Limhandil wiele razy czuł ten smród. Nie dało się go pomylić z niczym innym. Stąpał powoli i bardzo cicho, przemieszczając się bezszelestnie jak się nauczył przez kilkanaście lat.
Elf w ukryciu obserwował polanę. Poszukał miejsca przez, które dostał sie wóz wraz z goblinami. Sprawdził teren bo liczył, że zielonoskóre paskudy wystawią jakieś warty. Jednak się pomylił i gdy oceniał zdolność bojową przeciwnika pojawiła się część kompanii.
- Siedemnastu.- Rzucił do Reinmara.
- Tamci są dość pijani i łatwiej powinno z nimi pójść. Ja wyeliminuję tamtych by nie byli wstanie opanować zamieszania jakie im szykujemy.- Elf wskazywał dyskretnie strzałą cele, które wybrał.
Moonlight zamierzał z ukrycia ustrzelić tych najbardziej trzeźwych i jeśli da się ustalić kto wśród nich dowodzi to i jego. Sam zajął miejsce tak by uciekające gobliny przed khazadami wpadły pod jego ostrzał a wtedy po ustrzeleniu paru zamierzał potańczyć z mieczem w dłoni.