Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2018, 16:19   #185
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tawaif postawiła na stole dwie szklanki z ciemno bursztynowym płynem, ledwo zakrywającym grube dno.
- Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać - zaszczebiotała słodko, siadając na swoim miejscu z wyraźnie zadowolonym i pijanym uśmieszkiem na ustach. - Tęskniliście?
- Oczywiście - odparł ciepło Jarvis, przyglądając się Chaai, jego wzrok był łobuzerski i rozbierający.
Wszak i oni nie szczędzili sobie trunków, podczas tej rozmowy. Gardło wymagało nawilżania podczas intensywnego używania.
Kamal tylko mruknął skupiając wzrok nie na bardce, a nie na łowczyni. - Bardzo…
Ta podsunęła przywoływaczowi napitek bliżej dłoni, poruszając dwuznacznie brwiami, jakby się z niego nabijała lub wyzywała na pojedynek.
- Miło nam to słyszeć… ale czy my Gamniro tęskniliśmy za nimi? - sarknęła bezlitośnie, uśmiechając się jak mała hienka.
- Eeee… nie… - stwierdziła krótko i bez namysłu traperka, uśmiechnęła się na widok urażonej miny Godivy i rozczarowanego maga.

- Ahahaha..! Masz prawdziwy talent do nokautowania przeciwnika! - Dholianka zaśmiała się głośno, wyraźnie uradowana takim obrotem sprawy. Dopiero po chwili spoważniała, kaszląc i chrząkając. - Ale jako dama nie powinnaś tak mówić… męskie serduszka są bardzo delikatne i łatwo je… złamać. Potłuć. Zmiażdżyć. Zetrzeć na proch… - Lisi uśmiech od ucha, do ucha, nadał jej wypowiedzi nieco mroczny i demoniczny ton.
- Prawda? - spytała na powrót radosna jak słoneczko, wdzięcząc się do swojego wybranka.
- Tak… i znam kobiety, które lubują się w takich zabawach - mruknął posępnie czarownik, uśmiechając się czule kurtyzany.
- Ja taka… taką osobą nie jestem - stwierdził dumnie czarnoskóry. - Moje serce jest twarde i dumne i silne… jak na postrach pustyni przystało!
- Stepu - wytknęła niezwruszona tym omsknięciem tancerka, zapatrując się na Kamala z nieodgadnionym wyrazem. - Na pustyni to jaaa jestem postrachem! Co nie Gamniro? - Dziewczyna puściła koleżance oczko, po czym zabrała się za pocieszanie swojego partnera, zapewniając, że obroni go przed każdą “harpią” tego świata.
- Stepu! Tak. Tam też. - Smoczycę i mężczyzn łączyła jedna cecha wspólna. Duże ego. Natomiast myśliwa zaśmiała się i podrapała po bliznach.
- Z pewnością najbardziej urokliwym postrachem… To w takim razie ja muszę być postrachem bagien?
- A dla mnie zostało miasto, tak? - Westchnął retorycznie Jarvis.
- Albo łóżko - szepnęła dwuznacznie Chaaya, chichocząc jak podlotek. - Aaa w ogóle Kamalu to ty nie wiesz, ale Gamnira nauczy mojego brata być tropicielem! Zabiera go do lasu, wyobrażasz to sobie? Mój słodki Nero niedługo zostanie pogromcą kuropatw… o ile na bagnach są kuropatwy rzecz jasna.
- Cudownie… - Uśmiechnął się radośnie wojownik i zwrócił do łowczyni. - Masz go mocno przećwiczyć. Z potem przychodzi nauka. Czyż nie?
- Tak czasem mówią - stwierdził krótko przywoływacz.

Chaaya przyglądała się czujnie magikowi, zapominając na chwilę o mruganiu. W końcu prychnęła i wyciągnęła dłoń po szklankę. - Jak nie pijesz to ja wypiję… - rzekła wyniośle.
- Wypiję… z tobą wraz… z oczami wpatrzonymi w twoje śliczne oczka - odparł jej kochanek, choć jego deklaracja nie do końca pokrywała się z prawdą. Wzrok za często opadał mu dół, na kobiecy biust. Niemniej wlał alkohol do gardła.
Tancerka przysunęła twarz bliżej twarzy mężczyzny, mrużąc oczy, jakby próbowała się czegoś dopatrzeć. Mruknęła parę razy bliżej nieokreślone dźwięki, po czym odchyliła się.
- I tak cię nie pocałuję - zawyrokowała twardo.
- Hmm… - Jarvis nachylił się ku dziewczynie i zaatakował znienacka. Jego usta wpiły się w jej szyję, muskając wargami i językiem jej skórę. Ten widok wywołał lubieżny uśmieszek u Kamala i nieco nerwowy chichot łowczyni, zakończony słowem. - ...bestyjka…
Dholianka pisnęła cichutko, rumieniąc się jak dorodna różyczka. Odsunęła się wraz z krzesłem jak najdalej od “napastnika”, wyraźnie zmieszana i zawstydzona, kryjąc policzki i szyję za dłońmi.
~ Jak możesz! Tak przy wszystkich ~ zbeształa go… ale przez telepatię, bo nie mogła wydusić z siebie słowa, zmartwiona rozglądając się po sali, by sprawdzić ile par oczu ich obserwowało.
~ Pragnę cię… mógłbym o wiele więcej… ~ odparł żartobliwie czarownik, lubieżnymi wizjami pieszczot jej całego ciała pokazując… jak wiele więcej chciałby zrobić.
Miasto to różniło się zaś w kwestii kultury od jej rodzinnych stron, bo jedyne co tawaif zdołała dostrzec to pobłażliwe uśmieszki. Nikt tu jej nie potępiał, za to paru zazdrościło Smoczemu Jeźdźcowi.
~ Nie mów tak, bo… ~ Chaaya szeptała nerwowo, patrząc z wyrzutem wprost w ciemne oczy przywoływacza. Z wyrzutem… ale i tęsknotą, dobrze zakamuflowaną lecz czytelną dla partnera.
Bardka walczyła z chęcią ulegnięcia na wezwanie do miłosnego tańca, czując się w obowiązku towarzyszyć tropicielce. Nie mogła jej przecież tak po prostu porzucić… tu z obcym “mężczyzną”, który się nawet nią nie interesował.
Biedna Gamnira… jak mogła się zgodzić na tak okropny podstęp wobec niej?
~ Poczekam. Potrafię być cierpliwy. Randka się kiedyś skończy. A wtedy… ~ Jarvis nie musiał kończyć wypowiedzi. Dobrze wiedziała wszak co kryje się za słowem “wtedy”.

Złotoskóra nadęła lekko policzki, wyraźnie zmagając się z myślami. W końcu opuściła ręce na podołek, skubiąc nerwowo dolną wargę.
- Nie bądź z siebie taki zadowolony - burknęła, chcąc uratować się jakoś z kłopotliwej sytuacji. - Za twój niegrzeczny wybryk winny mi jesteś deser… i to nie byle jaki! Zwykły pączek czy ciasteczko nie wystarczy.
Mag uśmiechnął się, przesyłając tancerce w myślach różne propozycje deserów z bitej śmietany, jeden bardziej lubieżny od drugiego. Sam zaś stwierdził spokojnie.
- Ale to raczej przy innej okazji lub w innym przybytku. Takie karczmy nie słyną z dobrych deserów.
- To go zmieńmy, nie musimy ciągle siedzieć w jednym miejscu - odbiła piłeczkę dumna rusałka, potrząsając głową do tyłu, jakby chciała pozbyć się kosmyków z twarzy.
- Gamniro… ty też chcesz zmienić miejsce? - zapytał Jarvis z uśmiechem, a myśliwa pokręciła głową.
- Nie wiem… tu jest miło. Mam wrażenie, że tam gdzie są lepsze desery… ja nie pasuję.
Chaaya napuszyła się czerwieniejąc jeszcze bardziej.
- Oj daj spokój! Jak to tak ze słodyczy rezygnować. - Najwyraźniej była skora do wielu poświęceń, ale odrobinie cukru nie popuści.
- Tu też są pewnie jakieś słodycze - stwierdziła nieco spłoszonym tonem głosu uczennica.
- Nooo pewnie są… - Zastanowiła się na głos Dholianka, przekrzywiając głowę nieco na bok. - Ale pewnie są to domowe ciasta, albo inny nudny wypiek. Chodźmy na coś fajnego, póki mamy czas i towarzystwo.
- Ale tam będą prawdziwe damy… - pisnęła łowczyni, próbując dokonać rzeczy niemożliwej. Skulić się tak, by być mniejszą i trudniejszą do zauważenia.
Kurtyzana mruknęła coś pod nosem, wyraźnie bijąc się z myślami. Chciała iść gdzie indziej, ale nie miała serca zostawiać koleżanki.
- W takim razie niech mężczyźni pójdą sami i przyniosą nam do karczmy.
- Gamniro… dobra rada. Takie kaprysy raczej nie są tym co powinnaś wyrażać na randkach - odparł czarownik i wstał od stołu. - Chodź Kamalu, kupimy im jakieś łakocie i nafaszerujemy afrodyzjakiem.

Kobieta z pustyni pokazała obojgu język, krzyżując ręce na piersi.
- Wam to już nawet magia nie pomoże - zawyrokowała dumnie, zadzierając nosa, po czym zamachała na służkę, by zamówić… więcej alkoholu.
- Przydałaby się muzyka… potańczyłabym z jakimś przystojniakiem - stwierdziła chochliczo, gdy nie była już w zasięgu słuchu kochanka i towarzyszącej mu Godivy w przebraniu
- A jak rzeczywiście dosypią jakichś afrodyzjaków? Ten twój chłop rozbierał cię wzrokiem - zażartowała Gamnira, rozglądając się dookoła i stwierdzając z ulgą, że muzyków nie było widać w karczmie. Raczej nie była miłośniczką potańcówek.
- A tam… on sobie tylko żartował, nie masz co się przejmować - wyjaśniła tawaif, wzruszając niedbale dłonią. - Choć z drugiej strony… - Orzechowe oczy pociemniały nieznacznie, błyskając złowrogo w półmroku sali. - Nie ładnie tak się wykręcać i chować, czyżbym cie niczego nie nauczyła przez te kilka dni? Masz okazję być damą, a prawie wrosłaś w krzesło.
- Nie czuję… się pewnie. - Druga kobieta odparła, starając się skurczyć w krześle. Bezskutecznie. - Może ta randka to był jednak zły… pomysł? Może za wcześnie?
- Rrrandka… to tylko brzmi dumnie - obruszyła się jej mentorka, cmokając głośno. - Kamal jest jak tarcza do której uczysz się strzelać, powinnaś wykorzystać go, by sprawdzić w czym sobie radzisz, a w czym nie. Tymczasem ani z nim nie rozmawiasz, ani nie udajesz, że chcesz z nim rozmawiać… ja wiem, że on do najelokwentniejszych nie należy, ale jest dobry, porządny.
- Stara się być miły i trochę mnie podpytywał i lubił jak słuchałam co mówi - mruknęła myśliwa, drapiąc się po czuprynie. - Ale może to właśnie jest problemem? Dotąd wiedziałam, czego chcieli.. złapać mnie za tyłek albo cycki, wychędożyć w pokoju. Byli szczerzy, ordynarni i pijani… jak mnie rozdrażnili dostawali w gębę, jak nie… to czasami lądowałam z nimi w tym łóżku. On… nie chce tego, on jest po prostu miły. Nie wiem jak sobie radzić z miłymi mężczyznami.

Kamalasundari pomasowała się po kości policzkowej, zjeżdżając opuszkami na linię szczęki. Ściągnęła nieznacznie brwi jakby rozważała bardzo poważną kwestię, po czym nagle i bez ostrzeżenia wybuchła śmiechem.
- Ahahaha… oj głupia ty głupia - stwierdziła rozbawiona, biorąc do ręki kieliszek, by się z niego napić. - Tamci rozmawiali z tobą by ci wsadzić… ten rozmawia, bo ma wolny wieczór i sposobność spędzić go ze znajomymi. Po prostu z nim rozmawiaj, baw się, wygłupiaj, cokolwiek… Masz problem, bo nie wiesz czego on chce? A jeśli on przeżywa to samo? Siedzi i się zastanawia czego ty chcesz od niego?
- Pewnie masz rację… - Westchnęła smętnie Gamnira. - A ja najbardziej to chcę się upić i powygłupiać, pokląć… tyle, że tak robiłaby stara ja. A dama nie powinna.
- Nie rozdrabniaj się tak nad tym… poznaj go i pozwól siebie poznać. Nie musicie iść do łóżka, nie musicie się nawet całować, by się dobrze bawić… kto wie, może się spijemy i postanowimy zakraść się do którejś winnicy, by poraczyć się tegorocznym antałkiem? Myślisz, że damy nie szaleją? Bo ja jestem niemal pewna, że na tych wszystkich nudnych balach na których przesiadują, piją, by się znieczulić i tylko odliczają czas do końca swojej katorgi. - Bardka rozparła się na krześle, masując odsłonięty kark z wyraźnym dyskomfortem wypisanym na rumianej buzi.
- Tak źle być damą? - zapytała się zdziwiona traperka. - Tak źle być piękną, zwiewną i podziwianą?
- Hmmm… nie wiem jak to jest u was, ale tam skąd pochodzę to prawdziwy koszmar… te wszystkie tytuły, ukłony, pozdrowienia, kwiecista mowa i rymy, by było bardziej dumnie niźli jest w rzeczywistości… zanim się spytasz rozmówcy która godzina, mija pół dnia na grzecznościach - stwierdziła złotoskóra, wzdychając ciężko. - Tu zapewne jest podobnie… dlatego ludzie wolą spotykać się w mniejszych grupach, wśród znajomych, bliskich. Nie trzeba się wtedy bawić w tą całą otoczkę.
- Nie wiem… zazwyczaj jestem z dala od ślicznych sukienek i bogatych przyjęć. A co ty… robisz dla zabawy, poza droczeniem się ze swoim kochankiem? - Zachichotała pretendentka na damę i dodała złowieszczo. - Pewnie w końcu nie wytrzyma i rzuci się na ciebie jak dzika bestia.
- Zależy… o jaką zabawę ci chodzi, robię wiele rzeczy - stwierdziła dyplomatycznie “Paro”, kryjąc ziewnięcie za dłonią. - Myślisz, że się rzuci? Byłoby fajnie… ale szkoda mi sukienki. Jest magiczna.
- No… szkoda by było sukienki… trochę… - Zaśmiała się łowczyni i wzruszyła ramionami. - No nie wiem. To ty go znasz lepiej. I… jakie rzeczy są dla ciebie zabawą?
- Czytanie książek jest fajne, o i pielęgnowanie kwiatów, ah… - Rozmarzyła się Dholianka. - Często też ćwiczę taniec, albo zwiedzam miasto… sprawdzam nowe knajpki i próbuję nowych potraw. Czasem siadam i po prostu obserwuje innych… albo kocham się jak dzika fretka z Jarvisem. Tak… to też jest jakaś zabawa.
- To też… - Siłaczka podparła dłonią policzek. - …ale musi mieć w sobie coś więcej niż inni. Bo gdyby nie miał, to wszak… mogłabyś mieć wielu przystojnych mężczyzn, każdego dnia... innego.
- Dba o mnie i jest czuły… - odparła nieco zamyślona kurtyzana, smutniejąc z chwili na chwilę coraz bardziej. - Po co mieć wielu mężczyzn… skoro można mieć tego jedynego? Czy to nie jest przyjemne? Wiedzieć, że ma się kogoś, kto będzie przy tobie niezależnie od sytuacji?
- Hmmm… nie wiem… nigdy jednego nie miałam, a polegać wolę na tych dwóch. - Traperka uniosła ręce w górę i z dumą naprężyła swoje bicepsy.
Chaaya zaśmiała się jak lisiczka. - I jak? Sprawdzają się? - spytała wyciągając rękę, by dotknąć napiętego ramienia przyjaciółki.
- W walce… doskonale - odparła Gamnira, pozwalając się dotykać. - W odpędzaniu niechcianych amantów jeszcze lepiej.
- I męskich wróżek. - Zaśmiała się tancerka wesoło.
- Za to do wabienia nadają się kiepsko. Podobnie jak nogi… nie mam tak kusząco zgrabnych jak ty. Bardziej… konary. - Kobieta zaczerwieniła się trochę, wspominając ten atut mentorki, do którego miała olbrzymią słabość.
- Miłości to nie przeszkadza… - odparła Dholianka, wracając do zabawy palcami na koronce rękawiczki. - Wiesz, że dzięki tej sukience mogę się wspinać po ścianach? Jeszcze tego nie wypróbowałam. Ciekawe jakie to uczucie…
- Hmmm…. nie wiem… pewnie straszne. Dla mnie straszne, bo nie przepadam za wysokością. Wolę trzymać się bliżej gruntu - wyjaśniła szybko tropicielka i rozejrzała po karczmie. - Chcesz teraz sprawdzić?
- No jasne! - Zawołała tawaif w dziecięcej ekscytacji. - Chłopcy coś się guzdrzą i zaczynam się nudzić… jak myślisz, zrobić to tu, czy idziemy szukać jakiejś wysokiej ściany?
Dziewczyna zaczęła rozglądać się ciekawsko po zaciemnionych kątach pomieszczenia, szukając dogodnego miejsca do swoich popisów.
- No… raczej tu…. bo nas zgubią - oceniła ta druga, rozglądając się również, acz najczęściej zerkała na karczmarza… niepewna tego jak on zareaguje na ten wybryk.
- Oj tam… to nas znajdą, a jak nie znajdą… to my znajdziemy sobie nowych przystojniaków do flirtowania, niahahaha! - Kamalasundari z racji upojenia była nieco głośniejsza niż zazwyczaj. - A teraz z drogi! Zróbcie mi przejście, czas na wspaniały pokaz lady pajęczycy!
Bardka wyskoczyła z krzesła, niczym rusałka ze swojej sadzawki i żaden promil w jej krwi nie mógł odebrać jej wspaniałej kociej gracji. Drewniana podłoga pod jej stopami bujała się nieznacznie, przez co kobieta zmuszona była do balansowania na “ruchomej” powierzchni, kołysząc zmysłowo bioderkami, niczym rozkapturzona kobra hipnotyzująca swoją ofiarę.
Kurtyzana nawet po pijaku nie umiała przestać kusić, a może robiła to nieświadomie… może po prostu była sobą, a jej uroda dodawała tylko pikanterii.

- Hmmm… teraz tylko… jak ten czar działa? - Zastanowiła się na głos właścicielka magicznej sukni, podchodząc do ściany, by ją dokładnie wymacać, opukać, obejrzeć i… czy ona właśnie przyłożyła do niej ucho?
W karczmie zapanowała nieco zmieszana i napięta cisza. Bywalcy zaprzestali rozmów między sobą, a karczmarz wraz ze służkami przypatrywali się złotoskórej ze zdziwieniem i ciekawością. Jasnym było, że ich klientka trochę przesadziła z alkoholem, ale nie wszczynała żadnej burdy, więc na razie nie trzeba było ingerować w to co rob…
Damesa wypięła się do widzów, zdejmując ze swoich nóg złote pantofle, które postawiła na stole przed nieznaną sobie parką, tłumacząc się, że pająki butów nie używają, więc i ona nie będzie, po czym ze śmiechem i… ni to piskiem, ni okrzykiem bojowym rzuciła się na ścianę.
Co kilka delikatniejszych panien zamknęło oczy, wzdychając cicho w obawie przed tym co sądziły miało nastąpić.
Chaaya jednak nie uderzyła o drewno i nie padła zamroczona na ziemię, a… przykleiła się do powierzchni, chichocząc zwycięsko.
Natychmiast kilka szeptów rozległo się w wielkiej sali, ktoś zagwizdał z podziwu, a ktoś zaczął dopingować, by ślicznotka wspinała się dalej… co też uczyniła.

Tancerka wdrapywała się jak pająk, choć w sumie… to bardziej raczkowała, kręcąc przy tym tyłeczkiem i zanosząc się perlistym, i przepełnionym czystym szczęściem, śmiechem. W końcu dotarła do sufitu i nie zmieniając pozycji dotarła, aż na sam jego środek, wisząc jak małpka koło wielkiego karnisza.
- Patrz Gamniro! Jak pajkąk! Jak prawdziwy pająk! Czy ta suknia nie jest wspaniała? - Krzyknęła radośnie, gramoląc się na swoje stopy i odpychając się dłońmi od podparcia, stanęła na nogach głową w dół.
Wprawdzie kobiece ciało trzymało się twardo tam gdzie “stało”, ale powłóczysta spódnica opadła z cichym łopotem w dół, nakrywając drobną bardkę niczym namiot i odsłaniając to… co wcześniej ukrywało.
Piękne i zgrabne złote nóżki przyciągały spojrzenia jak magnes, a paru co bardziej podchmielonych obserwatorów, zachęcając nawet do wstania, by móc obejrzeć i inne… zgrabne rejony ciała okryte tylko filigranową koronką bielizny.

- Eee? Co się stało? Kto zgasił światło? - Zdziwiła się kurtyzana, która potrzebowała nieco więcej czasu, by dotarło do niej to co się stało.
Nie otrzymała odpowiedzi. Od nikogo. Mężczyźni spoglądali na jej odkryte wdzięki pożądliwie, zwłaszcza, że bielizna nie ukrywała nic… tylko podkreślała piękno tego co powinna ukrywać.
Łowczyni… też zawiodła… czerwona jak burak na obliczu i wyraźnie podniecona, wodziła spojrzeniem po zgrabnych nogach tawaif… swojej własnej słabości.
Pajęcza piękność zamotała się pod materiałem, chwytając za rąbek sukni, by go trochę potarmosić w palcach.
- A… o… to tylko moja… moja... GAAAAAAAMNIIIIROOOOOOO!!!!! - Dziewczyna zawyła niczym podpalona harpia, gibiąc się na boki, nie wiedząc dokąd ma uciec.
- GAMNIROOOOO ŚCIĄGNIJ MNIEEEE!!!! - Darła się coraz głośniej i głośniej, może faktycznie zamieniając się w jedną z gorgon, truchtając po suficie raz w lewo raz w prawo, wprawiając w popłoch tych, co byli zbyt blisko.
Nawet najbardziej wytrwali bywalcy, nie mieli ochoty zderzyć się z pędzącą Dholianką, choć wizja jaką mieli przed nosem była wielce kusząca.
Była zresztą za wysoko na to by tak po prostu być zdjęta z sufitu. Myśliwa zachipnotyzowana zgrabnymi nogami bardki w pełnej okazałości z początku nie zareagowała na krzyki. A potem dopiero dodała.
- Jjjaak? - I rozejrzała się dokoła. - Uspokój się… a ja wejdę na stół i może cię chwycę?
- JAK MAM SIĘ USPOKOIIIĆ!!! - Krzyczała spanikowana i zażenowana tancerka, nie wiedząc, czy ma zakrywać swoje wdzięki, czy lepiej ukryć twarz w materiale. - SZYBKO! SZYBKO! - Załkała, coraz głośniej chlipiąc. Jak to się stało, że tak niepozorna zabawa zamieniła się w tak potwornie zawstydzającą tragedię?

- Chaayu? - Co gorsza, podsłyszała głos swojego kochanka, zaskoczonego zapewne tym co widzi i czego nie widzi. Gdzieś tam słyszała sapanie wdrapującej się na stolik traperki, której strój oraz alkohol w żyłach też utrudniały takie działania.
- O nie, o nie, OOO NIEEEE!!! - Tawaif znowu zaczęła się gibać i szukać miejsca do ucieczki.
- NIEEE PATRZ NA MNIEEE!!! - Zawołała żałośnie, by w tej samej chwili dotarło do niej, że w sumie spojrzenie Jarvisa nie przeszkadzało jej tak bardzo… jak obcych. Ilu ich było? Pięciu? Dziesięciu? Piętnastu? Nie liczyła, nie zwracała uwagi, kiedy miała ku temu sposobność, a teraz… teraz wszystko przysłaniała fioletowa satyna.
~ To jak mam cię ściągnąć z sufitu nie widząc niczego? ~ zapytał telepatycznie czarownik i by odwrócić jej uwagę od sytuacji dodał. ~ Przyniosłem lodowy sorbet z leśnymi owocami. Drogi przysmak.
~ Gamnira mnie ściągnie! Jest silna i wysoka! ~ burknęła dziewczyna na granicy płaczu. ~ Nie chce już deseru! Wyrzuć go w cholerę!.. Albo nie… nie rób tego. ~ Sama nie mogła zdecydować co było dla niej w tej chwili ważniejsze.
~ Gamnira jest pijana i w sukience i się chybocze… Może Kamal pomoże, co? ~ zaproponował mag. ~ Boję się, że obie się wywalicie.
~ TYLKO GAMNIRA MOŻE MNIE DOTYKAĆ W TEJ CHWILI! ~ odparła gniewna i uparta jak osiołek bardka, kucając, co niekoniecznie polepszało jej aktualnej sytuacji. Jednakże sądząc po odgłosach szlochania, bardce było już wszystko jedno. Bardziej upokorzyć się nie mogła.

- Podaj… mi dłonie? - Usłyszała mniej więcej tuż pod sobą. Głos należał do Gamniry… tylko ton słów była taki jakiś wstydliwy i deczko podniecony?
Kamalasundari wyciągnęła ufnie ręce jakby chciała się przytulić, głośno pociągając przy tym nosem.
I traperka ją pochwyciła… po czym obie upadły na stół… choć na szczęście dla Dholianki to łowczyni przyjęła na siebie impet upadku.
Spadły ze stołu, pociągając za sobą “obrus” zrobiony ze starej niedźwiedziej skór,y zmieniając się w plątaninę tkanin i kończyn.
Kobieta z pustyni wygrzebała się z barłogu, niczym żabka wychodząca z kryjówki po zimowym śnie. Odrzuciła kieckę, by spoczęła na właściwym miejscu, ukrywając przy okazji głowę swojej wybawicielki pod długaśnym trenem. Nie zwracała jednak na to uwagi, zawstydzona, zapłakana i czerwoniutka na buzi. Poderwawrzy się na równe nogi, podbiegła do stołu, gdzie stały jej buty i przytulając je do piersi, bez słowa wybiegła na zewnątrz, jak najdalej od spojrzeń.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline