Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2018, 14:38   #46
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Leif toczył wzrokiem po symbolach pulsujących mocą. Prostych, choć wypaczonych: Thurisaz, Uruz, Kenaz, Teiwaz.. ale i tych bardziej skomplikowanych, o których wiedza nie przetrwała do tych czasów, a jeżeli już, to jedynie dla nielicznych. Były zagadką same w sobie, niezależnie od tego, że pulsowały mocą. Już miał zbliżyć się, aby przyjrzeć się uważniej, zbadać je, poznać naturę zmian w nich wprowadzonych gdy zimna ostra myśl przeszyła jego jestestwo.

Wciąż czuł, że coś go szuka, coś chce go dopaść. Czy możliwe było, że te wypaczone runy miały go zaciekawić i wstrzymać, aby dać czas czemuś chcącemu go odnaleźć?
Zwykle uciekał tylko w ostateczności, gdy zagrożenie utraty istnienia było pewne i nieodwołalne. Tutaj i teraz w sennej rzeczywistości, choć przerażony samą możliwością obcowania z nieznanym drapieżnym bytem... chciał choćby stanąć z nim w twarz by poznać co go prześladuje.

Tyle że wtedy mogło być już za późno, bo kręta ścieżka nie była łatwa do szybkiej ucieczki.
Miał dosyć ucieczek, ale nie był w pełni sobą. To co stanowiło w nim o determinacji, odwadze i chęci ryzyka, opuściło go na wysypisku.
Nie było przeciwwagi dla strachu.

Leif cofnął się ku wyjściu z polany. Każdy krok zdawał się mieć wagę gdy mijał pradawne drzewa, drzewa jakich już nie ma na ziemi i chyba nigdy nie będzie. Ścieżkę otaczały gęste zarośla, nadając jej upiornego klimatu, a ponad wszystko ułatwiając zgubienie szlaku. Wampir był pewny, że gdyby zboczył z obranej drogi, jakaś jego cząstka zgubiłaby się na zawsze. Instynktownie przyśpieszył kroku gdy usłyszał ryk zwierzęcia za plecami. O swym szybkim marszu przekonał się po paru chwilach gdy dotarł do rozstaju.
Prawa droga wydawała się ciemniejsza, pachniała krwią, słodką wonią rozkładu oraz euforycznym zapachem rzezi. Mimo tych brutalnych skojarzeń, wydawała się bezpieczniejsza, swojska. Zupełnie inaczej niż ścieżka lewa, tam zarośla ustępowały miejsca kamieniom, drzewa oddalały się od drogi czyniąc ją szerszą. Z drzew zwisały odcięte ręce. Krew nęciła, ale widok kończyn zawieszonych na gałęziach przypominał einherjarowi ofiary składane Odynowi. Postąpił najpierw niepewnie jeden, drugi, trzeci krok, po czym bardziej zdecydowanie ruszył szerszą drogą. Mijał kolejne dłonie. Wraz z biegiem wędrówki zauważył, iż nie przeważały tutaj dłonie męskie, raczej żeńskie lub wręcz dziecięce. Kolejny ryk zabrzmiał za jego plecami. Droga coraz bardziej rozszerza się, Leif jednak na to nie zważał, starał się podążać środkiem.
Przyśpieszył i wkrótce zszedł z drogi na mały, skalisty placyk przypominający miniaturkę kamieniołomu tuż przed wzgórzem. Na spękanych głazach siedziały szkielety. Wiele z nich nie miało dłoni.
- Czego chciał? - Dźwięcznie zwykł jeden kościotrup.

Leif patrzył przez chwilę na szkielety, ale nie odpowiedział. Pytania nie rozumiał, zresztą w sennych marach czasem nie miały sensu całe wydarzenia, a nie tylko słowa. Musiał się wydostać.
Ruszył dalej chcąc wyminąć wzgórze.

- Czego od nas chciał? - Zawtórował drugi szkielet gdy mijał wzgórze. Jeden z bliższych chciał go chwycić jedną dłonią, jaka mu została. Puste oczodoły przyglądały się mu badawczo.
- Muszę stąd wyjść. Muszę się wydostać… - Słowa nie były kierowane do kościotrupa, raczej Leif wypowiadał na głos swoje myśli nie chcąc pozostawać sam na sam z głosem trupa. Osłonił się przed kościstą ręką nie zwalniając kroku. Wampir obszedł wzgórze, lecz ścieżka kończyła się w tym miejscu. Mógł próbować zawrócić lub iść w gęstwinę. Nie wydawało się to kuszące.
- Stąd nie ma wyjścia - zaklekotał szczęką kolejny trup - tylko wejście do środka. W kręgu płomieniu.
- Przeklęta krew.
- Tańczymy w kręgu płomieni.
- Tańczcie jak taka wola - Leif warknął… albo przynajmniej chciał warknąć ze złością. Jego głos nie zabrzmiał tak jak chciał, brak mu było złości, pewności.
Obejrzał się za siebie, tam gdzie przed kilkoma chwilami słyszał ryk.
- Freyo, wypuść mnie - jego głos przeszedł w błagalne tony.
- Nie dla tej bogini tańczymy. Chcesz tańczyć z nami? Za kurtynę istnienia… poza wszystkim. Widziałem gwiazdy. Toczyły je robaki jak dorodny owoc. Za kurtyną…
Szkielet rozmarzył się. Bogini nie odpowiadała. Ryk zbliżał się.

- To mój sen… - Leif wyszeptał patrząc w puste oczodoły. - To mój sen - powtórzył prostując się. Mój! - krzyknął zanosząc się śmiechem.
Chwycił szkielet za kręgi szyjne.
- Mój.
- Nie - kościotrup był niewzruszony - nie twój. Tylko w małej części.
- Pamiętam jak tańczyłam - odezwał się truposz po jego prawej - kręciło się mi w głowie. Moje dziatki płakały. Ale tak trzeba było. Nożem ryłam runy na swej skórze. Krew dla bogów. I ja za krwią płynęłam. To było…
- ...matko, dość - wtrącił się kolejny trup - tam nie było nic pięknego. Bolało. Boli!
Trupy odwrócilły w jego stronę czaszki.
- JESTEŚMY RUNAMI
- Runy. - Einerjar kiwnął lekko głową jakby nagle wszystko zrozumiał. - Dar bogów - drugą dłonią niczym pieszczotliwie przesunął po nagiej czaszce. - Broń i tarcza dla tych, którzy… - Szarpnął wyrywając kręgosłup z kośćca, drugą ręką chwytając za klatkę piersiową - którzy wierzą.

Przez chwilę patrzył to na kręgosłup zwieńczony czaszką w jednej dłoni, to na kościec klatki piersiowej w drugiej.
- Podążaj za nami. W ścieżce krwi, otwórz powłoki ciała, wydrzyj z powłoki, tańcz w kręgu.
- Przyłącz się - zawtórowało kilka głosów.
Usłyszał wtedy za plecami jak coś wychodzi ze ścieżki. Ciężkie, dyszące, groźne. Ni to człowiek, ni potwór. Nie przypominało to lupina, lecz bardziej jakiś półhumanoidalny, pokraczny kształt spasowanego człowieka i jakiś zwierząt, wilków, niedźwiedzi, łosi czy reniferów. Bardzo źle spasowany.
- Jhhhesteś - potwór zacharczał. W oczach miał gniew. Lecz wampir czuł, iż nie jest w stanie całkowicie go skrzywdzić. Jakby byli braćmi. Mimo wszystko się bał. Bał się jak istota odarta z pewności siebie i odwagi stająca przed niewiadomym.
Miał ochotę uciekać, ale nie było gdzie. Mimo to coś co budziło się w starym wampirze dalekie było od motywu szczura zagonionego w kąt. Szczury w takich momentach mogły mieć choć szał determinacji.
Leif nie.
Dość mu było ucieczek.

Może i przerażony i niepewny tego czego doświadcza, drżąc wyprostował się. W oczach nie miał ani gniewu, ani pewności siebie, a mimo to uniósł kręgosłup szkieletu. Ogarniał go spokój, tak straszny, dziki spokój kogoś, kto przekroczył wszelkie granice.
- Kom Austre Kom gryande dag kom fedre og mødre av Høgtimbra ætter Kom hanar i heimar tri - zaczął śpiewać drżącym głosem postępując krok ku maszkarze.
- Jam jhhhest… - potwór wyciągnął ku niemu szponiastą łapę która zastygła w powietrzu. Wahał się. Z jednej strony chciał go chwycić, z drugiej walczył ze sobą. Lecz stali przed sobą. Bestia spojrzała mu w oczy. - Jam jhhest… - próbował wykrztusić warcząc jakieś słowo.
- Jesteś mną - Leif postąpił krok do przodu.
- Nhhhie!
Fragmenty ciała potwora odkleiły się odeń jak owady, karykaturalne insekty i pełzły w stronę Leifa. Potwór szarpał się, zamachem zdzielił Leifa w twarz. Wampir odleciał na kilka metrów. Pociemniało mu w oczach.

Przebudzenie w ziemi dawniej było bardzo przyjemne. W odróżnieniu od Kainitów, w ziemi widzących jedynie zwykłą glebę, dla Leifa zagłębianie się w niej nosiło ulotny smak mistycyzmu. Jörð, kochanka Odyna i matka Thora chętnie przyjmowała einherjar do swego łona by chronić ich przed gorejącymi oczyma Sól. Odczucie to zmieniło się po tym co Leifowi uczynił Hardrada, przez co teraz za każdym razem wampir budząc swą niematerialną jaźń zagrzebaną w ziemi odczuwał niepokój.
Niepokój, który może i szybko przemijał, ale przy kolejnych przebudzeniach zawsze powracał na nowo.
Na zewnątrz było już ciemno, co wiekowy nieumarły przyjął z pewnym zawodem. Miał wiele pracy i liczył na możliwość wykorzystania choć części dnia, ale ten sen… o ile to był sen, przetrzymał go w niebycie dłużej niż Leif zakładał.

Wyjście wampira z ziemi zaowocowało kilkoma miauknięciami. Klommander i jego nowa banda zaczęli ocierać się o nogi nieumarłego, który ich nie odpędzał, ale nie reagował też na te umizgi. Skierował się ku drzwiom kampera z którego okienka dobiegało światło. Hannah zatem wróciła już z krążenia po mieście.
Zapukał i zaraz otworzył drzwi by wejść do środka.

- Dowiedziałaś się czegoś? - spytał rozglądając się i szukając Norweżki wzrokiem.
Hannah akurat zrzucała z siebie ciepłą kurtkę. Spojrzała na Leifa z pewnym zmieszaniem doprawionym nutą zrezygnowania.
- Właśnie poszczuto mnie psami. Zgadnij kto - powiedziała odwieszając szalik - do tego grypa mnie bierze. Gdyby nie to, że wcześniej źle się czułam, przysiągłbym, że to nasza droga czarownica - westchnęła.
- Nie jest chętna na udzielenie audiencji jak dobrze rozumiem.
- Stwierdziła, że cuchnę trupem. Przy czym ona powiedziała, że jebię trupem, z całym szacunkiem. I to chyba jej wystarczyło aby ze mną nie gadać.
- Grunt, że ją znalazłaś. Gdzie się zaszyła?
- Pod lasem, blisko największego zadupia w mieście - Hannah wysila się na uśmiech. - Wszędzie jest tam daleko. Do miasta, do sklepu, do normalnej drogi czy nawet szlaków turystycznych czy torów narciarskich. Ale mam coś o starych miejscach kultu, jeszcze przed wizytą u niej znalazłam coś ciekawego.

Leif usiadł na wąskiej kanapie spoglądając na dziewczynę.
- Zaznacz mi jej miejscówkę na aplikacji. - Wyciągnął swój telefon z wgranym przez Norweżkę oprogramowaniem. - Czym jest to ‘coś ciekawego’?
- Spodziewałam się rdzennych wierzeń, typowych. Wiesz, Loki, Odyn, cała ta mitologia - kobieta ugryzła się w język.Leif mógłby przysiąc, że chciała dokończyć “twoje ziomki” lecz powstrzymała się.
- No i tak - wzięłą do ręki telefon szukając punktów - wygląda, że miały tu miejsce obrzędy jeśli nie starsze to bardziej generalne i chyba prymitywniejsze. Bez typowych bogów, raczej sama ziemia, runy, płodność tego typu zabawy.
Zaznaczyła Leifowi pewne punkty. Dokładnie biorąc - pięć punktów, z czego dwa znajdowały się w mieście rozumianym jako kompleks budynków, w tym jeden blisko spalonego wysypiska śmieci, jeden daleko poza miastem, nad jeziorem, a dwa w ogólnie rozumianej okolicy pomiędzy lasami i wzgórzami.
- Tak z grubsza, poza miejscem nad jeziorem, do niczego nie dotarłam. Tam były wykopaliska. Podobno były też w dwóch innych punktach, ale raczej nieowocne. Reszta to raczej okolice, na podstawie jakiś gazet i paru artykułów naukowych, że ktoś wykopał noże to pewnie w promieniu kilometrów było to i to. - Wzruszyła ramionami.
- To i tak sporo. Leif pokiwał głową. - Nawet słaby trop, to zawsze trop. - Uśmiechnął się lekko. - A co z wysypiskiem?
- Nie szukałam nic w tym temacie tak jakoś bardziej, trochę w czasie mi się nie spinało - przyznała szczerze. - Na pierwszy rzut oka nic specjalnego.
- Myślę, że przeciwnie. - Wampir nie miał zamiaru na razie mówić jej o runie, aby nie ukierunkowywać zanadto. - Trzeba zwijać obóz - zmienił temat. - Nowe miejsce, niespecjalnie na widoku i nie w centrum miasta. Może coś nad jeziorem, jakiś dom do wynajęcia… - Hannah wiedziała, o lubieniu się wampira do spania w ziemi. - Chcesz Klommandera do pomocy? To znaczy jego dwie pomocne dłonie.
- Prawdę mówiąc, chciałam się wcisnąć Jonowi do hotelu, skoro i tak mam mu wynająć pokoje dla zespołu. Trochę… Zaznałbym kilka dni wygody - zagadała.

Wampir zastanowił się przez chwilę, po czym wstał i zbliżył do Hannah. Położył jej dłoń na czole.
- Dobrze - odparł po jakimś czasie. - Przynajmniej na tę noc i jutro. Ale szukaj czegoś na uboczu na później. W hotelu w razie czego ciężko ukrywać ciała - kącik ust powędrował mu do góry - a wynajem domu dla całego zespołu też wygodom nie uchybi. Musisz się jednak zwijać już. Mam wrażenie, że coś mnie tu znalazło.
Kobieta kiwnęła głową przejęta. Chyba wieść o tym, że coś mogło tu Leifa znaleźć, a to ona była śmiertelna było wystarczającym sygnałem do jak najszybszego odwrotu.
- Mogę nawet tej nocy, najwyżej odeśpię potem przeprowadzkę - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Podesłać nowy adres smsem?
- Tak. A teraz pakuj się. Pomogę Ci z namiotem. Koty tu zostawię, a nuż coś się zjawi…

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline