Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 15:38   #148
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Usiadła obok mężczyzny. Ława w istocie miała chyba zaraz runąć. Abelard nie przesadzał, mówiąc o stanie tego miejsca.
- Ta… to bardzo ciekawe - Cathelyn skomentowała pod nosem wcześniejsze utyskiwania. - W istocie przychodzę tu w innej sprawie. Bones, siad!
Chart krążył wokół niespokojnie i węszył nosem tuż przy ziemi. Dziewczyna zerwała się energicznie. Zręcznie chwyciła pupila za krótką sierść, aby zmierzwić ją i przyciągnąć do siebie.
- Uspokoisz się wreszcie? Wybacz - powiedziała znów do akolity. - Bywa nieznośny, a wtedy trzeba mu przypomnieć kto go karmi.
Ponownie usiadła i strzepnęła z kurty niewidoczny pyłek. Powoli odwróciła głowę tak, żeby wymusić bezpośredni kontakt wzrokowy. Jej spojrzenie było równie zimne, co spękana gleba pod nogami dwójki.
- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, pytałeś co mnie tu przywiało. Jest powód o którym ci nie mówiłam. Jasno dałam wtedy znać, że nie paplam każdemu o swoich sprawach. Teraz sądzę, że możesz mi pomóc. Widzisz, ja sama potrafię być dyskretna, jeśli wiesz o czym mówię. Proszę cię o to samo, nim przejdę do rzeczy.
Spojrzenie akolity z kolei było obojętne, na swój sposób stoickie niczym pobliskie góry. Niczym niewzruszone, a jednak widać było, że ma jego pełną uwagę. Kiedy zaproponowała bogowie wiedzą jaki układ uśmiechnął się, z lekka szelmowsko i powiedział luźno.
- Zgodnie z prawem kanonicznym jestem aplikantem, nie kapłanem, więc myślę, że mogę pójść na układ. Tak, możemy przejść do rzeczy.
Cathelyn wymusiła lekki uśmiech, co tylko nadało groteskowości jej twarzy. Równie dobrze można było rzeźbić młotem w litej skale i oczekiwać, że efekt wzbudzi sympatię.
- Jesteś już tu trochę. Zajmujesz się cmentarzem i jak mniemam wiesz nieco o tym miejscu. Chodzi o ciało pewnego mężczyzny. Nazywał się Volkbert. Muszę wiedzieć gdzie został pochowany.
- Volkbert? - zapytał Abelard w zadumie - Nie słyszałem o nim, nikt nie wspomniał publicznie i przeceniasz nieco moje pobytowanie tutaj. Sam jestem raptem od paru dni. Pomogę Tobie go znaleźć, może na nagrobkach coś znajdę. Niestety, czasy kiedy były prowadzone księgi parafialne dawno minęły, więc wątpię byśmy coś w nich znaleźli… jeśli w ogóle są gdzieś tutaj.
Jego rozmówczyni nachyliła się do charta i położyła dłoń na smukłym pysku. Można było odnieść wrażenie, że myślami jest gdzie indziej. Mimo to, skinęła z lekkim uznaniem.
- Dobrze to słyszeć. Możemy pomóc sobie wzajemnie. Jak widzę, masz tu mały problem z niechcianymi gośćmi, a ja z reguły sporo widzę i wiem.
Omiotła spojrzeniem najbliższe nagrobki, szukając tego, który widziała poprzedniego dnia.
- Udało mi się już coś ustalić. Widzisz tamten kamulec? Jest mocno zniszczony, ale wygrawerowane nazwisko kończy się na ,,berg”. Zdaję sobie sprawę, że to popularny człon. Lecz kto wie? Może właśnie tego miejsca szukam. Wiesz kto tam leży?
- Jak już mówiłem, jestem tu od niedawna. Nie mnie znać dzieje tego miejsca. - odpowiedział mężczyzna - Tym bardziej, że nie znam dziejów jego życia, a mianowicie urodzin i śmierci daty.
Cathelyn przeciągnęła się jak kot. Czuła, że zmęczenie już na poważnie daje o sobie znać.
- Dzięki. Będę zobowiązana jeśli czegoś się dowiesz. Bywaj tymczasem.
Zdawała sobie sprawę, że mało zdziałała, lecz był to już jakiś początek. Mając w głowie, że musi wkrótce odwiedzić grabarza, udała się w kierunku gospody.


Kiedy tylko jej głowa dotknęła poduszki, natychmiast zasnęła. Odpoczynek okazał się jednak niespokojny. Crossman widziała wiele w swoim życiu i część obrazów do niej powracało, nawet jeśli na co dzień spychała je do podświadomości.
Kiedy wstała, było już dobrze po południu. Właściwie, niedługo miał się rozpocząć proces oraz kolejna straż. Dieter zdawał się być pewien, że już każdego dnia będą przychodzić na miejsce. I tak aż do skutku. Nigdy nie składała podobnej deklaracji. Jej plan zakładał zdobycia kilku koron ,,na rozruch” i tyle. Miała z resztą ważniejsze sprawy niż ganianie po lesie za rabusiami.
Doprowadziła swój strój do porządku w możliwym do tego zakresie. Słowem, było na niej odrobinę mniej pyłu i błota niż dnia poprzedniego. Plan na dziś przewidywał wstawiennictwo na postępowaniu, a potem od razu zmierzenie do Weilerberga i miejscowego kopidoła. O ile nikt wcześniej nie miał jej zakuć w dyby za niewyparzony język, na którym już teraz zbierało się parę kąśliwych uwag.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 18-10-2018 o 21:14.
Caleb jest offline