Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2018, 21:04   #301
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Podejmę, a jakże. Znalazłem to - Bogumysł odwrócił się twarzą do inkwizytorów ukazując niesione krzyże. Wszystkie brakujące w kościele i na plebanii.
- Wcześniej musimy jednak przygotować tę świątynię do ponownego użycia. Nikt postronny nie powinien tu wejść. Pomóżcie mi, razem uprzątniemy zastany bałagan. W tym czasie Eberhard poprowadzi wieśniaków i odprawi pogrzeby. Potem poświęcimy to miejsce ponownie.
- Może i nie godzi się, rozumiem was. Jestem jednak nawykły do pracy a nikt spośród wiernych nie powinien nawet pomyśleć, że można zejść ze ścieżki chrześcijaństwa. A już na pewno nie mógł tego zrobić ktoś, kogo uważali za kapłana.


Jakiś czas później, gdy krew została zmyta z kamiennej posadzki a krzyże wróciły na swoje miejsce pod kościołem zebrali się ponownie wierni by uczestniczyć w obrzędzie oczyszczenia ich świątyni. Wcześniej jednak Bogumysł zdecydował się zabrać głos. Stanąwszy w progu kościoła zaintonował modlitwę a po jej zakończeniu zwrócił się do zebranych.
- Jako wierni Kościoła musicie wiedzieć, że wasz proboszcz zginął w walce z demonem, którego karmiły grzechy zmarłych sąsiadów. Sisto był tu jedynym spowiednikiem i bacznie obserwował popełniających w kółko te same grzechy ludzi. I choć pękało mu serce zadawał im pokuty a oni wciąż zawodzili tak jego jak pana naszego powracając w objęcia Szatana i grzesząc bez miary. W końcu spętani przez demona nie mieli sił uciekać dalej. Proboszcz zebrał ich w jednym miejscu i wypędził demona z ich ciał. Niestety nie dał samotnie rady wygnać demona z tego świata. Zemścił się on straszliwie zabijając wszystkich w zasięgu wzroku, po czym umknął.
Wiedzcie, że demony nie zabijają jak ludzie. Wnikają w ludzkie głowy i tak zmuszają, by człowiek sam pozbawił się życia i tym samym odebrał sobie szansę dostąpienia życia wiecznego! Teraz, gdy wymordował tylu ludzi zapewne umknął precz lecz nie łudźcie się - gdy tylko wpuścicie do swych serc choć jeden grzech demon wśliźnie się razem z nim i opęta również was.
Byście mieli szasnę się rpzed nim bornić poświęcimy wasz kościół i zabezpieczymy go przed dostępem złego. W chwili zwątpienia będziecie mogli się schronić a codzienne modlitwy dadzą wam siłę do stawiania czoła złu i stawaniu się lepszymi dla siebie nawzajem. Tylko wzajemnym szacunkiem i troską obronicie się przed sługami Szatana. A teraz módlmy się… -
Bogumysł zaintonował kolejną modlitwę a potem pieśni obrzędowe gestem skłaniając inkwizytorów by wzięli udział w ceremonii. Gdy odmówił formuły wygnania zła całą uwagę skupił na kamieniu wmurowanym bezpośrednio na okiem krzyża sprawiając, że ten zalśnił niczym gwiazda nocą.

W tej wsi niewiele więcej mogli zdziałać. Nadeszła pora na wyprawę do Płocka.
 
Avitto jest offline  
Stary 15-10-2018, 08:11   #302
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność. Jego powolne ruchy na jej ciele. Delektował się. Słyszała jego pomrukiwania. Oboje wiedzieli, że muszą wyjść i wrócić z nowym źródłem światła. Ale ta ciemność skrywała ich grzechy. Czego oczy nie widzą…

Muskał ustami jej usta. Dłonią dotykał twarzy. Wsunął ją pod jej ubranie. Dotykał włosy tak skrzętnie skrywane.
- Anno… ja… to… to nie jest miejsce w którym chciałbym… ja chyba…

W końcu pochwycił jej dłoń i wstał uwalniając ją od swojego ciężaru.
- Chodźmy poszukać światła i uwolnijmy te kobiety.

Nie puszczał jej dłoni. Jakby bał się, że wszystko wokół się rozwieje. W końcu ruszyli kamiennymi schodami w górę. Nagle rozległy się jakieś głosy. Po niemiecku. Gerge sięgnął dłonią po nóż i zaczął przeskakiwać po dwa stopnie. W zamku rozległ się zgrzyt przekręcanego klucza.
- Szajse - warknął inkwizytor. - Na górze ktoś przyszedł. Jeden ze związanych powiedział „są w piwnicy”. Gdzie do licha podziali się Fyodor i Francisca?
- Mam nadzieję, że nic im się nie stało… - Anna zacisnęła swoje palce na dłoni Gerge. Czuła się dziwnie z rozpuszczonymi włosami. Z nogami, które z jakiegoś niewyjaśnionego powodu chciały się pod nią ugiąć. Musieli wyjść na światło. Ta ciemność sprawiała, że znów chciała się znaleźć w jego objęciach. Poczuć jego dłonie na swoim ciele. - Jesteś w stanie otworzyć zamek. Jak myślisz, wielu ich tam jest? - Szepcząc sama nasłuchiwała starając się rozróżnić pojedyncze głosy.

Gerge przykląkł pod drzwiami i zaczął coś robić z zamkiem. Mówili po niemiecku. Trzej związani przez Gergego mężczyźni i jeden nowy głos.
- Zostawił w zamku klucz… ale… on przyszedł po kobiety. Możemy spróbować urządzić na niego zasadzkę na dole - szeptał jej wprost do ucha Inkwizytor.
- Pytanie czy nie porzucą ich podpalając budynek. - Anna westchnęła i wydobyła z rękawa lampkę należącą niegdyś do Michal. - Kojarzysz jakieś inne wyjścia z piwnicy? Jeśli nie da się tych drzwi otworzyć lub wyłamać lepiej byśmy zeszli na dół. Tu mamy mniejsze szanse.
- Jego pan potrzebuje krwi właśnie tych kobiet. Nie wiem dlaczego nie może innych. Ale po nie przyszedł jego sługa. Więc wątpię, żeby nas podpalili. Chodź
- pociągnął ją na dół schodów.
Anna podążyła za Gerge z powrotem na dół.
- Jedyne co mają wspólnego to kolor włosów i… - Odezwała się cicho. Nigdy nie spodziewała się, że kontakt z ulicznicami będzie ją tak niepokoił. Tyle razy pomagała im w szpitalu. Bo toż Pan lituje się nad każdym. Poczuła jak łzy napływają jej do oczu gdy patrzyła na plecy swojego przyjaciela. Czy nad nią też się zlituje? Bo… zakochała się w Gerge. W końcu przez łzy wydusiła z siebie koniec zdania. - … i zawód. Wszystkie zajmują się tym samym.
Zeszli na dół.
- Ja ukryję się w tamtym rogu. Gdy wejdą zaatakuje ich.
W dłoni Gergego połyskiwał sztylet rękojeścią zwrócony w stronę zakonnicy.
- Wiem, że nigdy tego nie robiłaś, ale jeśli ma nam się udać, to będziesz musiała tego użyć. Sam nie dam rady czterem. Ale narobię tyle hałasu, żebyś mogła wbić to w któregoś od tyłu.
Anna drżącą dłonią przyjęła broń i przytaknęła ruchem głowy. Starała się wymyślić jakikolwiek inny sposób. To było zbyt niebezpieczne. Co jeśli się jej nie uda? Jeśli Gerge stanie się przez to krzywda? Czy powinna zabijać? NIby robi to w służbie Pana… musieli uwolnić te kobiety. Pomóc swoim towarzyszom.
- Dobrze. - Odezwała się ledwo słyszalnym szeptem.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-10-2018, 22:50   #303
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Fyodor łapał głębokie oddechy ale spojrzenie miał wciąż wzniesione aby uniemożliwić ghulowi atak z zaskoczenia.
- Stój - wydyszał w końcu utwierdzając go w miejscu aby mieć czas na złapanie oddechu. Ciało było słabe, ale łaski boże nieskończone.
Dohn zamachnął się pochwyconą klepką. Jednak cios nie dosięgnął Fyodora. Stopy wielkiego mężczyzny zdawały się utknąć w błocie.
- Nie masz szans, Dohn. Jest we mnie światło Pana którego nie możesz pokonać.
- Zginiesz. A twój pan po tobie. Powiedz gdzie on jest to przynajmniej twa śmierć będzie szybka - zaproponował Fyodor choć doskonale wiedział, że ghul nie przystanie na propozycję.
Niemiecki kupiec cisnął z całych sił pochwyconą klepką w Czerwonego Inkwizytora. Uderzenie trafiło Fyodora w ramię, ale stary mężczyzna zdawał się nie przejąć zadanym mu bólem.
- Weź spierdalaj - powiedział Dohn teraz uzbrojony już jedynie w pięści.
- Twój pan cię nie uratuje. Mój jest większy i potężniejszy. To jego przekleństwo powołało do istnienia całą wampirzą rasę. Jesteś związany z nim krwią. Może wypiłeś ją z własnej woli, może podstępem, ale to ona teraz wiąże twój umysł. Nawet teraz wszystko co ci zostało to rzucać przekleństwami. Zastanów się, czy gdyby Guze stał teraz za rogiem to próbowały ciebie obronić ryzykując starcie ze mną? - Fyodor się pastwił nad pokonanym. Sam tego nie dostrzegał, ale ta sytuacja sprawiała mu satysfakcję, choć sam sobie tłumaczył, że próbuje go przekonać do pomocy.
- Ja nie dostrzegam? Cóż, rozdzieliliście się. Ta, która biegła z tobą leży gdzieś w błocie. Zakonnica i oprych pewnie nawet nie ruszyli. Zostali sami. Ty już wiesz co tam się działo. Wiesz, że organizowałem krew dla Guzego. Wiem jakie dary ze sobą niesie krew wampirów. Dlatego to był prosty interes. Jak myślisz, gdzie teraz jest ghul Guzego? Ten który go wyniósł? Może właśnie podrzyna gardło tej zakonnicy? A może czai się w zaułku i zaraz wbije sztylet podnoszącej się z błota Wenecjance?
- Wtedy tylko łatwiej go wytropię - odpowiedział zimno Fyodor i ruszył w stronę Guzego. Przez chwilę ta dyskusja go bawiła, ale przestał dostrzegać o Dohna tę bezradność.
- Oni zginą w służbie Pana i On doceni ich poświęcenie, a ty poznasz czym jest “potęga” wampirzej krwi przed Jego łaskami.
Fyodor rzucił ghulowi jeden z noży które zabrał pokonanym oprychom, swój chwycił mocniej w dłoń i poszedł do ataku. Powoli. Pozwalając mu zaatakować pierwszemu.
Dohn czekał, aż inkwizytor skróci dystans. Jakby nie chciał pokazać prawdziwego zasięgu swoich ramion. A przyznać trzeba było, że przy Fyodorze wyglądał jak niedźwiedź. Nie zaatakował bronią. Zamiast tego wykonał zmyłkę i próbował złapać starszego mężczyznę. Jednak jego dłoń ślizgała się po czerwonej szacie jakby ta była nasączona oliwą. Fyodor zaś wyprowadził szerokie cięcie pod żebrami kupca.
- Widzisz? To jest moc Pana! - skomentował Fyodor gdy boża łaska uchroniła go przed chwytem ghula. Nie wątpił, że ciało jego i możliwe, że umiejętności były niższe niż Dohna, ale nie poprzez pryzmat samego siebie oceniał swą wartość, ale jako narzędzia woli bożej. Naczynia które Pan wspaniałomyślnie wypełniał swymi i za każdym razem gdy kolejny raz go nią obdarzał Fyodor czuł, że jego jego życie ma jeszcze sens, bo jedynie właśnie przychylność boża miała dla niego znaczenie.
- Panie. Wiara jest mą tarczą i opoką…
Fyodor nie zaatakował się. Wyprostował się i czekał na atak wiedząc, że największą cnotą jest właśnie wiara w Jego moc.

Dohn nie wierzył. I w tym mogła być jego siła. Dźgnął szybko i precyzyjnie… i nie trafił. Ostrze przeszło pod ramieniem czerwonego brata który przecież się nawet nie poruszył. Szybkie cięcie na odlew sięgnęło by jego szyi gdyby tylko stał o cal bliżej. Próbował złapać Fyodora za bark, ale ręka ześlizgnęła się jakby próbowała uchwycić naoliwionego świniaka, a gdy w końcu czubek noża sięgnął boku inkwizytora… po prostu się zatrzymał. Nie był w stanie przebić szaty.
- Mój pan jest silniejszy od twojego, a jego łaską ja jestem silniejszy od ciebie.
I przeszedł do ofensywy. Wiedział, że z ghulem może sobie pozwolić na znacznie więcej niż z dziecięciem bożym, że wampirza krew daje mu nadludzką odporność. Więc nie bał się głębokich ran. Wiele razy ciął go płytko gdy Dohn próbował się bronić i dwa razy głęboko. Raz w bok, raz bark jego głównej ręki aby odebrać mu możliwość walki.
- To teraz powiedz mi prawdę. Wiesz gdzie jest Guze?
W jego głosie słychać było groźbę. Ton mówił “czy na prawdę mówisz mi, że jesteś mi niepotrzebny?”

 
Arvelus jest offline  
Stary 19-10-2018, 11:32   #304
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Bogumysł

Inkwizytor nawykł do ciężkiej pracy. Razem z Witoldem i Huginem szorowali krew z posadzki. Klarze przypadło gorsze zajęcie. Zawijała ciała w całuny. Pogrzeb miał odprawić Eberhard, który teraz postanowił „jeszcze coś sprawdzić” i dziwnym trafem umknął przed pracą.

W końcu udało się wysprzątać świątynię. Było już po zachodzie słońca. Gdy Bogumysł zaczął przemawiać ludzie nadal szeptali względem siebie. Rzucali wrogie spojrzenia Olsze. Wszak demon sam się nie wziął. Cóże to, że grzeszą. Wszyscy grzeszą. Czarownica zaś demona im do wioski zesłała. Bardziej to niż pewne. Tyle wychwytywał Bogumysł skupiony na treści swej przemowy. Wyłapywała też to bardzo wyraźnie Klara, która nie musiała widzieć wyrazu twarzy żadnego z mieszkańców Broku, żeby wiedzieć jakie nastroje panują w rodzinie Zamoyskich i wśród pozostałych mieszczan. Kapłan zakończył inkantacje prezentacją prawdziwie Boskiej siły, co skutecznie uciszyło najgłośniejszych z szeptaczy. I wtedy Klara poczuła wyraźnie ciepło na swej skórze i zapach mięty dobiegające od krzyża. Ten z braci może i nie pachniał cały czas, tak jak Witold czy Eberhard, jednak gdy czynił coś w imię Pana, to przyjemna świeżość rozlewała się po wszystkich zmysłach Klary.

Po skończonym nabożeństwie Bogumysł zaszedł do żołnierzy, którzy rozbili prowizoryczny obóz. Było zbyt późno, żeby wyruszać. Jednak oni ostrzyli broń i zerkali z ukosa na związaną Olchę. Teraz, gdy inkwizytor patrzył na dziewczynę zdał sobie sprawę, że jest drobna, a jej twarz młodziutka. A jednak już wdowa. Z zamyślenia wyrwał go Czarnowski, zwany Drogomirem. Był to mężczyzna przypominający niedźwiedzia, o czarnych włosach opadających luźno na ramiona i gęstej czarnej brodzie, którą wiązał rzemieniem w dwóch miejscach. Nosił skórzany napierśnik odsłaniający ramiona. Same zaś ramiona Czarnowskiego przypominały ogromne bale drwa.

- Jesteśmy wyspowiadani. Możemy ruszyć by wytropić i zabić tego demona Mistrzu. - rzekł.

Po chwili zawturowały mu kolejne głosy chętnych do bitki i napełnionych nowym duchem ludzi Siemowita.

Eberhard

Czerwony Brat oddalił się. Wrócił na plebanię, do prywatnego gabinetu Sisto. Cały czas myślal o tym, że coś mu umknęło. Coś przeoczył. Uklęknął i zaczął się pokornie modlić. Eberhard Czerwony słynął w kręgu inkwizytorów ze swego zamiłowania do badania nieznanych rzeczy. Jego teoria o tym, że istnieje cały świat tuż obok nas, wypełniony duchami i odbijający naszą rzeczywistość nie znalazła wielu pochlebców. To właśnie skłoniło go do rezygnacji z ciepłych bibliotek w Rzymie i skłoniło do wieloletnich podróży po Rusi, Krymie, Morawach i Czechach. Tam badał to co znajdowało się „za zasłoną” jak nawykł o tym mówić. Jednak mimo cennych publikacji, które włączono do podstawy programowej kształcenia nowych Czerwonych Braci Eberhard nie potrafił udowodnić swych tez. Żadnemu człowiekowi nie udało się przejść „za zasłonę” i wrócić. Jednak przez lata badań jemu udało się opracować rytuał, który pozwalał mu na moment „zerknąć” w to cóż tam jest.

I teraz właśnie, za zamkniętymi drzwiami gabinetu Sisto klęczał, zaciskając oczy. Jego usta wyginały się w grymasie, który jakiś czas temu mógł być słowami modlitwy, teraz zaś był czymś co trudno było opisać inaczej niż grymas bólu. Jego czoło zraszały perliste krople potu. Eberhard był jedynie człowiekiem. I tak jak Adama i Ewę po zjedzeniu owocu poznania dobra i zła, tak i inkwizytora napędzała ciekawość. I mimo lat badań z jakiegoś powodu przyćmiony ciekawością umysł zapomniał, że patrząc w ciemność musi liczyć się z tym, że coś spogląda również na niego.

Ciało inkwizytora wygięło się i z pozycji klęczącej padło na plecy. Pusty wzrok zerkał jedynie na klucz przekręcony w zamku. Klucz, który miał oszczędzić mu nieprzychylnych pytań Klary i reszty. Klucz, który teraz dzielnie stał na drodze pomocy dla jego ciała…

...bo sam umysł był daleko.


Klara

Gdy było już pewne, że nie wyruszą do Broku przed świtem Witold zaproponował Klarze, żeby dołączyła do niego na kolacji u rodziny Zamoyskich. I chodź Witold miał pewną władzę nad Klarą, to tego nie wykorzystywał. Dziewczyna bez niego była całkowicie bezbronna i dość nieporadna. Ale on zawsze służył pomocą.

Gdy w czasie ceremonii odprawianej przez Bogumysła Klara poczuła miętowy zapach, to jednocześnie przyćmił on jaśmin Witolda. Siostrze dało to do myślenia. Nadal poznawała swoje dary. Ale nie można było o niej powiedzieć, że jest głupia. Prawda jest taka, że gdy ciało cię zawodzi, to umysł pozostaje twą jedyną bronią. A Klara nie mogła liczyć na swe ciało. Pozbawiona wzroku, z ranami na dłoniach i stopach otwierającymi się samymi z siebie była kwintesencją bezbronności. Toteż szybko złożyła w swej głowie wnioski.

Inkwizytorzy, którzy aktywnie korzystają z mocy Pana przywodzili silny zapach. Z Witoldem był cały czas jego Archanioł. Chronił go. To jego czuła… nie samego Witolda. Eberhard więc musiał również cały czas korzystać z jakiegoś Pańskiego błogosławieństwa. Klara musiała to zapamiętać.

Wychodząc z nabożeństwa Klara poczuła jakby wchodziła do kuźni. Smar. Żar. Hartowana stal. Eberhard! Był gdzieś blisko nich. Nieśmiało zapytała Witolda gdzie stanął Mistrz, ten jednak zaprzeczył mówiąc, że nie ma go nigdzie wśród zebranych i nie widział go już kilka godzin. Od czasu gdy skończyli sprawdzać plebanię i zaczęli sprzątać kościół.

Klara pokręciła głową z niedowierzaniem. Pierwszy raz zmysł węchu ją zawiódł.

Kilka minut później byli już w domu Zamoyskich. Atmosfera żałoby była wręcz przytłaczająca. Zginęło siedem osób. W skali Broku potężna strata. Choć nikt zdawał się o tym nie mówić gdy jedli owczy ser i owoce.

- Dobrze, że złapaliście tę czarownicę. Już na nikogo nie ześle demona. To co mówił ojciec Bogumysł było przerażające.

Klara otrząsnęła się na moment. Miała wizję. Krótką. Dziwną. Ten człowiek, którego widziała przy ołtarzu w jednej z wizji. Eberhard, lecz nie Eberhard. Młody, gładko ogolony. Stał w drzwiach kościoła, a coś z jego wnętrza próbowało go wciągnąć. I tyle. Cała wizja była bardzo krótka. Jakby wszystko działo się w kompletnym mroku, a nagła błyskawica rozświetliła obraz, na mniej niż jeden oddech. Tym razem Klara nawet nie straciła wątku w rozmowie. Jedynym co utwierdziło ją w przekonaniu, że to była faktycznie wizja była strużka krwi spływająca po trzymanym w dłoni nożu.

- Oj, zacięła się siostra, już biegnę to opatrzyć - rzekła Bożeciecha.

Francisca

- Tyś pewnie służka Reznova - przemówił po polsku mężczyzna ze stalową wilczą głową przypiętą na wysokości obojczyka. Po Jasiu nie było już śladu. Franka zaś dzielnie zgarniała błoto ze swej jasnej skóry.
- Była z wami kobieta, której zaufał ktoś z nami związany. Powiedz mi proszę, co stało się z Cyganką-niemową? Ale zanim zaczniesz mówić… - wyjął z pochwy szeroki nóż, złapał Franciscę i spróbował złapać a potem wciągnąć w wąską przestrzeń między zabudowaniami. Rembertini wykonała zwinny unik i rzuciła się do ucieczki. Wtedy on złapał jej długą suknię obciążoną błotem. Kobieta znów padła na ziemię, a zbir z zaułka wciągnął ją w głąb. Rozdzierając przy tym suknię i kompletnie odsłaniając oba jej kolana i lewą łydkę. Teraz strój służącej nie przymierzając zaczynał przypominać strój ladacznicy. Przyparł ją do ściany, uniósł nóż i powiedział:
- Co z Cyganami? Dlaczego nie wrócili z Mogilna?

Anna

Najpierw do piwnicy wpadła pochodnia. Żagiew leżała na klepisku i na szczęście nie zapaliło się nic od niej. Stali w milczeniu po obu stronach wejścia. Gerge i Anna. Zerkali na siebie porozumiewawczo nad płomieniem. Czyżby ten oddział inkwizycji miał zasłynąć z rychłych śmierci w płonących piwnicach? Trzy kobiety stłoczyły się pod ścianą daleko od nich. Nawet ta, której obrożę Gerge zdążył rozbroić nie zostawiła pozostałych dwóch. Były tam. Nagie. Brudne. Przerażone. Po chwili dwaj mężczyźni weszli do pomieszczenia. Zanim zdążyli się rozejrzeć i dojrzeć zakonnicę Gerge rzucił się na nich. Małe ciasne pomieszczenie. Błysk noży odbijających płomienie pochodni.

Anna ledwie widziała co się dzieje. Strach ścisnął jej serce gdy struga krwi wystrzeliła w bok. Jednak to jeden ze służących Dohna padł od noża inkwizytora. Wtedy zbiegło kolejnych dwóch. Usłyszała jęk Gergego, ale gdy kolejne ciało upadło, to również nie był on. Wstała i ruszyła z pomocą. Ale wszystko działo się tak szybko. Dwa trzaski łamanych kości. Czarnowłosy mężczyzna został ostatnim stojącym. Przez chwile myślała, że to jej towarzysz. Jednak nie. Jego mizerykordia sterczała z ostatniego ze sług Dohna. On sam leżał, a z jego lewej nogi sterczała okrwawiona kość złowrogo odbijająca dogasający płomień pochodni. Stojący nad nim mężczyzna miał szeroki miecz o krótkim ostrzu. To on przyszedł po kobiety. To on szykował się do zabicia jej Gergego. Ścisnęła sztylet. Była dokładnie za oprawcą, który jej nie zauważył.

Fyodor

Dohn padł. Miał szereg ran kłutych i ciętych. Sam zaś był winien jedynie zmęczenia na twarzy Czerwonego Brata. Zgodnie z przewidywaniami Fyodora krew wampirza leczyła rany ghula. Do czasu. Nie było jej aż tak dużo i teraz leżał w błocie, a wyciekająca przez wiele otworów krew zaczynała barwić je na czerwono. Do tego zaczynał znowu kropić deszcz.

- Nie wiem gdzie jest Guze - zakaszlał, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. Patrzył na cień Fyodora. Rosnący i padający delikatnie na wschód.
- Jego sługa miał przyjść do mego domu po kobiety dziś po południu. Czyli kilka chwil temu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-10-2018, 01:50   #305
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Fyodor analizował sytuację przez chwilę. Chciałby powiedzieć, że nie rozumie skąd aż taka wierność względem krwiopijczego pana… ale doskonale to rozumiał. Słabsze wole łatwo się uginały i szły nawet na śmierć z radością jeśli miało to zadowolić wampira.
- Żałuj za grzechy i błagaj o wybaczenie.
Polecił mu Fyodor i wbił długi nóż pod brodę aż zazgrzytał o czubek czaszki od środka.
- Requiem aeternam -
zmówił skróconą mordlitwę za zmarłych gdzieś tam żywiąc nadzieję, że może w głębi serca Dohn walczył i po prostu przegrał z klątwą wampirzej krwi, a Pan, w swej łaskawości dojrzy to i po niemal wieczności w ogniach czyśćcowych pozwoli mu zawitać u bram raju.
Również dlatego, że to oznaczało by dla niego samego znacznie większe szanse na takie uwieńczenie życia.

Wziął oba noże, podwinął suknię i pobiegł z powrotem do siedziby Dohna. Skoro miał się tam pojawić ghul to będzie potrzebna jego pomoc.

 
Arvelus jest offline  
Stary 21-10-2018, 11:50   #306
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Wenecjanka była oburzona. Już nawet nie wyciąganiem noża, ludzie się zabijali cały czas, ale rozdzieraniem sukni. Nie dość, że czyszczenie jej mogło zająć wieki, to teraz jeszcze rozdarcia. Zanim przycisnął ją do ściany zdążyła jeszcze pomyśleć, że męska garderoba jest dużo bardziej użyteczna w bezpośrednim starciu.
Samo jednak spotkanie wydało się bardzo interesujące. Przyciśnięta do ściany ustawiła nogi tak aby otrzeć się o tego obiecującego człowieka. Wyszczerzyła zęby i spojrzała kątem oka na nóż. Nie stawiała oporu, tego nauczyła się bardzo dawno temu. Jej oczy wyrażały przerażenie siłą mężczyzny, a jednocześnie zawierały w sobie tą miejską bezczelność, której nie posiadali ludzie ze wsi. Miał zobaczyć to, co chciał zobaczyć. Wszystko było na swoim miejscu.

- Paaanie! Ale po co ten nóż?! Pytanie macie takie, że to żadna tajemnica. Wielmoża Reznov, miłościwy człowiek, wszem i wobec o tym rozpowiada. Z resztą i inne rzeczy wam opowiem, jeśli to lubicie plotek babskich słuchać.

- Tabor cygański, jak wielmoża mówił, odjechał bez rozmowy w drogę zakonnikowi nieznaną. A o zdanie nie pytał, czym wielmoża zasmucony był wielce. Straszne rzeczy tam ponoć się działy w zakonie tamtejszym, ale jest to tak niezrozumiałe, że miejska hołota wierzyć w to nie chce. Tak jak mówili, że baba dziecko z dwoma rogami urodziła, co to potem zaraz ją po porodzie pożarło razem z siostrzyczką swoją, co na świat chwilę wcześniej przyszła. Ale co ja… - znów spojrzała na nóż - tak właśnie… wielmoża stoczył tam walkę straszliwą z wąpierzem potwornym co zwierzętom rozkazy mógł wydawać. Wąpierz ten całą okolicę terroryzował i władzę w umyśle odebrał zakonnikom karząc im do diabołów czarnych modły wznosić zamiast do Pana Boga najwyższego w niebiesiech. Z tego siłę czerpał czarcią tak straszną, że się mleko zsiadało we wsiach okolicznych, a zboże do ziemi rosło zamiast w górę. Przyszedł więc koniec straszliwy na niego za sprawą wielmoży Reznowa, a cyganka, Panna świątobliwa, życie wąpierzowi odebrała kusząc go krwią swoją. A że sama przy tym umarła, świeć Panie nad jej duszą, to był czyn czarnych mocy mściwych. Zrozpaczony pan Reznow w gniew wpadłwszy straszliwy zakon kazał spalić, a zakonnikom pokutę wymierzył, że teraz będą jedynie w polu robić i modły wznosić, o chlebie i wodzie do końca dni ichniejszych na tym łez padole.

- Wielmoża Reznow tknąć cyganów nie śmiał, przez wzgląd na Panienkę-niemowę, co ją wielkim szacunkiem dażył, a serce mu się krajało, że oni słuchać już dobrych rad jego nie chcą, tylko w drogę ruszać dalszą. Wszystko to słyszałam, jak opowiadał panu możnemu, co młot miał wielki jak głowa moja, a kuleje gdy chodzi, bo go wąż czarci w nogę ugryzł… Ja wtedy sień czyściłam utrudzona wielce, bo ta druga dziewczyna, co robotę tą wykonać miała zamiast pracować uczciwie, chora jest rzekomo, a prawda jest taka, że z chłopem się potajemnie spotyka w nocy i sił jej nie staje, gdy słońce wschodzi. Myślę, że chłop ten… - spojrzała jeszcze raz na nóż i zamilkła przełykając ślinę.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 22-10-2018, 10:34   #307
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna przyglądała się całej walce kurczowo ściskając sztylet w dłoni i drżąc na całym ciele. Dlaczego zostali sami? Nie potrafiła walczyć. Nigdy tego nie robiła. Nawet nie wiedziała czy będzie w stanie zrobić komuś krzywdę. Ruszyła upewniając się czy kolejne osoby nie zbiegają na dół z pomocą i wtedy zobaczyła ją. Biel kości. Poczuła niemal fizyczny ból widząc co stało się jej przyjacielowi. I to przez nią. Przez to, że nie potrafiła walczyć, że nie była w stanie stanąć u jego boku i mu pomóc.

Poczuła pod powiekami łzy ale powstrzymała je. Musiała się skupić. Zrobić coś i to zrobić to szybko. Miała jedną szansę i musiała trafić tak by od razu zrobić mu krzywdę. Jej wzrok przesuwał się po ciele mężczyzny. W serce… niestety to było trudne. Trafienie między żebrami unikając łopatki było przy jej umiejętnościach prawie niewykonalne. Pod pachą… Ten mężczyzna poruszał ręką, pewnie był mocno umięśniony, a jeśli nie trafi od razu w tętnicę? Toż on zabije jej Gerge. Pozostała szyja. To… najprostsze cięcie. To jak podczas operacji… musiała po prostu być precyzyjna.

Anna zaatakowała tnąc krtań.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-10-2018, 10:24   #308
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Zapach mięty kojarzył się Klarze z polem za domem jej rodziców. Chodziła tam razem z siostrą, nim.. Nim to wszystko się jeszcze stało. Na polu było wiele roślin, ale to dzika mięta pachniała najbardziej. Przywoływało to miłe wspomnienia, na tyle dobre, że Klara mimowolnie uśmiechnęła się podczas odprawiania mszy przez Bogumysła. Być może jego stanowczość, to tylko maska? Być może jednak istnieje tym człowieku miłosierdzie, coś poza surową ręką i ostrym, twardym słowem, które jedynie sprowadza trwogę.

Te i wiele innych myśli towarzyszyło młodej zakonnicy podczas kolacji w domu Zamoyskich. Nie przysłuchiwała się specjalnie rozmową, które panowały przy stole. Ostrożnie kroiła kawałki jedzenie i wkładała je do ust żyjąc dokładnie. Nie mówiąc nic, jedyniespożywała posiłek, ale choć na jej twarzy panował spokój w głowie miała mętlik. Wiele było na jej barkach, tak drobnych i kruchych, a to, że nie była w stanie sama poruszać się w świecie nie pomagało. Obecność Witolda była dla niej nieoceniona i nie mogła by prosić Boga o lepsze wsparcie w swojej ślepej wędrówce przez świat. Ale co się stanie kiedy go zabraknie, co jeśli, któregoś razu nie będzie mógł przyjść jej z pomocą.

Odgoniła te myśli, wciągając w nozdrza woń jaśminu, zawsze szczelnie otulając młodego inkwizytora. To było coś, co tak bardzo przyciągało ją do Witolda i jednocześnie sprawiało, że ona sama odczuwała spokój.
Była w trakcie rozmyślań na temat istoty zapachu i tego jak go odbierała, bo to, że się pomyliła dnia dzisiejszego było dla niej czymś nowym, kiedy jej ciało lekko zesztywniało. Jej zmysł powonienia nigdy do tej pory jej nie zawiódł. A teraz stało się coś co zupełnie ją rozbiło. Ciepła krew spłynęła po jej dłoni, kiedy Klara kierując się zapachem spojrzała w kierunku Witola. Chciała wyrzec słow do jego krewnej, by się nie fatygowała, że to dla niej normalne i nie powinna się przejmować, ale gardło miała ściśnięte. Wizja była sugestywna.
- Wi..Witoldzie - rzekła niepewnie, powoli wracając do rzeczywistości - myślę, myślę, że… - nie brzmiała zbyt pewnie, jakby bała się, że tym razem jej wizja była zbyt dokładna, zbyt bliska prawdy, by mogła zinterpretować ją inaczej - Mistrz Ebenhard jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 25-10-2018, 09:10   #309
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Anna

Szybki cios zadany w ciemności. Z chirurgiczną precyzją. Ostry sztylet rozdarł krtań niczego nie spodziewającego się ghula. W powietrze miał trafić krzyk, jednak rozszarpana nagłośnia odmówiła posłuszeństwa. Zamiast tego rozległ się bulgot krwi i świst wypuszczanego powietrza. Anna stała ściskając mocno sztylet, a wysoki brunet odwrócił się w jej stronę i ścisnął szyję. Między palcami wyciekała mu krew. Również z ust zaczynała mu wypływać krew. Z dłoni wypadł mu miecz, a dłoń wykrzywiona niczym orle szpony próbowała sięgnąć Anny.

Wtedy Gerge kopnął ghula w kostkę, a ten padł na ziemię. W świetle dogasającej pochodni Anna zobaczyła krzyż wiszący na szyi bruneta.

Coś ją ścisnęło. Sługa wampira, czy nie, był chrześcijaninem. A ona wykorzystała całą swoją wiedzę medyczną, żeby go skrzywdzić. A teraz wykrwawiał się pod jej stopami. Targnął nią nagle potężny wyrzut sumienia.


Francisca

Służąca w rozdartej sukni osiągnęła efekt. Czy to mężczyzna z wyższych klas, czy zbir w ciemnym zaułku… mężczyzna pozostawał mężczyzną. Ocieranie się o niego nagich damskich nóg nigdy nie pozostawało bez efektu.

Wsłuchiwał się w słowa kobiety.
- Tak… słyszałem o tym zbożu rosnącym do ziemi - powiedział bardziej do siebie niż do przyciskanej do ściany dziewczyny.
- Niemowa nie żyje. Klasztor spalony - kiwał głową przecząco jakby nie zgadzając się z tymi tezami.

W końcu puścił dziewczynę i nóż schował.
- Jakub, młody łucznik? Wrócił? Jeśli wrócił, to rzeknij mu, żeby sprowadził Francescę Rembertini w umówione miejsce. Honzo go nie skreślił. Tako mu rzeknij, jeno dokładnie słowo po słowie.

Franciscę w przebraniu kusiło, żeby poprawić przekręcone imię. Teraz czekał ją marsz wstydu przez miasto, w rozdartej sukni, błocie i deszczu.

Fyodor

Inkwizytor biegł z powrotem trasą, którą chwile temu ścigał Ghula. Teraz w przeciwnym kierunku. Deszcz, który zaczął padać był dziwnie kojący. Dohn był przeszłością Czy i tym razem popełnił błąd? Czy mógł się jeszcze czegoś dowiedzieć? Raczej nie. Teraz los handlarza pozostawał w rękach Pana.

Z uliczki wychylała się jakaś kobieta umazana błotem i ukazująca młode nagie nogi. W pierwszej chwili brata przeszyła myśl o tym, że kobietom tego zawodu żadna pogoda nie straszna. Cóż, młoda jest, jej ciało nie zawsze będzie na tyle sprawne, żeby nim zarabiać. Nie może sobie pozwalać na tracenie czasu.

Dopiero gdy odległość między nimi zmalała do kilku kroków Reznov rozpoznał w ubłoconej twarzy swą towarzyszkę. W zaułku nikogo poza nią już nie było.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 25-10-2018 o 09:30. Powód: przeoczenie we fragmencie Fyodora
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-10-2018, 14:47   #310
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Tego przebrania Francisca nie miała w planach. Drugi raz obrzuciła wzrokiem suknię i uznała, że ostatecznie takie przebranie też może się kiedyś przydać. Porzuciła odklejanie błota, uznając, że tymczasowo wyglądanie jak ofiara nieszczęśliwego wypadku może przynieść większe korzyści niż miejska prostytutka. Złapała suknię w miejscu rozdarcia w rękę. Zmniejszyło to zakres ruchu, ale przynajmniej odsłonięta noga przestała rzucać się tak bardzo w oczy. Taką przynajmniej miała nadzieję. Ważne, że żyła, podobnie jak Fyodor, którego udało jej się dostrzec.
- Co z Dohnem? - zapytała.
Sądząc po minie Czerwonego Brata znów coś poszło nie tak. Westchnęła zmęczona i wyszeptała modlitwę o spokój serca i myśli.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172