Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2018, 17:42   #52
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Trzy komnaty, trzy posągi, trzy płytki naciskowe.
Faktycznie. Nie dało się ze stuprocentową pewnością odgadnąć co siedziało w głowie twórcy tego miejsca. Nie zmieniało to faktu, że ktoś musi wziąć na siebie ryzyko i podjąć decyzję.
Tym kimś okazał się Rodrik.
Jako pierwsza, została zaciśnięta płytka ze zbrojnym w piorun starcem, spoczywająca przed Skorpionem.
Przez chwilę nic się nie działo.
Nagle rozległo się ciche kliknięcie mechanizmu. Płyta w podłodze podtrzymująca rzeźbę pojechała w górę na wysokość mniej więcej pół metra. Chwilę później, gdy płyta już znieruchomiała, w przedniej części podestu uchyliła się tablica ukazując niewielką niszę. Wewnątrz spoczywała niewielka buteleczka wypełniona czerwonym jak krew płynem.



Rodrik śmiało sięgnął po przedmiot. Bez problemu usunął zatyczkę i powęszył ostrożnie. Płyn w środku nie tylko wygląda jak krew ale także w charakterystyczny, żelazisty sposób, pachniał. To była krew bez dwóch zdań.
Kolejne dwie płytki zostały potraktowane tak samo jak pierwsza. U stóp posągu kobiety Rodrik nacisnął płytkę z wizerunkiem drugiej niewiasty, a u stóp posągu wojownika naciśnięta została płytka z szermierzem.
Oba posągi obdarowały was kolejnymi fantami i trudno powiedzieć który był cenniejszy. W niszy podestu wojownika spoczywał długi miecz, podobnie jak dwa pozostałe fanty, emanujący silną magiczną aurą.



Oręż ten, pochwycony przez Rodrika, natychmiast trzasnął iskrami i rozjarzył czarodziejskim blaskiem. Rycerz, działając pod wpływem impulsu, dobył z pochwy swój miecz, po czym przyłożył obie klingi do siebie. Nowo zdobyta broń rozjarzyła się migotliwy światłem, niczym wypełniona ogniem, do wtóru cichego trzasku stapiając się z orężem rycerza. Przez dłoń Carsalla przebiegło wyładowanie elektryczne.
Z kolei ostatni centralny posąg obdarował was drugim już nieregularnym kawałkiem szkła.
I to było na tyle. Opuściliście gościnne katakumby. I równie gościnną katedrę.
Gdy tylko wyszliście na świeże powietrze znów pojawiła się Iskierka. Maleńki żywiołak otrząsnął się, prychnął dymem, pogładził Daryusa po policzku i zerknąwszy na słońce, które to przekroczyło już zenit, poprowadził was w kierunku północnym. W kierunku portu. Z każdą chwilą, z każdym przejechanym kilometrem, coraz wyraźniej czuło się zapach morza.

*****

Przywykliście już do pozbawionych żywego ducha ulic tego miasta. Architektoniczne cuda spowszedniały. I ani kolejna fontanna, której centrum stanowiło kilka rzeźb wykutych z jednego kawałka marmuru, ani kolejne maszkarony, wpatrzone w was drapieżnymi ślepiami, nie robiły już wielkiego wrażenia.
Jechaliście szeroką ulicą, z przyzwyczajenia rozglądając się na boki. I właśnie dzięki tej czujności spostrzegliście pierwszego prawdziwego mieszkańca tego miejsca.
Gdzieś po lewej, w cieniu rzucanym przez jedną z kamienic, w niewielkim obskurnym zaułku, Arreta spostrzegła jakiś ruch. Zerknęła więc raz jeszcze.



Drobna niewysoka postać otulona długimi aż do kolan jasnymi włosami, odziana w szaro różowa sukienkę. W zaawansowanej ciąży którą oburącz podtrzymywała. Rozmazana plama bladej twarzyczki. Oczy w cieniu.
Arreta ściągnęła wodze. Pozostali podróżnicy zareagowali niemal jednocześnie również powstrzymując swe rumaki.
Czyżby to...
Wzrok kobiety spotkał się ze spojrzeniem córki Arrtagha.
Wojowniczce rzadko zdawało się widzieć równie intensywny strach. Kobieta Orków zdążyła unieść dłonie w geście pokoju i otworzyć usta gdy ciężarna, oburącz podtrzymując ciążę, umknęła w zaułek i z zaskakującą szybkością pomknęła w głąb miasta wybijając rytm bosymi stopami. Sądząc po odgłosie, zanurkowała szybko w bramę jednej z kamienic i nim zdążyliście podjąć bardziej zdecydowany pościg, zniknęła gdzieś w tym kamiennym labiryncie.
Iskierka dała wam chwilę na ochłonięcie, po czym ponownie ruszyła w głąb miasta, w kierunku portu.

*****

Kwadrans później ukazali się inni mieszkańcy tego miejsca.
Wciąż jechaliście bezimienną główną ulicą gdy nagle rozległo się donośne drwiące miauczenie. Z jednego z zaułków wyłoniła się Bestia.
Wyglądałaby, wypisz wymaluj, jak kot syjamski, gdyby nie to że była wielkości tygrysa. Jasno cętkowane futro, kocia zwinność ruchów i oczy płonące jak małe żółte słońca zdradzające co najmniej ludzką inteligencję.
Nieoczekiwane parsknięcie wierzchowców kazało wam zwrócić swoją uwagę również w drugą stronę. Z kolejnego zaułka wyłoniły się dwa kolejne koty. Cała trójka przysiadła na zadach leniwie obserwując zarówno was, jak i żywe mięso na którym jechaliście. Wasze rumaki poczęły parskać nerwowo. Momentalnie utrzymanie nad nimi kontroli stało się o jeden lub dwa stopnie trudniejsze.
Jeden z kotów, ten samotny po prawej, ziewnął leniwie, demonstrując kończyste kły i jęzor zwinięty w różowych rulon. Chwilę później cała trójka, nie spuszczając z was beznamiętnych spojrzeń, ruszyła razem z wami ani przez chwilę nie zostając w tyle.
Już szykowaliście się do tego by tą niechcianą eskortę orężem wytrzebić, gdy nagle bestie, jakby wyczuwając wasze zamiary, raz jeszcze obrzuciły was spojrzeniami i zniknęły w zaułkach.
Mimo to, jeszcze przez jakiś czas, byliście świadomi że śledzą was drapieżne oczy.

*****

Słyszeliście już mewy, czuliście coraz wyraźniejszy zapach soli.
Im bliżej morza, tym więcej podtopionych budowli. Większość z nich była podtopiona tylko częściowo. Górne fragmenty wystawały ponad powierzchnię wody, która to zazwyczaj była równa i gładka, jakby olejem zlana.
Nie dotyczyło to jednakże waszego kolejnego celu, który to osiągnęliście na mniej więcej dwie godziny przed zachodem słońca.
Zatopiony budynek, całkiem nieźle widoczny przez lustro wody, która to falowała zgodnie z rytmem morza. Nic w tym dziwnego, jako że zbiornik wodny, mniej więcej 30 na 30 kroków, kryjący w sobie zatopioną budowlę, był połączony kanałem z basenem portowym.
Niemniej, samego morza nie dało się po prostu zignorować. Rozkołysany pulsujący życiem przestwór wód. Żywa manifestacja potęgi natury.
Wyszliście z ulicy mniej więcej po wschodniej stronie portu. W obie strony ciągnęły się magazyny, w trzech punktach widzieliście metalowe dźwigary, pochylone nad basenem portowym niczym polujące czaple. Nie było to jednak widać ani jednego człowieka. Tylko ryby w portowym basenie i mewy nad głowami.
Iskierka raz jeszcze niecierpliwie pomachała na was łapką zbliżając się ponownie do podtopionej budowli połączonej kanałem z basenem portowym. Przez chwilę unosiła się nad powierzchnią wody wskazując na fronton zatopionej budowli. Po czym zanurkowała w głąb piersi Daryusa.
Cóż było robić? Zsiedliście z wierzchowców. Arreta zerknęła jako pierwsza w głąb rozkołysanej toni. Jednocześnie zanurzyła obie dłonie chcąc nabrać wody do mycia twarzy.
Coś poruszyło się w głębinie...
Wszystko stało się szybko. Tak szybko, że niemal nie było czasu na reakcję. Przed oczami córki Arrtagha, w głębi basenu, mignęła szaro błękitna sylwetka, ozdobiona wydatną płetwą, zalśniły zęby w otwartej paszczęce. Kobieta w ostatniej chwili odskoczyła byle dalej. Coś co mogło być tylko blisko dwumetrowym drapieżnikiem, mignęło w toni, płynąc z leniwą gracją. Co więcej, w basenie dostrzegliście co najmniej kilka takich cieni.
Co dalej?
 
Jaśmin jest teraz online