Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 10:40   #25
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

[media]http://5e.tools/img/adventure/WDH/City-Watch.jpg[/media]

Jeszcze zanim się rozdzieliliście, minąwszy wymalowane węglem na ścianie kamienicy rogi Beshaby, skręciliście w prawo i znaleźliście się na uliczce odciętej przez zielonozłoty kordon straży miejskiej. Pomiędzy nogami strażników dostrzegliście zakrwawiony bruk i ciała. Pół tuzina ofiar jakichś brutalnych, ulicznych porachunków. Rozbrojono i aresztowano trzech umorusanych we krwi zakapiorów. Sprawcy mierzyli każdego zimnym wzrokiem i wyglądali na zdeterminowanych, mimo że byli młodzi. Równie dobrze mogli nie do końca sobie zdawać sprawę z tego, w co się wmieszali. Pilnujący porządku czekali najprawdopodobniej na magistra i na transport zarówno dla zamordowanych, jak i zatrzymanych. Krasnoludzki sierżant był w trakcie przesłuchania, gdy zauważył jak się gapicie. - Rozejść się - rozkazał gardłowym głosem, nie poświęcając wam wiele uwagi. - Nie ma tu co oglądać... choć chwileczkę! - miał już wracać do swoich spraw, kiedy nagle oprzytomniał. Uniósł wskazujący palec do góry i wymierzył nim w waszą stronę, prosto w glewię Zakharyjczyka. - Nie wyglądacie na tutejszych - spojrzał podejrzliwie na rynsztunek. - Będziecie musieli mi odpowiedzieć na kilka pytań.
Co robicie?

- Zaprawdę kraina Myrkula staje się coraz to tłoczniesza… - Alia powiedziała na głos przyglądając się denatom po czym podwinęła rękawy. - Nie wygląda by zostawiono tu coś dla medyka ale jeśli jednak jakieś cięcie ktoś ma, mogę obaczyć. Nie jeden już z powodu infekcji jednego dnia chodził po Faerunie a drugiego już wystawał z muru Pana Czaszek. Jestem Alia zwana Ćmą, adeptka medycyny, a ci tutaj, moi kompani - zerknęła kolejno na towarzyszy.

- Wpuśćcie ją, tylko ostrożnie. I nie zostawiajcie samej - rozkazał krasnolud. Kordon się rozsunął i ponownie zacieśnił. Alia zniknęła w tłumie. Sierżant odchrząknął i odwrócił się do pozostałych. - A wracając do was...

Hassan tylko stanął, oparł się na trzonku glewi i popatrzył na krasnoluda z miną mówiącą, że nie ma absolutnie nic do stracenia i jest mu absolutnie obojętnie, czy krasnolud będzie do niego mówił, czy zostanie zaraz zabity.

Mimo krasnoludzkich nerwów obdarzony takim spojrzeniem strażnik nie czuł się najbardziej komfortowo, ale służba nie drużba, musiał wykonać swoje rozkazy co do joty. Poprawił charakterystyczny dla straży Waterdeep wysoki hełm zakrywający tłuste włosy i zapytał:
- Coście za jedni i co tak z żelastwem po mieście paradujecie?

Leshana w tym czasie skupiła się na zalegających na ziemi ciała, rozglądając się czy może któreś nie pasuje do mężczyzny, którego mieli szukać.

Byłoby trudno dostrzec takie szczegóły przez ciasny kordon, więc Leshana mogła jedynie liczyć, że Alia wpadnie na ten sam pomysł. Kątem oka elfka dostrzegła wysoki hełm krasnoluda, kiedy ten stanął na palcach, patrząc na nią spode łba. Wyglądał jakby już szukał w myślach powodu do wsadzenia jej za kratki.

- Jesteśmy Miecze Leilonu. Jesteśmy tu... turystycznie… - powiedział powoli i z rozmysłem Hassan patrząc krasnoludowi w oczy i zniżając głos.
“Turystycznie?” Powtórzył w myślach gith będąc pełen wątpliwości by ktokolwiek kupił taki blef widząc ich uzbrojoną grupę. Sam uznałby pewnie tak zdawkową odpowiedź za potwarz, wolał więc dodać jej trochę wiarygodności.
- Może ty Zakharyjczyku. - Zwrócił się do Hassana. - Ja nie mam czasu na zwiedzanie. Muszę tu kupić porządny ekwipunek i lepszy pancerz. W Leilonie chyba niczego z górnej półki nie da się znaleźć.
Leshana opuściła wzrok spoglądając niechętnie na krasnoluda. Może powinna przyciąć mu te nóżki co by nawet jego hełm nie zasłaniał jej widoku? Skupiła spojrzenie na oczach niskiej pokraki pozwalając by zagościła w nim tak bliska jej złość. Tak… cięcie na wysokości kolan mogłoby pomóc… jej kolan bo do stawów tej grudy ziemi chyba nawet by nie sięgnęła.
- Od kiedy po Waterdeep nie można chodzić z bronią? - Mruknęła pod nosem, celowo kalecząc po elficku język wspólny.

- Móc można... ale to zupełnie niepotrzebne - poprawił pas. - Jeśli je wyciągniecie, straż miejska i tak wam zabierze i jeszcze opłazuje “turystów” - zaakcentował to słowo - po rzyciach. Najemne zbiry... - podsumował pogardliwie - tacy zawsze wróżą rozlew krwi. Działacie chociaż na podstawie uniwersału Tarnsmoke’a? - krasnolud zaczął sobie coś notować. - “Miecze Leilonu”... Co macie w tych workach? - bzyczące żądlaki wciąż nie dawały za wygraną i próbowały uciec.

“Co to na Los jest uniwersał i kimże na płomienie jest Tarnsmoke?” myślał wojownik marszcząc brew, przez co wyglądał jeszcze bardziej ponuro.
Leshana ponownie zignorowała krasnoluda zerkając na stojącego obok Hassana.
- Chyba znów mam problemy ze wspólnym… zbiry to przestępcy, prawda?
- Najpewniej. Nie powinniśmy się do tego mieszać - mruknął Hassan po elfiemu.
Elfka prychnęła z powrotem spoglądając na strażnika.
- Jak tam chcesz ja bym mu nieco poprawiła wizerunek. - Mruknęła cicho w swoim ojczystym języku i skrzyżowała ręce na piersi.*
- Aaa, myślałem, że chodzi Ci o tych tam… - odpowiedział w elfim i wskazał głową na aresztowanych zakapiorów - strażnik zniechęci się, i pójdzie. Nic co powie nie robi tu wrażenia - wzruszył ramionami wojownik spokojnie patrząc na krasnoluda.
Gnom czuł się dziwnie, rozmawiając z psami. Przez swoje złodziejskie obyczaje, nie był skory wygadać się gdzie mieszka, czy gdzie właśnie został przydzielony zadanie. Jednak to on teraz trzymał worek, więc musiał się coś powiedzieć. - Nie wiem. - odparł - To magiczna torba z krypt magów w okolicach Leilonu. Co jakiś czas coś się wewnątrz niej pojawia. Jak się rusza, to jej nie otwieram. - wyjaśnił. - Przyszedłem tutaj ją sprzedać. Chce pan? - zaproponował.
Alia egzaminowała zaś ciała i mówiła na głos do strażników.
- Cóż to za bandy się tędy przewijają hm? Poslyszałam wczoraj jak kilku takich z łysym elfim czołem na czele powoływało się na imię niejakiego Skargratha. Jakiś zbir tutejszy? jego to sprawka czy inny jakiś? zaprawde tyle tu elementu, że trudno się połapać.

Odstające uszy krasnoluda sczerwieniały od elfiej mowy i zaczęły odstawać jeszcze bardziej. Poirytowany dał w końcu spokój Hassanowi i Leshanie. Przeniósł całą uwagę na /rozgadanego gnoma. Długo i wolno przeżuwał słowa Anura, coś sobie notując. Analizował nową ofiarę. Odburknął:
- Chcieć chcę, ale zobaczyć co się “pojawiło” w środku. Otwieraj - rozkazał, pewnie w nadziei, że nareszcie znalazł na was jakiś haczyk.
Tymczasem Alia zbadała ciała. Mogłaś działać pod warunkiem relacjonowania wszystkiego patrzącym na ręce strażnikom, ale niewiele potrafiłaś powiedzieć. Jedna z ofiar była przebrana za żebraka tak dobrze, że nawet wprawne oko nie zauważyłoby ukrytej pod szmatami zbroi. W żadnym przypadku cięcia i kłucia nie były na tyle poważne, by wykończyć zdrowego mężczyznę. Nie potrafiłaś jednak zidentyfikować trucizny, która musiała przedostać się do krwi. Zatruta broń gryzła się z porachunkami ulicznych gangów. Zauważyłaś na przedramieniu jednej z ofiar tatuaż w kształcie koła z dziesięcioma promieniami.
- Skargrath, tak? - zapytał jeden ze strażników, pocieszny grubasek. - Nie słyszałem o nim, ani o żadnym łysym elfie. Kojarzyłbym, gdyby byli z okolicy, choćbym miał kojarzyć tylko z posterunkowych plotek. Chyba nie nasza dzielnica. Ich zresztą też nie - wskazał i na ofiary, i na sprawców. - Jedni śledzili drugich. Kiedy dobiegliśmy na miejsce, tamten - pokazał palcem mordercę - próbował wyciągnąć od dogorywającego, w której dziurze ten cały Skargrath urzęduje, ale - roześmiał się - trucizna zadziałała ciut za szybko.
Kiedy rozbawiony stróż odwrócił się do kolegów i zajął przywoływaniem innych przykładów nieudolności przestępców złapanych na gorącym uczynku, miałaś szansę zabrać jednemu z zamordowanych mały, mosiężny kluczyk albo oprawiony w skórę zeszycik pełen jakichś nabazgranych haseł, ale musiałaś szybko zdecydować, co chcesz zabrać i uważać.

- Kupisz to se otworzysz - odburknął gnom. - pięździesiąt...no, czterdzieści pięć złotych. - zaproponował. - Zwróci się. Wyciągałem z niej już butelki piwa i magiczne zwoje - obiecał.
Kiedy uwaga strażnika padła na targującego się z nim gnoma, Rad’ghanuz próbował wypatrzeć coś między milicją. Sądząc po ilości straży nie była to zwyczajna rozróba. Żałował teraz, że nie poszedł za Alią podając się za jej pomocnika, lub ucznia. Zżerany ciekawością zdecydował się więc zaryzykować i zwrócił się do jednego ze strażników:
- Kobieta, której pozwoliliście przejść to moja nauczycielka. Chciałbym jej pomóc opatrywać rannych. Przepuścicie mnie? Jeżeli będzie to konieczne, zostawię tutaj broń.

- Przepuszczę, ale bez broni - zmęczony czekaniem na magistra starszy strażnik miał widoczne wątpliwości, jednak po chwili wahania łyknął bujdę i podjął decyzję za sierżanta zbyt zajętego pozostałymi Mieczami Leilonu. Rad'ghanuz odetchnął z ulgą. W tak ogromnym mieście jak Waterdeep githyanki rzadko spotykał się z uprzedzeniami, co było pożądaną odmianą od Leilonu, gdzie nieraz miał nieprzyjemność usłyszeć, że jest wampirem czy... thayańską krzyżówką elfa i goblina, jak go kiedyś nazwał jakiś wydrwigrosz z gwiazdkami na kapeluszu. Zbliżywszy się do Alii i zobaczywszy, że czarodziejka usiłuje coś niepostrzeżenie przywłaszczyć i wynieść z miejsca przestępstwa, Rad'ghanuz dopomógł jej psioniką. Alia myśląc szybko szepnęła gusło okrywając zeszycik obrazem pokaźnego rozkładającego się szczura. Rad’ghanuz przeniósł przedmiot siłą umysłu prosto do torby aptekarskiej, gdy Alia żywo gestykulowała i głośno komentowała, udając zajmowanie się ciałami.
Chwilę później strażnicy nakazali Alii i Rad'ghanuzowi opuścić scenę zbrodni. Opatrzony herbem Waterdeep dyliżans wjechał w ulicę, stając niedaleko za wami. Wysiadł z niego elf ubrany w czarną szatę z wysokim kołnierzem oraz taszczący wielką księgę niziołek w czarnym mundurku z białym kołnierzem. Miejski magister i jego asystent. W porównaniu ze strażą miejską wyglądali na bardziej wyrafinowanych i wyedukowanych... a przez to i bardziej niebezpiecznych.
- Naprawdę?! - oburzył się znudzony elf. - Czy musimy zajmować się takimi sprawami? Czy mój urząd upadł tak nisko, Jostoszu?
- Wiem jak to wygląda na pierwszy rzut oka, Baeleonie - odpowiedział spokojnie niziołek - ale to podobno dobry trop w sam wiesz jakiej sprawie. Zapominasz zresztą, że dla nas to tylko zastępstwo.
- To robota dla Saetha i Barnibusa, nie dla mnie - odrzekł elf. - Życie jest beznadziejne... Kto tu w ogóle dowodzi?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź, choć takiej jej formy nie mógł się spodziewać. Krasnoludzki sierżant wrzasnął:
- Stróża prawa będzie byle gnom, byle łajdak jak głupka na targu traktować!? - Uniósł się krasnolud. - Dawaj! - Worek wypadł z rąk Anura, gdy sierżant próbował go wyrwać. Zdesperowane od niewoli żądlaki wyczuły okazję i rozbzyczane wyfrunęły z wora prosto na rozwścieczonego strażnika miejskiego. Zagotowana krasnoludzka krew musiała być dla wygłodniałych stworów nie lada przysmakiem. Jeden przyssał się do szerokiego karku wierzgającego się niczym byk sierżanta, a drugi pompował posokę z jego kwadratowego zada. Krasnolud podskoczył zaskoczony.
- Hej patrz, nasz sierżant ma kłopoty!
- Durne pały, do broni! - wydarł się jękliwie krasnolud.

Leshana odbezpieczyła kołczan ale nie dobyła ani łuku ani strzał. Niepewnie zerknęła na stojącego obok Hassana. Najchętniej zostawiłaby strażników z ich nowym problemem.
- Taktyczny odwrót? - Odezwała się po elficku tak by zarówno wojownik jak i gnom ją słyszeli.
Alia wtrąciła się do dysputy swoim twardym akcentem mowy elfów:
- Jeśli pomocy oczekują i chcą zapłacić… - Kobieta przeliczała w głowie ile sztuk złota stracili na nieudanym handlu żywym towarem - ino poczekajmy aż naprawde tej pomocy będą potrzebować, na leczeniu też zarobić można… uchodźmy tędy gdzieś na bok i przypatrzmy się okolicznościom z oddali.
Anur szybko sięgnął po upuszczony przez krasnoluda wór, chcąc po kryjomu wydrzeć w nim porządniejszą dziurę. - KURWO TOWAR MI ZNISZCZYŁEŚ. - wrzasnął na dziobanego przez krwiopijców krasnoluda. - Teraz to płacisz!
Hassan spojrzał na elfkę, uśmiechnął się, wydobył z sakiewki niewielką monetę, nieznanego pochodzenia, podrzucił ją do góry i klasnął w wierzch dłoni, sprawdzając rezultat - Zdajmy się na los...reszka! - zdziwiony podniósł brew, chwycił gnoma za kołnierz, podnosząc go do góry - Wychodzimy mądralo. Dość już narozrabiałeś - mruknał i zarzucając gnoma na plecy dał znak Leshanie aby szła za nim i Alią, która roztropnie zaordynowała odwrót.
Elfka westchnęła ciężko. Hassan i te jego dziwne pomysły. Kąpiel przy studni teraz ta moneta… Pokręciłą głową ale bez słowa ruszyła za mężczyzną niosącym dosyć upierdliwe obciążenie. Idąc zerkała tylko na walczących upewniając się czy nikt nie obrał sobie ich na cel.
Rad’ghanuz w pośpiechu przypiął swój miecz do plecaka, a drugi włożył do pochwy. Nie był zadowolony z obrotu spraw i przeklinał w duchu, że dopiero po chwili dołączył do Alii, co znacznie utrudniło dokładniejsze sprawdzenie martwych rezimieszków. Gdyby nie to, być może również klucz byłby ich. “Druga rozróba w ciągu jednego dnia, jak tak dalej pójdzie, jutro będzie o nas plotkować połowa Waterdeep” pomyślał z niesmakiem gith, przyśpieszając biegu by zrównać się z Alią. - Pamiętasz dobrze jak wyglądał? - zapytał czarodziejki mając na myśli ograbione zwłoki. - Czuję, że będziemy jeszcze potrzebować tego klucza.

- Ja ci dam kurwę karakanie! - Szamocząc się we własnej niezdarności, sierżant zadawał ciosy albo zbyt wcześnie, albo za późno i przecinał krótkim mieczem jedynie puste powietrze. Strażnicy, kiedy przezwyciężyli już pierwsze zdumienie, rzucili się na pomoc dowódcy. Bój trwał zaledwie kilka bić serca, dlatego z tyłu niebawem dobiegł was tupot nóg biegnących strażników.
- Stać! - Rozkazał krasnolud głębokim, dźwięcznym głosem, drżącym ze wściekłości. Zostaliście otoczeni zanim zdążyliście się ulotnić. Półokrąg straży mierzył w was niebezpiecznie obuchami pałek; wypolerowane puklerze odbijały promienie zachodzącego słońca. - Rzuć to! - rozkazał jeden ze strażników Zakharyjczykowi, wskazując na glewię. - Rzuć to, zbóju!
- Magistrze Baeleonie! - Zadyszany sierżant zwrócił się do elfa, który wcale się nie śpieszył - mam tu dwie pieczenie na jednym ogniu. Tam mordercy, a tutaj... p r z e m y t n i c y! Przemytnicy bestii! - Potwórzył z nienawistnym syknięciem, wskazując na was krótkim mieczem, ktorym nawet nie drasnął żądlaka. - Na domiar tego w posiadaniu magicznych przedmiotów niebezpiecznych dla obywateli Waterdeep! - Zgniótł worek Anura w wielkiej jak bochen chleba pięści. - Według tego gnoma to magiczna torba skradziona z krypt magów w okolicach Leilonu! Co jakiś czas coś niebezpiecznego się wewnątrz niej pojawia! Sam widziałeś te żądlaki, magistrze! - Tłumek gapiów, który rósł z każdą chwilą, poruszył się na te słowa.
- “Dwie pieczenie na jednym ogniu”... - Powtórzył znudzony elf, poprawiając kołnierz szaty. - Co za wynik. To dlatego jesteś sierżantem, drogi... - Magister nie znał albo nie mógł sobie przypomnieć imienia krasnoluda. Raczej to pierwsze.
- Igorn. - Podpowiedział szeptem niziołek Jostosz.
- Właśnie. Igorn, pogromca przemytników bestii i strażnik magicznych artefaktów... - Magister obrzucił was ostatnim szybkim spojrzeniem, zielone oczy zatrzymując dłuższą chwilę na Leshanie. - Dwadzieścia pięć smoków za zakłócanie spokoju. - Wydał wyrok. Krasnolud całym sobą wydawał się mówić: “Tak mało?!”. - Jostoszu, dopilnuj formalności. A teraz, sierżancie Igornie, zostaw ten podarty worek i pokaż mi prawdziwych przestępców. - Powiedział “prawdziwych” bez większego entuzjazmu.
- Zapewniam cię magistrze, że to musi zbadać Zakon Czujnych Magów i Obrońców! - Słyszeliście, jak oddalający się sierżant wciąż próbował przekonać magistra do swoich racji, żywo gestykulując dziurawym workiem. Jostosz w oczekiwaniu na uiszczenie przez was kary powoli zapisywał coś w swojej wielkiej księdze, szepcząc pod nosem pisane słowa.
Co robicie? Płacicie czy kombinujecie?

Spojrzenie magistra w stronę elfki nie uszło uwadze githa. Pośród Czerwonych Magów takie nieznaczne gesty czasem zdradzały słabość, którą kobiety później wykorzystywały. Rad’ghanuz dyskretnie trącił Leshanę łokciem kierując porozumiewawczo wzrok od wojowniczki w stronę Baeleona.
- Jak coś to wam oddam - westchnął przegranym głosem Anur, opierając się o głowę Hassana. - To jest, jak już dostaniemy jakąś wypłatę. - Mimo wszystko gnom uśmiechał się, rozbawiony wtopą krasnoluda.
Hassan spojrzał na gadającego gnoma i bezceremonialnie schował go za plecy. Następnie spojrzał na asystenta magistra, mrużąc swoje oczy. - Zgoda. Dostaniesz smoki. Leshano, daj mu pieniądze i niech ściga tych swoich zbójów. Straciliśmy tu dosyć czasu, i złota. Ruszajmy dalej - wojownik kipiał wściekłością, ale pohamował się i mruknął do siebie podsumowując całe zdarzenie - jeszcze kilka takich spotkań z władzą i zastawimy tu nawet buty…
Leshana podczas wrzasków sierżanta z niewzruszoną miną patrzyła tuż ponad jego głową na okolicę całkowicie go ignorując. Kto w ogóle przyjmuje coś takiego do straży. Toż to prawie jakby mieć w oddziałach gobliny.
Dopiero gdy głos zabrał elf przeniosła na niego wzrok. Prychnęła pod nosem gdy wymienił kwotę i powstrzymała śmiech widząc reakcję krasnoluda. Nie bez powodu nazwa na te kurduple w języku elfów i okręślenie na osobę zachłanną brzmi bardzo podobnie. Odprowadziła rozmawiajacego z magistrem krasnoluda wzrokiem delikatnie stukając w pochwę swego rapiera. Gdyby jednak wcześniej skróciła mu te nóżki… te wrzaski nawet nie byłyby słyszalne. Wtedy poczuła szturchnięcie łokciem i rzeczywistość jakby do niej dotarła. Zerknęła na Rad’ghanuza nieco zaskoczonym wzrokiem i zgodnie ze wskazaniem przeniosła spojrzenie na elfa. Nie rozumiała o co mogło githowi chodzić, ale dzięki Hassanowi niezbyt musiała się też nad tym zastanawiać.
Podeszła do asystenta magistra. Przez chwilę przyglądała mu się odliczając monety i bezceremonialnie położyła je na księdze, w której prowadził notatki. Może powinna nieco złagodzić atmosferę?
- Przepraszamy za zamieszanie. - Jej głos niezbyt pasował do przeprosin, wyraźnie znudzony całym zajściem. - Z tymi niskimi to nigdy nie wiadomo. - Jeszcze raz niechętnie spojrzała na krasnoluda i wróciła do swoich.
- Zabierajmy się zanim Anur znów coś wykombinuje.
Alia westchnęła i przeżegnała się myrkulicznie po czole. Oto groziła im bowiem najstraszniejsza z plag:
Bieda...
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline