Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2018, 17:17   #187
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Chaaya wybudziła się, podświadomie czując, że ktoś ją obserwuje. W półmroku powoli wstającego dnia dostrzegła parę ślepek, wpatrujących się w nią uparcie, za każdym razem, gdy smoczy posłaniec przelatywał nad jej głową.
Dholianka ziewnęła przeciągle, po czym “szusznęła” na stworka, który popiskiwał chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Jak mi obudzisz kochanka… - odezwała się w smoczym. - To dostaniesz prztyczka w nos… - zagroziła, ponownie ziewając i wyciągając rękę po zwój.
Pyrausta coś tam po swojemu popiskała urażonym tonem, choć najwyraźniej smoczy nie był jej obcy. Bo popiskiwała ciszej.
Pergamin zaś był zaproszeniem na spotkanie. Był tam opis miejsca i podany czas.
- Odpowiedź… odpowiedź… - Smoczek wreszcie raczył się odezwać w zrozumiałym (bo drakonicznym) języku.
Kobieta pomasowała się po karku, wzdychając ciężko. Nie miała chyba ochoty na kolejne spotkania z ludźmi i nieludźmi na najbliższe kilka dni, ale miała niepokojące wrażenie, że komu jak komu… ale temu klientowi nie można ot tak odmówić.
- Dobrze… przyjdziemy - stwierdziła polubownie. - Mam ci to napisać, czy zapamiętasz?
- Zapamiętam… - mruknął gad. - Przekaże… mamy oko... na was.
Stworek zafurkotał skrzydełkami unosząc się wyżej.
Bardka opadła na poduszkę z cichym westchnieniem.
- Dziękuję i do zobaczenia. - Pożegnawszy się, wtuliła się w tors śpiącego mężczyzny i spróbowała wrócić do przerwanego snu.


Pobudka zaczęła się od dotyku, od przyjemnego muśnięcia na skórze... delikatnego dreszczyku, rozchodzącego się od łydki w górę. Wcale nie zachęcał on do opuszczałania łóżka przez dziewczynę, która mruknęła coś niezrozumiale, poruszając się niespokojnie na granicy snu i jawy.
- Głowa… mnie boli - obwieściła sennie, kryjąc podstępny uśmiech pod poduszką.
- Czy ja mówię, że masz coś robić? - Usłyszała w odpowiedzi, czując dotyk palców i ust kochanka na swej prawej nodze. Zapewne wspominając wczorajszy pokaz tawaif, delektował się tym co miał pod ręką, wodząc językiem po nodze, a czasem kostce tancerki.
Kurtyzana fuknęła sennie, nakrywając policzek kołdrą i przymknęła na chwilę powieki.
- A więc leże jak kłoda i zobaczymy jak długo… wytrzymasz - odparła trzpiotnie, przeciągając się z cichym jękiem w pieleszach. - Mieliśmy posłańca w nocy… Archiwista zaprasza nas na spotkanie. Zgodziłam się, bo… obawiam się, że nie mamy wyboru na nic innego.
- Miedziane smoki nie słyną z agresywności - mruczał czarownik, rozkoszując się zdobyczą niczym duży kocur. Złotoskóra czuła jego pieszczoty, nienachalne i leniwe i… dziwne. Jarvis nie wydawał się pieścić jej ciała, by przypodobać się jej i zyskać przychylność. Ot, rozkoszował się chwilą.
Kamala mruczała przez chwilę, wtulając się w poduszkę i zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Wie o nas za dużo… i jest dość wpływowy, by nam uprzykrzyć życie… nie chcę by Nvery znowu był gnębiony przez wampira… i nie chcę byś ty miał problem z którymś z nieumarłych. - Jakaś nutka zazdrości pobrzmiewała w jej zaspanym głosie, lub ewentualnie, przez pierze jej ton był nieco zniekształcony.
- Skoro to tylko spotkanie, to może nie będzie tak źle - odparł przywoływacz, tuląc łydkę Sundari do policzka i łaskocząc jej skórę włosami. - ...śliczna.
- Może… - Bardka napięła mięśnie w nodze i pogładziła wielbiciela po policzku, wyjątkowo delikatnie, jakby robiła to ręką.
- Dobrze spałeś?
- Przyjemnie… miałem wygodne poduszki - stwierdził mag, głaszcząc kochankę po nodze opuszkami palców.
Wygodne poduszki, no tak… spał na jej klatce piersiowej, wtulając czuprynę w biust. - A ty? Jak ci się spało?
- W porządku. Spokojnie… - odpowiedziała, po czym wyjaśniła. - Nie miałam żadnych snów… a przynajmniej nie pamiętam, więc… wypoczęłam psychicznie i fizycznie.
- Będę musiał to sprawdzić… - mruknął “złowieszczo” Smoczy Jeździec, ale jego pieszczoty nie nabrały ani intensywności, ani lubieżności. Ot, rozkoszował się ich małą sielanką.
- Musieć to ty musisz odwiedzić Dartuna… przynieść mu śniadanie i jakiś lek, na ból głowy… o i jak już jesteśmy przy jego temacie tooo… dam ci pewną książkę, która trzeba mu podrzucić, tak, by się nie zorientował.

Chaaya podłożyła poduszkę pod głowę i ostatecznie otworzyła oczy, by móc obserwować rozmówcę spod zmrużonych powiek.
Jarvis zaciekawił się i trochę zaniepokoił, jednak nie na tyle, by pozwolić uciec, pochwyconej już, zgrabnej nodze tancerki. - Jaką to książkę pożyczyłaś bez jego wiedzy?
Dziewczyna zaśmiała się jak psotny chochlik, po czym uśmiechnęła jak niewinna elfia wróżka.
- O duchach, jak przywołać, jak odwołać… takie tam, chciałam się trochę podszkolić z tej dziedziny.
- Chcesz wywoływać duchy? Nie wystarcza ci, że elfie... same nas odwiedzają? - W ramach “karcenia” mężczyzna delikatnie ukąsił ją w łydkę, ale dreszczyk jaki tawaif poczuła , był mało bolesny.
- Skupiałam się raczej na odwoływaniu… - odparła. - Nvery chciałby pomóc swojemu zmarłemu koledze… uznałam, że powinnam co nieco poczytać, bo nie mam zbyt dużej wiedzy na temat nieumarłych bytów. Chodź tu do mnie - poprosiła na koniec, klepiąc miejsce obok siebie.
Ukochany posłusznie ułożył się obok niej.
- Nie lepiej wynająć jakiegoś kapłana, albo nekromantę? Duchy bywają problematyczne.
Kobieta pogładziła go po torsie, po czym się do niego przytuliła, ocierając się noskiem o jego obojczyk.
- Na cmentarzu są ukryte skarby, których strzeże duch… pokazanie tej kryjówki obcemu mogłoby zwiększyć ryzyko rozkopywania szczątków. I duch i Nvery tego nie chcą.
- No tak… elfi cmentarz pełen jest skarbów - zreflektował się mężczyzna, obejmując kochankę ramieniem i tuląc do siebie. - I co wyczytałaś z księgi?
- Nooo… że pokonane w walce duchy wracają następnego dnia i najlepiej to pomóc im załatwić sprawę, która nie pozwoliła im spocząć… podobno wiele z nich wie co to za sprawa i tylko udają, że nie wiedzą… - Zaczęła opowiadać Dholianka, całując delikatnie bladą skórę.
- Święte symbole i ogólnie woda święcona pomagają z odpędzaniu nieumarłego, no i nie każda broń na nie działa.
Jej pocałunki rozpraszały nieco Jarvisa, który leniwie muskał opuszkami palców szyję bardki. - Mhmm… Skoro elf nie chce powiedzieć jaką to nie załatwioną ma sprawę, to… jak go zmusić do tego?
Kurtyzana uśmiechnęła się jak przebiegłe lisiątko, wtulając się bardziej w ukochane ciało.
- To już nie mój problem, a Nveryiotha, ja tylko zapewniam mu mentalne wsparcie i wiedzę… - wyjaśniła, łaskocząc męską pierś wargami.
- Acha… a ja mam taki problem… że pochwyciłem jedną taką ładną dziewuszkę o zgrabnych nogach i pupie. I ona sprawia, że nabieram ochoty na konsumpcję. I co my zrobimy z tym problemem? - zażartował czarownik, pozwalając kochance na wszelkie zabawy ze swoim torsem, jakie przychodziły jej do głowy.
- To faktycznie bardzo poważny problem - stwierdziła Chaaya, czerpiąc wielką przyjemność z bliskości ich nagich ciał. Najwyraźniej podobały jej się wszelkie czułości, tulania, głaskania i tym podobne. - Czy mam się nią zająć, by dała ci spokój? - spytała na moment milknąc, by zostawić różowy ślad po swoich ustach w miejscu gdzie wyczuła bicie serca jej partnera.
- No nie wiem … a jak planujesz się nią zająć? - Ten mruczał, sięgając niżej i zaciskając delikatnie palce na pośladkach dziewczyny, co wywołało mimowolny uśmiech zadowolenia na jej twarzy.
- Złapałabym ją za włosy i wyrzuciła przez okno - syknęła złowróżebnie, podgryzając magika w szyję jak dzikie zwierzątko. - A później pokazałabym ci gdzie kończą mężczyźni którzy łapią śliczne dziewczęta.

Bardka zaśmiała się jak postliwy elfik, niwecząc “krwiożerczy” nastrój jaki próbowała zbudować. Chwilę pokokosiła się w ramionach leżącego rozmówcy, szukając jakiejś przyjemnej pozycji do dalszych pieszczot, ale ostatecznie została tam gdzie była, nieruchomiejąc nieco i milknąc.
Mężczyzna ozwał się cicho i ostrożnie, jakby dzielił się z kochanką jakąś wielką tajemnicą. - Chyba chwyciłem tą trzpiotkę za pupę…
Kobieta zadarła głowę, by móc popatrzeć na przywoływacza, ale jedyne co mogła dostrzec to jego szyję i brodę. Westchnęła więc polubownie.
- A miła w dotyku? Miękka? - Zapytała z ciekawskim tonem w głosie, wyswobadzając jedną swoją rękę. - Jędrna i gładka? Fajnie się trzyma? - Jej rozczapirzone paluszki sunęły po boku Jeźdźca, aż nie zatrzymały się na chudych biodrach, skąd blisko było do jego pośladków. Chwyciła jeden, sprawdzając jego sprężystość i coś pomruczała pod nosem, kiwając czupryną na boki.
- Bardzo miła w dotyku, taka mięciutka poduszeczka, okrąglutka. - Jarvis mruczał w odpowiedzi, ugniatając drapieżnie krągłość, którą pochwycił. - Idealna pod moją dłoń.
- Opisz mi… przekaż dokładnie co czujesz - poprosiła tancerka, unosząc się na łokciu, by móc ucałowac kochane usta.
W głowie Smoczego Jeźdźca pojawiła się łagodna wizja deszczu w gęstym, tropikalnym lesie, gdzie kobieca dłoń gładziła mięsisty liść dorodnego fikusa.
- Bardzo mięciutka, delikatna skóra… gładziutka, ciepła. Jak ścisnąć, to jakby poduszkę pełną pierza chwycić... tego najbardziej delikatnego pierza… a jaka sprężysta - wyjaśniał chłopak, spełniając kaprys złotoskórej.

Kamala zaśmiała się wyraźnie rozbawiona, lecz to nie odpowiedź ją rozbawiła, a przynajmniej czarownik nie miał poczucia, że śmiała się z niego.
- Na przyszłość wiedź, że nie ładnie przyrównywać kobiece wdzięki do zwykłych poduszek… nawet tych najdelikatniejszych - odparła z rozczuleniem, wracając dłonią do męskiej twarzy, by zgarnąć mu kosmyk włosów z czoła. - Nasuwa to mało przyjemne wrażenie… przynajmniej u ludzi z pustyni. My nie przytulamy się do poduszek… my na nich siadamy zamiast krzeseł - wytłumaczyła spokojnie, podczas gdy obraz w głowie słuchającego nieco się zmodyfikował. Palce zsunęły się z liści do delikatnych pąków, skubijąc je tak, jak skubane były jego włosy. - Wolałabym, żebyś na mnie nie siadał… ale zawsze utule twoją głowę do snu… zawsze - przyrzekła cicho, łaskocząc koniuszkiem języka dolną wargę maga, który poczuł w swojej wyobraźni rześki smak, spływającej po roślinności wody.
- Nie ma za wiele rzeczy równie mięciutkich i przyjemnych jak twój tyłeczek… - Ten ugniatał leniwie swą zdobycz, uśmiechając się czule do kusicelki. - Do czego innego mógłbym porównać?
- Nie wiem… nie siedzę ci pod czaszką - zachichotała Sundari z dziecinną błazenadą. - Ale skoro to co czujesz najlepiej odpowiada poduszce to nie będę się spierać, choć pamiętaj, że mam ząbki… i w razie jakiś prób przygniatanie mnie… pogryzę i to dotkliwie - zagroziła, grożąc paluszkiem. To mógł być błąd… bo mężczyzna nagle pochwycił ów palec zębami, acz delikatnie. Wargi muskały opuszkę palca, a język lizał skórę. Na szczęście kurtyzana tego nie żałowała, uśmiechając się tylko w roztkliwieniu. Orzechowe oczy błyszczały od powoli rosnącego pożądania, uważnie przyglądając się zabiegom kochanka. A on z premedytacją tańczył czubkiem języka po jej palcu, powoli i bez pośpiechu. Delektował się sytuacją, wpatrując w oczy bardki.
Znała zresztą jego taktykę, powolnego rozpalania jej zmysłów, rozgrzewania ciała... aż stawało się dzikim wulkanem namiętności, gotowym rzucić się na niego, by wycisnąć z niego rozkosz.

Dholianka milczała dłuższą chwilę, chłonąc każdy szczegół przed sobą, w końcu zarumieniła się dostatecznie mocno, co znaczyło, że przywoływaczowi udało się w końcu rozniecić ogień w palenisku. Wprawdzie nadal nie za duży, ale nie groził nagłym zgaśnięciem przy najdrobniejszym powiewie bliżej nieokreślonych niepowodzeń.
- Jarvisie… powiedz mi, czy ja… zaspokajam cię duchowo tak jak i cieleśnie? - Dziewczyna przerwała milczenie, chowając wilgotny paluszek do swoich ust, jakby próbowała na nim słodkiego kremu.
- Tak… lubię nie tylko figlować z tobą Kamalo. - Mężczyzna uniósł nieco głowę i cmoknął kurtyzanę w czubek nosa. - Lubię twoje towarzystwo.
W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko wyraźnie uszczęśliwiona, spontanicznie postanawiając przytulić się ciasno do smukłego ciała obok.
- Chodźmy coś zjeść! - Zawołała radośnie, zapominając na chwilę o zmaganiach magika z jej podnieceniem.


Poranne danie było miejscową specjalnością i składało się z żółwich jaj gotowanych do lekkiego ścięcia, ostrożnie otworzonych i gotowych do posypania ziołami i przyprawami, które to wypełniały czarki stojące dookoła posiłku. Do tego grzanki i różany likier do popitki.
Jarvis rozwiał obawy Chaai mówiąc, że ten akurat trunek jest bardzo lekki jeśli chodzi o możliwość upojenia. Trzeba byłoby wypić duszkiem ze cztery butelki by zadziałał.
Bardka więc ochoczo zabrała się do jedzenia, może nawet nazbyt ochoczo jak na osobę, która podobno cierpiała na “ból głowy”. Możliwość spróbowania czegoś nowego, wyraźnie ją pobudzała i rozpromieniała, do tego stopnia, że przez cały posiłek nie odezwała się ani słowem, krusząc zioła nad jajkami, mieszając płynne żółtko z lekko ściętym białkiem, smarując chrupkiego tosta, czy siorbiąc ostrożnie nalewki, aż na talerzu nie pozostał nawet ślad po strawie.
- Achhh… mogłabym tak jeść codziennie… tylko z wariacją warzyw - rzekła w końcu, zbierając opuszkami okruszki z blatu stołu.
- Zauważyłem coś - odparł z uśmiechem czarownik, który przez cały ten czas przyglądał się dziewczynie. - Poznałem to, co chyba ci umykało. Wiem, co lubisz… ty jesteś łakomczuszek i smakoszka. Lubisz smakować nowe potrawy.
Dholianka drgnęła niepewna jak ma zareagować. Zarumieniła się zmieszana, spuszczając wzrok na podołek.
- M-myślisz, że to lubię? - spytała speszona, uśmiechając się głupiutko, bo zupełnie nie wiedziała co począć z taką informacją o sobie. - Czy to… dobrze?
- Promieniejesz… jak kosztujesz nowych potraw. Wręcz kusi, by cię karmić jak ulubioną wiewiórkę. Oczywiście potem należy zadbać, byś miała okazję do wysiłku i nie zaokrągliła się - odparł żartobliwie mężczyzna i dodał. - Tak… to dobrze, że jest coś co lubisz. I przyjemnie patrzeć na ciebie w tak wesołym nastroju.
- Promienieję… - Tawaif powtórzyła po nim jak papużka, wciąż nieco zakłopotana. - Lubię jeść… ja lubię jedzenie - mruczała pod nosem, jakby starając się przyzwyczaić do tej oczywistości. Po czym podniosła wzrok, przyglądając się czujnie ukochanemu.
- Nie podobają ci się kobiece kształty? Wolisz… chude?
- Podobają mi się twoje kształty - wyjaśnił rozbawiony przywoływacz i nachylił się uśmiechając się “złowieszczo”. - Ale skoro twój brzuszek jest pełny jedzonka, to… mam powód, by cię porwać do pokoju, rzucić na łoże i kochać tak długo z tobą, aż padniesz bez sił… prawda?
Kurtyzana westchnęła, biorąc kosmyk włosów, którym zakryła sobie szeroki uśmiech na ustach.
- Aiya… nie chcę być uszczypliwa ale z naszej dwójki to ty często… padasz bez sił - odparła zadziornie.
Jarvis rozparł się w krześle, nie dając tak łatwo za wygraną.
- Jestem gotów na kolejną bitwę, by zmusić cię do zmiany zdania - odparł z uśmiechem. - Jestem pewien też, że są rzeczy, które szczególnie lubisz… na przykład w alkowie.
Kobieta wstała od stołu wesoło się śmiejąc.
- W takim razie chodźmy do pokoju… i sprawdźmy jak wytrwały być potrafisz oraz jak dobrze zdążyłeś mnie poznać.
- Dobrze… - Magik podążył za nią, wodząc lubieżnie wzrokiem po jej krągłościach i rozpraszając wszelkie jej wątpliwości co do ewentualnego braku na nią apetytu u siebie.

Ledwie dotarli do komnaty, ledwie Kamala zamknęła drzwi… a już jej ukochany dociskał jej ciało do nich, obsypując żarliwymi pocałunkami usta i szyję.
Sundari mimowolnie się uśmiechnęła, rozluźniając się i poddając czarownikowi, tak, jak kawałek drewna poddawał się obróbce sprawnego rzeźbiarza.
Było coś w tej ciasnej bliskości co uzależniało. Im mocniej czuła na sobie ciężar partnera, tym była spokojniejsza. Im ciężej było oddychać, im boleśniej drzwi wbijały się w plecy, tym bezpieczniejsza, o ironio, się czuła. Zupełnie jakby znalazła się w kokonie, gdzie nikt i nic nie mogło jej dopaść. Jakby pawęż pełna czułości czułości i pożądania chroniła jej ciało przed atakami.
A gdy dołączyć do tego żarliwe usta, odciskające się gorącym piętnem na jej skórze, bardka zamieniała się w gorące źródełko, coraz trudniejsze do utrzymania w ryzach umięśnionych ud.
- Uważaj… bo pomyślę, że cię głodzę - odezwała się żartobliwie, odnajdując wargami wargi mężczyzny, by móc na chwilę się im oddać.
- Im więcej smakuję, tym więcej pragnę. - Jarvis opadł na kolana i zaczął podwijać damskie szaty, by dobrać się do jej lśniącego skarbu.
Był bardzo wygłodniały i dziki… gdzieś zniknęła ta cierpliwość z poranka.

Dziewczyna zabujała się na palcach i przygryzając usta, wsparła obie dłonie na głowie przywoływacza, przyjemnie masując i drapiąc jego skórę.
- Nie tylko ja tu jestem łakomczuchem… to pocieszające - odparła rozczulona.
- Strasznym… łakomczuchem… - Smoczy Jeździec bezczelnie pozbawił ją bielizny, odsłaniając jej intymny zakątek… tylko po to, by rozsmakować się w nim, muskając go językiem i ustami. Mało subtelnie, ale z dużym entuzjazmem. Zupełnie jakby był innym niż zazwyczaj kochankiem. Tym razem energia przeważała nad precyzją… pieszczoty były silne, acz mało finezyjne.
Złotoskóra westchnęła głośno, opierając głowę o framugę drzwi. Na chwilę zabrakło jej tchu w piersi, oszołomiona dość agresywnymi doznaniami. Wyglądało jakby jej towarzysz dokądś się spieszył, albo był czymś rozdrażniony i próbował zająć swoje myśli.
~ Nie ucieknę ci… ~ Przekazała swoje myśli poprzez telepatię. ~ I nie przeszkadza mi, jeśli nie masz czasu na rozpalanie mnie…
~ Kamalo… mogę być delikatny i spokojny… i precyzyjny… ~ Gdy tak mruczał w odpowiedzi, jego język niczym pędzelek malarza, muskał czubkiem wrażliwe obszary jej podbrzusza. ~ Jeśli chcesz… ale uznałem, że najpierw udowodnię ci moje łakomstwo.
Tancerka zadrżała, starając się nie jęknąć zbyt głośno. Jej palce zaciskały się i rozluźniły na głowie kochanka bez udziału świadomości.
~ Zaskoczyłeś mnie… przepraszam ~ Jej przekaz był duszny i urywany. ~ Źle odebrałam...
Niestety, a może stety, więcej nie mogła z siebie wykrzesać, zbyt mocno rozkojarzana pieszczotami.
~ Nie myśl. Poddaj się chwili i pragnieniom ~ polecił jej mag, wracając do drapieżnej zabawy, przerywanej wręcz romantycznymi muśnięciami języka na jej drżących udach. ~ Masz śliczne nóżki i pupę i brzuszek i piersi. Tyle miejsc do wycałowania.

Dholianka posłuchała rady i skupiła się na czerpaniu przyjemności. Nie starała się walczyć, a wychodzić naprzeciw spełnieniu, które spięło w spaźmie jej ciało, przyoblekając dół pleców o gęsią skórkę.
Chaaya dyszała cicho, wpatrując się w sufit i głaszcząc klęczącego jak dobrze ułożonego pupilka. W tym ruchu było jednak wiele czułości i wdzięczności, za to, że ten wybrał trwać przy jej boku.
- Czyżby to miód na moje uszy wylał się z twoich słodkich usteczek? - spytał czarownik, gdy posłyszał jej cichą fanfarę na cześć ekstatycznej fali przetaczającej się przej ciało.
Tawaif spojrzała w dół na mężczyznę, łapiąc go pod brodę.
- Nie wiem jak to robisz, że zawsze ci się to udaje - poskarżyła się z wyraźnym utrapieniem wymalowanym na jej twarzy. - Tyle lat byłam… nie ważne kim byłam… i nigdy nie zapomniałam fachu jakim władam. - Klęknąwszy scałowała z ust wybranka swoje słodkie soki, po czym zaczęła rozpinać mu spodnie. - Jakbym co noc była dziewicą, której rozpustny dżin pokazuje tajemne życie kochanków. Bądź przeklęty Jarvisie.
- Po prostu… pozwoliłem ci być troszkę samolubną. - Ten odparł cicho, głaszcząc ją czule po głowie. - Delektować się tym co łączy mężczyznę i kobietę w alkowie. Co budzi ten sam żar w ich krwi. Jesteś wyjątkowo fascynująca… wtedy.
Bardka popatrzyła na rozmówcę z zachowawczym uśmieszkiem.
- Samolubną… Fascynująca… - Zmarszczyła lekko nosek, przez co wyglądała jak wściekła ryjówka. - Co cię skłania by twierdzić, że jestem wtedy taka fascynująca… opowiedz mi o tym - poprosiła wyraźnie zaciekawiona tą kwestią, dobierając się palcami do czarodziejskiego fleciku, na którym Umrao uwielbiała wygrywać miłosne dźwięki.
- Jest w tobie ogień Kamalo. Ukryty głęboko… żar, który budzi się w gniewie i czasem w namiętności. Żar, który potrafi strawić twoje lęki swoim płomieniem - wyjaśnił swoje przemyślenia przywoływacz, przyglądając się jej działaniom na swojej dumie, w pełni gotowej do podboju wszelkich bram miłości kurtyzany.
- Wiesz… jesteś bardzo słodki gdy tak mówisz… - stwierdziła Sundari po pewnej chwili zastanowienia. - Słodki jak krem z gotowanego ciasta… - Jej obie dłonie chwyciły twarz Smoczego Jeźdźca i przyciągnęły do swojej, zmuszając go do pochylenia się. - Nadziewa się nim ciastka zwane w niektórych miastach ptysiami… - mruknęła zmysłowo, na chwilę łącząc ich usta w dość drapieżnym pocałunku, który został przerwany śmiechem.
- Aż nabieram ochoty by stać się takim ptysiem, pytanie tylko czy starczy twej słodyczy na moje ciałko.

Mała i podstępna nimfa, zerwała się na równe nogi z chichotem odbiegając ku stolikowi o który się oparła, prezentując swoje odkryte i jędrne walory jak na wystawie.
Zgrabne pośladki napinały się hipnotycznie, gdy kobieta przenosiła ciężar z jednej stopy na drugą i wyraźnie się naigrywając z mężczyzny, który sam skończył ze spodniami w kolanach na drugim końcu pokoju, by ruszyć niezgrabnie w kierunku pokusy jaką mu pokazywała.
- Z pewnością starczy… - zapewniał ją z łobuzerskim uśmiechem magik, coraz bliższy owej figlarnej psotki. Już była prawie w zasięgu jego dłoni wyciągniętych przed sobą.
Złotoskóra skorzystała z okazji i ściągnęła przez głowę niewygodną suknię, zrobiła to w punkt, bo w momencie zdjęcia, została momentalnie pochwycona.
- Nie strasz, nie strasz… pokaż - odparła lubieżnie, ocierając się swoimi skarbami o dumę kochanka.
- Uważaj… bo życzenia się spełniają… smakoszko… - Jego dłonie zacisnęły się władczo na jej biodrach, a duma równie władczo podbiła wilgotny zakątek.
Silny sztych wprawił jej ciało w drżenie i poruszył lekko jej piersi. Kolejne były już tylko silniejsze. Jarvis delikatny nie był w swoim uporze pokazania jak duży apetyt w nim budzi. Ale czy musiał? Żar, o którym mówił, przecież już płonął w ich lędźwiach.
Tawaif opadła na blat jęcząc głośno jak rozpustnica, którą wszak potrafiła być. Wiła się niespokojnie, wyraźnie pobudzona i zadowolona zarazem.
To było to czego chciała, czego pragnęła. Było idealnie.
“Niestety” do czarownika szybko dotarło, że nie złapał on nimfy, a podstępnego sukkuba, który zwabił go, by w pełni wykorzystać.
Bitwa na wytrzymałość właśnie się rozpoczęła, a on wiedział, że i tak pójdzie na dno. Mógł się jedynie postarać, by zabrać tam ze sobą swoją partnerkę. A że miał doświadczenie w podobnych bojach, to… bitwa mogła być pełna niespodzianek.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline