|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-10-2018, 07:25 | #1181 |
Reputacja: 1 | Osada wyglądała tak, jakby od lat miał tu miejsce chów wsobny i galopujący powszechny alkoholizm. Zmierzających do Wittgendorfu awanturników otoczyła gromada cuchnących, umorusanych i w większości pijanych degeneratów. Niemal wszyscy nosili jakieś ślady niepełnosprawności – brakowało im kończyn, nosów, uszu, a Zingger miał wrażenie, że jeden z nich ma tylko jedno oko na środku twarzy. Wszyscy nosili ślady przebytych chorób skórnych, wielu miało otwarte, jątrzące się rany. Wolfgang zastanawiał się, czy i on już, na skutek tak bliskiej obecności, złapał trąd… Kilku z nich nawet wychodząc na spotkanie przyjezdnych, bełkotało coś niezrozumiale, wciąż pociągając ze szklanych, niebieskich butelek. I wszy, pchły i insze robactwo! Już z odległości kilku metrów można było je zobaczyć na ubraniach, włosach i skórze wieśniaków. - Yyyyyyyyyyyyy…. Eeeeeeeeeeeeee…. Dajcie Panie dobry jakiego grosza… U nos to nic ciekawego ni mo… Bla bła bla bła…. A po co żeście tu przyjechali? A na tym stateczku macie może co do jedzenia? Dajcie trochę – powitał Zinggera natłok głosów. Każdy mówił co innego, ale głównie chodziło o to, żeby dostać trochę grosza na „likierek”, ewentualnie coś do jedzenia. Ostatnio edytowane przez xeper : 24-10-2018 o 06:51. |
23-10-2018, 15:00 | #1182 |
Reputacja: 1 |
|
23-10-2018, 15:12 | #1183 |
Administrator Reputacja: 1 | Axel otworzył szeroko oczy, potem zamknął je i przetarł, a następnie raz jeszcze otworzył. I nic nie pomogło. To nie był koszmarny sen... To miejsce należało spalić, zaorać i pozwolić, by wyrósł las. A to, że przy okazji paru mieszkańców zostałoby w zgliszczach, dobrze by wpłynęło na ogólne zdrowie ludzkości. - Jesteście pewni, że gdzie indziej nie jesteśmy bardziej potrzebni? - spytał tonem pełnym wątpliwości. Jeśli mieli ochotę zabrać ładunek pcheł czy innego robactwa, to on się na to nie pisał. Niedawno miał wątpliwą przyjemność być (chwilowym na szczęście) żywicielem stadka takiego paskudztwa. Zwykła kąpiel nie wystarczyła, a Corrobreth mieszkał dość daleko... - Dopóki można, ja nie wysiadam - powiedział. Zdrowie i życie są mi stale miłe. Poza tym nie chcę, by nasza 'Syrenka' wpadła w złe ręce. - Zło tu czające się uczyniło z tych ludzi nędzarzami. Muszę dla dobra Imperium i ludzi tą sprawę rozwiązać - powiedział Wolfgang. Axel tej wypowiedzi nie skomentował. Nie chciał się kłócić z przyjacielem. Ostatnio edytowane przez Kerm : 23-10-2018 o 16:22. |
23-10-2018, 18:00 | #1184 |
Reputacja: 1 | Zingger przyjrzał się dokładniej facjatom i ciałom nieszczęśnikom mieszkającym w Wittgendorf. - Na kości Ranalda! - wyrwało mu się z piersi. Tłuszcza była obrzydliwa i na dodatek nierozumna. Bernhardt począł tedy wycofywać się na barkę w ślad za Wolfgangiem. Miał nadzieję dostrzec jakąś karczmę czy gospodę, lecz bez rezultatu. Musiał wreszcie przyznać rację Axelowi, że przybicie do tej wsi było błędem. - No dobra. Przekonałem się, że tak to ujmę, organoleptycznie. Odpływajmy, nic tutaj dobrego nas nie czeka - postanowił. - Naszym celem powinien być zamek nie wioska... |
23-10-2018, 18:52 | #1185 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 23-10-2018 o 19:00. |
23-10-2018, 19:41 | #1186 |
Reputacja: 1 | - Jeśli tak Ci zależy, Lotharze, to pójdę z Tobą - zgodził się z kompanem Zingger. |
24-10-2018, 10:07 | #1187 |
Reputacja: 1 | Barka odbiła od pomostu, który już zdążył zapełnić się żebrakami. Teraz wszyscy mogli dostrzec piętno Chaosu na mieszkańcach wsi. Pomniejszych mutacji nikt nie ukrywał, większe starano się usuwać, zazwyczaj przez odcięcie kończyn bądź wypalenie. Teraz wieśniacy stali patrząc ponuro na oddalającą się barkę, jęcząc i wyciągając owrzodzone ręce… Lothar miał rację. Miejsce, w którym możliwe było w miarę bezpieczne dostanie się na brzeg znajdowało się poniżej wsi. Zingger skierował łódź ku brzegowi i kazał rzucić kotwicę. Potem przekazał stery wyperfumowanemu Wolfgangowi i razem z szlachcicem opuścili łódź. Muliste dno zasysało buty, a woda sięgała do pasa. Jednak po przejściu kilkunastu kroków wypłyciło się znacznie, a pod nogami można było wyczuć korzenie i kamienie. W zaroślach porastających brzeg pływały blade ryby z wielkimi oczami. Powyżej wznosiła się błotnista skarpa, na szczycie której rósł złowrogi las. Ubłoceni wspięli się na górę. Od razu było widać, że z lasem coś jest nie tak. Gałęzie były powykręcane, a pnie pokryte guzami i naroślami, dziwnie kojarzącymi się z wyrastającymi z pni ludzkimi kończynami. Ptaków nie było, a przynajmniej nie obwieszczały swojej obecności śpiewem. Były za to olbrzymie jaskrawoczerwone żuki wielkości ludzkiej stopy, na których pancerzach widniał czarny wzór, jak nic wyglądający na trupią czaszkę. Były długie na trzy łokcie wije, których głowy zamiast owadzich przypominały ptasie. I były jakieś grubaśne, tłuste robaki spadające na głowy przedzierającej się przez las dwójki. Zrzucone na ziemię i gniecione podeszwami pękały z głośnym trzaskiem, roztaczając wokół smród zgniłego mięsa. Po długiej drodze przez las okraszonej siniakami, zadrapaniami i obrzydzeniem w końcu Lothar z Bernim stanęli na skraju wsi. Widzieli ją jak na dłoni, po przeciwnej stronie mając stojący jeszcze wyżej mroczny zamek. Kilka budynków w Wittgendorfie było w lepszym stanie niż pozostałe, co mogło wskazywać, że jednak ktoś pozostał przy zdrowych zmysłach. Niestety świątynia Sigmara położona na drugim końcu osady stała w ruinie. Nieopodal niej, na placu który mógł pełnić rolę centrum wsi coś się działo. Siedzącą na białym koniu, odzianą w błękitne suknie kobietę otaczał wianuszek zbrojnych. Wszyscy strażnicy nosili zbroje płytowe, pochodzące zdaniem Lothara, który znał się na takich rzeczach, z poprzedniej epoki. Mimo gorąca na głowach mieli pełne hełmy z opuszczonymi zasłonami. Tarcze i zbroje nosiły herby i znaki, które jak już awanturnicy wiedzieli, należały do rodziny Wittgensteinów. Wokół strażników falował tłumek rozsierdzonych mieszkańców, którzy gestykulowali i wygrażali kobiecie na koniu. U jej stóp leżał jakiś człowiek. Na oczach awanturników, strażnicy podnieśli go, rozgonili tłum, nie patyczkując się z wieśniakami, kobieta wskazała na zamek i ruszyła w tamtą stronę. Jej gwardia z szamoczącym się nieszczęśnikiem pomaszerowała za nią. |
26-10-2018, 13:01 | #1188 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 26-10-2018 o 13:16. |
26-10-2018, 15:28 | #1189 |
Reputacja: 1 | Przeprawa przez las nieopodal Wittgendorfu okazała się dla zwiadowców traumatycznym przeżyciem. Zingger, przedzierając się przez knieję, czuł zło i chaos, gdziekolwiek się obejrzał. Nie chodziło nawet o wszechobecne zmutowane rośliny, owady czy zwierzęta. Po prostu aura bluźnierczej magii była namacalna nawet dla pośledniego kleryka Ranalda. - Na kości Pana Szczęścia, Lotharze - wystękał Berni wyszarpując się z objęć szczególnie natarczywej winorośli, która za nic nie chciała puścić jego kaptura. - Czujesz? Widzisz? I nie grzmisz? - powiódł dłonią po otaczającej ich okolicy. - Jakie to bezeceństwa miały miejsce w tej okolicy? Żuki z symbolem śmierci? Słyszałem opowieści o plagach jakie spadały na północne regiony Imperium dotknięte przemarszem wojowników chaosu, ale nie słyszałem, żeby takie rzeczy miały miejsce w sercu cesarstwa. Złe czasy nastały... Psia kość, jakże tu parno i duszno. Gdy wychynęli z lasu i omietli okolicę od razu stali się niemymi świadkami najazdu strażników z Wittgensteinu na wieś. - Biedny człek, ciężki los go czeka zapewne - wskazał odrapaną dłonią von Essingowi nieszczęśnika, które powiedli do zamku. - Ciekawym okrutnie kim jest ta Pani na koniu. Może jakaś rodzina owego Dagmara? - Jeśli masz jeszcze siły po naszej trudnej wycieczce, zaszedłbym do jednej z tych porządniejszych chałup i zasięgnął języka. Odwiedziłbym jeszcze ruiny świątyni Sigmara. Nawet po zmroku. Tylko tak, żeby wsiołki nas nie zauważyły. Musimy tej sytuacji zaradzić... |
27-10-2018, 14:24 | #1190 |
Reputacja: 1 |
|