Gretta wdrapała się przez okno do domostwa, które było puste. Nie natknęła się przy tym na żaden problem, gdyż i tak w większości chat szyby były powybijane. Pomogła też ukryć się bratu. Być może było to niehonorowe i powinni stanąć do samobójczej potyczki, ale Gretta wolała zachować życie. Najbardziej zależało jej na bracie, o którego w tym momencie martwiła się ogromnie.
- Jesteś ranny, nie możesz walczyć - odpowiedziała mu niezbyt precyzyjnie i zaczęła poszukiwać czegokolwiek czym mogłaby opatrzyć mu powierzchowne rany. Uparcie i nerwowo rozglądała się też za ewentualnymi szczurami. Znalazła się w kropce. Poczuła się przyszpilona do muru. Poczuła się źle.
- Uratował mnie ten, który wypełnia proroctwo - zaczęła jakby niepewnie - Wiesz, wtedy... W naszym domostwie... - westchnęła głośno.
- Na początku proroctwo nie wydawało mi się złe, wręcz było ono logiczne i choć z założenia mogło wydawać się okrutne, dla nas było złem koniecznym, aby mogło być lepiej. Ale odkąd Kadat nie zareagował na pojawiające się piekielne pomioty, zwątpiłam. I pewnie teraz słyszy, gdy to mówię i zawodzę go, ale po prostu... Moja wizja była inna. Musimy to powstrzymać, powinniśmy przekonać też ludzi, że MOŻEMY to powstrzymać. Mogą uznać mnie za zdrajcę, ale i mogą za oświeconą... Znajdziemy jakieś rozwiązanie i plan - podczas opatrywania ran Ericha, Gretta zaczęła rozglądać się za szczurem, gotowa na to by go zabić sztyletem. Czuła się słaba i chyba zaczynała boleć ją głowa.
Po skończonym opatrunku wyjrzała dyskretnie przez okno. Wolała jednak pozostać niezauważona.