Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2018, 19:02   #49
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Albo rozładowała na tobie swój strach…- wzruszył ramionami “Bloody”.-Na zewnątrz mamy krwiożercze jaszczury wielkości szkolnego autobusu. A co do twojego pytania… to nazywała się Annie Stokes, była czirliderką przy drużynie futbolu amerykańskiego. I miała cycatą siostrę na filologii angielskiej, na jakimś uniwersytecie. Szczegółów nie pamiętam, za bardzo… bo był zwycięski mecz i żem popił. Ale mieliśmy mieć z Annie pierwszy raz u niej w domu, pod nieobecność jej rodziców. Było gorąco i bardzo pikantnie… tyle że… rano okazało się że przeleciałem jej siostrę, a Annie zasnęła w łazience od nadmiaru alkoholu, który przy okazji tam zwracała. Chryja była straszna. Annie ze mną zerwała. - wzruszył ramionami Doug na koniec opowieści.
Dorothy odprowadziła lekarkę, a później Alana długim spojrzeniem. Po czym odwróciła się do tych którzy jeszcze zostali.
- Iście szekspirowska tragedia.
- Twoja kolej.- odparł Doug wyzywającym spojrzeniem na Dot.
Harry uznał, że zebrał wystarczającą ilość deszczówki i postanowił dołączyć do towarzystwa.
- Runda zwierzeń? Podoba mi się. A może idźmy dalej i zagrajmy w „Prawda czy wyzwanie”?
- Travis - Lie uśmiechnęła się na jego wspomnienie. - Travis McLellan. On był na drugim roku prawa, a ja w ostatniej klasie. Pojechaliśmy do apartamentu jego rodziców w Aspen. Samo wyszło. Chociaż nieszczególnie. Nie wiedział jak się do tego zabrać.
-Acha… No cóż. Nie każdy pierwszy raz jest ciekawy.- ocenił Bloody.
- To kto następny?- Dot rozejrzała się po zebranych.
Ryotaro po załatwieniu sprawy z majorem chciał się dosiąść do wesołej grupki, jednakże gdy się zbliżył i usłyszał o czym rozmawiali, wyminął ich tylko kierując się w inne rejony. Stety lub nie ale japońskie wychowanie było w nim na tyle zakorzenione że nawet studenckie lata w stanach tego nie zmieniły.
- E...e...e… - Dot zawołała za nim unosząc rękę. - Wracaj tu!
Miyazaki odwrócił się nie pewnie, i z równie niepewną miną odezwał.
- Tak? Trzeba w czymś pomóc?
- Oczywiście. - Poklepała miejsce obok siebie. - Nie przedstawiono nas sobie oficjalnie. A tu kawa czeka. Weź mu tam nalej - Zwróciła się do najemnika, tylko nie wiadomo do którego.
- A tak, racja.- podszedł do grupki - Jestem Miyazaki Ryotaro. Miło mi cię poznać. - wyciągnął rękę do Dorothy - Ale za kawę podziękuję. Nie pijam. - uśmiechnął się przyjaźnie.
-[i] Dorothy Lie. -[i] Przedstawiła się uścisnęła dłoń Japończyka. - To może coś, ten… tego… ?- Rozejrzała się konspiracyjnie czy major gdzieś się nie czai.
Ryo zmarszczył lekko czoło zastanawiając się o co jej może chodzić, po chwili załapał że pewnie chodziło a jakąś używkę.
- Zależy które “tego”. - odbił piłeczkę.
- To się nazywa duch w narodzie. - Pokazała mu butelkę “Kapitana Morgana”.
Tak, to mogłoby mu się przydać, odstresowanie się trochę, upuszczenie pary, najpierw dżungla, potem plaża i jeszcze wymarłe od milionów lat stworzenia. Do tej pory trzymały go jakoś zajęcia, ale chyba właśnie się skończyły.
- A chętnie, dziękuję bardzo. - usiadł na ziemi nie przejmując się czy czysta czy nie, i tak już był brudny.
- To na zdrowie Ryotaro. - Dorothy nalała Japończykowi do kubka po czym przeniosła wzrok na Currana. - Peter, teraz twoja kolej.
- Zanim Curran zacznie mogę się poczęstować tym zacnym trunkiem? – spytał Harry pokazując na butelkę „Kapitana”
-[i] W zamian za opowieść. -[i] Lie uśmiechnęła się przekornie do niego. - Peter poczeka.
- Dobra, skoro stawiasz takie twarde warunki…Julia Roberts, Summer Jam Festiwal, 2009. Nie pytajcie jak było bo byłem kompletnie nawalony, jakby mnie kumple nie nagrali to bym nawet nie wiedział, że do czegoś doszło.
- Matko! - Dorothy spojrzała z niedowierzaniem na towarzyszące jej osoby. - Czy wszyscy mężczyźni po pijaku zaczynają swoja przygodę z ars amandi?- Podała butelkę Frostowi.
- Nie wiem czy wszyscy… ja na pewno – uśmiechnął się Harry po czym odebrał od Dot butelkę i nalał porcję „Kapitana” do kubka.
- Pierwszy raz wymaga odwagi, alkohol pomaga.- wyjaśnił krótko Doug.
- Ale nie w takich ilościach, żeby nie wiedzieć co i z kim się robiło.- Dot pokręciła głową z niedowierzaniem.
- No… zazwyczaj nie.- zgodził się z nią Doug.- Z następnych pamiętam więcej.
Miyazaki siedział tylko cicho popijając rum, zawsze dziwił się jak Amerykanie mogli być tacy swobodni w rozmowach na te tematy.
Dot w międzyczasie zadbała, by kubek Ryotaro nie był pusty.
- Po pijaku? - Peter zaskoczony spojrzał na pozostałych. - Gdzie tu sens, gdzie logika... Poza tym... osobom w moim wieku wtedy nie sprzedawano nawet piwa.
Harry słysząc wyznanie Currana parsknął wypluwając alkohol.
-[i] Czyli jak to było?[i] - Rudowłosa skupiła całą swoją uwagę na Currancie.
- Nie każdy jest grzecznie ulizanym chłopcem w collegu.- odparł ironicznie Douglas.- Przestrzegającym regułek jak jakiś… maminsynek.
- Nie muszący się dopalać dla odwagi - uśmiechnął się kpiąco Peter.
- Kto tu mówi o odwadze koleś? - odparł Harry - Był festiwal, urżnąłem się z kumplami, nie planowałem się z nikim bzykać, ale wiesz jak to jest na imprezach. Nie oceniaj wszystkich swoją miarą. A jeśli nie potrafiłeś skombinować alkoholu za dzieciaka, to ci powiem, że się nieźle wyrobiłeś na stare lata.
- Nie 'nie potrafiłem', nie słuchasz uważnie.Peter był wyraźnie rozbawiony. - W lesie, jakieś pięć mil drogi, pędzili bimber. Chyba nie sądzisz, że ktoś o coś pytał. Prócz pieniędzy, oczywiście. A wtedy to było piękne kanadyjskie jeziorko. Chociaż finału nikt nie planował, przyznaję.
- Zaraz– uśmiechnął się Frost – Chcesz powiedzieć, że swój pierwszy raz przeżyłeś z bimbrownikiem?
- Ja tam nie oceniam… Sam zresztą, młodocianym będąc nie kierowałem się logiką… bądź sensem.- wtrącił Doug łaskawie.
- Teraz, jak widzę, niektórzy stale dziwną logikę stosują, choć młodociani nie są - odparł Peter, spoglądając na Frosta.
- Ale należy nam się więcej szczegółów Peter. - Ruda przeniosła swoje spojrzenie na najemnika.
- Mam opisać jej wdzięki - Peter rzucił okiem na biust Dot - metodą porównań, czy interesują cię jakieś pikantne szczególiki?
- Przynajmniej powiedziałeś, chociaż dość pokrętnie, że chodziło o kobietę. - Dot podchwyciła jego wzrok, ale nie drgnęła nawet. - Zdradzisz nam jej imię i kim dla ciebie była?

- Szach - Powiedział siedzący niedaleko Collins.
-...i nie ma szacha - Odpowiedział po chwili grający z nim Honzo.

Przysłuchująca się rozmowom o pierwszych razach Sarah, wodziła z dosyć posępną miną za rozlewaną wszystkim butelką alkoholu… w końcu wstała z miejsca, po czym odezwała się do wszystkich:
- Znikam na chwilę w naszej damskiej sypialni, bawcie się grzecznie - Powiedziała, opuszczając towarzystwo.
- Dobrze mamo!- Odpowiedziała jej Dot. - Obiecujemy nie robić niczego, czego ty sama nie zrobiłabyś.
- Susan - Peter odpowiedział na wcześniejsze pytanie. - Spotkaliśmy się przypadkowo... Ja polowałem na jelenie, a ona, cóż... upolowała mnie.
- Jak Artemida. - Dorothy wykonała ruch jakby strzelała z łuku. - Pach. I prosto w serce.
- Nie o serce chodziło, prawdę mówiąc... - przyznał Peter. - No i Artemida była dziewicą.
- Afrodyta również.
- Ta Susan do ciebie strzeliła?? - Spytał Petera nagle Marco.
Curran nie wiedział, czy Dot kpi, czy też sprawdza jego wiedzę, więc ograniczył się jedynie do pokręcenia głową i nie wdał się w dyskusję na temat dziewictwa (lub jego braku) bogiń olimpijskich.
- Nie... Zaprosiła mnie tylko do kąpieli w strojach urodzinowych - wyjaśnił.
- Aha... - Przytaknął Marco i… przeszły go dreszcze. Minimalnie się wzdrygnął na myśl o nagiej kobiecie??

W międzyczasie do rozmawiającej grupy powrócił Woods.
- Marco, nie wiesz może co stało się z przenośnym zestawem natryskowym? - zapytał zaopatrzeniowiec - Nigdzie nie mogę go znaleźć.
- Hmm… nie wiem. - Chelimo potarł podbródek. - Czyżby został na plaży, jako zbyteczny? - Marco zrobił kiepską minę - Bo wiesz… w całym tym zamieszaniu…
- Pięknie… - podsumował Alan i ciężko usiadł na ziemi - To tyle jeśli chodzi o ciepły prysznic. Może uda się później zbudować coś prowizorycznego…
- A kto, przepraszam, zadecydował o tym, że to zbędny sprzęt? - Pani Lie spojrzała na Chelimo. Z jej twarzy zniknęła wesołość.
Starając się ocalić Marco przed możliwym atakiem zebranych, Woods zwrócił się do dziewczyny:
- To o czym rozmawiamy?
- A jak myślisz?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Niestety, w tamtej części jaskini słyszałem tylko wasze stłumione chichoty - zripostował.
- To może ci przypomnę. O relaksie rozmawiamy.- Rudowłosa wyglądała na lekko poirytowaną. - Relaksie, którego nie będzie.
- Aaaaa, no tak - ciągnął Alan - Chyba niepotrzebnie zrobiłem wam nadzieję.
- No, chyba niepotrzebnie - z poważną miną powiedział Peter. - Chyba trzeba będzie pomyśleć o innych formach relaksu...
- Chyba przeżyjesz jeden dzień bez prysznica? Korona raczej z głowy nie spadnie? - Chelimo zwrócił się nieco uszczypliwym tonem do Dorothy, a “Bear” powstrzymywał śmiech.
- Ty się o moja korone nie martw. - Dorothy zmarszczyła czoło. - Trzyma się dobrze i jasno świeci.

Marco, tym razem z uśmieszkiem, pokazał kobiecie uniesiony w górę kciuk, nie odzywając się już. Głos za to zabrał czarnoskóry Dave.
- Tak sobie myślę… to by było ciekawe co? - Wyszczerzył białe ząbki na drobny moment, tuż przed wyjaśnieniem co jemu chodziło po głowie - Jak w jakimś kurde reality show, znajdziemy wodę, oazę, wodospad czy coś, i będzie się można popluskać hiehie... - Wymownie poruszył brwiami.
- Masz racje. - Twarz Dot już zupełnie się rozpogodziła. - To byłoby ciekawe. Tyle męskich, wysportowanych ciał pod wodospadem.- Ostatnie zdanie wypowiedział z jednoznacznie kojarzącym się westchnieniem.
- Aż tyle ci potrzeba do szczęścia? - spytał Peter, spoglądając na mówiącą. - Tych ciał...
- Po co marnować pustą przestrzeń w kadrze. -Pokazała mu język uśmiechając się i przymykając oczy jednocześnie.
- Mamy zdecydowanie inne preferencje - odparł.
- Może i wy tak. Ale ja nie. Magic Mike.
Peter spojrzał na nią z całkowitym brakiem zrozumienia.
- Bo się nie znasz.- Odparła mu tonem dziecka przekomarzającego się z innym dzieckiem.
- To musiałby duży wodospad… na tyle ciał. Albo te ciała musiały być bardziej zainteresowane sobą nawzajem.- ocenił praktyczną stronę sytuacji jasnowłosy najemnik.
- Ja nie wiem o czym ty myślisz. - Dorothy udała słodką idiotkę.
- Ja za stary wilk jestem, by dać się nabrać na to…- odparł z drapieżnym uśmiechem Douglas. - Dobrze wiesz…
- Nieeee.- Dot pokręciła głową.
- To jak będzie okazja to ci wytłumaczę na osobności… o ile się nie przestraszysz.- rzekł “ponurym” głosem Doug uśmiechając się żartobliwie.
- Nie wiem jak ty chcesz tę osobność osiągnąć z tyloma mężczyznami pod tym wodospadem i to jeszcze... - Rudowłosa prześlizgnęła się wzrokiem po rozmówcach. - jak to powiedziałeś? Bardziej zainteresowanymi sobą nawzajem.
- Wytłumaczę… nie mówiłem nic o pokazywaniu, czy organizowaniu… to już musisz sobie załatwić sama.- poprawił ją Sosnowsky i przeciągnął się głośno, tak że słychać było trzaskanie jego stawów, a sama koszulka na jego torsie również niemal rozerwała się tu i tam. Wstał powoli dodając.- Za dużo siedzę w miejscu. Mięśnie się zastały.
- O, o, o…- Ruda zaczęła zacierać ręce - Pokaz się szykuje?
- A niby co chciałabyś zobaczyć ? - zdziwił się Douglas.
- Muszę sprawdzić czy nadajesz się. -tym razem to Dot uśmiechnęła się drapieżnie. - Prosić będę później.
- A jak chcesz sprawdzić?- zamyślił się najemnik przyglądając kobiecie i próbując odkryć jej intencje.
- Po to ma być ten pokaz.
Mężczyzna nachylił się ku niej i napiął swoje mięśnie, niczym amatorski kulturysta. Muskuły ramion były w zasięgu dłoni kobiety.
- No to sprawdzaj, póki masz okazję.- prowokował Doug ignorując resztę zgromadzonych osób. Zresztą… czemu miałby? Reszta raczej nie była tym “pokazem” zainteresowana.
- Musisz popracować nad choreografią. - Lie spojrzała mu w twarz i puściła oko.

W pobliżu kotary do jaskini-sypialni dla kobiet, rozległ się szczęk składanego karabinu, oraz głos “T”:
- Jezuuuu, was się już słuchać nie da… niech ją ktoś w końcu przeleci, to będzie spokój i koniec tego pierdolenia - Najemniczka ruszyła się z miejsca, a swoje kroki skierowała właśnie prosto do Dorothy. Stanęła przy kobiecie, po chwili kucnęła, i wyciągnęła rękę po flaszkę z alkoholem…
Sosnowsky wyprostował się i uśmiechnął ironicznie, po czym… dodał.
- Czas się skończył.
I powolnym krokiem opuścił towarzystwo, by rozprostować kości.
- Czy wam jakąś ekstra premię za psucie mi humoru obiecali?- Ruda odwróciła głowę w stronę najemniczki. Potrząsnęła lekko butelką i podała. “T” napiła się prosto z gwinta, tylko jeden, porządny łyk, po czym oddała flaszkę kobiecie. Przetarła usta rękawem, i spojrzała w oczy Dorothy z nieco prowokującym uśmieszkiem.
- Coś w tym może być - Powiedziała, i odstąpiła od niej, kierując się do przedniej komory, gdzie przebywał Major i paru innych najemników.
- Chyba pójdę i się utopię. - burknęła Dorothy podnosząc się.
- Och, nie rób tego... - powiedział Peter.
- I nie wypłacą wam tej premii.- Ruszyła do miejsca gdzie nawet królowie piechotą chadzają.
- Ratowanie pań metodą usta-usta jest przyjemne - rzucił za nią. - Ale nie o premię tu chodzi.

Dot nawet nie zareagowała. Minęła zebranych w komorze z wyjściem mężczyzn i Tammi "T" Cooke bez słowa. Pęcherz wprawdzie nie dawał się jej jeszcze we znaki, ale z ulga przyjęła, że nie będzie musiała czekać w kolejce i że komora z jeziorkiem jest pusta.
Dorothy zanurzyła ręce w krystalicznie czystej wodzie zbiornika. Przez chwilę nawet rozważała możliwość wskoczenia do niej. Ale ta część kompleksu jaskiń, który zajęli, nie dawała aż takiej prywatności. Z wcześniejszej komory wszystko było dobrze widać. Dlatego zdjęła tylko buty i skarpetki i zanurzyła bose stopy w wodzie.
to było przyjemne uczucie. Po tylu godzinach spędzonych w ciężkich i dobrze chroniących stop i kostki butach przyjemnie było brodzić w zimnej wodzie. Jakoś niespecjalnie przejęła się że zmoczyła sobie nogawki. Podwinęła je do kolan i weszła głębiej. Jeśli mieliby tu zostać dłużej, można było pokusić się o kąpiel w zimnym jeziorze. Teraz zadowoliła się brodzeniem po kolana w niej.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline