Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 09:56   #161
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
’Łaska ostatniej szansy’ myśl ta przemknęła przez głowę Leonory, gdy w jej umyśle pojawiały się i znikały kolorowe punkty. I mimo, że coś wydawało się być nie tak Estalijka podążała obraną przez siebie ścieżką, choćby miała prowadzić ku kompletnej katastrofie. Można by rzec, że była zuchwalczo pewna siebie, ale ona po prostu była sobą i w żaden sposób nie była się w stanie nagiąć do czyjejkolwiek woli, czy to Bogów, czy ludzi.

Cytat:
Kobieta stała w długiej kolejce przy rozległej rzece, którą powoli przepływały łódki z pojedynczymi osobami. Łódki były powolne, ale nikomu się w zasadzie nie spieszyło. Mieli całą wieczność. Stali więc karnie, czekając na swoją kolej, a mężczyzna w kapturze przypatrywał się każdemu jakby oceniał ich dotychczasowe życie oraz zapłatę jaką za to życie mogą otrzymać.
Siedzący obok niego brzydki jak noc pisarz notował wszystkie wyszeptane przez niego słowa w ogromnych rozmiarów księdze. Potem, gdy któraś z łódek wracała pusta na jego brzeg wskazywał miejsce kolejnej osobie i jakąś nieznaną siłą woli zmuszał łódź do wyruszenia w kolejną podróż. Zgodnie z zamysłem tego wszechwładnego organizatora całość poruszała się w ładzie, porządku i ciszy otulonej szeptem zakapturzonej postaci.

Prawie całość.

W pewnej odległości od karnej kolejki znajdowała się całkiem spora grupa wojowników, która zachowywała się jak oddział rezerwy wypuszczony na miasto po zbyt długich ćwiczeniach w terenie. Byli wściekli, rzucali się to na siebie wzajemnie, to na ziemię, to znów próbowali wrócić na swoje miejsce. Coś jednak, lub ktoś zdawało się wyciągać ich z uporządkowanej grupy jakby byli marionetkami na niewidzialnych sznurkach. Zadawali wyimaginowane ciosy, nienaturalne, niezgodne z jakąkolwiek sztuką walki, traktując swoje ciała niczym kłody drewna lub kije. Niektórzy z wojowników próbowali rzucić się do wody i płynąć wpław na drugi brzeg, ale ostatecznie wracali, bo chociaż ich ręce ciągnęły ciało do przodu to po krótkiej chwili zaczynało ono płynąć wstecz.

Mężczyzna w kapturze zdawał się nie przejmować tą zgrają pracując nieprzerwanie nad odprawą kolejnych oczekujących. Jemu też się nie spieszyło, a praca ostatecznie była wykonywana bez większych opóźnień. Gdy przyszedł czas na Leonorę mężczyzna przypatrywał się jej długo, a potem szeptał skomplikowane zdania w nieznanym języku. Jego szept unosił się i opadał, a na koniec wyszeptał coś dziwnego, bo skryba na chwilę przestał pisać spoglądając zakłopotany na swojego pana. Akolitka była przekonana, że mężczyzna parsknął śmiechem, chociaż jego grobowa twarz nie wyrażała żadnych emocji. W końcu położył jej dłoń na ramieniu i wykonał gest ręką, aby wskazać jej łódź...
To co nastąpiło potem zdawało się zupełnie nie pasujące do sytuacji. Coś, jakby tchnienie życia w grobowej atmosferze sceny. Pchnięty kolejny raz nienaturalną siłą jeden z wojowników zarzucił rękami w obronnym geście, a z jego wychudłej ręki zsunęła się i wyleciała w powietrze cynowa bransoleta. Przeleciała wysokim łukiem w kierunku stolika skryby i uderzyła w kałamarz zachlapując całą świeżo napisaną stronę. Postać w kapturze spojrzała na skrybę, ten zaś chyba zatrzymał się w czasie, bo zupełnie przestał się ruszać. Rezon zachowała jedynie Leonora, która miała już tego serdecznie dość. Niemal biegiem dotarła do umęczonego wojownika i bez wielkiej refleksji wymierzyła mu cios w twarz. Ten nie był w stanie się uchylić, wpadł więc w grupę pozostałych żołnierzy, czym wywołał kompletny chaos. Mężczyźni nie kontrolowali swoich ruchów, ale wyglądali, jakby chcieli się podnieść, sprawiając komicznie wrażenie. Nagle z niewiadomych powodów całość spektaklu zakończyła się. Niewidzialne sznury zostały zerwane, a ciała padły bezwładnie na ziemię. Zaskoczona Leonora obróciła się chcąc wrócić do szeregu, ale naprzeciw niej stał mężczyzna w kapturze trzymając wymyślnie rzeźbiony kostur. Estalijka miała wrażenie, że się uśmiechnął. Pokazał jej dłonią zachlapaną księgę, wzruszył ramionami i z całej siły uderzył ją czubkiem laski w pierś.
Leonora złapała gwałtownie oddech i poderwała się z ziemi. Była noc, ale spoglądając na siebie dostrzegła, że jej habit jest ciemniejszy od najgłębszego mroku. Niewiele myśląc złapała rapier i ruszyła za krzykiem Barona ignorując okropny ból w piersi.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 18-10-2018 o 09:59.
druidh jest offline