Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2018, 10:07   #1187
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Barka odbiła od pomostu, który już zdążył zapełnić się żebrakami. Teraz wszyscy mogli dostrzec piętno Chaosu na mieszkańcach wsi. Pomniejszych mutacji nikt nie ukrywał, większe starano się usuwać, zazwyczaj przez odcięcie kończyn bądź wypalenie. Teraz wieśniacy stali patrząc ponuro na oddalającą się barkę, jęcząc i wyciągając owrzodzone ręce…

Lothar miał rację. Miejsce, w którym możliwe było w miarę bezpieczne dostanie się na brzeg znajdowało się poniżej wsi. Zingger skierował łódź ku brzegowi i kazał rzucić kotwicę. Potem przekazał stery wyperfumowanemu Wolfgangowi i razem z szlachcicem opuścili łódź.

Muliste dno zasysało buty, a woda sięgała do pasa. Jednak po przejściu kilkunastu kroków wypłyciło się znacznie, a pod nogami można było wyczuć korzenie i kamienie. W zaroślach porastających brzeg pływały blade ryby z wielkimi oczami. Powyżej wznosiła się błotnista skarpa, na szczycie której rósł złowrogi las.

Ubłoceni wspięli się na górę. Od razu było widać, że z lasem coś jest nie tak. Gałęzie były powykręcane, a pnie pokryte guzami i naroślami, dziwnie kojarzącymi się z wyrastającymi z pni ludzkimi kończynami. Ptaków nie było, a przynajmniej nie obwieszczały swojej obecności śpiewem. Były za to olbrzymie jaskrawoczerwone żuki wielkości ludzkiej stopy, na których pancerzach widniał czarny wzór, jak nic wyglądający na trupią czaszkę. Były długie na trzy łokcie wije, których głowy zamiast owadzich przypominały ptasie. I były jakieś grubaśne, tłuste robaki spadające na głowy przedzierającej się przez las dwójki. Zrzucone na ziemię i gniecione podeszwami pękały z głośnym trzaskiem, roztaczając wokół smród zgniłego mięsa.

Po długiej drodze przez las okraszonej siniakami, zadrapaniami i obrzydzeniem w końcu Lothar z Bernim stanęli na skraju wsi. Widzieli ją jak na dłoni, po przeciwnej stronie mając stojący jeszcze wyżej mroczny zamek. Kilka budynków w Wittgendorfie było w lepszym stanie niż pozostałe, co mogło wskazywać, że jednak ktoś pozostał przy zdrowych zmysłach. Niestety świątynia Sigmara położona na drugim końcu osady stała w ruinie. Nieopodal niej, na placu który mógł pełnić rolę centrum wsi coś się działo.

Siedzącą na białym koniu, odzianą w błękitne suknie kobietę otaczał wianuszek zbrojnych. Wszyscy strażnicy nosili zbroje płytowe, pochodzące zdaniem Lothara, który znał się na takich rzeczach, z poprzedniej epoki. Mimo gorąca na głowach mieli pełne hełmy z opuszczonymi zasłonami. Tarcze i zbroje nosiły herby i znaki, które jak już awanturnicy wiedzieli, należały do rodziny Wittgensteinów. Wokół strażników falował tłumek rozsierdzonych mieszkańców, którzy gestykulowali i wygrażali kobiecie na koniu. U jej stóp leżał jakiś człowiek. Na oczach awanturników, strażnicy podnieśli go, rozgonili tłum, nie patyczkując się z wieśniakami, kobieta wskazała na zamek i ruszyła w tamtą stronę. Jej gwardia z szamoczącym się nieszczęśnikiem pomaszerowała za nią.
 
xeper jest offline