Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2007, 01:06   #8
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Stare Miasto, barykada na Dekerta, Reduta Wiernego, 1 IX 1944 10.00
"Naprzód wiara", przed nami podorywka długa jak śmierć, która nas może dopaść. Nie myśleć, lepiej iść naprzód, wyrzucić z umysłu to co się może stać. Krótka komenda podcina jak batem. Biegiem. Hurrra - wydziera się z gardeł, nic to nie pomoże, ale może mniej sie boimy. Dopadamy pierwszych zabudowań Przasnysza. Kompania Niemców wychodzi do kontrataku - zbicie karabinem nastawionego bagnetu, potem uderzenie w twarz kolbą. "Mutti" - jęczy, ciekawe ile miałeś lat szczeniaku, może osiemnaście ? Dalej. Następny, zwód , bagnet pod żebra, skurwysyn sie zaklinował na kości. Przeładować. Strzelić. Karabin sam wyskakuje o mało nie wyłamując ręki. Zalegamy po domach szukając dobrych pozycji. zaczynają gdakać niemieckie ckm-y i moździerze. Gdzie do kurwy nasza artyleria ?
Po dwóch godzinach rozkaz - cofamy się. To po cholerę straciliśmy 40 % kompanii ?
Dalsze walki wyrzucił z pamięci - spanie w marszu, ciągłe naloty, chowali się jak zające pod bruzdą. I ta piekielna bezsilność. Wycie syren stukasów spadających na bezbronne kolumny dalej mu sie śni.

Pamiętnik „Jonasza”, zapis z 3 września 1939, walki pod Mławą

Czas wlókł się naprzód„Wierny” tu pochwalił, tam zganił. Poprawił pozycję elkaemu „Drągala”, pogonił w pizdu jedenastoletniego może łącznika od „Trzaski”, który nieprzepisowo zameldował się przed nim, informując, że przez pozycje plutonu przejdą chłopcy kompanii wypadowej z baonu „Bończa”, kierując się na Plac Krasińskich. Sam nie wiedział, czy to ze złości, czy z bezsilności. Nie był durniem. Doskonale wiedział, że 500 metrów stąd, na Placu Krasińskich saperzy obudowują workami z piaskiem właz do kanału, a to znaczy jedno. Ewakuacja. I to prędzej niż później. Zacisnął bezsilnie dłonie. Od Świętojańskiej szkopski cekaem pociągnął długą serią po ruinach. Nawet nie drgnął, podobnie jak pozostali. Młody łącznik, bodaj „Mikrus”, jeszcze raz zameldował się, tym razem poprawnie i przekazał rozkazy. Trza wysłać łącznika do dowództwa zgrupowania, do „Roga”.
„Jonasz” palił spokojnie papierosa. Jego wielka, nieruchoma sylwetka odznaczała się mimo maskującej bluzy na tle barykady. Spokojnie zaciągał się i wydmuchiwał dym. „Krzysztof” poszedł do sierżanta i poprosił o fajkę. Wielu wiedziało, że sierżant ma jakby szósty zmysł, a kiedy jest spokojny, to inni też mogą się rozluźnić.
„Basia” wysłuchała słów swego dowódcy. Czasem był tak niedostępny, tak obcy: „utrzymają się, dadzą czas”. Słowa te dźwięczały wciąż w jej głowie. A to nie chodzi o Polskę czy o naród. Tu chodzi o jej „Junaka”, którego zostawią w szpitalu na Długiej 7, w gmachu dawnego Ministerstwa Sprawiedliwości. „Niusia” wpatrywała się w przyjaciółkę, a potem podeszła i objęła ją bez słowa. Chłopcy odwrócili głowy. „Grom” zajął się swoją „Błyskawicą”, „Dyzio” polazł po coś do żarcia dla „Drągala”. Wielki celowniczy MG-42 oparł głową na kolbie kaemu i zapadł w półsen. „Czarny” podszedł do dziewczyn, przewiesił zawadiacko przez plecy STENA:
- Basiu, Basieńko… Ja, go wezmę. W kanał, poniesiemy. Racja chłopcy?
„Jastrząb” pokiwał energicznie głową, a „Kruk” coś mruknął przyzwalająco. Młodziutki łącznik od „Trzaski” popatrzył na „Czarnego”:
- Ale żandarmi „Barrego” nie wpuszczą go. Żadnych ciężko rannych… Sam słyszałem.
„Czarny” postąpił krok do przodu:
- A ty co tu jeszcze robisz, szmondaku zapyziały? Poszedł weg gumowe gwoździe u szewca prostować, bo jak cię trzepnę to w powietrzu z głodu zdechniesz.
Malec odwrócił się i pobiegł do swoich
„Daniel” znów przepatrywał teren ze swego poddasza. Po drugiej stronie daleko, może 300 metrów dalej, gdzieś aż w okolicach Placu Zamkowego dojrzał ruch. A jakże. Znów się szykowali do szturmu. Przez lunetę SWT dojrzał przynajmniej pięćdziesięciu piechociarzy ze wsparciem działa szturmowego. Jak na dłoni widział ich dowódcę, kapitana w pięknym, wymuskanym mundurze.
„Chmura” przysłuchiwał się rozmowie chłopaków z „Basią”, uśmiechnął się, kiedy jego kumpel pogonił łącznika, a potem znów syknął. Bok rwał i piekł na przemian. „Czarny” klapnął ciężko obok. Jakby nie zauważał cierpienia przyjaciela. Spojrzał w dal, podniósł kawałek gruzu i od niechcenia rzucił go ponad barykadą:
- Wiesz „Chmura”. Pamiętasz jak to miesiąc temu się zaczęło? Iść w śmierć ot tak na krótką koszulę… Teraz mamy hełmy, panterki, giwer więcej… A sił jakby coraz mniej… Mielą nas z gruzem na miazgę. Artyleria, bomby, samoloty, „krowy”…
„Chmura” wzruszył ramionami:
- A z ciebie co taki fizolof?
- Filozof…
- A może być i chuj bosy! - Kapral wściekł się. Miewał napady nagłego gniewu. Ostatnio nawet częściej. – Co mam ci powiedzieć? Przyjdą, wygniotą jak muchy? Niech przyjdą, niech próbują ferajnę staromiejską wziąć! To jak ziemniaki z ogniska wyciągać!
„Olga” jednym uchem słuchała sprzeczki przyjaciół i myślała. Mały łącznik przekazał rozkazy od „Trzaski”. Trzeba biec do „Roga”. To może znaczyć, że szykuje się coś. Z zamyślenia wyrwał ją głos „Groma”
- Co się dzieje „Olga”? Coś tak zmarkotniała?
W oddali niosły się odgłosy palby karabinowej, naparzanie z dział, głuche stęknięcia armat czołgowych. Potem jakby odległe wrzaski, potem kilka przeciągłych serii z kaemu. Kolejny szturm na Bank Polski, gdzie pazury wczepili się w gruzy z batalionu „Łukasiński”.
Wycie lotniczego silnika usłyszeli w ostatniej chwili. Stukas pikował prosto w dół. Pod jego złamanymi skrzydłami dostrzegli obłe kształty bomb. Pilot celował prosto w barykadę. Niemal dostrzegali jego twarz ukrytą za owiewką kabiny. „Jonasza” znów zalał zimny pot. Jakże nienawidził tego dźwięku.
Spod skrzydeł oderwały się dwa, ciemne kryształy i poszybowały w dół, w kierunku ruin.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline