Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2018, 18:16   #43
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Alan oddalając się słyszał jak mała grupka coraz lepiej się bawi. “No tak, żeby ktoś mógł odpoczywać, ktoś inny musi się użerać ze starym upartym zgredem” - pomyślał. Po czym dopowiedział cicho pod nosem:

- Ciesz się, że chociaż nie wydaje się już być taka przybita.

Wiedział jednak, że nadchodząca batalia z Baker’em, może nie być tak łatwa jak próba odpędzenia tej wielkiej ośmiornicy z plaży. Granaty tutaj nie wystarczą - potrzebował sojuszników. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu tego, kogo właśnie w tej chwili potrzebował. Dostrzegłszy go, udał się w jego stronę.
- Panie Frost - powiedział z łobuzerskim uśmiechem -Można Pana prosić na chwilę?

- Jasne – przytaknął Harry chowając kamerę do plecaka – Co tam?

- Pańska wiedza o survivalu będzie nam niezbędna by przekonać pewną skamielinę, że potrzebne nam będzie szybko suche sklepienie nad głową. A mówiąc skamielinę, nie mam na myśli dinozaurów - Woods odpowiedział wskazując dyskretnie w kierunku gdzie znajdował się Major.

- Sugerujesz, że major chce spędzić burzę pod gołym niebem? - zdziwił się Frost. Nie chciało mu się w to wierzyć, ale być może zachwycając się żywym okazem dinozaura przeoczył jakieś kuluarowe rozmowy.

- Niczego takiego nie sugeruję - odpowiedział spokojnie Alan - Ale dzięki pomysłowi “Bloody’iego”, możliwe że uda nam się odnaleźć miejsce, w którym mogą się znajdować na tyle solidne struktury, że udałoby się przeczekać huragan. Może nawet założyć stały obóz, do czasu aż nadejdzie odsiecz. Ryzykowanie by przeczekać taką pogodę, nawet pod osłoną drzew, byłoby niebezpieczne zarówno dla ludzi jak i sprzętu. Muszę jednak przekonać Baker’a do swojej racji, a z tym już przedtem miałem problemy. Przyda nam się również ekspertyza Pana Alazraqui. Plan zakłada udanie się w stronę niewielkiej góry, którą zauważyliśmy podczas lotu drona. Może uda nam się tam znaleźć jakąś jaskinię, o ile dopisze nam szczęście - “przecież wszystko nie może się cały czas chrzanić, prawda?

Przystanął i odwrócił się do survivalowca.
- Szczerze. Co o tym myślisz? - zapytał z nutą niepewności w głosie, zwracając się do Harry’ego na “Ty”.

- Masz rację, ale nie wydaje mi się, by major miał jakiś problem z pomysłem „Bloody’ego”. To logiczne, że musimy znaleźć jakąś jaskinię lub podobne miejsce na przeczekanie. Zaufaj mi, ten facet jest po naszej stronie – Harry przypomniał sobie wymianę zdań między Bakerem a prezes Durand, ale zachował to dla siebie – Jak chcesz możemy to z nim przedyskutować, poprę cię.

Alan wyraźnie odczuł ulgę.
- Dzięki. Może rzeczywiście się trochę zagalopowałem. Ufam Majorowi. Pracując dla “TMI” słyszałem o nim prawdziwe legendy. Niestety, między mną a nim z jakiegoś powodu występują ostatnio problemy z komunikacją - odpowiedział żartem - Dlatego potrzebuję waszej pomocy.

- On chyba musi być dupkiem, żeby wzbudzać posłuch – stwierdził Frost – Chodźmy z nim pogadać.

„Drużyna pierścienia” pomyślał podróżnik widząc jak zaopatrzeniowiec próbuje rekrutować kolejnych śmiałków gotowych zmierzyć się z palącym problemem jaskiń. Temat urastał do rangi debaty naukowej i to geolog miał być tym, który ostatecznie przekona majora do pomysłu Alana. Harry nie sądził, by czyjakolwiek pomoc była tu potrzebna, ukrycie się przed deszczem i huraganem było oczywistą oczywistością i tylko szaleniec próbowałby spędzić załamanie pogody pod gołym niebem. Był jednak ciekaw czy major rzeczywiście tak nie cierpi Woodsa, że gotów jest odprawić go z kwitkiem. Przypomniał sobie o Martinie Torresie, swoim koledze ze szkolnej ławki, który z jakichś powodów od pierwszej klasy miał przesrane i cokolwiek by nie zrobił spotykało się to z szyderstwami i kpiną. Im bardziej się starał tym gorzej na tym wychodził.
Hanzo oczywiście odmówił ich prośbie. O ile temat jaskiń go interesował, tak debata z majorem już niekoniecznie. Potwierdził jednak, że w takim miejscu mogą znajdować się groty lub jaskinie. Frost jego decyzji specjalnie się nie dziwił, Hanzo wszak był dupkiem. Racjonalnym dupkiem. Wiedział, że prędzej czy później do tych jaskiń trafią a przeprawa z wrednym majorem jest bezcelowa. Frost nawet nie próbował przekonywać go do zmiany zdania.

- No nic. Poradzimy sobie z nim we dwóch – uśmiechnął się do Alana pokazując skinieniem na najemników.

Kilka chwil później byli już przed głównodowodzącym.
- Majorze, chcielibyśmy zająć chwilę, jeśli można. - zawołał Woods.

Baker przestał zajmować się studiowaniem mapy wyspy, i od czasu do czasu potrząsaniem cholernym kompasem. Spojrzał na obu mężczyzn nawet nie tak morderczym spojrzeniem, jak miał w zwyczaju.
- Słucham - Powiedział.

- Alan ma pewien pomysł i myślę, że pan major powinien go wysłuchać – odparł Harry, próbując zachować kamienny wyraz twarzy.

- No więęęęęc... - Baker spojrzał w twarz Woodsa.

Alan wziął głęboki oddech, starając się raz jeszcze zebrać w myślach wszystkie potrzebne argumenty, po czym zwrócił się do Majora.
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że musimy szybko znaleźć jakieś schronienie, bo inaczej mamy przesrane. Gdy usłyszałem o pomyśle “Bloody’iego” by znaleźć jakąś jaskinię, przypomniało mi się, że podczas pierwszego lotu dronem jeden z pionierów zauważył niewielką górę, parę kilometrów od plaży - kończąc zdanie podał Baker’owi tablet z nagraniem.

- Zapytaliśmy Pana Alazraqui czy w takim miejscu mogą się znajdować jakieś jaskinie - kontynuował Woods - Według niego istnieje taka możliwość. Harry również uznał to za pomysł godny rozpatrzenia. Ufam jego opinii, jako ekspertowi od survivalu. Jeśli nie mamy żadnych innych opcji, to proponuję rozważyć naszą propozycję. Najlepiej jak najszybciej.

Major wziął tablet od Woodsa i położył obok, nawet nie spoglądając na nagranie. Wyciągnął paczkę “West” i zapalił sobie papierosa, słuchając wypowiedzi. Zaciągnął się kilka razy…
- Pomysł bardzo dobry Woods. Nie sądzisz jednak, że nieco spóźniony? Tak o godzinę jazdy przez dżunglę? Po sparingu z panienką na plaży co innego w głowie co? Ale jednak nic straconego, ponieważ tak, w tamtym kierunku właśnie zmierzamy - Baker spojrzał krytycznym wzrokiem w twarz Alana.

Woods oddychając spokojnie, starał się trzymać nerwy na wodzy.
- Za przeproszeniem, ale sytuacja byłaby o wiele łatwiejsza, gdybyśmy wszyscy byli również poinformowani co do Pańskich planów. Przyznaję, że powinienem na to wpaść wcześniej, ale na swoją obronę mam to, że nie tylko zajmowałem się wyładowywaniem sprzętu, ale miałem też na głowie wielkiego głowonoga, a sporo ludzi umarło na moich oczach. Także rzeczywiście, mogłem być trochę rozkojarzony.

Po chwili podjął temat.
- Mówi Pan, że zmierzamy w tamtym kierunku. Czy to znaczy, że to i tak był nasz cel od początku?

- Rozmawiałem o tym z sierżantami i Van Stratenem. “Sosna” sprzedał wam więc to jako własny pomysł? - Baker uśmiechnął się pod nosem - Tak, to nasz cel od samego początku opuszczenia plaży.

- Czy w związku z tym Pan Van Straten przewiduje jakieś… trudności? - Zapytał Alan, zastanawiając się co jeszcze ten człowiek przed nimi ukrywał.

- Nie lubię robić za informację turystyczną, chcesz wiedzieć czy się będziemy potykać o kamyki i czy dotrzemy tam zanim zmokniemy porozmawiaj z nim. - Major wzruszył ramionami.

Woods skopiował jego zachowanie i również wzruszył ramionami.
- Jeszcze tylko dwie sprawy. Po pierwsze - mamy dwa wolne M4. Proponuję by jeden przydzielić Harry’emu. Jest na tyle niebezpiecznie, że cywile muszą mieć sposób by się bronić. Odpowiedzialność biorę na siebie.

- Nie dwa tylko jeden. Jak Frost umie się posługiwać to dostanie, ale chyba nie potrzebuje do tego adwokata? - Major spojrzał na wymienionego mężczyznę.

- Po drugie - Spojrzał Majorowi prosto w oczy i z pełną determinacją chłodno powiedział - Nigdy więcej nie waż się jej nazywać “panienką”!

Major przyjął mały wybuch Woodsa ze… stoickim spokojem. Jedynie uniósł na chwilę brew.
- Na “panią” jest chyba za młoda co? - Powiedział zwyczajnym tonem.

- Dobrze wiesz co mam na myśli - Woods odpowiedział starając się zapanować nad gniewem - Nigdy. Więcej.

W odpowiedzi Baker jedynie wzruszył ramionami.
- Nie, nie wiem co masz na myśli - Dodał po chwili.

- Ona niczego złego nie zrobiła, więc masz Ją traktować z szacunkiem.

- Hmmm… może tak zrozumiesz… “panienka Nakajima”, “panienka Miles”, “pani Elsworth”, “pani Lie”. Teraz? - Baker spojrzał na Woodsa nieco uważniej.

- Nie mam pojęcia czy jesteś aż takim ignorantem, żeby nie rozumieć o co mi chodzi więc powiem jeszcze raz. Nie obchodzi mnie kto, nie obchodzi mnie kiedy, ale jeśli ktoś przy mnie powie coś o niej bez należytego szacunku, to nie daruję. Panna Nakajima i bez żadnych podtekstów - odpowiedział nie spuszczając wzroku z twarzy Majora.

- To ty się doszukujesz podtekstów w całkiem zwyczajnym określeniu Woods, więc przestań mnie wkurwiać swoim kłapaniem o niczym. Panna i panienka to to samo - Tym razem Major już lekko wpieniony spojrzał groźnie na Alana, gotowy i chyba mu w końcu przylać?

Woods utrzymał kontakt wzrokowy z Baker’em, ale nic już nie odpowiedział. Czyżby rzeczywiście zaczął popadać w paranoję?

Harry widząc, że zaraz Woods i Baker skoczą sobie do gardeł postanowił szybko zmienić temat. A że prośba Alana o wydanie broni mocno go zdziwiła, miał pretekst by przerwać tą idiotyczną kłótnię.
- Eeee…właściwie to ja nie umiem posługiwać się ciężką bronią – przyznał - Ale dzięki za propozycję

Alan spojrzał na survivalowca.
- Jeśli chcesz nauczę Cię podstaw. Będziesz miał pewnie kłopoty ze strzelaniem bez szkolenia, ale jeśli masz celne oko, to zwykłe wyceluj i pociągnij za spust wystarczy. Najważniejsze byś pamiętał by broń była zawsze zabezpieczona, gdy z niej nie korzystasz. Wolę to niż zostawić was bezbronnych. Oczywiście ostatecznie to Twój wybór.

Harry uśmiechnął się wyrozumiale.
- Bez urazy stary, ale gdybym chciał nauczyć się strzelać poprosiłbym o prywatne lekcje Sosnę, albo Currana. Po za tym jestem pacyfistą. Mój ojciec służył w…

Harry ugryzł się w język. Nie miał teraz ochoty zwierzać z rodzinnych historii.
- Po to korporacja płaci majorowi i jego ludziom ciężkie pieniądze, byśmy nie musieli używać broni. Przyjechałem tu kręcić film, a nie bawić się w Rambo.

Alan również odpowiedział uśmiechem na tą szczerą odpowiedź.
- Rozumiem. Dobrze wiedzieć, że są jeszcze ludzie, którzy wolą pokojowe rozwiązania.

“Nie sądzę jednak by tutejsze potworki podzielały Twój światopogląd” - dodał sobie w myślach.

- W Detroit też w każdej chwili mogę dostać kosę, ale to nie znaczy, że mam biegać po ulicy uzbrojony w karabin – stwierdził Frost. Po chwili coś sobie przypomniał – W sumie to lubię sobie postrzelać do ludzi, ale tylko w Playerunknown's Battleground.

- Nie ma niczego lepszego niż doprowadzenie dziesięciolatka do płaczu, co? - Alan dodał żartobliwie.

- Niestety zazwyczaj to dziesięciolatki doprowadzają do płaczu mnie – mrugnął okiem youtuber.

Woods szczerze roześmiał się na ten żart. Lubił ludzi podchodzących do siebie z dystansem.
- Jeśli wszystko już zostało wyjaśnione, to chyba nic tu już po mnie Majorze - zwrócił się do Baker’a.

Harry miał już odejść w kierunku pojazdów, kiedy odwrócił się i uśmiechnął szeroko do majora.
- A pan lubi sobie popykać w gierki? – spytał licząc, że wojskowy wybuchnie w swoim niepowtarzalnym stylu.

- Takie pierdoły nie dla mnie, zmiękczają mózg - Baker pokręcił głową nad tą całą dyskusją obu mężczyzn.
 

Ostatnio edytowane przez Koime : 17-10-2018 o 19:02.
Koime jest offline