Zejście ze względu na kamienie, gruz i nachylenie było nawet trudniejsze od zejścia po drabince linowej. Chociaż przypominało schody jednak nie były to schody tylko zbocze pokryte gruzami zewnętrznych murów cytadeli, który czas zmieni w niezwykle trudne zejście. Boleśnie przekonali się o tym się Anthem i Zaza. Gruz umykający spod stopy barbarzyńskiej półorczycy, posłał ją jak żywy pocisk, w dół po zboczu. Po drodze podcięła mnicha, razem spadli w dół, trocząc się po stromym zboczu obok „schodów”w lawince odłamków. Mnich znieruchomiał nieprzytomny na samym dole. Zaza podniosła się w pobliżu widać było już “Bezsłoneczną Cytadelę”. „Schody” prowadziły na mały dziedziniec, najwyraźniej czubek tego co kiedyś było blankami. Zapadnięta cytadela zagłębiła się tak daleko w ziemi, iż blanki znajdują się teraz na równym poziomie z dnem otaczającego wąwozu. Podłoga rozciągająca się na północ oraz południe składała się z warstw zdradzieckich, strzaskanych murów, sięgających do nieodgadnionej głębokości. Na zachodzie majaczyła konstrukcja będąca „Bezsłoneczną cytadelą”. Wejściem zaś do niej była stara wieża.
W tym czasie Tanis i Zoren powoli schodzili po zdradliwych „schodach”. Minęli kolejne dwa „podesty”, gdy na skraju widzenia w magicznym świetle z mroku wynurzył się czubek fortecy. Podziemna cytadela choć robiła wrażenie, niewątpliwie była zapomniana od setek lat. Nieoświetlone okna, popękane blanki i pochylone wieże dobitnie o tym świadczą. Od dołu czuć było lekki wietrzyk, cieplejszy od otoczenia, niosący delikatna woń zgnilizny i kurzu.