Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2018, 11:32   #304
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Bogumysł

Inkwizytor nawykł do ciężkiej pracy. Razem z Witoldem i Huginem szorowali krew z posadzki. Klarze przypadło gorsze zajęcie. Zawijała ciała w całuny. Pogrzeb miał odprawić Eberhard, który teraz postanowił „jeszcze coś sprawdzić” i dziwnym trafem umknął przed pracą.

W końcu udało się wysprzątać świątynię. Było już po zachodzie słońca. Gdy Bogumysł zaczął przemawiać ludzie nadal szeptali względem siebie. Rzucali wrogie spojrzenia Olsze. Wszak demon sam się nie wziął. Cóże to, że grzeszą. Wszyscy grzeszą. Czarownica zaś demona im do wioski zesłała. Bardziej to niż pewne. Tyle wychwytywał Bogumysł skupiony na treści swej przemowy. Wyłapywała też to bardzo wyraźnie Klara, która nie musiała widzieć wyrazu twarzy żadnego z mieszkańców Broku, żeby wiedzieć jakie nastroje panują w rodzinie Zamoyskich i wśród pozostałych mieszczan. Kapłan zakończył inkantacje prezentacją prawdziwie Boskiej siły, co skutecznie uciszyło najgłośniejszych z szeptaczy. I wtedy Klara poczuła wyraźnie ciepło na swej skórze i zapach mięty dobiegające od krzyża. Ten z braci może i nie pachniał cały czas, tak jak Witold czy Eberhard, jednak gdy czynił coś w imię Pana, to przyjemna świeżość rozlewała się po wszystkich zmysłach Klary.

Po skończonym nabożeństwie Bogumysł zaszedł do żołnierzy, którzy rozbili prowizoryczny obóz. Było zbyt późno, żeby wyruszać. Jednak oni ostrzyli broń i zerkali z ukosa na związaną Olchę. Teraz, gdy inkwizytor patrzył na dziewczynę zdał sobie sprawę, że jest drobna, a jej twarz młodziutka. A jednak już wdowa. Z zamyślenia wyrwał go Czarnowski, zwany Drogomirem. Był to mężczyzna przypominający niedźwiedzia, o czarnych włosach opadających luźno na ramiona i gęstej czarnej brodzie, którą wiązał rzemieniem w dwóch miejscach. Nosił skórzany napierśnik odsłaniający ramiona. Same zaś ramiona Czarnowskiego przypominały ogromne bale drwa.

- Jesteśmy wyspowiadani. Możemy ruszyć by wytropić i zabić tego demona Mistrzu. - rzekł.

Po chwili zawturowały mu kolejne głosy chętnych do bitki i napełnionych nowym duchem ludzi Siemowita.

Eberhard

Czerwony Brat oddalił się. Wrócił na plebanię, do prywatnego gabinetu Sisto. Cały czas myślal o tym, że coś mu umknęło. Coś przeoczył. Uklęknął i zaczął się pokornie modlić. Eberhard Czerwony słynął w kręgu inkwizytorów ze swego zamiłowania do badania nieznanych rzeczy. Jego teoria o tym, że istnieje cały świat tuż obok nas, wypełniony duchami i odbijający naszą rzeczywistość nie znalazła wielu pochlebców. To właśnie skłoniło go do rezygnacji z ciepłych bibliotek w Rzymie i skłoniło do wieloletnich podróży po Rusi, Krymie, Morawach i Czechach. Tam badał to co znajdowało się „za zasłoną” jak nawykł o tym mówić. Jednak mimo cennych publikacji, które włączono do podstawy programowej kształcenia nowych Czerwonych Braci Eberhard nie potrafił udowodnić swych tez. Żadnemu człowiekowi nie udało się przejść „za zasłonę” i wrócić. Jednak przez lata badań jemu udało się opracować rytuał, który pozwalał mu na moment „zerknąć” w to cóż tam jest.

I teraz właśnie, za zamkniętymi drzwiami gabinetu Sisto klęczał, zaciskając oczy. Jego usta wyginały się w grymasie, który jakiś czas temu mógł być słowami modlitwy, teraz zaś był czymś co trudno było opisać inaczej niż grymas bólu. Jego czoło zraszały perliste krople potu. Eberhard był jedynie człowiekiem. I tak jak Adama i Ewę po zjedzeniu owocu poznania dobra i zła, tak i inkwizytora napędzała ciekawość. I mimo lat badań z jakiegoś powodu przyćmiony ciekawością umysł zapomniał, że patrząc w ciemność musi liczyć się z tym, że coś spogląda również na niego.

Ciało inkwizytora wygięło się i z pozycji klęczącej padło na plecy. Pusty wzrok zerkał jedynie na klucz przekręcony w zamku. Klucz, który miał oszczędzić mu nieprzychylnych pytań Klary i reszty. Klucz, który teraz dzielnie stał na drodze pomocy dla jego ciała…

...bo sam umysł był daleko.


Klara

Gdy było już pewne, że nie wyruszą do Broku przed świtem Witold zaproponował Klarze, żeby dołączyła do niego na kolacji u rodziny Zamoyskich. I chodź Witold miał pewną władzę nad Klarą, to tego nie wykorzystywał. Dziewczyna bez niego była całkowicie bezbronna i dość nieporadna. Ale on zawsze służył pomocą.

Gdy w czasie ceremonii odprawianej przez Bogumysła Klara poczuła miętowy zapach, to jednocześnie przyćmił on jaśmin Witolda. Siostrze dało to do myślenia. Nadal poznawała swoje dary. Ale nie można było o niej powiedzieć, że jest głupia. Prawda jest taka, że gdy ciało cię zawodzi, to umysł pozostaje twą jedyną bronią. A Klara nie mogła liczyć na swe ciało. Pozbawiona wzroku, z ranami na dłoniach i stopach otwierającymi się samymi z siebie była kwintesencją bezbronności. Toteż szybko złożyła w swej głowie wnioski.

Inkwizytorzy, którzy aktywnie korzystają z mocy Pana przywodzili silny zapach. Z Witoldem był cały czas jego Archanioł. Chronił go. To jego czuła… nie samego Witolda. Eberhard więc musiał również cały czas korzystać z jakiegoś Pańskiego błogosławieństwa. Klara musiała to zapamiętać.

Wychodząc z nabożeństwa Klara poczuła jakby wchodziła do kuźni. Smar. Żar. Hartowana stal. Eberhard! Był gdzieś blisko nich. Nieśmiało zapytała Witolda gdzie stanął Mistrz, ten jednak zaprzeczył mówiąc, że nie ma go nigdzie wśród zebranych i nie widział go już kilka godzin. Od czasu gdy skończyli sprawdzać plebanię i zaczęli sprzątać kościół.

Klara pokręciła głową z niedowierzaniem. Pierwszy raz zmysł węchu ją zawiódł.

Kilka minut później byli już w domu Zamoyskich. Atmosfera żałoby była wręcz przytłaczająca. Zginęło siedem osób. W skali Broku potężna strata. Choć nikt zdawał się o tym nie mówić gdy jedli owczy ser i owoce.

- Dobrze, że złapaliście tę czarownicę. Już na nikogo nie ześle demona. To co mówił ojciec Bogumysł było przerażające.

Klara otrząsnęła się na moment. Miała wizję. Krótką. Dziwną. Ten człowiek, którego widziała przy ołtarzu w jednej z wizji. Eberhard, lecz nie Eberhard. Młody, gładko ogolony. Stał w drzwiach kościoła, a coś z jego wnętrza próbowało go wciągnąć. I tyle. Cała wizja była bardzo krótka. Jakby wszystko działo się w kompletnym mroku, a nagła błyskawica rozświetliła obraz, na mniej niż jeden oddech. Tym razem Klara nawet nie straciła wątku w rozmowie. Jedynym co utwierdziło ją w przekonaniu, że to była faktycznie wizja była strużka krwi spływająca po trzymanym w dłoni nożu.

- Oj, zacięła się siostra, już biegnę to opatrzyć - rzekła Bożeciecha.

Francisca

- Tyś pewnie służka Reznova - przemówił po polsku mężczyzna ze stalową wilczą głową przypiętą na wysokości obojczyka. Po Jasiu nie było już śladu. Franka zaś dzielnie zgarniała błoto ze swej jasnej skóry.
- Była z wami kobieta, której zaufał ktoś z nami związany. Powiedz mi proszę, co stało się z Cyganką-niemową? Ale zanim zaczniesz mówić… - wyjął z pochwy szeroki nóż, złapał Franciscę i spróbował złapać a potem wciągnąć w wąską przestrzeń między zabudowaniami. Rembertini wykonała zwinny unik i rzuciła się do ucieczki. Wtedy on złapał jej długą suknię obciążoną błotem. Kobieta znów padła na ziemię, a zbir z zaułka wciągnął ją w głąb. Rozdzierając przy tym suknię i kompletnie odsłaniając oba jej kolana i lewą łydkę. Teraz strój służącej nie przymierzając zaczynał przypominać strój ladacznicy. Przyparł ją do ściany, uniósł nóż i powiedział:
- Co z Cyganami? Dlaczego nie wrócili z Mogilna?

Anna

Najpierw do piwnicy wpadła pochodnia. Żagiew leżała na klepisku i na szczęście nie zapaliło się nic od niej. Stali w milczeniu po obu stronach wejścia. Gerge i Anna. Zerkali na siebie porozumiewawczo nad płomieniem. Czyżby ten oddział inkwizycji miał zasłynąć z rychłych śmierci w płonących piwnicach? Trzy kobiety stłoczyły się pod ścianą daleko od nich. Nawet ta, której obrożę Gerge zdążył rozbroić nie zostawiła pozostałych dwóch. Były tam. Nagie. Brudne. Przerażone. Po chwili dwaj mężczyźni weszli do pomieszczenia. Zanim zdążyli się rozejrzeć i dojrzeć zakonnicę Gerge rzucił się na nich. Małe ciasne pomieszczenie. Błysk noży odbijających płomienie pochodni.

Anna ledwie widziała co się dzieje. Strach ścisnął jej serce gdy struga krwi wystrzeliła w bok. Jednak to jeden ze służących Dohna padł od noża inkwizytora. Wtedy zbiegło kolejnych dwóch. Usłyszała jęk Gergego, ale gdy kolejne ciało upadło, to również nie był on. Wstała i ruszyła z pomocą. Ale wszystko działo się tak szybko. Dwa trzaski łamanych kości. Czarnowłosy mężczyzna został ostatnim stojącym. Przez chwile myślała, że to jej towarzysz. Jednak nie. Jego mizerykordia sterczała z ostatniego ze sług Dohna. On sam leżał, a z jego lewej nogi sterczała okrwawiona kość złowrogo odbijająca dogasający płomień pochodni. Stojący nad nim mężczyzna miał szeroki miecz o krótkim ostrzu. To on przyszedł po kobiety. To on szykował się do zabicia jej Gergego. Ścisnęła sztylet. Była dokładnie za oprawcą, który jej nie zauważył.

Fyodor

Dohn padł. Miał szereg ran kłutych i ciętych. Sam zaś był winien jedynie zmęczenia na twarzy Czerwonego Brata. Zgodnie z przewidywaniami Fyodora krew wampirza leczyła rany ghula. Do czasu. Nie było jej aż tak dużo i teraz leżał w błocie, a wyciekająca przez wiele otworów krew zaczynała barwić je na czerwono. Do tego zaczynał znowu kropić deszcz.

- Nie wiem gdzie jest Guze - zakaszlał, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. Patrzył na cień Fyodora. Rosnący i padający delikatnie na wschód.
- Jego sługa miał przyjść do mego domu po kobiety dziś po południu. Czyli kilka chwil temu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline