka nie jeść? - spytała błagalnie, nie mogąc się przemóc.
- Jeśli dasz mi buziaka - zawyrokował kochanek, nastawiając usta do pocałunku.
Kurtyzana pisnęła cichutko, odsuwając się w panice. Pokręciła głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa, po czym chapsnęła ustami za łyżeczkę, aż zadzwoniła od jej ząbków.
Dziewczyna zrobiła wielkie jak spodki oczy, nie wiedząc co dalej zrobić. Gryźć? Połykać? Pluć?
Popatrzyła z nadzieją na traperkę, jakby ta miała jej co najmniej wyczarować szczerozłotego słonia. Ta była równie zaciekawiona co reszta, którzy wpatrywali się w nią z zaciekawieniem i oczekiwaniem. Gdy tak trzymała śliski, obły i miękki kształt o lekko winnym posmaku w ustach. Dość szybko doszło do kobiecej świadomości, że połykanie nie wchodzi w grę, a i plucie byłoby trudne… oko było na to duże.
Kolejna fala paniki zalała jej ciało, kiedy musiała wybierać co dalej robić. Małachała przy tym nerwowo dłońmi jak ptaszek, próbujący wzbić swe tłuste ciałko w przestworza i wydając przy tym równie nerwowe pomruki i popiskiwania.
W końcu tancerka chwyciła za kieliszek czarownika i zlała jego wino do swojego pustego pucharu, następnie zanim Godiva się spostrzegła jej kieliszek również został opróżniony na rzecz ratowania egzotycznej panny, która wyciągnęła rękę po porcję Gamniry z wyraźnym błaganiem w oczach. Uzyskując niemą zgodę, bo ta nie zareagowała w żaden sposób na jej zachowanie. Zupełnie zaskoczona tym co się działo.

Uzbrojona w dwa kielichy wina, zrobiła pierwsze podejście do przegryzienia delikwenta w swoich ustach, ale w ostatniej chwili speniała i tylko zamiałczała bezradnie, przygotowując się na najgorsze.
Zwiesiła głowę, oddychając ciężko, że obserwującym ją kompanom przez chwilę przeszło przez myśl, że ta płacze.
Kamalasundari westchnęła raz i drugi, to wzruszając ramionami, to kręcąc charakterystycznie głową, jakby prowadziła dialog sama ze sobą. Co właściwie było prawdą, ktoś wszak musiał ją przekonać do działania. Wtem nagle tupnęła gniewnie nogą, ugryzła raz… drugi, trzeci, w końcu przełknęła pośpiesznie, wypijając oba “uciułane” kielichy duszkiem.
Pobladła i zaraz momentalnie dostała uroczych wypieków na policzkach i nosie, a wzrok się niebezpiecznie roziskrzył od nadmiaru łez.
- Nie chcę… o tym… rozmawiać - szepnęła z przegraną w głosie.
Choć oko nie było w smaku tak straszne, to płyn w jego wnętrzu był… dziwnie oleisty i nie za bardzo chciał zostać wypłukany przez trunek.
- Dobrze… a na móżdżek starczy ci sił? - Zapytał cicho przywoływacz przyglądając się troskliwie i smutno swojej partnerce. Zaś smoczyca gromiła go wzrokiem za to co zrobił jej bardce.
- Móżdżek… mi nie przeszkadza… - odparła odrętwiała Dholianka, zabierając się powoli do dalszego posiłku. - Nie mów do mnie przez pewien czas… proszę.
Dalej strawała odbywała się więc w ciszy. Powoli znikały połowy móżdżku, język i mięśnie na połówkach czaszki gada.

Wypite duszkiem wino uderzyło Sundari do głowy dopiero, gdy puste talerze zostały zabrane ze stołu. Tawaif nadal była nieco trzepnięta po batalii ze zdradziecką gałką, ale powoli “wracała” duchem do kompanów. Wprawdzie uśmiechała się do zebranych przy ławie, ale wzrokiem wędrowała po sali, zatrzymując się zajętych miejscach gdzie siedzieli obcy mężczyźni.

“Dałabym mu pięć…”
W głowie dziwki z pustyni aktualnie trwały “targi”, gdzie pod młotek szły męskie pośladki w krzesłach lub ich rosłe ramiona. Od czasu do czasu przewinęła się jakaś kobieca szyja lub dłoń, ale bardzo sporadycznie.
“Piątkę? Za co? Za buty chyba…”
Każda z masek zwracała uwagę na co innego. Jedne preferowały “surowość” kształtów, inne “rzeźbę”. Jedne były szczodre w ocenie, drugie surowsze od klechy na ambonie świątyni.
“Ej… ale te buty są całkiem znośne… ta sprzączka jest wyjątkowo… hmmm niespotykana, jak dla mnie sześć.”
“Ale co sześć?”
“No buty, buty!”

Jarvis zaś próbował jakoś rozkręcić dwójkę siedzących przed nim randkowiczów, podpytując raz Niebieską, raz na myśliwą, o kwestie, które mogły zainicjować jakąś wymianę zdań między nimi. Szło mu.... różnie. Na ogół wywoływał krótkie rozmowy, które jednak nie prowadziły do wielu punktów wspólnych.
Chaaya od czasu do czasu wracała spojrzeniem do swojego stolika, ale bardzo szybko się nudziła.
~ One się chyba muszą upić… ~ stwierdziła surowo, nawiązując telepatyczną więź z ukochanym. ~ Spodziewałam się po Godivie czegoś więcej… no cóż, jak ma się na kogoś liczyć… ~ Westchnęła cierpiętniczo, ale magik wiedział, że przemawiało przez nią wino… i może odrobina złości za poprzednie wysoki skrzydlatej.
- Gamniro chodź ze mna na chwilę do baru co? Niech sobie faceci pogadają na męskie tematy, a my zamówmy sobie drinka - rzekła bardka na głos z wesołymi iskierkami w oczach.
~ Z włóczniczką, w której się podkochiwała, też sobie nie radziła ~ przypomniał jej Jarvis i zabrał się za nalewanie wina do, swojego i Godivy, kielichów. A łowczyni skinęła głową i wstała.

Tawaif poprowadziła koleżankę do dwóch wolnych miejsc pod szynkiem, po czym wskoczyła na wysoki stołek i usiadła bokiem do blatu. Tak by wszyscy mieli dobry widok na jej piękną osobę.
- Uf… w końcu chwila wytchnienia - odparła z ulgą, opierając łokieć o bar i bawiąc się palcami na kolii kul ognistych. - Kamal strasznie przynudza, aż mi wstyd, że cię zmuszam do rozmawiania z nim. - Przeprosiła… chyba, bo mówiąc to uśmiechnęła się zalotnie do jednego z bywalców, który je obserwował.
- Jest inny niż mężczyźni z którymi się spotykałam - oceniła tropicielka, drapiąc się po bliznach na twarzy. - Nie gapi mi się w biust, nie próbuje… obłapiać, nie rechocze z własnych głupich żartów. Jest inny… nie wiem, czy to dobrze. Bardziej martwi mnie to, że sama nie wiem, czy robię coś źle, czy dobrze. Czy jestem miękka jak ty… czy po prostu sobą.
Tancerka zastanowiła się chwilę nad tą kwestią.
- Nie za bardzo, nie, nie jesteś… - odpowiedziała ostrożnie. - Jesteś bardzo cicha, to plus, ale powinnaś się trochę udziecinnić… hmmm albo no... nie wiem… Każdy mężczyzna ma swoje własne preferencje. Axamander na przykład lubi słodkie i drapieżne panny, dlatego przy nim zawsze udaje głupszą niż jestem i często się z nim przekomarzam, co przecież nie oznacza, że taka jestem… Flirt to taka gra pozorów. Kłamstwo i udawanie.
- Aha… a jakie lubi twój ukochany? - zapytała zaciekawiona Gamnira, zerkając za siebie na rozmawiających Jarvisa i czarownksórego. - Chociaż… pewnie lubi takie jak… ty… Nie musisz nic przed nim udawać.
Kurtyzana posmutniała i zamówiła sobie coś do picia, po czym gdy barman odszedł zebrała się na odpowiedź.
- Lubi delikatne i radosne… ma potrzebę opiekowania się kimś, tak mi się zdaje. Nie zawsze jestem z nim szczera, czasem mam wrażenie, że nie obchodzi go jaka jestem naprawdę… Nikogo nie obchodzi.
Dostając do ręki kieliszek, zabrała się za sączenie słodkiego napoju.
- Bo ja wiem. Skoro cię kocha to chyba naturalne, że chce cię otoczyć opieką - zastanowiła się uczennica, popijając swój trunek. - Próbowałaś? Być z nim szczera? Powiedzieć co cię martwi? Być sobą?

Kamala zafrasowała się wielce, przygryzając w roztargnieniu dolną wargę. Czy była szczera… wobec siebie… wobec Jarvisa?
Na pewno nigdy czarownika nie okłamała, ale też niczego mu zanadto nie wyjawiła, czekając, aż zacznie zadawać pytania i tłumacząc się w duchu za wszelkie swoje przewiny, gdy ten tego nie robił.
Pytanie dlaczego?
- Nie wiem… chyba nie. To znaczy… nie - przyznała smutno, czując wstyd i odrazę do samej siebie. - Nie jestem taka jak kiedyś… ja… nie podobam się sobie i nie chcę… - Sundari urwała, spoglądając na szereg butelek z alkoholem wystawionych za kontuarem na widok klientów.
Prawda była taka, że bardka nie mogła znieść samej siebie. To, jak wpłynęła na nią ucieczka z Pawiego Tarasu… jak zmieniła ją śmierć Ranveera i ich syna…
Janus nie powinien jej wyciągać z tych lochów, powinien pozwolić zgnić jej ciału w odosobnionym grobie.
Bo martwi nie powinni wracać do życia.
- Aćha… skąd nagle zeszłyśmy na tak poważną rozmowę? Jesteśmy przecież na randce, powinnyśmy się bawić! - Zaśmiała się perliście, pogodniejąc i uśmiechając od ucha, do ucha, w kierunku przyjaciółki, wznosząc kielich w toaście. - Nie chcę upijać się na smutno, bo nie pozostanie mi nic innego jak pójście spać, a mam dalekosiężne plany na dzisiejszy… wieczór.
- Masz rację. Nie jesteś taka jak kiedyś. Ja… nie jestem taka jak przed paroma dniami. Próbuję się zmienić i rozwinąć… jak ty. - Uśmiechnęła się Gamnira, a potem skuliła się w sobie. - Acz… nie idzie mi tak dobrze jak tobie… chyba.
- To zdecydowanie nieprawda - odparła dziewczyna z pustyni. - Jesteś słodziutka jak daktylek, ale potrzebujesz czasu by jeszcze trochę dojrzeć. - Wyszczerzyła się wyjątkowo drapieżnie. - Tylko czekać, aż będzie można cię schrrrupać - mruknęła zawadiacko, oblizując się nader lubieżnie.
- No… czyli mam się bać, że ty mnie schrupiesz? Skoro już odmówiłaś swojemu kochankowi pocałunków? Jest… - Spojrzała za siebie. - …potulny wobec ciebie. Potrafi być drapieżny? Dziki? Silny?
- Arararara… czyżby moja kochana uczennica się upiła? - Zachichotała Dholianka jak wredny chochlik, kręcąc kieliszkiem w dłoni. - Skąd ci się nagle zebrało na takie zbereźne plotki, hm?
Spojrzawszy na ukochanego, uśmiechnęła się szeroko.
- Widziałaś kiedyś borsuka? - spytała nagle, oglądając się ciekawsko na kobietę.
- Borsuka? Już się o to pytałaś… - Zamyśliła się łowczyni i wzruszyła ramionami. - …borsuki widziałam.
- Jarvis kiedyś należał do gangu Wściekłych Borsuków - odparła tancerka z mieszanką dumy i czułości. - Wprawdzie nigdy nie widziałam tych zwierząt i nie wiem jakie są, gdy się wściekną… ale… łatwiej czasem ujarzmić lwa lub kobrę, niźli się z nim kochać w szale… Potrafi parzyć jak prawdziwy płomień. To przyjemne.
- Są wtedy… w sumie rozkoszne. Rzucają się dziko i fukają. Udają większe niż są. - Zaśmiała się Gamnira i mruknęła zmysłowo. - Trochę ci zazdroszczę… przy mnie mało który mężczyzna może być silny. A ci którzy są… cóż… zwykle nie mają innych zalet.
- To chyba taka ich taka przynależność płciowa… bardzo szybko spoczywają na laurach - stwierdziła Chaaya zdawkowo, wzruszając ramionami. - Ciężko o dobrego kochanka i partnera… zazwyczaj trzeba wybierać albo to, albo to. Natomiast my kobiety musimy być doskonałe we wszystkim, nie sądzisz? W kuchni. W łóżku. W pracach domowych. W wychowywaniu dzieci…. i koniecznie musimy mieć talent do cerowania!
- Chyba nie nadaję się na kobietę. Mam łapy jak bochny chleba. Igła nigdy jakoś nie była mi przyjazna. Ileż to palców… pokułam. - Westchnęła smętnie traperka.
Kurtyzana zaśmiała się radośnie, wzbudzając swój biust w drżenie.
- Ja za to nie mam cierpliwości… prędzej bym tą igła zadźgała tego co mnie zmusił do szycia.
- Ten twój to partner czy kochanek więc? A co do spoczywania na laurach. Jest taki korzonek, co podany tuż przed zabawą nie daje mężczyźnie spocząć przez dobre parę godzin - zażartowała złośliwie.
Złotoskóra zastanowiła się poważnie, ściągając usta w dzióbek.
- Mam nadzieję, że jedno i drugie… i nie o takich laurach mówiłam - wytknęła rozmówczyni pokazując jej język. - Nie spotkałam zbyt wielu, którzy by się starali… którzy by dbali o ciebie i każdego dnia walczyli o twe względy jak podczas pierwszego spotkania, ale… to… że ich nie spotkałam, nie oznacza, że ich nie ma w ogóle. Chodźmy, wracajmy do naszych czarusiów, tylko zamówmy im coś mocnego.
- Bo ciągle by ganiali za nową zdobyczą - burknęła żartobliwie Gamnira, gdy wracały do debatujących cicho, acz energicznie mężczyzn. Czarownik chyba udzielał wykładu Godivie, bo Kamal częściej słuchał niż mówił.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline