Towarzystwo się rozlazło po okolicy, rzekomo podchodząc zielonoskórych, którzy mieli w pobliżu przebywać. Choć Santiago początkowo miał zamiar leniwie poczekać na efekty owych podchodów, to szybko zmienił zdanie, gdy część dzieciarni skupiła swoją uwagę na nim. Niemal się zakrztusił słysząc pytanie podlotki, wcześniej wyraźnie zainteresowanej Reinmarem.
- Desde que ainda haja algo para defender... - odrzekł z szerokim uśmiechem, po czym uchylił kapelusza i spiął wierzchowca do biegu za znikającym między drzewami rajtarem. Bo prawdę mówiąc, chyba tylko bogowie wiedzieli czy było jeszcze czego bronić.
Zdecydowanie wolał przebywać w bezpiecznej odległości od tych bachorów.