Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2018, 17:27   #47
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Pod wieczór trop zaprowadził bohaterów daleko od Welton, w pobliże ruin jakiejś starej baszty, oddalonej od miasta parę godzin drogi.


Skryta wśród zieleni konstrukcja była dość niska, przez co ginęła wśród otaczających ją drzew, kiedy bohaterowie stali już w jej pobliżu budynek wydawał się opuszczony, w oknach nie paliło się światło a poza odgłosami nocnych zwierząt budzących się do nocnego życia.
Lauga zatrzymała się jako pierwsza i pokazała reszcie by byli cicho, przykładając palec do ust i wskazując na wieżę, upewniając się że nawet po dłuższej chwili nie usłyszą żadnych dźwięków.
Kokoro zaś zamknął oczy i oddalił się z swojego umysłu w ciało Chumuske, z którego słuchem nikt nie mógł się równać. Teraz dzielił dar swojego przyjaciela, nasłuchując, i przekazując towarzyszom za pomocą myśli to co usłyszał i zobaczył oczami sowy.
Bran nie był zbytnio zachwycony widokiem wieży i faktem, że może być ona zamieszkana. Jeśli stała się siedzibą szalonego Alexieja, to mogło tam się znajdować wszystko. Na dodatek próba zdobycia takiego obiektu mogłoby się źle skończyć dla próbujących tego dokonać.
Ale na początek spróbował dowiedzieć się, czy w okolicy coś się dzieje. Zamienił się więc w słuch.
Chodźmy sprawdzić. Wydaje się opuszczona, ale może znajdziemy tam coś ciekawego — powiedziała wojowniczka ostrożnie ruszając do przodu.
Spróbuję podejść bliżej — powiedziała Arletta.Lepiej słychać, więcej śladów widać.
Po tych słowach zaczęła podkradać się pod wieżę.
O dziwo, drzwi do wieży były zamknięte na klucz, ale Arletta szybko się z nimi uporała. Wprawdzie Lauga nie widziała problemu, żeby te drzwi po prostu wyważyć kopniakiem, ale towarzysze przekonali ją, by nie zostawiać po sobie bałaganu. I że zamek może komuś się jeszcze przydać w tych drzwiach.
W środku panował bałagan, uschnięte liście szeleściły im pod stopami kiedy rozglądali się po pomieszczeniu znaleźli drzwi do piwnicy i schody prowadzące w górę.
Wydaje się być opuszczona, chyba spokojnie możemy się rozdzielić i sprawdzić wszystko. Będzie szybciej. Ja mogę zejść do piwnicy, a wy sprawdźcie piętro — wydała polecenia Lauga.
Ale mam wrażenie, że ktoś tu próbował nieudolnie sprzątać.Bran wskazał na coś, co wyglądało jak prymitywna, związana z parunastu witek miotła.
Piwnica
Wojowniczka skierowała swoje kroki do piwnicy. Musiała pchnąć wypaczone drzwi, by ustąpiły. Nie miała źródła światła, ale dzięki domieszce elfickiej krwi mogła widzieć mniej więcej, co znajduje się w piwnicy. Drewniane schody skrzypiały, kiedy powoli postępowała po nich krok po kroku.
Kiedy doszła na na sam dół, pod obcasami jej butów coś zachrzęściło. Lauga spojrzała na podłogę, by zobaczyć mnóstwo starszych zwierzęcych kości różnych zwierząt. Było ich mnóstwo. Lauga przechodziła powoli po piwnicy. Pomieszczenie nie było duże, a oprócz kości były tu jeszcze dwie beczki. Kiedy Lauga je sprawdziła, okazało się, że były puste, ale pachniały starym, zepsutym winem.
Dziewczyna nie znalazła nic ciekawego poza kośćmi zwierząt, więc postanowiła wrócić na górę, ale kiedy wracała po schodach te trzasnęły i w następnej chwili dziewczyna leżała na podłodze, na stosie kości, i patrzyła w górę na otwarte drzwi do piwnicy.
Ugrhh… — Jęknęła z bólu i powoli zaczęła się podnosić.
Pokój na pierwszym piętrze

Pomieszczenie było małe, była tutaj kiedyś sypialnia. Dwie stare prycze, stojące po przeciwnych ścianach pokoju, miały wygryzione przez myszy sienniki. Na nocnym stoliku znajdowała się lampa oliwna, w zbiorniku której chlupotało trochę oleju.
Pusta szafa tkwiła w rogu sypialni. Stan półek wskazywał na to, iż zawód sprzątaczki nie cieszył się w tym miejscu powodzeniem.
Parę pająków, pilnujących sieci rozwieszonych po rogach pokoju, ponurym wzrokiem spoglądało na tych, co ośmielili się zakłócić panujące tu ciszę i spokój.
Koło okna stała stara żeliwna kuchenka, mająca czasy świetności dawno za sobą, ale może nie rozleciałaby się przy próbie rozpalenia ognia... do czego natychmiast chciał się zabrać Kokoro, zapomniawszy o tym, iż nawet najprymitywniejsza kuchenka potrzebuje opału.
Dało się słychać ciche piski znad sufitu. Kiedy mistyk spojrzał w górę zobaczył stado nietoperzy zamieszkujących pod sufitem. Właśnie budziły się ze snu i zrywały się do nocnego lotu, zwłaszcza że obecność Chumuske skłoniła je do opuszczeniu pomieszczenia w pośpiechu.
W pewnym momencie można było usłyszeć trzask i stłumiony krzyk gdzieś z dołu, zapewne z piwnicy.

Piwnica

Lauga powoli wstał, zanim jednak zaczęła kombinować, jak się wydostać, zjawił się Kokoro. Po małej wymianie zdań pomógł jej wydostać się z piwnicy, w czym pewien udział miała jedna z beczek. Potem, po zdaniu relacji o sypialni i piecu na piętrze, postanowili wyciągnąć jeszcze resztki kawałków schodów i spróbować uruchomić piecyk.
Lauga pomogła zanieść drewno, a potem udała się wyżej, do Arletty i Brana, zostawiając mistyka, by zajął się przystosowaniem miejsca do spania.

Pracownia na drugim piętrze
Ktoś się nieźle wysilił, przy budowie wieży, bowiem kamienne schodki prowadziły aż na ostatnie piętro, gdzie kończyły się pomieszczeniem zajmującym całą kondygnację. Co wcale nie znaczyło, że komnata była bardzo duża. Wąskie okienka, które pozwalały spoglądać na cztery strony świata, prócz jednego zasłonięte były okiennicami, lecz oczy Arletty i Brana nie potrzebowały wiele światła i ich właściciele wnet zorientowali się, że trafili do laboratorium. Laboratorium znajdującego się w opłakanym stanie, a okno nie tylko nie miało okiennicy, ale i futryny.
Co tu się działo? — spytała elfka rozglądając się po pomieszczeniu.
Wygląda jakby ktoś wpadł w szał.Bran usiłował wypatrzyć jakieś ślady, które by powiedziały, czy zniszczenia są dziełem zwierzęcia, czy istoty rozumnej. Widoczne tu i ówdzie ślady pazurów sugerowały raczej to pierwsze.
To nie wygląda na wilka czy sowomisia — stwierdził zaklinacz.
Wygląda na to, że to coś wyszło tędyArletta podeszła do okna. — Razem z okiennicą i futryną… Co ten kurdupel tu tworzył?
Jakiś latający stwór?Bran usiłował sobie wyobrazić stworzenie, które miałoby dość siły i determinacji, by rozwalić okno.
Na to wygląda — odparła szukając kolejnych śladów.
Hej znaleźliście coś? — usłyszeliście słowa wojowniczki i zbliżający się odgłosy kroków. — Kokoro uruchamia piecyk w starej sypialni, w piwnicy nie było nic poza spróchniałymi schodami i kośćmi zwierząt. Chyba ktoś je tam wrzucał. Jest ich za dużo, by był to przypadek lub nieszczęśliwy wypadek.
Które z was tak hałasowało? — spytał Bran.To krew? — Wskazał za pokaźnych rozmiarów plamę pod jednym z okien.
Żadne. Jak wychodziłam z piwnicy, schody się zerwały — powiedziała Lauga i podeszła do plamy pod oknem. Przykucnęła i dotknęła jej palcami. — Tak to krew, dużo jej tu. Jeśli to nasz niziołek, to jest jej za dużo, by przeżył. Jest też już zaschnięta, więc pewnie stało się to ponad dzień temu, może wcześniej.
Myślisz, że padł ofiarą własnych eksperymentów? — Zaklinacz był pełen wątpliwości. — Nawet wilki go nie zżarły.
Wiesz... Przestraszony człowiek jest w stanie narobić wielkich szkód, zwierzę, nawet inteligentne, też jest czasem o wiele bardziej niebezpieczne niż w normalnych okolicznościach. Może coś poszło nie tak, a może wybrał coś, co reaguje inaczej na jego metody badawcze.Lauga mówiła, oglądając wyważoną framugę okna. Wychyliła się, by wziąć kawałek sierści i błony.
Patrz, mam coś. To sierści i chyba kawałek skóry albo czegoś — powiedziała pokazują puch i kawałek błoniastego kawałka mięsa.
Nieźle się poszarpało, próbując wydostać z pułapki — stwierdził Bran. — Tak na oko to chyba coś na kształt nietoperza? — Spojrzał na Laugę, która lepiej od niego powinna się znać na zwierzętach.
Mhm, masz rację, ale w takim razie musiałby być ogromny. W sumie pasuje... Kokoro znalazł nietoperze nocujące w sypialni, teraz wyleciały głównie przez Chumuske. — Poinformowała ich wojowniczka. — Cóż, przynajmniej wiemy, że niziołka już raczej nie odnajdziemy.
Jest jeszcze to...Arletta pokazała zakrwawiony but.
Przynajmniej mamy dowód dla reszty — skomentował wojowniczka. — Weźmy go ze sobą. Dobra... jak nic innego nie znaleźliście, to chodźcie na dół. Zatrzymamy się na noc i wrócimy do wioski jutro rano.
Zeszli do sypialni, postanawiając spędzić noc w tym pomieszczeniu.
Ogień w starej kozie podrygiwał, a mistyk już opiekał na nim mięso zabitego wcześniej sowoniedźwiedzia.
Lauga pokręciła z niedowierzaniem głową. Sama rozłożyła swoje posłanie koło łóżka i wyjęła racje podróżne, odmawiając poczęstowania się nawet odrobiną mięsa. Puściła po towarzyszach wzięty bukłak piwa z miasta. Arletta i Bran również zadowolili się podróżnymi racjami.
Arleta zeszła i, na wszelki wypadek, pozamykała zamki w drzwiach. Dzięki temu nie musieli wystawiać tej nocy wart, a mieli dach nad głową.
Po wymienieniu się opiniami na temat tego, co mogło się przytrafić niziołkowi, poszli spać, Chumuske pilnował by do pomieszczenia nietoperze nie wlatywały za wcześnie.
Chłód poranka obudził ich dość wcześnie, przedarłszy się przez koce, którymi się przykrywali. Piecyk, którego nikt nie pilnował, wygasł i w sypialni zrobiło się dość zimno.
Trzeba by się nieźle napracować, by z tego miejsca zrobić porządną siedzibę — powiedział Bran, pospiesznie się ubierając. — Coś na ząb i idziemy?
Nikt nie miał zamiaru pozostawać dłużej w starej wieży, więc zebrali się i zaczęli iść w stronę powrotną do miasteczka.
Bez większych przeszkód dotarli tam w okolicach południa i od razu poszli do kaplicy, by poinformować kapłana o losie jego brata. Z jednej strony jego reakcja pokazywała smutek, a z drugiej ulgę.
Pożegnawszy kapłana skierowali się do jedynego słusznego zdaniem Kokoro miejsca. Do gospody, gdzie mistyk po raz kolejny udowodnił, że jest młody, jeszcze rośnie, i że musi z tego powodu dużo jeść.
Gospoda kusiła i dobrymi posiłkami, i wygodnym noclegiem, ale drużyna nie widziała już w Welton żadnych wyzwań dla siebie. Dlatego też postanowiono, że nie zostaną na kolejną noc, zwłaszcza, że nadarzyła się okazja dołączyć do małej karawany kupieckiej jadącej na południe.
Wszyscy uzupełnili zapasy i żegnając się z mieszkańcami odjechali w poszukiwaniu kolejnej przygody, która wszak mogła na nich czekać za najbliższym zakrętem.


KONIEC
 
Rozyczka jest offline