Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2018, 08:12   #41
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Taki okaz…- Dorothy gwizdnęła z podziwem przenosząc na krótką chwilę wzrok na wielkiego gada, a następnie na twarze zebranych osób. Ich reakcja na tę niezobowiązującą i jakże zabawną wymianę zdań z blondwłosym najemnikiem była bardzo zabawna. Wręcz przezabawna. A że Dorothy Lie była w wyjątkowo dobrym nastroju, wypalony wcześniej skręt wydatnie w tym pomógł, doskonałym pomysłem wydało się jej dalsze ciągnięcie tej zabawy.
- Szkoda byłoby zmarnować taką okazję. - Jej wzrok ponownie prześlizgnął się po muskularnym ciele najemnika, a następnie po ciałach Japonki i jej partnera od ćwiczeń.
Słowa dziewczyny wyrwały Alana z przemyśleń.
- Okazję…?
- W końcu po to tutaj jesteśmy. - Odpowiedziała mu Dot.
- Niektórzy mogą połączyć obowiązki i przyjemności - wtrącił się milczący do tej pory Peter.
Wyjście z założenia, że i tak wszyscy zginą, skłaniało do spędzenia ostatnich chwil życia na różnorakich przyjemnościach.
- Raz się żyje… i nie wiadomo jak długo. - zgodził się z Dot masywny najemnik zerkając to na Japonkę, to na drugą kobietę. To na pozostałych mężczyzn. - Ale w obecnej sytuacji przyjdzie nam raczej szukać jaskiń, wzorem naszych przodków. Dobra osłona przed tropikalną burzą i dużymi drapieżnikami.
- “Milion lat przed naszą erą” przypomniał ci się? - Dorothy spojrzała raz jeszcze na prehistoryczne stworzenie, które zaprezentowało im się w całej swojej krasie.
Woods początkowo myśląc, że nieobliczalna jego zdaniem dziewczyna ma zamiar pobiec w stronę dinozaurów, powoli przygotowywał się by sięgnąć po linę i starać się ją obezwładnić. Okazało się jednak, że to tylko jego wyobraźnia. A może pierwsze oznaki paranoi?
- Podczas pierwszego startu drona, zauważyliśmy kilka kilometrów od plaży niewielką górę. Przy odrobinie szczęścia może uda się tam znaleźć jakąś jaskinię. Takie miejsca jednak nie zawsze są niezamieszkałe - odpowiedział Douglas’owi
- To trzeba będzie pozbyć się lokatorów - stwierdził Peter.
- Major wie o tym znalezisku? - blondyn zwrócił się do Alana w tej kwestii, a potem rzekł do Dot. - Milion lat… chodzi ci o futrzane bikini, czy może o dinozaury porywające blondynki? Tak czy siak tropikalne tajfuny bywają niebezpieczne. Jaskinia może okazać się solidnym schronem dla nas.
- Nasze dinozaury jak na razie się nie przejmują tajfunem, a chyba powinny go już czuć w kościach - powiedział Peter.
- Za duże by upaść… - skomentował Doug.
Woods skwitował pytanie “Bloody’iego” wzruszeniem ramion.
- Pierwotnie nie rozważałem tak dalekiego zapuszczania się w głąb wyspy pierwszego dnia. Poza tym… Major ostatnio miał tyle na głowie, że nawet nie można było go sensownie zagadać.
-To jest dobry czas, by go powiadomić o takich detalach. -skwitował krótko Sosnowsky.
- Dobra, dobra. Zrozumiałem subtelną aluzję. Idę - Alan burknął pod nosem, odchodząc od niewielkiej grupki. Podniósł jeszcze prawe ramię w górę w geście szybkiego pożegnania.
- Twój przyjaciel obraził się. - Rzuciła półżartem Lie do Nakajimy.

Na te słowa Kiku przez moment wpatrywała się w Dorothy badawczo, ale jej wzrok skupiony był jedynie na oczach kobiety. Po chwili milczenia w końcu odpowiedziała.
-To że skopałam mu tyłek, nie czyni go jeszcze moim przyjacielem. - Powiodła wzrokiem za odchodzącym Alanem, po czym wróciła w nim do Lie.
- Jemu podobało się to. - Dorothy nadal nie zmieniła tonu. - I jestem pewna, że wróci po więcej. - Na koniec wystawiła język uśmiechając się przyjaźnie.
Douglas zaś nie znając tematu rozmowy zajął się czuwaniem, od czasu do czasu zerkając na jedną lub drugą ślicznotkę.
- M… Rozmawialiście o tym? - Zapytała nieco wybita z taktu tą deklaracją i usiadła na masce jednego z “jeepów”. Jej surowy nieco nastrój, chyba ustąpił ciekawości.
- Przecież to widać na kilometr.- Dot rozejrzała się po tajniacku dookoła, nachyliła ku Japonce przykładając lewą rękę do prawego kącika ust, jakby chciała zatrzymać falę dźwięku tylko między nimi i ściszając głos. - Tak jak to, że doktor Elsworth leci na blondyna. - Przeniosła przy tym wzrok na mężczyznę, o którym mówiła. Ten zaś uśmiechnął się drapieżnie, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Alan jeszcze na statku, nie zechciał podać mi ręki gdy się przedstawiłam.. tak więc nie wiem czy tak trafnie go oceniłaś. - Pyrgnęła łuk bardziej za siebie i złożyła dłonie na kolanie, także ściszając głos. - Oh... masz konkurencję. Ciekawe więc, czy pierwszą wybierze ją, czy ciebie.

Po tym, jak Kimberlee została obudzona przez Lyssę, chwilkę zajęło dziewczynie dojście do siebie po drzemce, a następnie… ją zatkało. Stała więc z rozdziawioną buzią na pace jeepa, wpatrując się w dinozaury przez naprawdę długi moment. W końcu jednak wygrzebała ze swych klamotów tablet, którym zaczęła robić stworzeniom zdjęcia. Wszelkie rozmowy jej więc umknęły… dopiero przy fakcie, że coś wpadło niby Azjatce do oka, co nieco do niej dotarło. To jednak również trochę potrwało, była zbyt skupiona i zafascynowana zwierzętami blisko ekspedycji?
- Emm… wpadło Ci coś do oka? - Pojawiła się w końcu obok Lyssy ze swoim medycznym plecakiem, wyciągając już małą latareczkę.
- Touche - Powiedziała nie mogąc powstrzymać się od śmiechu Dot.
W odpowiedzi Kiku wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się lisio, z nutą satysfakcji która pojawiła się pierwszy raz od kiedy wyjechali. Przez chwilę tak wpatrywała się w Lie, po czym odwróciła do Kim.
- Nic mi nie jest. Tylko proszę nie róbmy sobie selfie z tymi diplo.. d.. - Lyssa nie znała się na wymarłych gatunkach tak jak Ryotaro, a ta pokręcona nazwa wypadła już jej z głowy więc tylko skrzywiła się. - No nimi. - skinęła na wielgachne dinozaury. Zachowywała się trochę jakby w ogóle nie zrobiły na niej wrażenia, może nawet jakby się tego spodziewała. Ostatecznie była to jednak tylko reakcja obronna organizmu by nie odpaść w szoku.
- O selfie to akurat nie pomyślałam… - Uśmiechnęła się Kim - Z okiem na pewno ok? Bo jak jakaś muszka wleciała czy coś to może być podrażnione, a jak jej nie wyciągniemy to jeszcze dojdzie do zapalenia? - Lekareczka uparcie zaczęła już powoli świecić Azjatce latarką po oczach.
- Kim! - Zaczęła głośniej by przerwać to świecenie jej po oczach, po czym dodała łagodniej. - Nie jestem dzieckiem, jak będzie mi potrzebna pomoc to o nią poproszę.
- Ok, ok - Kimberlee zaprzestała na Lyssie “doktorowania” i schowała latarkę z nieco nietęgą miną. Czyżby i ją, mimo początkowej fascynacji, fakt żyjących tu dinozaurów również nieco niepokoił i sprawiał że była poddenerwowana?
- I na pewno nie chce, żebyś zobaczyła, Kim, kto jej wpadł w oko. - odezwała się Dorothy, gdy już mogła powstrzymać śmiech.
- W sumie to dziewicza wyspa. Jeśli nie tu, to gdzie ? - skomentował krótko blondyn.
- Powinna kryć w sobie dużo niespodzianek. - Peter nie sprecyzował, czy chodzi o wyspę, czy którąś z pań.
Kiku odetchnęła z ulgą, jako że przy okazji badania jej wzroku nie dostała darmowego zastrzyku przeciwtężcowego. Dostrzegła tą zmianę nastroju u lekarki i ścisnęła jej ramię troskliwie. Dopiero teraz zrozumiała powód śmiechu Dot, ale aż tak bardzo jej to nie dotknęło. Przy okazji zupełnie znienacka wtrącił się Peter, który choć był wielką zagadką wydawał się całkiem sympatyczny. Tak czy inaczej wszyscy zaczęli otrząsać się po niespodziance jaką zaserwowano ich oczom, a Azjatka nie mogła się doczekać aż nadejdą i jakieś konkrety i decyzje. Postanowiła już Dorothy nie odpowiadać i zobaczyć gdzie zawędruje rozmowa.
- Z pewnością. I każdy aż się pali, żeby je odkryć.- Odchrząknęła Lie i odpowiedziała już całkiem normalnym głosem.
- Jeśli podeślą nam lepszy sprzęt to nie ma sprawy, ale… z tym co mamy, to wiele nie zdziałamy. - Doug spojrzał z powątpiewaniem na swojego kałacha.
Lyssa zaś na swój łuk, z jeszcze większym zwątpieniem i chyba nawet lekko pobladła.
- A co ja mam powiedzieć? Spodziewałam się że może wyskoczyć na nas jakaś dzika świnia, ale na pewno nie tego!
Nie wiadomo czy specjalnie, czy mimowolnie teraz to ona wykorzystała moment gdy każdy był czymś zajęty, by sobie dyskretnie pooglądać ciało blondyna. Jej twarz nie zdradzała jednak żadnych emocji. I dostrzegła to samo co Dot. Twarde mięśnie pod koszulą i za ciasne spodnie w rejonach poniżej pasa… choć reakcja była słabsza.
- Jeśli zostaniemy rozbitkami na tej ślicznej wyspie - stwierdził Peter - [/i]to twój łuk przyda się bardziej, niż nasza nowoczesna broń. Przynajmniej na dłuższą metę.[/i]
- Oby nie.- Lie teatralnie pociągnęła nosem udając zasmuconą. - Już teraz tęskniem za krwistym stekiem.
- Jesteśmy tu niecały dzień, a nasz statek nie zatonął. Jeszcze nie ma co planować nowego społeczeństwa. - odparł pocieszającym tonem blondyn.
- Dzięki Peter.. hmm nie patrzyłam tak na to. Może przyda się wtedy kiedy nie będziemy chcieli robić hałasu na kilka kilometrów. - urwała na moment. - Mam nadzieję że długo tu nie utkniemy jednak bez zaopatrzenia..
- Na te dinozaury polować nie będziemy. - Peter spojrzał na ogromne stworzenia. - Dużo lepsze byłoby coś mniejszego. Tak że na steki musisz trochę poczekać, Dorothy - dodał z uśmiechem.
- Wszyscy słyszeli? Peter zobowiązał się przyrządzić nam steka z pierwszego dinozaura którego upolujemy. - Podpuściła go z uśmieszkiem Kiku.
- Zapraszasz mnie na kolację? - odparł natychmiast.
Tym pytaniem udało mu się nawet ją zaskoczyć, ale zaraz odzyskała rezon i zapytała.
- A umiesz gotować?
- Jeśli jest dla kogo... - Obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
- Ale mam jeść pierwsza, byś sprawdził czy jadalne? - Zaśmiała się w odpowiedzi.
- Nie... Jak możesz w ogóle myśleć, że zrobiłbym z ciebie świnkę doświadczalną - udał obrażonego.
- Namówiłeś mnie, ale jeśli nie dam rady zjeść tego do końca, nie obrazisz się? - Zapytała wesoło.
- Nie... Wszak trzeba zostawić trochę miejsca na... deser - odpowiedział.
- Co za flirciarz.. - Kiku wywinęła oczami rozbawiona, a zaraz dodała. - Zapraszam więc na kolację, a od siebie mogę dać coś pewnego. Wzięłam ze sobą jakieś winko, półsłodkie chyba. - Przymrużyła jedno oko, zastanawiając się. - Jak spalisz tego dinozaura, to będzie na poprawę nastroju.
- Flirciarz? Spalić? Ranisz me serce... - Udał dotkniętego. - Jesteś pewna, że chcesz ryzykować?
- Wiesz jak kończy na statku kucharz który źle gotuje? - Zaśmiała się, ale po chwili dodała. - Wycofujesz się?
- Nie jesteśmy na statku, więc wrzucenie do kotła lub wyrzucenie za burtę mi nie grozi. - Uśmiechnął się do dziewczyny. - A ryzyko wpisane jest w mój zawód.
- Swoją drogą… nie kojarzę kto w tej wyprawie robi za oficjalnego kucharza. - zamyślił się Doug i zerknął na Dot.- Wiesz coś może o tym? Czy jesteśmy zmuszeni tylko do suchych racji?
- Zapytaj się Bakera. W końcu on tu jest szefem - Lie wypowiedziała ostatnie zdanie z lekką nutą ironii.
- Wygląda jakby mu miała żyłka pęknąć. Poczekam na inną chwilę. Poza tym… tu mi dobrze. - mruknął Douglas wymownie wodząc spojrzeniem po Dot, a potem zerknął na inne kobiety.
- Już się czuję bezpieczniej.- Odpowiedziała takim samym spojrzeniem.
- Cieszy mnie to.- odparł blondyn mimowolnie prężąc mięśnie. - Po to tu jestem.
- Nie rozwiązuje to jednak kwestii marnych posiłków. - Westchnęła Dot.
- Może coś podeślą z kuchni statku jak minie tajfun. - pocieszył ją Douglas.
- Nie jesteśmy tu nawet jeden dzień i póki co możemy jeść to do czego przywykliśmy więc jest dobrze. Zobaczymy jak wam się spodoba kuchnia Petera gdy skończą się racje… - spojrzała na samego Currana i dodała. - Nie odpowiedziałeś, więc chyba nie jesteś gotowy na to ryzyko. - Wystawiła na moment, psotnie język.
- Wszak powiedziałem, że ryzyko nie jest mi obce. - Peter spojrzał na dziewczynę z zaskoczeniem. - Ale jak chcesz, to mogę ci dać to zaproszenie na piśmie.
- Człowiek może zjeść wiele różnych rzeczy. - wtrącił krótko Sosnowsky.
- W takim razie liczę że pierwsze co ustrzelicie, będzie smakowało jak kurczak. - Skinęła do Petera, dając do zrozumienia że zgadza się bez pisma.
- Lepsza byłaby świnia. I takie luau.- Rozmarzyła się Lie.
I dobry kucharz. I przyprawy. - dodał z lekką ironią Doug.
- Przyprawy to mały problem. Tu jest prawie wszystko czego potrzebujemy. - W głosie Dot słychać było pewność.
- Co to jest “luau”? - Wtrąciła cicho stojąca obok nich Kim.
- Tradycyjne danie kuchni hawajskiej. Palce lizać.- Odpowiedziała jej Dot, a stojący nieopodal Kaai przytaknął minimalnie głową.
- No to pewnie smaczne... - Dodała lekarka.
- Umiesz to przygotować? - zainteresował się Peter.
- Ja?- Zdziwiła się Dorothy wskazując jednocześnie na siebie palcem. - Nie. Ja to tylko jadłam. Może Marcus.- Głową wskazała na stojącego nieopodal najemnika.
- Szkoda... Ale pewnie i tak nie znajdziemy żadnej sympatycznej świnki - odpowiedział Peter.
- Jedne mięso może zastąpić drugie. - zawyrokował Doug.
- Ale to już nie będzie to samo.- Rudowłosa lekko pokręciła przecząco głową.
- Najważniejsze, by z talerza nie uciekało - zażartował Peter.
- Teraz to spłyciłeś sprawę i odebrałeś mi smaka.- Dorothy ostentacyjnie oburzyła się. Z przesadą podniosła głowę i obróciła by nie patrzeć na winowajcę. Aby dopełnić całości ułożyła usta w podkówkę.
- Jak mi przykro... Ale mam nadzieję, że zapach pieczonego dinozaura przywróci ci apetyt - odparł Peter. Nie do końca wierzył w słowa dziewczyny.
- Powiedzmy, że ci wybaczam.- Łaskawie obdarzyła rozmówcę spojrzeniem. I chociaż podkówka nadal tkwiła na jej ustach, to oczy uśmiechały się.
Peter ukłonił się dwornie, zamiatając trawę wyimaginowanym kapeluszem.
- Dzięki ci, o pani - powiedział.
Dot kiwnęła nieznacznie acz dystyngowanie głową i obdarzyła mężczyznę czarującym uśmiechem.
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Na moment oderwał wzrok od dziewczyny, by rozejrzeć się dokoła, po czym ponownie skupił na niej swą uwagę.
- Pierś... dinozaura... z rusztu... Albo udko... z rożna - zasugerował.
- Coś soczystego… i krwistego…- Odparła bez namysłu.
- Będzie krwiste i soczyste - zapewnił.
- Nie mogę się doczekać.- Pewna bliżej nieokreślona nuta zagościła w tej wypowiedzi.
Peter przymrużył oczy.
- Jak tylko trafi się okazja... Obiecuję.
- Składa pan, panie…- Dot urwała na chwilę gdyż nie bardzo wiedziała z kim ma do czynienia. Oficjalnych prezentacji jeszcze się nie doczekała. Chociaż major przedstawił ją wszystkim.
- Peter. Peter Curran. - Skłonił się uprzejmie. I równie uprzejmie i dyplomatycznie nie zwrócił uwagi, że na mundurze jest naszywka z jego nazwiskiem. - Miło mi. - Podkreślił słowa uśmiechem.
- Składasz poważne obietnice, Peter. - Rudowłosa dokończyła w nieco zmienionej formie zdanie. - Dorothy Lie, również mi miło.
- Obietnice są po to, by je dotrzymywać. - Zabrzmiało to jak kolejna obietnica.
- Kto cię uczył gotować, Peter?- Dot roześmiała się na głos.
- Życie. Brak kucharki to najlepsza metoda - odparł. - I jakoś żyję...
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline