Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2018, 09:48   #47
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
- Honzo wygląda na zmarzniętego, nie chcesz mu pomóc? - Wtrąciła akurat wtedy Kiku w stronę Lie, z tajemniczym uśmieszkiem na ustach. - Jak poczęstujesz go kawą, to może nawet pójdzie wam łatwiej.

- Przy twoim udziale to i bez kawy. - Dot odwzajemniła uśmiech.

- Ze mnie za duży zmarźluch, by jeszcze dzielić się ciepłem więc nie pomogę. - Wymigała się w odpowiedzi Azjatka.

- A ja kawą.- Dorothy udała, że jest jej przykro.

Alan przysiadł na ziemi, przyglądając się wymianie zdań kobiet. Nie wiadomo dlaczego wydawało mu się, że atmosfera zrobiła się jakby cięższa.
Jak gdyby nigdy nic rozpakował małe tekturowe pudełko i wyciągnął z niego zapakowaną prezerwatywę, po czym wyjął ją z opakowania i zaczął nakładać ją na lufę karabinu.

- Marnujesz cenne zapasy! - Pisnęła z przesadnym przerażeniem Dot.

- I chyba trochę się spóźniłeś - dodał Peter z wyraźnym rozbawieniem.

- Albo pospieszyłeś. - Rudowłosa nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

- Hm? - spojrzał w ich stronę zdezorientowany Woods.

- Kawa… to…nie...gra...wstępna. - Dot usiłowała złożyć zdanie. Ale nie mogła przestać się śmiać.

- Aaa. Prezerwatywa - Odparł Alan - Nie mam etui na karabin, a w okolicy może być sporo brudu. Zwłaszcza na zewnątrz, po takich opadach będzie błoto… nie chcę by coś dostało się do lufy - powiedział z uśmiechem, nie przejmując się uszczypliwym komentarzem.

Zaskoczona Kiku tylko patrzyła speszona, próbując utrzymać powagę, ale nie odezwała się słowem.

W tym czasie do reszty przy kawie dołączyła Kimberlee, wychodząc z tylnej jaskini. Blondyneczka miała na sobie biały sweter i szare spodnie z materiału, i nawet w tym prostym stroju wyglądała… uroczo. Rozejrzała się po żartującym gronie, a jej wzrok zatrzymał się na Lyssie.

- Tak, napiję się kawy - Powiedziała, po czym odszukała wzrokiem przemoczone osoby. Pierwszym był Peter…
- Tu macie witaminy i parę innych dodatków, żeby czasem się nie przeziębić. I tym razem bez strzykawki - Uśmiechnęła się przelotnie do najemnika, podając tabletki i jakiś syropek. Następnie to samo z Alanem, “Bearem” i... Marco, który po cichaczu usiadł sobie obok czarnoskórego mężczyzny, przyłączając się do rozmawiającego i żartującego gronka.

- Dobre, tradycyjne metody - stwierdził Peter - chociaż nie najdoskonalsze. Dziękuję.
Łyknął tabletki i popił je wodą. Być może ratujesz nam życie.

- Wielkie dzięki. - dodał Alan z wdzięcznością przyjmując suplementy.

- Czyli nikt już nie zamarznie. - Dot pociągnęła przesadnie smutno nosem, a na poprawę humoru pociągnęła solidny łyk z kubka.

- Czegóż żałujesz, piękna panienko? - spytał Peter. - I tak możesz pomóc...

- Marco, musisz uważać bo Bear już o mało nie zgubił kocyka. Też chcesz kawki? - Zapytała mężczyznę, a w międzyczasie nalała Kim tak od serca, że miała problem podać by się nie ulało. Postawiła kawkę, ale nie odważyła się jej podać tylko spojrzała po reszcie zakłopotana.

- Kawy? Tak, chętnie - Odpowiedział Chelimo - A “Bear”... no znamy się już trochę, jego gubienie kocyka dla mnie nie straszne - Dodał, a co niektórzy chyba musieli się powstrzymywać przed śmiechem?

Na te słowa japonka zakrztusiła się swoją kawą, odstawiając ją prędko i chwytając na wysokości piersi. Zakaszlała kilka razy, aż się jej lekko zaszkliły oczy, ale po chwili zaczęła dochodzić do siebie.

W tym czasie Kim pochwyciła kawę nalaną przez Lyssę i… polała się po palcach.

- Ajć, ajć - Blondynka machała palcami, przyłożyła je sobie nawet do ucha, po czym zrobiła się cała czerwona, widząc na sobie spojrzenia wielu osób.

- Przepraszam! - Powiedziała z wyraźnym poczuciem winy Kiku i spojrzała zmartwiona. - Może potrzymaj je w zimnej wodzie?

- Nic się nie stało, dziękuję... - Powiedziała Kimberlee, po czym wsadziła nos w kubek, starają się chyba w ten sposób skryć swoje zakłopotanie.
Tymczasem do ekipy podszedł milczący blondyn, który już skończył asystowanie Ryo przy jeziorku. Doug zrzucił z torsu niewygodną kamizelkę i przysiadł się


W podkoszulku na ramiączkach, niewiele zakrywającym muskuły znajdujące się pod nim.

- Wodę tu mamy… nawet jeśli nam odetnie natura możliwość korzystania ze źródeł na zewnątrz. Może ten nasz geolog… coś więcej na temat powie.- ocenił sytuację mówiąc beznamiętnym głosem.

- Wspaniała wiadomość! - ożywił się Alan. Od pewnego czasu pojawiały się całkiem dobre wiadomości. Informacja o stałym źródle czystej, słodkiej wody była czymś fantastycznym.
- To gdzie to dmuchane jacuzzi? - Wtrąciła Lie.

- Z wygód to na razie z pewnością można zapewnić pannie macanie… eee… masaż.- odparł ironicznie Douglas z łobuzerskim uśmieszkiem.-Z pewnością macażystów jest tu do wyboru do koloru.

- To później. - Odparła spoglądając z ukosa na blondyna. - Teraz marzy mi się kąpiel z bąbelkami.

- Może nasi naukowcy coś na to poradzą. Póki co wydaje mi się, że w zabranym inwentarzu mógł być przenośny prysznic. Jako element stacji medycznej. Jeśli był w Jeep’ie możemy podgrzać garnki wody i zorganizować dla Pań ciepłą kąpiel - zaproponował Alan.

- Jesteś dobry w organizowaniu takich rzeczy… tak?- stwierdził Sosnowsky i podrapał się po policzku.- To ja bym też się skusił na taki prysznic. Może być z zimną wodą.

- A dla mnie z miłą panią łaziebną - wtrącił Peter.

- W zimnej lepiej nie. - Dot pokręciła głową z dezaprobatą.

- Nawet nie pomyślałem o zimnej - wyjaśnił Peter.

Tymczasem Kiku się uniosła, wstając ze swoim kubkiem.
- W marzeniach za przyjemnościami nie zapomnijcie o zagrożeniu. - Rzuciła krótko, zerknęła jeszcze w stronę Kim i powiedziała cicho. - Idę przygotować sobie spanie, krzycz gdyby trzeba było złamać komuś rękę. - Przez moment rozejrzała się po towarzystwie i dodała miękko. - Dobranoc. - i poszła, w głąb jaskini.

”Dobranoc” - pomyślał Alan, odprowadzając Japonkę wzrokiem. Żal mu było, że dziewczyna bierze na siebie tyle odpowiedzialności. Po tak męczącym dniu (fizycznie i psychicznie), relaks był równie ważny co dobry posiłek i sen.

- Jak ja ci współczuję Kim. - W głosie Dorothy dało się słyszeć rozbawienie .- Taka smoczyca na straży cnoty.- I puściła oko do lekarki.

- Jest zmęczona, tak jak my wszyscy - odpowiedział cicho Alan - Idę poszukać tego prysznica. Trzymajcie kciuki, żeby się znalazł.

- Cnota panienki Kim jest tu bezpieczna. No chyba że jej samej się ta cnota znudzi. Mnie się znudziła pod koniec collegu.- stwierdził “filozoficznie” Douglas. -A tobie, panno Lie?

- Czyli co? Runda zwierzeń? - Dobry humor nie opuszczał Dot- to mów z kim..

- Ty… ty sobie wsadź te współczucia gdzieś! - Wypaliła nagle do Dorothy lekarka, po czym pokazała jej wyprostowany, środkowy palec - Musisz ją obrażać? - Obruszyła się Kimberlee, po czym zerwała z miejsca i pognała za Lyssą…

- Panna Kimberlee ma trochę racji - powiedział jeszcze Woods po odejściu lekarki, nim sam ruszył w stronę zapasów - Nie wszyscy tak łatwo potrafią się zrelaksować, Panno Lie.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 25-10-2018 o 09:51.
Kata jest offline